7 lipca 2020

Od Somniatisa cd. Akiro

~ Zawalił Wieżę, nie jest już naszym przyjacielem Somniatisie
Surowa twarz Argony przypominała wykutą z żelaza.
~ Musisz pozwolić mu odejść inaczej zniszczy nas wszystkich. Spójrz na niego, jest potworem.
Obraz potoczył się łagodnie w stronę jaskini, której brzeg podmywany był przez morską wodę, a w której leżało zdeformowane ciało o cechach na wpół wilczych, na wpół demonicznych... być może wężowych? Somniatis podbiegł. Poznawał je, mimo deformacji. Wiedział, był pewien, kto to.
~ Akiro, tak się cieszę... 
Pochylił się, jego dłoń delikatnie powędrowała do ramienia przyjaciela. W głębi klatki piersiowej czuł to nieprzyjemne uczucie, coś jest nie tak. Jaskinia zatonęła w mroku, a postać gwałtownie obróciła się.
~ Nie potrafiszszszsz uratować niiiic.
Wysyczała nieznajoma twarz Akiro, której wężowy język smagnął twarz Somniatisa. 
~ Jedyne co możeszszszsz to ucieeeec. Wsssstawaj! Wssssssssstawaj...
- ...musimy iść. 
  Somniatis niemal uderzył czołem w twarzy przyjaciela, który na szczęście w porę odskoczył. Zamrugał gwałtownie.
- Wybacz Akiro, miałem... zły sen. - Czarnowłosy uśmiechnął się z zakłopotaniem, pocierając lewą skroń. - Nie powinno się spać... Jak tylko wrócimy... - Sposępniał. - Jeśli mamy wogle dokąd wracać...
  Chłopak przyglądał się Zegarmistrzowi z dziwnym wyrazem twarzy, ten jednak tego najwyraźniej nie zauważył, pogrążony w ciężkich myślach. Wreszcie jasnowłosy wyciągnął do towarzysza dłoń, by pomóc mu wstać i stanowczo wyprowadzić przed jaskinię. 
- Nie zamartwiaj się zbytnio. Mam plan. - Uśmiechnął się pod nosem.
- Nie, żebym w ciebie nie wierzył... jednak może być naprawdę ciężko. Teraz gdy polują na nas obie strony.
- Nie tak zaprojektowałeś warsztat, by łatwo było się ukrywać? - Chłopak dał znać Boniemu, że ruszają. 
- Niby tak, ale Argona będzie w stanie prześledzić sygnatury magiczne. No i na pewno będzie w stanie dotrzeć do Mewy i reszty. Będzie wiedziała, gdzie byliśmy, a potem ruszy za zapachem. Choć nad morzem trudno go wyśledzić... - Zmartwiona twarz Somniatisa wydawała się zupełnie oderwana od rzeczywistości. Mężczyzna zupełnie zdał się na prowadzącą go rękę Akiro.
(Akiro? To dokąd idziemy?)

Od Argony cd. Calii

- Mówisz, że nie uda się załatwić mi rozmowy z nim? - Alpha stała z założonymi na piersi ramionami przed Camille, przeglądającą coś w komputerze. 
- Na pewno nie takiej, na jakiej by ci zależało. Powiedz mi jeszcze raz, po co chcesz z nim rozmawiać? - Przywódczyni mafii Pectis uniosła pytające spojrzenie na kobietę. 
- To skomplikowane. 
- Spróbuję zrobić co tylko możliwe, ale nic nie obiecuję. Plus - zawiesiła teatralnie głos. - Wisisz mi. Coś dużego.
- Naprawdę dużą kawę z bitą śmietaną? - Argona uniosła brwi.
- Chciałabyś. Chwila, stop. - Prawniczka nagle się ożywiła. - Nie mówiłaś coś o jakichś nalepkach pandy?
- Mówiłam, a co...?
  Camille bez słowa odwróciła komputer w stronę kobiety. Na ekranie nie było prawniczych baz danych, stron sądu czy rządowych kont. Była za to strona z najnowszymi memami, a urocze kotki patrzące na Alphę sprawiły, że mimowolnie z gardła wadery dobył się cichy warkot. Właścicielka biura przewróciła oczami i wskazała palcem na reklamę w dole strony. Wesołe, biało-czarne kształty na niewielkim polu upiększały ramkę wokół uroczych kapci domowych. Argona wyjęła z kieszeni nalepkę i porównała. 
- To może być ten sam styl... - mruknęła. - Wrzucisz mi screena na pendriva? Poproszę moich...
- Znalazłam gościa, jeśli cię to interesuje. - Cichy szczęk drukarki i przywódczyni mafii wręczyła Alphie namiar na niejakiego Stefano de Value. - Kawa będzie dobrym początkiem. Z bitą śmietaną i piankami. Duża. Resztę odbiorę przy okazji. - Camille puściła do Argony oko, a ta westchnęła.

- Okej, czemu tu jest tak ciemno? - znajomy głos od wejścia do piwnicy przerwał Argonie w połowie zdania. Wyprostowała się i rozproszyła mrok, który przyciągnęła do pomieszczenia, pozwalając by światło jedynej lampy oświetliło jej bladą cerę i prawdopodobnie jeszcze bledszą cerę ciasno skrępowanego i przywiązanego do krzesła jeńca. 
- O, jesteś. - Uśmiechnęła się wilczo, podchodząc do blondynki. - Patrz, co znalazłam. 
  Z kieszeni spodni wydobyła zgięte dwukrotnie na pół kartki i podała przybyłej. Ta wzięła je i szybkim ruchem rozłożyła w palcach. Wpatrzyła się w kształtne rysuneczki na jej powierzchni. Każdy z nich przedstawiał pandę w innej pozycji, z różnymi akcesoriami i zabawnymi minami. 
- Spójrz tutaj. - Czarnowłosa z zapałem wskazała na ukrytą wśród innych małą, niepozorną pandę. - Porównaj z nalepką. 
- Widzę, nie musisz mi mówić - mruknęła dziewczyna. - Są identyczne.
  Calia spojrzała na jeńca, potem na kartkę i na Argonę. Uniosła brwi.
- To jego - potwierdziła Alpha. - Najwyraźniej zaprojektował tę nalepkę. Na komputerze zresztą miał tego więcej. Nie wydaje się być sprawcą, jednak najwyraźniej mógł mieć z nim kontakt. 
- Widzę, że próbowałaś już z nim rozmawiać. - Blondynka ponownie spojrzała na jeńca. - Knebel pewnie nie pomógł.
- Nie specjalnie chciał - Argona wzruszyła ramionami. - Gdybyś weszła pięć minut później pewnie miałby już połamane palce.
- Nikt ci nie mówił, że podczas śledztwa potrzebna jest dyskrecja?
- co krecja? - Wadera udała, że nie dokładnie słyszy rozmówczynię. - Masz na myśli tą paskudną czarną żelkę, zwijaną w ślimaki? Podziękuję.
(Calia?)

Od Argony cd. Camille - "Zegarek, prawda i konsekwencje"

- Pani Belcourt, z całym szacunkiem - Argona zaakcentowała stanowczo nazwisko kobiety - mimo że osoba Akiro strasznie mnie irytuje nie uważam, by warto było poświęcać zbytniej uwagi temu pionkowi. Proszę, usiądź. - Alpha wskazała przybyszce krzesło. - Zrobił co miał zrobić. Nie powtórzy tego wyczynu. Grupa, którą do tego zwerbował została rozbita i wątpię, by łatwo mu przyszło zwerbować nowych. Wydaje mi się, że przez jakiś czas - kobieta uśmiechnęła się, odsłaniając drapieżnie kły - nie będzie miał najlepszej opinii w półświatku. Ja wymierzyłam mu karę, którą uznałam za stosowną. - Kobieta spojrzała prosto w jasne oczy przywódczyni mafii Pectis. - Niesprawiedliwym byłoby, gdybym teraz zdecydowała wydać na niego wyrok śmierci. Być może dla prawników sprawiedliwość nie ma znaczenia, jednak dla mnie jest kluczowa. Ale jeśli tego pragniesz, Akiro nie jest pod opieką Watahy. Wynajmij zabójców, zapłać gangowi Noctis. Ja z mojego stanowiska nie mam prawa go ścigać, nawet jeśli przeżył egzekucję. 
- Nie mówię od razu o wyroku śmierci. - Wciąż wyraźnie nabuzowana Camille opadła na siedzenie. - Mówię tylko, że nie powinnyśmy pozwolić mu biegać luzem po wyspie i robić co mu się żywnie podoba. Kto wie, co będzie jego następnym celem. A jeśli tym razem sabotuje jakąś waszą siedzibę lub moje biuro? 
- Nie wydaje mi się, by poważył się na taki wyskok. - Argona wzruszyła lekko ramionami. - Ale jeśli tak bardzo chcesz coś z tym zrobić to co proponujesz? Mówisz, że nie zabić. Ale mówisz też, że cicho i szybko. Uwięzić? Wiesz, że wielu posiadaczy genów ma w nich wpisaną nieśmiertelność? Jak długo będziesz go więzić? Do końca swojego życia? Sto lat? Wieczność? A może zdecydujesz się go wziąć pod swój bat? Jeśli tak to powodzenia, dzieciak nie słucha się nikogo. - Czarnowłosa westchnęła i nieco się rozluźniła. - Camille, wiem jak bardzo chore i nierozsądne było rozsadzenie Wieży, wiem ilu ludzi zginęło, ilu zaginęło i jak dużym ciosem dla mafii musiała być wiadomość, że Władysław Leniniewski prawdopodobnie zginął pod gruzami budynku. Dlatego zrobiłam, co było najrozsądniejsze. Odebrałam mu to, co było dla niego najcenniejsze, jego wilcze pochodzenie i oddałam Akiro w ręce prawa. Jeśli prawo nie zdołało sobie z nim poradzić nie uważam, że powinnam ponownie mieszać się w sprawę tego młokosa, aż ponownie nie wejdzie mi w drogę. A, kto wie, może nawet lepiej będzie, jak jest... w końcu jest z nim Somniatis... - Argona się zamyśliła. Przez twarz jej rozmówczyni przebiegł cień, jakby zrozumienia. - Jak sądzisz? Nada się? - Alpha uśmiechnęła się po raz pierwszy od początku rozmowy. - Z tego co słyszałam znasz kilka sztuczek umysłu, a sam Zegarmistrz mógłby okazać się... całkiem dobrym obiektem.
(Camille?)

6 lipca 2020

Od Lorema cd. Camille

  Mężczyzna zamyślił się. Co jeszcze mogli chcieć uzyskać od tego człowieka?
- Nos volo redeo. (Chcemy wrócić.) - Powiedział po namyśle, patrząc chłodno w oczy filozofa. - Nos sunt moti a futurum. Per villam. Quam? (Przeniesiono nas z przyszłości. Przez willę. Jak?)
  Starzec omiótł go spojrzeniem od stóp do głów, potem przeniósł wzrok na Camille. Otworzył i zamknął usta, po czym wzruszył ramionami.
- Sunt variis theoriis circa peregrinatione tempus. Amicus meus dicit Galiusz... (Są różne teorie na temat podróży w czasie. Mój przyjaciel Galiusz twierdzi...) - zamilkł, gdy jego spojrzenie ponownie spotkało się z lodowatymi oczyma Lorema. - Ita infecta re videtur hic loqui tibi iure ire in villam abiit. Si potuit consummare haec tibi non dirigas vias tuas omnique retro. Capere, nisi si alia doctrina, quae... (To znaczy najwyraźniej macie tutaj niedokończone sprawy, które nie pozwoliły odejść willi na właściwe jej w przeszłości miejsce. Jeśli zakończycie te sprawy powinniście być w stanie odnaleźć drogę powrotną. Chyba że przyjmiemy inną teorię, która...)
- Camille? - Jasnowłosy zwrócił się do towarzyszki z pytającym wyrazem twarzy. 
- Nie brzmi głupio. - Kobieta pokiwała głową. - To by znaczyło, że musisz pożegnać się z rodziną, prawda? I powinniśmy po tym być w stanie wrócić. Atque haec aliorum doctrina? Quid hoc sibi vult? (A ta inna teoria? Co zakłada?)
- Est possibile, ut aliqua vi transtulit hic aliqui qui deos esse dixerunt tanta mirabilia praestare possunt, aliquando aliquid manes. (Możliwe, że przeniosła was tu jakaś siła, ponoć niektórzy bogowie są w stanie dokonywać takich cudów, czasem niektóre duchy). - Mężczyzna nieco nerwowo zagryzł wargi.
- Naiades? - spytał Lorem, którego serce poruszyło się gwałtowniej, słysząc słowa o duchach.
- Non dico, quod tales artes fabulas autem convertentur. (Mity nie podają, by posiadały one takie umiejętności.) - odparł wymijająco, odwracając wzrok. 
- Quis aliquid de illis scit? (Kto może wiedzieć coś o nich?) - naciskał jasnowłosy. 
- Czemu najady, Loremie? - Przerwała mu kobieta.
  Jasnowłosy nie odpowiedział. Świdrował wzrokiem filozofa. 
- Oms? (Kto?)
- Et `sacerdotes 'probabiliter ductus Neptuno Tiberinius. Non plus habere peritia in rebus, quam ego fabulares. Ita... (Prawdopodobnie kapłani Neptuna, ewentualnie Tyberiniusa. W sprawach mitologicznych mają większe doświadczenie ode mnie. Więc...) - spojrzał błagalnie w stronę czarnowłosej.
- Ode mnie wszystko - oznajmił cicho Lorem, na którego twarzy malowało się coś na kształt zamyślenia. 
(Camille?)

29 czerwca 2020

Od Akiro cd. Somnatisa

Nie sądziłem w sumie sam, że to się udało. Gdy została już nas trójka, podniosłem się z piasku i razem z Somnatisem wyszliśmy z jaskini. Po opuszczeniu plaży musiałem uważać, bo zjedzona tabletka i wężowe przekleństwo nawzajem współgrało, ale jeśli tabletka przestanie działać a ja przerwę iluzję, będziemy mogli mieć kłopoty. Boni prowadził nas teraz do podziemnego laboratorium. Po dostaniu sie do pomieszczenia usiadłem zmęczony. I widząc, że Somi też jest zmeczony, wskazałem mu łóżko.
 -Idź się, połóż. -powiedziałem, a gdy chłopak się położył i niemal od razu zasnął, zacząłem się bawić moimi fiolkami. No bo kto powiedział, że eksperymentowałem wyłącznie na Bonim. Zmieszałem fiolki i spojrzałem na Boniego, a później na śpiącego Somiego.
 -Może i lepiej, że śpisz. -powiedziałem do przyjaciela i wypiłem zawartość fiolki i wstrzyknął specyfik pod skórę. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze i zaczęło mnie wszystko swędzieć. Po paru minutach moje "stare" ciało leżało na ziemi bezwładnie.
-Musimy je przenieść nad przeg, będą go szukać. -powiedziałem do Boniego, po czym zapakowaliśmy je do wora z raną postrzałową. Bon zajął się podrzuceniem ciała, a ja czekałem, aż Somnatis się ocknie sprawdzając czy dna i zapis zapachowy się zmieniły, miło było, że się udało kolejny raz zmienić kod genetyczny.
 -Dobra musimy się zmywać. -podniosłem się i podszedłem do Somnatisa. -Wstawaj, musimy iść. -powiedziałem wiedząc, że nasz magiczny pies czeka na nas na zewnatrz. Na szczeście czarnowłosy szybko otworzył oczy.

(Czas sie wziaść do pracy. ^^ Somi nie dostań zawału)

24 maja 2020

Karta postaci - Orik Ateni

Dane osobowe

Imię i Nazwisko: Orik Ateni
Pseudonim: Ori
Płeć: Chłopak
Pochodzenie: Ainelysanart
Data urodzenia: 1 kwietnia
Przynależność: Wataha
Stanowisko: Brak -pomoc zegarmistrza
Klasa: Posiadacz wilczego genu
Praca: Dawniej pracował dla premiera, był jego informatorem i specem od brudnej roboty. Aktualnie pracuje z Somniatisem w sklepie zegarmistrza. Załatwi każdą sprawę, a w rządzie nadal ma swoich ludzi. Tak było dawniej, teraz zaczyna nowe życie u boku swojego przyjaciela.
Orientacja: Heteroseksualny
Partner: brak
Rodzina: Prawdopodobnie cała jego rodzina nie żyje, na Arenie 6 znajduje się ich grób. Powiązany jest ze "zmarłym" Władysław Leniniewsk i paroma jego ludźmi. Boni, którego uratował, i Somi, którego uważa za przyjaciela.
Miejsce zamieszkania: Arena 1

Charakter

Przez swój nietypowy fach, którym zajmuje się od wielu lat chłopak nauczył się jeszcze bardziej utrzymywać swoje emocje na wodzy, ponieważ w towarzystwie w jakim chłopak się obracał, emocje zdradzały twoje zamiary. Mimo to potrafi ukazywać swoje emocje, ale robi tylko przy wybranych osobach, które po dłuższym czasie, zaczynają dostrzegać różnice. Podczas zdobywania informacji stosuje siłę, jeśli jest to konieczne. Wtedy jego oczy są zimne i na marne doszukiwać się w nich jakichkolwiek uczuć. Jednak jeśli zdobędziesz jego przyjaźń, zdobędziesz również dobrego sprzymierzeńca. Ten chłopak jest lojalny wobec bliskich osób, natomiast obcych trzyma na dystans. Akiro jest wytrzymały i wytrwały.
Po przemianie zmienił się troche jego charakter, ciemny blondyn stał się bardziej otwarty i przyjazny. W końcu nad nim wziął góre dziecięcy, niewinny charakter. Najbardziej ufa zegarmistrzow, z którym  zamieszkał. Chłopak mimo to cechuje się cierpliwością i dokładnością, która jest niezbędna  do naprawiania sprzetu.

Aparycja

©yuki21

Historia

Moce, umiejętności i zainteresowania

  • Ogarin - Może stworzyć wszystko, o czym pomyśli to się pojawi i to wszystko może również zniknąć.
  • Przenikanie - ale kosztuje go to dużo energii.
  • Kitsune spec - oszustwo zmysłów i czytanie w myślach 
Potrafi się dostosować do każdej sytuacji, pod bluzą umie schować parę ostrzy, sztuki walki i władanie bronią. Interesuje się wszystkim dookoła, eksperymentuje w swoim laboratorium. Somi nauczył go jak naprawiać zegarki, co go mocno wkręciło. Lubi zbierać informacje i sprawdzać czy będą przydatne dla jego osoby.

Przedmioty  

  • Naszyjnik iluzji - niech was nazwa nie myli, on powoduje, że jesteś niewidzialny przez ludzi i kamery.

Ciekawostki

  • Akiro, a raczej  Orik  po przemianie zapomniał o równoległym świecie.
  • Towarzysz: Baks

Achievementy


Kontakt: yuki21

Od Lorema cd. Tiffany

- Na razie chyba wrócimy do mnie - powiedział, wyjmując z kieszeni zegarek na łańcuszku, którego tarcza świeciła lekko w mroku. - Kathleen będzie zła - mruknął bardziej do siebie, niż do dziewczynki.
  Nieprzyjemny, zimny dreszcz przebiegł mu po plecach na wspomnienie tej kobiety. Spojrzał na dziewczynkę, a myśli w jego głowie z dużą prędkością zmieniały położenie, układając się w sprawdzone, książkowe koncepty. I to ona była w nich bohaterką. A on stawał w roli "tego złego". Lorem nie myślał nigdy o sobie, jako o złej osobie. Narzędzie nie może być złe. Tylko czy chciał być narzędziem w rękach Kathleen i rządu?
  Mimo wszystko słowa Aligatora utkwiły mężczyźnie w głowie. Somniatis jest mordercą. Morderstwo uważane było za zły czyn, a w tym wypadku miał do czynienia z mordercą ludzi, których jego Pan pozostawił jego opiece. 
  Lorem zatrzymał się przy wilgotnych, stalowych prętach, wbitych w beton i biegnących aż do stropu kanałów. 
- Pójdę przodem, zaczekaj - powiedział cicho, nie do końca myśląc o tym co robi. Ciało automatycznie powtórzyło wyuczone przez lata ruchy. Wspiął się po stalowych stopniach. Na sekundę przylgnął uchem do pokrywy studzienki, zanim nie odsunął jej powoli, nasłuchując. Wychylił się lekko, badając okolicę szybkim spojrzenie, po czym wychynął cały z otworu, by następnie dać znać dziewczynce, by poszła w jego ślady. Mała miała na twarzy mieszane uczucia, wspięła się jednak szybko za nim, robiąc przy tym nieco niepotrzebnego hałasu, na który Skryba się skrzywił. Zasunął za nią pokrywę i wstał, otrzepując się i wygładzając ubranie. Wyciągnął do dziewczynki dłoń, a gdy ją chwyciła poprowadził jak gdyby nigdy nic znajomymi uliczkami do starej kamienicy. Bez większego problemu dostali się z powrotem do domu. Mężczyzna, wchodzą, ściągnął muszkę i odwiesił na haczyku. Jego wzrok powędrował do eleganckiego, czarnego płaszcza, wiszącego tuż obok. Ruszył powoli przedpokojem, słysząc za sobą ciche kroki dziewczynki.
- Już myślałam, że uciekłeś. - Wysoki, kobiecy głos dobiegał z fotela w salonie. Elegancka kobieta o jasnych włosach przeglądała właśnie coś na tablecie, leniwie wodząc piórkiem po jego powierzchni.
- Pójdziesz się wykąpać. - zarządził Lorem, opuszczając spojrzenie na wciąż przykrytą jego wierzchnim odzieniem dziewczynkę. - Możesz sobie wybrać coś z mojej szafy. Zaczekaj na mnie w pokoju.
  Pchnął ją lekko, lekko za mocno w stronę łazienki. Zachwiała się i zrobiła kilka kroków, by się nie wywrócić. Mężczyzna miał nadzieję, że nie będzie miała tym razem swojego ataku agresji.
- Dziecko? Skąd je masz? - Oczy kobiety za okularami zwęziły się w cienkie szparki. Wstała i pewnym krokiem ruszyła w stronę przybyszów.
  Lorem pochylił głowę i spuścił wzrok, nie mogąc znieść jej świdrujących, błękitnych oczu.
- Spotkałem przypadkiem - opowiedział. 
  Kobieta minęła go i zbliżyła się do dziewczynki. Skrzywiła się, czując roztaczany przez nich oboje smród.
- Naprawdę nie mogę zrozumieć, co wy widzicie w tych kanałach - powiedziała jakby mimochodem, przeklikując coś na tablecie. Stojąc przed Tiffany przyglądała się czemuś intensywnie.  - Jak się nazywa?
- Tiffany Calevite-Rivers - odpowiedział cicho jasnowłosy. 
- Somniatis Tenebris, czy mówi ci coś to imię? - zapytała Kathleen, a Lorem drgnął. Ta kobieta była ostatnią osobą, którą spodziewał się, że będzie wiedziała coś o tym człowieku. - Po twoim zachowaniu widzę, że tak. Świetnie, przynajmniej zamknę tę sprawę z Orim. Schowała tablet do torebki, z której wydobyła następnie telefon. Odwróciła się i uniosła komórkę do ucha.
(Tiffany? Zabawna sprawa, gdy wreszcie udaje ci się oddać wpływ osobnych wątków na siebie xd)

11 maja 2020

Od Somniatisa cd. Akiro

To wszystko było tak dziwne. Somniatis zapatrzył się w błękitne niebo nad niewielkim molo opodal portu. Na wędkę od godziny nic się nie złapało. Choć z drugiej strony nie przeszkadzało to mężczyźnie. Może nawet lepiej. Nie był jakoś w nastroju na wyciąganie oślizgłych, szarych stworzeń z wody. Boni wędkował z drugiej strony kei. Nie rozmawiali se sobą zbyt wiele. Czarnowłosy nie czuł się komfortowo w obecności tego dzieciaka. On był... chyba zbyt dojrzały, zbyt zniszczony światem dorosłych. Dzieci nie powinny takie być. Będzie musiał o tym porozmawiać z Akiro. Później. Zacisnął wargi, a serce zabiło mu mocniej. Wyczekiwanie na ten moment robiło się coraz bardziej stresujące. Co jeśli coś poszło nie tak? Rządowi mają swoje procedury, pewne zasady. Plan chłopaka był zbyt śmiały i absurdalny, choć... skrzywił się. Odpowiednie pieniądze w odpowiednie dłonie. Niby by ratować przyjaciela, niby w słusznej sprawie, ale na myśl o tym robiło mu się ciężej na sercu. Jego myśli powoli zaczynały już schodzić na tory "czym ja się stałem" i "kiedy zatraciłem moje ideały" oraz "jak daleko tak na prawdę mógłbym się posunąć wystawiony na próbę", gdy rozległ się strzał. Somniatis tak głęboko utonął w oceanie własnych myśli, że ten zupełnie wytrącił go z równowagi i czarnowłosy wylądował na podłodze łodzi, przewalając opartą obok niego wędkę i mocząc sobie spodnie zalegającymi na deskach niewielkimi kałużami.
  Baks spojrzał na niego, a w jego oczach pojawiło się coś na kształt politowania. Bez zbędnego pośpiechu zebrał sprzęt wędkarski i część cięższych pakunków podał towarzyszowi. Nieco zmieszany czarnowłosy przyjął je z uśmiechem. 
- Wygląda na to, że się udało - powiedział cicho, choć jego twarz była blada.
- Wątpiłeś kiedykolwiek w Akiro? - odparł Boni, ruszając przodem po plaży w stronę groty. - Mój opiekun nie dałby się tak łatwo zabić.
- Przez chwilę byłem pewien, że właśnie to planuje. - Somniatis szedł za nim, w zamyśleniu drapiąc się po policzku. - Cóż. W każdym razie lepszym pytaniem jest: co teraz? Wataha nie przyjmie go z powrotem, już namówienie Mewy i Glooma do pomocy przy tej akcji nie było proste. Nie możemy też za bardzo pojawić się w mieście, bo ktoś może rozpoznać go jako terrorystę. Chyba widziałem nawet jak Mixi mówiła o nim we wczorajszych wiadomościach. Ciekawe co wtedy czuła... - Mężczyzna mówił w przestrzeń, wreszcie dając rozbrzmieć wątpliwością, które trapiły go od początku całej tej sprawy. - Ainelysnart zaczyna się robić dla nas może trochę zbyt niebezpieczne... stoimy teraz przeciwko rządowi i przeciwko rebelii. Jedynym wyjściem może okazać się Arena Ósma... kiepsko, na Ósmej wpływy ZUPA'y mogą okazać się dla mnie za silne. Być może, co gorsza, do wyboru zostanie nam Dziesiąta. Lub ucieczka z wyspy.
- Widzisz to w zbyt czarnych  barwach. Mamy swoje kontakty w przestępczym półświatku. - Dzieciak wzruszył ramionami. - Jakoś to będzie.
- Mówisz o tych ludziach, którzy pomogli w wysadzeniu Wieży? Argona prawdopodobnie ich też już ściga. Że Akiro maczał w tym palce dowiedziała się nawet chwilę przede mną, a przecież my mieszkaliśmy razem.
  Somniatis zamilkł gwałtownie orientując się, że są już na miejscu. Na piasku, mniej więcej na środku jaskini leżał Akiro, ciężko łapiąc oddech. Przy nim Mewa otrzepywał jasne futro z wody. Gloom rzucił tylko ponure spojrzenie Somniatisowi i powłóczystym, niezgrabnym krokiem powędrował z powrotem do oceanu. 
- Udało się - powiedział Zegarmistrz czując, jak olbrzymia ulga spływa na jego serce. - Udało się! - Jego twarz się rozpromieniła. Podbiegł do Akiro i ukląkł przy nim na piasku. Gwałtownie poderwał go z ziemi i mocno przytulił. - Nawet nie wiesz jak się martwiłem. 
  Gwałtownie poczuł się bardzo zmęczony. Adrenalina, która trzymała go na nogach... od jakiego już czasu? Trzech dni? Pięciu? Nagle go opuściła. Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Puścił przyjaciela i usiadł przed nim na piasku. 
- Nie spodziewałeś się chyba, że dam się tak łatwo zabić? - zażartował nadal nieco zmachany Akiro. On również się uśmiechał.
- Osobiście nie sądziłem, że się uda - skomentował Mewa, przemieniając się w człowieka i okrywając się ręcznikiem, który jeszcze przed chwilą wisiał na pokaźnym głazie. Poza tym był w samych kąpielówkach. - Cóż, będę się już zbierał. Argona pewnie się ucieszy, że żyjecie, ja jednak wolałbym być jak najdalej stąd na wypadek, gdyby jednak chcieli poszukać trupa. Wam też to gorąco polecam.
- Cóż, w pewnym sensie - odparł Somniatis wymijająco. - Możesz wstać, Akiro? Mewa ma rację, powinniśmy się zbierać.
(Akiro?)

4 kwietnia 2020

Od Calii cd. Argony

Ustaliłyśmy z Argoną, że w czasie, gdy ona będzie wykorzystywać swoje źródła na dojście do kogoś, kto mógłby nam pomóc, ja przejrzę notatnik zabrany z domu dziennikarza. Zadanie długie, żmudne i niemiłosiernie nudne. Gość miał obsesję na punkcie tej aktorki jeszcze przed tym całym incydentem z kostiumem. Przychodził na plan, notował jej działania, prowadził obserwacje, by na tydzień przed jej śmiercią całkowicie zaprzestać notatek i wrócić do nich dopiero w dniu zabójstwa. Zupełnie jakby wiedział, co miało się stać. I tak począwszy od czytania, co Kero jadła na lunch na planie „Obłudy” na początku zdjęć do filmu, skończyłam na czytaniu o tym, jakie ślady na jej szyi pozostawiły po sobie paski od kostiumu. Odstawiłam z obrzydzeniem szklankę z lemoniadą. Nasz dziennikarz naprawdę lubił szczegóły. Na końcu notatnika znalazłam kopertę z kilkoma zdjęciami. Przejrzałam wszystkie, jednak to tylko wzmogło moje obrzydzenie. Wcale nie dziwiłam się, że nikt nie chciał ich puścić do gazety publicznej. Westchnęłam, zamykając dziennik. Właściwie jedyne, co wydało mi się podejrzane to to, że obserwował Kero praktycznie od początku i przestał chwilę przed zabójstwem. Potem traktował tę sprawę jako zwykłą sensację do opisania. Wstałam, żeby przejść się po mieszkaniu. Skoro jego gosposia zabijała, co miało z tym wspólnego obserwowanie Kero? A może to on zabijał, szukając sensacji, o których mógłby pisać? Dzięki takim artykułom zdobywa się uznanie, zresztą widziałam jego dom, nie utrzymałby takiego ze zwykłej, marnej pensji dziennikarzyny. Potrzebował sensacji, to było pewne. Albo miał jakieś drugie, mniej legalne zajęcie. Coś na ten temat wiedziałam. Z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu.
– Halo?
W słuchawce rozległ się głos Argony.
– Chyba znalazłam kogoś, kto pomoże nam zakończyć tę wątpliwie przyjemną współpracę.
Uniosłam brwi.
– Chyba? Bo wolałabym, żeby skończyła się jak najszybciej.
Alpha chwilę się nie odzywała.
– Po prostu przyjedź.  
(Argo?)

Od Lucii cd. Jamesa

Lucia wzruszyła ramionami.
– Ta, no, moja mama trochę malowała i chyba zostało w genach. To odprężające.
James dłuższą chwilę się nie odzywał, ale, ku zdziwieniu kobiety, nie była to niezręczna cisza.
– Więc jesteś z tych ludzi, którzy stoją i godzinę zachwycają się czarną kropką na środku pustego płótna? – zapytał bez żadnych emocji, a Lucia mimowolnie odnotowała, że to chyba najdłuższe pytanie, jakie kiedykolwiek wypowiedział w jej stronę. Skrzywiła się.
– Ach tak, sztuka nowoczesna – powiedziała z pogardą. – Trzeba umieć odróżnić prawdziwą sztukę od ludzi, którzy chcą tylko zdobyć pieniądze. Abstrakcję też trzeba umieć malować, nie wystarczy kilka bezmyślnych machnięć pędzlem. Kojarzysz Picassa? – zapytała, choć nie czekała na odpowiedź. – Mimo że osobiście nie jestem wielką fanką abstrakcji, umiem docenić wielkich malarzy, a trzeba mu to przyznać – był wielkim malarzem. To, co niektórzy robią teraz, to zwykłe oszustwo.
Kolejna chwila ciszy, przerywanej tylko odgłosami burzy.
– Sztuka była zakazana – oznajmił nagle Von Alwas. Lucia spojrzała na niego uważnie spod przymrużonych powiek.
– Cóż, teraz już nie jest, więc nie widzę powodu, żeby o niej nie mówić. Jak byłam jeszcze we Włoszech, to nigdy nie nakładało się ograniczeń na sztukę.
Von Alwas skinął głową, nie spuszczając oczu z drogi. Jechali jeszcze chwilę, aż w końcu zatrzymał się przed jej domem.
– Dzięki za podwózkę. – mruknęła, odpinając pas. Otworzyła drzwi i wystawiła już nogi na zewnątrz, gdy James odezwał się po raz kolejny.
– Ten... wspólnik, jak go nazwałaś, mimo całego swojego zamiłowania do sztuki, jest bardziej fanem dawnej władzy. Raczej nie dogadałabyś się z nim na wspomnianym wspólnym obiedzie.
Parfavro uniosła brwi, ale już nic nie powiedziała, tylko wysiadła z samochodu i zamknęła za sobą drzwi. 
(James?)