15 kwietnia 2018

Od Lorema cd. Camille

    Lorem wygrzebał się spod łóżka. Kimkolwiek był przeciwnik - uciekł z krzykiem, co nieco zmartwiło mężczyznę. Prawdopodobnie przegonił waśnie jakiegoś przypadkowego fana zwiedzania opuszczonych budynków. Podszedł do ściany, w którą do połowy wbił się jego długopis. Budynek był w na prawdę kiepskim stanie i prawdopodobnie w każdej chwili...
  O takich rzeczach nie należy myśleć, wyciągając rzutkę z rozsypującej się ściany. Cegła szurnęła cicho, uwalniając się z więzów zaprawy i wypuszczając narzędzie ze swojego uścisku. Po tynku pobiegła wąska szpara, zatrzymując się dopiero kilkadziesiąt centymetrów od powały. Z cichym sykiem z sufitu posypał się pył. Nic więcej się nie wydarzyło.
  Dotąd skamieniały jasnowłosy poruszył się i ze skrzypnięciem skierował w stronę drzwi. Każdemu jego krokowi towarzyszył biały deszcz, a gdy stanął przy drzwiach dostrzegł, że rysa dotyka już niemalże stropu. Będąc już na korytarzu pomyślał o dzieciaku, którego udało mu się przestraszyć. Nie mógł być przecież niebezpieczny, skoro mężczyznę tak mocno uderzyła fala jego strachu. Powinien go poinformować, że budynek zaraz się zawali, a w razie czego pomóc, jednak nie miał pojęcia w którą stronę mógł uciec. Odetchnął i zamknął oczy. Miał nadzieję, że nie zdążył jeszcze ochłonąć i że wyczuje strzęp jego emocji zanim tamten zdecyduje się zrobić coś nierozważnego i zostanie przysypany gruzami kamienicy.
  Ku swojemu zdziwieniu nie szukał długo. Strach nieznajomego umościł sobie wygodne gniazdko w na końcu sąsiedniego pomieszczenia. Posuwając się możliwie ostrożnie i powoli Lorem zbliżył się do miejsca, z którego emanowały pulsacyjnie fale bezsilnego przerażenia. Mężczyzna wsunął się cicho i serce zabiło mu mocniej. Sam nie wiedział - z radości czy z przerażenia. Znajome, czarne włosy zakrywały jasną twarz drobnej dziewczyny. Nie widziała go jeszcze, miała zamknięte oczy. Wyglądała na załamaną, a jasnowłosy nie mógł wykonać jednego ruchu, by coś zrobić. Szukał jej, liczył, że tutaj będzie, a teraz, gdy ją spotkał nie wiedział nawet czy to ona, czy nie ona. Dwa razy otwierał usta i ponownie je zamykał, by coś powiedzieć. Wreszcie zrezygnował i zrobił jeszcze jeden krok w kierunku Camille.
  To był o jeden krok za dużo.
  Podłoga skrzypnęła przeciągle i coś zaburczało głucho. Lorem poczuł, że traci grunt pod nogami, a upragniona postać towarzyszki ucieka w górę.
(Camille?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz