9 kwietnia 2018

Od Camille cd. Lorema

    Ręka zawisła jakieś dziesięć centymetrów od klamki. Po plecach przebiegł dreszcz. W końcu przemogłam się i pchnęłam lekko drzwi. "Lorem, niech cię znajdę" błagałam w myślach, "Niech to nie pójdzie na marne". Podłoga zaskrzypiała lekko, gdy weszłam do środka. Odrzwia zatrzasnęły się za mną i to był właśnie moment, w którym miałam ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie. Będę silna. Muszę go znaleźć. Podłoga skrzypiała pod moimi nogami za każdym razem powodując zawał. Rozglądałam się gorączkowo, w poszukiwaniu czegoś, co hipotetycznie (nawet mimo swego nieistnienia) mogłoby mnie zaatakować. Powietrze było tak gęste, że ledwie mogłam oddychać. "Gdzie jesteś?" Całą mnie przeszywał zwierzęcy wręcz strach.  Weszłam po schodach i zaczęłam zaglądać do kolejnych pokoi. Jakoś przeżyłam przeciąg, który otworzył stare okno. Przeżyłam pająka-giganta, który bezczelnie pełzł w moją stronę. Przeżyłam przejście obok obrazu Tej Kobiety. Ale gdy coś świsnęło mi koło ucha... no cóż. Krzyk, który wyszedł wtedy z moich ust obudziłby ludzi z cmentarzy na całym Paryżu. Wpadłam do najbliższego pokoju, wcisnęłam się w róg pokoju, a z moich oczu płynęły łzy.
- Lor - szeptałam cicho jak modlitwę - przyjdź po mnie, proszę. Lor...  Znajdź się... Albo znajdź mnie...?
   W tym momencie stały się dwie rzeczy naraz. Włoski zjeżyły mi się na karku. Zamknęłam oczy, mając już dość otaczającego mnie świata. Miałam być silna... a wyszło jak zwykle. Cudownie.
(Loruś? Wybacz, że tak długo to trwało [i że Cam jest taka rozmemłana], ale jestem ostatnio wrakiem człowieka :"))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz