12 lutego 2020

Od Camille cd. Calii

  Obserwowanie wszystkich zmian, które stopniowo zachodziły w moim domu powodowały u mnie odczucia co najmniej ambiwalentne. Z jednej strony, jak zwykle cieszyłam się na myśl możliwości uczestniczenia i organizacji w przyjemnym evencie, dodatkowo z osobą, na którą, powiedzmy, że mogłam liczyć, z drugiej jednak nie mogłam pozbyć się powracającej natrętnie myśli, że coś jednak jest nie tak i Szafir nie wyzbył się wszystkich asów z rękawa. I z kieszeni. I spod kapelusza. W każdym razie obserwowanie jej zadowolonego uśmiechu za każdym razem, gdy sięgała po jednego cukierka z rozwalonej (dla dobra sprawy i zdrowia mentalnego organizatorek) piniaty miało w sobie coś takiego, że ja również nie mogłam zrobić nic innego niż tylko również się uśmiechnąć i uznając, że co ma być, to będzie. W pewnym momencie dłoń blondynki zatrzymała się w połowie drogi między cukierkami i jej ustami, a jej oczy rozbłysły niezdrowo, co zwiastować mogło jedynie kłopoty, najpewniej dla mnie.
— Wiem — rzuciła, jakby coś rzeczywiście ją oświeciło, potęgując tym samym mój niepokój całym zajściem.
— Jeśli znowu chodzi ci o Fio... — zaczęłam, przerywając jej, próbując zdusić pomysł, który słyszałam już ładnych kilka razy, jeszcze w zarodku, jednak dziewczyna, ku mojemu zdziwieniu, machnęła na mnie dłonią zniecierpliwiona. Zastygłam, przerywając zdanie wpół słowa i zamrugałam kilkukrotnie, jakbym chciała tym samym upewnić się, czy naprawdę zostałam uciszona w taki sposób. Blondynka wstała i podeszła do mnie, kładąc dłonie na moich ramionach.
— Jestem genialna — pochwaliła samą siebie, a ja już niemal widziałam, jak jej mózg pracuje na najwyższych obrotach myśląc o planie, którego jeszcze nie miałam okazji poznać. — Zrobimy imprezę tematyczną. — zamrugałam ponownie, ale ona już machnęła dłonią dookoła, jakby oczyma wyobraźni widziała dokładnie wszystkie dekoracje. — Nie zaprzeczysz chyba, że...
— Obawiam się, że tym razem muszę przyznać ci rację — rzuciłam, przewracając oczami. — Co czyni mnie jeszcze bardziej genialną, bo się z tobą zaprzyjaźniłam —podbudowałam swoją próżność niemal natychmiastowo, na co otrzymałam jedynie prychnięcie.
— Może... Lato w Vegas — spekulowała Calia. Zmarszczyłam brwi. — Albo nie, nie nie nie, wiem! Hiszpańskie tango, no czy to nie brzmi wspaniale?! Tak majestatycznie, dostojnie ale jest w tym coś tajemniczego — w tym momencie nasz wzrok padł na rozczłonkowaną piniatę, nasze spojrzenia się zetknęły, a wyrazy twarzy musiały stanowić praktycznie lustrzane odbicie.
— Hiszpańska Plaża — zadecydowałyśmy, przybijając sobie żółwika, gratulując tym samym sobie nawzajem zdecydowanie najbardziej genialnego pomyślunku w dziejach. W tym momencie ja i Calia Ace już wiedziałyśmy, że świat jeszcze nie widział czegoś tak niesamowitego, jak zamierzałyśmy mu zaserwować.
(Cal?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz