12 lutego 2020

Od Jamesa cd. Lucii

 James skrzywił się na moment, jakby toczył wewnętrzną walkę, czy powinien psuć jej aktualną wizję świata, czy też może zaczekać, aż sama się o niej dotkliwie przekona. Wykonał coś pomiędzy i po prostu otworzył drzwi wyjściowe, kwitując krótko:
— Pada.
  Na widok jej uniesionych brwi i dłoni zastygniętej na pasku od płaszcza westchnął cicho. To oznaczało bowiem, że będzie musiał ponownie się odezwać, a i być może stoczyć dłuższą dyskusję na temat aktualnych konwenansów i savoir-vivre'u.
— Odwiozę cię — mruknął tylko. Widząc jej chęci do protestów, których zresztą można się było spodziewać po kimś takim jak ona, po prostu wykonał wymowny gest w stronę drzwi, a błyskawica za oknem jakby potwierdzała jego słowa. Przymknął drzwi i ruszył po kluczyki do samochodu i jeszcze jedną butelkę wina, nieco innego jednak w podobnym guście, białe i włoskie, po czym praktycznie wepchnął ją kobiecie w dłoń.
— Nie żebym narzekała na taki obrót wydarzeń, ale to za co? — spytała, trzymając nie-prezent od niego w dłoniach. Jedyną odpowiedzią był chrzęst zamykanego zamka.
— Chodź — mruknął tylko cicho, na co oczywiście otrzymał fuknięcie ze strony kobiety.
— Jeśli dobrze pamiętam, drzwi są w zupełnie drugą stronę, a ja tutaj na noc na pewno zostawać nie zamierzam.— Na szczęście nikt ci tego nie proponuje — odparł Von Alwas krótko i spokojnie, po czym poprowadził kobietę do wejścia do garażu, gdzie mogli dużo prościej, a z pewnością bardziej sucho, dostać się do samochodu lekarza. Wszedł do samochodu, a i gdy Parfavro się tam znalazła otworzył garaż przyciskiem na pilocie, odpalił silnik i wyjechał ze swego miejsca. Od pierwszej sekundy w dach zaczęły uderzać wielkie krople, a światła auta rozjaśniały nieco zmoczony bruk przed nimi. Ciemnowłosy przez chwilę żałował, że po prostu nie może wyjść z samochodu i wystawić się na deszcz, poczuć chłodne krople wody na twarzy, przymknąć oczu i wsłuchać się w odgłosy burzy, wdychać jej elektryzującą woń, uznał jednak, że takie zachowanie nie należy do zestawu uznawanych za normalne w takiej sytuacji, wobec czego wyjechał na ulicę, nie zaprzątając sobie tym głowy. Jego palce pewnie zaciskały się wokół kierownicy, patrzył przed siebie skupiony na drodze i wszelkich zmiennych związanych z trasą.
— Nie wiedziałem, że interesujesz się sztuką — mruknął w końcu cicho, po czym zerknął na Parfavro, napotykając spojrzenie "ale ty się chwalisz czy żalisz", co jedynie sprawiło, że pożałował, iż się odezwał. — Po prostu to mnie zaskoczyło, to tyle — jak na kogoś z jego umiejętnościami "zaskoczenie" było jednym z rzadziej odczuwanych reakcji na jakiś fakt z czyjegoś życia. Wzruszył ramionami, dając jej tym samym znak, iż nie musi podejmować tej konwersacji i nie będzie mu to wcale przeszkadzało, wręcz przeciwnie. A jednak to zrobiła.
(Lucia?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz