30 czerwca 2015

Radosna nowina! ^^

Moje małe wilczki, jutro wyjeżdżam na praktycznie cały miesiąc w głuszę bez internetu. Zapewne was to ucieszy, bo nikt nie będzie was męczył o opowiadania. Razem ze mną wyjeżdżają również Hoimod i Kashadmin, więc nie będzie zaległości. Nasza kochana Mixi będzie się sama wami zajmować, bądźcie dla niej mili ^^
Do zobaczenia^^
~Argonadmin

28 czerwca 2015

Od Argony - Zdrada zawsze boli... nawet Zdrajcę

Kiiyuko
Veela

William
Arow
Koki
Veynom
Ayoko
Dalia
Leah
Nishi
Kirei Yoru
Ayoko
Aryos
Airis
Mako
Diabolos
Demorgorgon
Xedra
Lunara
Annuriti
Navir
Isaac
hosting
Sierra
Nightshadow
Aramisa
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDLvLiePrWnPaEzksfCJi34iEtsXXEsB1iPG1PFBvwE9rSghZdCq1sE2-PKeOXqy4l3dCGv-hg78-34udq20nfIvr6KKfP0gQ87QBjtnq83XSeumDby8hWKEUZo_fUOnONkCnQnh7EnS8/s1600/Sabina.png
Patty
Satoshi
Sei


  Minęło już kilka tygodni. Ludzi było coraz więcej. Przybywali wielkimi statkami ze sprzętem, o którym nigdy w życiu mi się nie śniło. Domy, fabryki, wieżowce, wille. Tak wiele z nich już stało, a kolejne były budowane coraz dalej i dalej, w głąb lądu, w głąb watahy. Najęłam się jako ochroniarz, głównie przy wyładowywaniu przywożonych machin, żywności i ludzi. Co prawda na początku mnie wyśmiali, ale gdy pokazałam im, jak rozłożyłam na łopatki barczystego mięśniaka zgodzili się mnie przyjąć.
  Praca nie była zbyt ciężka, choć życie człowieka jest znacznie trudniejsze niż życie wilka. Trzeba pracować, by mieć gdzie spać, by mieć co jeść. Jako wilk nigdy nie martwiłam się tym, co będzie jutro. Biegałam sobie beztrosko po watasze, zabijałam potwory, zwierzęta, czasem się z kimś spotykałam, wracałam do nory i szłam spać. Teraz za wszystko trzeba płacić. Rozsądnie gospodarować pensją, by na wszystko starczyło. Ale dość o moich problemach. Znacznie ważniejsze jest to, co wydarzyło się dzisiaj, gdy jak co rano poszłam do pracy.
  Byłam kilka minut przed czasem na nabrzeżu, gdzie powstał już niewielki port, jednak nie było tam nikogo z pozostałych ochroniarzy. Nie było też statku. Czyżbym nie dosłyszała jak mówili, że dzisiaj mamy wolne? A może teraz pilnują innego miejsca? 
- Argono? Co ty tu jeszcze robisz? Nie dostałaś wiadomości?
  Odwróciłam się, by zobaczyć jednego z moich starszych kolegów po fachu, Rhydian.
- Nie - odparłam, podchodząc do niego. - Coś się stało?
- Tak. Przybywa specjalny transport. Pośpieszmy się lepiej.
  Skinęłam głową i ruszyłam za mężczyzną. Szliśmy szybkim krokiem w głąb miasta. W kierunku terenów watahy. Zaczęłam się obawiać. Nie mogę ich przecież przekroczyć. Zbliżaliśmy się do nich z dużą prędkością. Jeszcze miałam nadzieję, że Rhydian skręci, że je wyminie. Ale nie. Przekroczył granicę. Stanęłam przed nią jak wryta. Gdy przestał słyszeć moje kroki obrócił się zdziwiony.
- Coś się stało? - spytał, marszcząc brwi.
- Nie, nic takiego... - z zapartym tchem zrobiłam krok na przód oczekując, że odbiję się od niewidzialnej bariery. 
  Ale nic takiego się nie stało. Rhydian pomaszerował dalej, a ja za nim. Cały czas myślałam o braku zabezpieczenia przed moim powrotem. Przecież jeśli złamałam wyznaczoną karę powinnam zginąć na miejscu. Gdzie jest Tantos? Przecież obiecał... a on nie rzuca słów na wiatr.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił mój przewodnik.
  Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że jesteśmy w lesie, a przed nami stoi kilkanaście mężczyzn i kobiet w dwóch kolumnach przed bunkrem, z którego widoczna jest tylko masywna, metalowa brama. Z moim towarzyszem szybko dołączyliśmy do szeregów. Byłam ciekawa, co się za chwilę wydarzy. Nagle miedzy drzewami pojawiła się pierwszy, jasnowłosy wilk, w którym rozpoznałam tamtą waderę. Była członkinią watahy. Zapewne tak jak pozostałe wilki, wychodzące za nią z lasu. Miały różne kolory, a podchodząc do naszego szpaleru zmieniały się jeden po drugim w ludzi. Wytrzeszczyłam na nich zdziwione oczy. Tylko nieliczne wilki umiały zmieniać się w ludzi, więc jakim cudem oni wszyscy to umieli? Naczelny ochroniarz wystąpił z szeregu, by ich powitać. Wymienili kilka zdawkowych grzeczności i ludzie-wilki weszli do bunkra. A za nimi ruszyliśmy my. 
  W środku wszystko było zrobione z szarego betonu. Nasz oddział został podzielony na kilka grup, z których każda odeskortowała innego wilka do jego pomieszczenia. Potem zostaliśmy zebrani w sali obrad, położonej chyba w środku systemu bunkrowego.
- Jak zapewne wiecie nazywam się Marcus Fickerman - mówił naczelny ochroniarz. - Jednak tak na prawdę nie pracuję w ochronie. Jestem generałem sił zbrojnych Ainalysnart, a ta praca miała na celu zebranie najsilniejszych i najlepszych emigrantów w szeregach nowo powstałego oddziału SJEW, którego celem będzie zwalczanie zamieszkujących te tereny wilków.
  Przez zebranych przebiegł szmer.
- Co one nam zrobiły, że mamy je zwalczać? - spytał ktoś, choć nie byłam w stanie stwierdzić, kto.
- Te przeklęte zwierzęta nieustannie atakują naszych ludzi, którzy zagłębiają się głębiej w lasy. Co prawda udało nam się przekonać kilka z nich do współpracy. Chyba nie były zbytnio zadowolone z działania wa...
  Nagle usłyszeliśmy potężny wybuch. Wszyscy zerwali się ze swoich miejsc.
- Co to było? - spytał ktoś.
  Ale ja wiedziałam. Jako pierwsza wybiegłam i skierowałam się w kierunku dźwięku. Zatrzymałam się dopiero przed ognistym potworem, niszczącym bunkier od środka. Za nim było wejście do pokoju wilka, którego odprowadzałam. Drzwi były otwarte, a po ich dwóch stronach leżeli martwi strażnicy w kałużach krwi. Nie zważając na płomienie, ruszające w moim kierunku rzuciłam się w stronę drzwi i w korytarz, prowadzący do pozostałych kwater. O ułamek centymetra minęłam się z płomieniami. Poczułam, jak ubranie na moich plecach robi się bardzo gorące. Biegłam, aż dotarłam do pierwszych otwartych drzwi. Jasnowłosa wadera w środku leżała w kałuży krwi. Nie traciłam czasu. Biegłam już do kolejnego pokoju, a widząc zwłoki, do następnego. Dopiero przy piątym udało mi się dognać zabójcę. Wpadłam do pomieszczenia akurat, gdy kończył z ofiarą. Nie było to jednak tamten basior. To była szara dziewczyna. Stała do mnie plecami, ale i tak od razu ją rozpoznałam.
- Narcyza... - szepnęłam, wpatrując się w plecy wadery.
  Odwróciła się. Jej oczy były puste i beznamiętne. Wykonywała swoją pracę. Pracę zabójcy zdrajców.
- No proszę, jeszcze jeden Zdrajca - powiedziała, uśmiechając się kpiąco i unosząc nóż wyżej do góry. - Jak powinnam się tobą zająć? Co powinnam ci zrobić za zabicie Akumy?
- Narcyzo, ja... - zaczęłam, ale ktoś mnie trącił i do pokoju wpadł mieszkaniec pustego pokoju. Zatrzasnął drzwi.
- Idą tutaj - oznajmił ponuro. - Nie mamy wiele czasu. Musimy ucie... - Tu zauważył mnie.
- A ta to...
- To Zdra...
- Jestem Argona - przerwałam, nim  szarowłosa zdążyła mnie do końca przedstawić. - I wiem, jak możecie się stąd wydostać.
  Chłopak zmarszczył brwi.
- Nie potrzebujemy twojej pomocy, Zdrajco - powiedziała gniewnie Narcyza. - Wracaj lepiej do tych psów, z którymi pracujesz
- Narcyzo, nie robię tego dla ciebie, tylko dla siebie. - Uśmiechnęłam się, nagle rozbrajająco pogodnie, czym wywołałam zdziwienie na twarzach wilków. - Nie chcę być nikomu nic winna.
- Winna...? - dziewczyna wyglądała na zaskoczoną. - Co takiego..?
- Idziemy! - rozkazałam władczo, otwierając drzwi i przybierając wilczą formę.
  Ludzie za mną zrobili to samo. Pognaliśmy korytarzem z powrotem, jednak już po chwili drogę zastąpili nam ochroniarze. Uskoczyłam w bok, przed gradem kul i z cienia padającego na ścianę stworzyłam drzwi.
- Tędy! - warknęłam do towarzyszy.
  Narcyza bez wahania wskoczyła w przejście, ja za nią. Ostatni ruszył tamten basior, jednak w połowie skoku jego źrenice rozszerzyły się i upadł w połowie w ciemnym pomieszczeniu. Razem z szarowłosą chwyciłyśmy go zębami i wciągnęłyśmy do środka. Z jego boku leciała krew. Przejście się zamknęło.
- Postrzelili cię - stwierdziła beznamiętnie Narcyza, oglądając ranę. - Nie dam rady tego wyleczyć, Williamie.
- You don't say? - basior uśmiechnął się krzywo. - I co teraz? Ta pustka będzie moim grobem?
- Zabiorę cię do watahy - oznajmiła Narcyza. - Tam cię pochowamy. Jako bohatera, który zginął w akcji.
- Super... - mruknął... a jego powieki powoli opadły.
- A co do ciebie. - Narcyza zwróciła się do mnie, wyciągając w moim kierunku nóż. - Powinnaś wreszcie umrzeć... ale tym razem ci daruję. Wracaj do swoich psów, Zdrajco.
- Tak zrobię. Jeszcze się spotkamy, Narcyzo. - Uśmiechnęłam się smutno i otworzyłam dwie drogi. Jedna, prowadzącą do bunkra, dla mnie, a drugą, wychodzącą koło skały Alphy, dla Narcyzy i martwego Williama.
  Pozostało mi tylko wrócić i sprawdzić, co u pozostałych wilków. Przeżyły cztery. Ayros, Mako (który zresztą był duchem), Xedra, Satoshi, Veela i Isaac. Wszyscy dopytywali się mnie, co się stało, jednak udzieliłam im szybkich, zbywających odpowiedzi i wróciłam do dowództwa. Muszę się dowiedzieć więcej o eliminacji wilków, by móc jej odpowiednio przeciwdziałać.

27 czerwca 2015

Od Argony cd. Korso

  W ostatniej chwili wkroczyłam do budki. Para basiorów leżała na ziemi. Jeden spał, drugi był bliski wyczerpania. Byłam wściekała za to, jak Korso mnie potraktował. Zebrałam całą energię mroku, który mnie otaczał i już miałam cisnąć nią w basiora, gdy pokładem budki zatrzęsło i wylądowałam po drugiej stronie pomieszczenia, na ścianie. Uderzyłam mocno głową w twardy metal i osunęłam na ziemię, do pozycji siedzącej. Łeb mi pękał, jednak nie to było najgorsze. Nagle poczułam się zagubiona. Kontak! Kontakt się urwał! Zaczęłam ciężko dyszeć.
- Airesu - szepnęłam, przerażona. Byłam... sama. Sama w ciemnościach.
  Kroczę przed siebie, nawołuję. Nie ma. Nie ma. Nie ma nic. Mrok. Strach. Pustka. Samotność... to, czego tak bardzo się obawiałam, co po pojawieniu się białego demona wydawało się przeszłością. A jednak nie było. Nie ma go. Zniknął. Przepad. Odszedł. Znów sama. Wołam o pomoc. Nikt nie słyszy, nikt nie słucha, nikt nie rozumie.
- Argono?
  Unoszę zagubiony wzrok na basiora przede mną. To ten sam, który tak podle mnie potraktował. Podle? To ja igrałam z jego życiem. Pewnie mnie nienawidzi. Brzydzi się mną. Z pustego oczodołu cieknie po policzku krew. Stara rana, której nie dane było krwawić teraz się otwiera z całą mocą.
  Nagle zrywam się z ziemi i potrącając basiora dopadam drzwi. Wyskakuję na zewnątrz na... środek wypalonego do cna lasu. Zatrzymuję się. 
- Co tu się stało? - szepczę. 
  Jak okiem sięgnąć wszędzie pełno zniszczeń, wypalone pniaki, sypiące się budowle, wraki statków, szczątki dawno zmarłych stworzeń. Ruszam powoli przed siebie, przyglądając się rozmiarom zniszczeń. Powoli się uspokajam i wracam do dawnej siebie, prawdziwej siebie.
- Gdzie mnie wywieźliście? - obracam głowę w kierunku stojących w drzwiach budki Korso i tego innego basiora. - Czy to jest tak przyszłość, z której do mnie przybyliście?
- Nnnie do końca... - zaczyna brązowy basior, zeskakując na wyschniętą ziemię. - Gdy ostatnio tu byliśmy... - Wyglądał na skonsternowanego i przybitego. Kręcił głowa z brakiem zrozumienia w oczach. 
- Co się stało po wojnie? - spytałam twardo, wodząc wzrokiem za basiorem. - Czy to przez nią?
- Nie... to tak nie wyglądało... to... - Nagle podniósł głowę i wyprostował się, patrząc prosto na mnie. - To ty! No tak! Jak mogłem tego wcześniej nie zroumieć! -  Podbiegł do mnie i chwycił mnie za ramiona. - To, że zabraliśmy cię do przyszłości naruszyło strukturę czasową! Świat się zmienił! Nigdy nie...
  Tu nagle ugryzł się w język, jakby miał powiedzieć coś, czego nie powinien. Uniosłam brwi w niemym pytaniu, ale on tylko pokręcił głową i mnie puścił. 
- Powinniśmy wracać do TARDIS i udać się do przeszłości - krzyknął Korso z wnętrza niebieskiego pudła. 
- Racja! - basior, jak stał koło mnie, tak nagle znalazł się w drzwiach. - Chodź szybko!
- Właśnie mi się przypomniało, że was nie lubię - powiedziałam z dziwnym błyskiem w oku. - Zostaję tu.
(Korso?^^)

26 czerwca 2015

Od Zeke'a do Mixi

- Czemu odrzucasz moją pomoc?-zapytałem zakładając talizman    
- Nie odrzucam, po prostu nie musiałeś mnie chronić.
- Wybacz ale po prostu jestem tak przyzwyczajony kogoś chronić.
- To się odzwyczaj.- powiedziała
- Yhy.- powiedział trochę ją ignorując 
Spojrzałem koszmarowi w oczy. Po chwili obu nam się zaświeciły oczy na moment. Wadera była lekko zaskoczona tym widokiem. Koń odwrócił się i pobiegł gdzieś w las.
- Co ty zrobiłeś! Pozwoliłeś uciec mrocznej istocie!- Powiedziała poirytowana
- A co byś chciała go zabić?
- Jeśli była by taka potrzeba to tak.
- Czyli nie byłabyś lepsza od niego.- powiedziałem wyluzowany i ruszyłem przed siebie a wadera za mną
-Co?...Może i masz racje.- Powiedziała pomału się uspokajając.
Widząc to uśmiechnąłem się lekko.
- Jeśli chcesz to wróci.
- Co?
- Opanowałem jego, cały czas jest pod moją kontrolą.
- Chwilę, muszę to wszystko sobie poukładać. Po co to zrobiłeś?
Zamyślałem się trochę i przez chwile szedłem w ciszy.
- Chciałem aby coś dla mnie sprawdziła- powiedziałem trochę smutnym tonem . 
Przyspieszyłem tępo wyprzedzając ją. 
(Mixi?)

25 czerwca 2015

Od Mixi do Zeke

Prychnęłam widząc jak basior stoi w pozie "obronnej" chcąc mnie najwyraźniej chronić. Wyminęłam basiora, który zaskoczony nawet nie próbował mnie zatrzymać.
- Mixi! - zawołał mnie, ale ja nawet się nie odwróciłam tylko machnęłam łapą żeby nic nie mówił.
Wyciągnęłam łapę do konia jednocześnie przesyłając do niej całą swoją magię mroku. Miałam nadzieję, że była wystarczająco silna by koń mi jej nie odgryzł. Koszmar jednak nie zwrócił na mnie nawet uwagi, bo wciąż wpatrywał się w Zeke`a.
- Hej, Koszmarku - zawołał go basior.
Musiałam się powstrzymywać, żeby nie warknąć do niego czegoś obraźliwego, bo właśnie zburzył mój plan, powstrzymałam się jednak i syknęłam:
- Cicho!
Koszmar jednak ruszył szarżą w jego stronę. Może i miał ten swój ogniowy miecz, ale wątpiłam czy wytrzyma on szarżę Koszmara. Wykorzystując moją szybkość stanęłam pomiędzy koniem, a basiorem. Podziękowałam w myślach za to, że potrafię tak szybko latać. Skupiłam się i udało mi się skupić więcej magii mroku w swoim ciele, co spowodowało zatrzymanie się konia w miejscu. Niepewnie podeszłam do niego, ale on wyraźnie okazywał uległość. Chociaż tego nie okazywałam byłam z siebie niezmiernie dumna, bowiem nigdy wcześniej nie udało mi się zebrać w sobie takiej mocy żeby uspokoić Koszmara. Spojrzałam na zdezorientowanego Zeke`a.
- Nie musisz mnie chronić, jako Alpha watahy muszę sobie dawać radę sama - powiedziałam rzucając mu jego talizman.
(Zeke?)

24 czerwca 2015

Od Zeke do Mixi

(cd. tego)
 Ruszyliśmy dalej, Mixi nadal to nie dawało spokoju, za każdym razem jak się zatrzymywała i zaczęła się rozglądać to ja razem z nią.
Ale i ja zacząłem mieć wrażenie jakby ktoś nas obserwował i śledził. Nie dawało mi to spokoju w końcu zatrzymałem się, zamknąłem oczy i zacząłem się wsłuchiwać. Mixi kilka kroków dalej patrzyła się na mnie zdziwiona, ale nic nie mówiła. Przez pierwszą chwile nic takiego nie słyszałem, ale w końcu usłyszałem jak te coś się porusza za nami w zaroślach, słyszałem wyraźnie jego dyszenie. Pomału odwróciłem się w kierunku tego miejsca. Otworzyłem oczy i skoczył. Nic tam nie było, ale zainteresował mnie świeży ślad kopyt.
Wadera podeszła do mnie i wtedy zorientowałem się jakie stworzenie mogło ten ślad zostawić.
- Odwróć się pomału jakby nigdy nic - szepnąłem, wadera się zaniepokoiła.
- Czemu?
- Proszę rób co mówię.
Pomału odwróciliśmy się i ruszyliśmy dalej. Niedaleko było widać wodospad to poszliśmy w jego kierunku. Przy nim schyliłem się udając, że pije. Mixi wzięła parę łyków. Szturchnąłem ją delikatnie i wskazałem jej oczami na odbicie w wodospadzie. Wadera zaczęła się przyglądać, aż w końcu zauważyła w nim czarnego ogiera z płomienistą grzywą... Koszmara, który czaił się w krzakach, zakrztusiła się i wyjęła szybko pysk z wody zaczynając kaszleć.
Przez to koń wyszedł z krzaków. Szybko zdjąłem z siebie kieł i założyłem go na wadery szyi.
- Co ty robisz? - Zapytała zaskoczona.
- Chronię cię. - Potarłem ten kieł aktywując go, wzory na nim zaczęły świecić.
Przyjąłem pozycje do walki. Przede mną stworzyłem płomień, który później przekształcił się w ognisty miecz.

(Mixi?)

Od Korso cd. Argony

Cierpienie. Uczucie płomieni w mięśniach, stłuczone kości, niedobór powietrza w płucach... Ból...
Tak bardzo mi tego brakowało.

Wojna przecięła moje serce w pół, a banicja spopieliła część duszy. Targałem się w rozpaczy, niewidoczne szpile godziły mnie bezlitośnie... Lecz nic nie zostawiło choćby najmniejszej rany. Chciałem odnaleźć ukojenie w bólu, lecz cały on sprowadził się tylko do stryczka, który obtarł mój kark, gdy miano mnie wieszać. 

Spojrzałem Argonie w oczy. Zadała mi tyle bólu... Przywróciła mi siłę dawnego mnie. 

- Wiesz...- zacząłem - Znudziło mnie oczekiwanie na ostatni cios. Zabawmy się. 
Mówiąc to skruszyłem lodem okowy z cienia, które były zaciśnięte dotąd na moich łapach. W tym samym momencie w moim kierunku wystrzeliły kolejne, jednak rozbiły się o stworzoną przeze mnie mroźną ścianę. 

Waderę zbiło to lekko z tropu. Nic dziwnego, przecież powinienem być wykończony. Powinienem. 

Wykorzystałem tą sekundę zawahania i odskoczyłem na bok. Kolejna fala mocy obróciła w pył wcześniejszą zaporę. Skoncentrowałem tyle siły ile mogłem i uderzyłem mocno w ziemię. Usłyszałem trzask kruszonego lodu, jednak cienie nie przebiły się. Olbrzymia lodowa skała, którą otoczyłem Argonę wytrzymała. Rzuciłem się do ucieczki, nie czekając, aż mój niedoszły oprawca się uwolni. 
- Byle do TARDIS... - szepnąłem. 

Jednak łatwo było tylko powiedzieć. Musiałem się pierw przedrzeć przez obozowisko. A świst wystrzelonych strzał nie dodawał otuchy. Rozbiłem je o kawałki krystalicznego lodu i rzuciłem się wprost w paszcze lwa. Nim ktokolwiek zdążył mnie zaatakować, po obu moich stronach wystrzeliły lodowe fontanny. Deszcz ostrych odłamków zalał istoty służące waderze. Ci, którzy byli najbliżej od razu padli na ziemię przebici niezliczoną ilością pocisków. Nikt już nie odważył się zbliżyć. Prawdopodobnie nawet mnie nie widzieli przez mój śmiercionośny deszcz. 
Wyleciałem z obozu i wpadłem do lasu. Drzewa łamały się za mną tworząc swego rodzaju zaporę dla pościgu. Dla pewności jednak co rusz tworzyłem nowe bariery lodowe. Tego nie mogli sami przebić. Tylko ona by mogła. 

Niewiele mi zajęło dotarcie do TARDIS. Była tam, gdzie wcześniej. Wbiegłem do środka, a resztą sił zamknąłem niebieską budkę w grubej kuli lodu. Byłem bezpieczny przynajmniej na kilka najbliższych minut. 
- Doctorze! - krzyknąłem - Doctorze! Gdzie jesteś?! 
Odpowiedziała mi cisza. "Co teraz?" zapytałem sam siebie w myślach. "Nie mam czasu go szukać, a musimy się stąd wydostać!". Odwróciłem się w kierunku matrycy wehikułu i aż odskoczyłem. 
Stał przy niej, oczywiście, sam zainteresowany. 
- Dobrze, że wróciłeś - powiedział. - Musimy się stąd jak najszybciej wydostać. 
Geniusz. Po prostu geniusz. 
- Nie mam wielu sił... Zaraz pewnie zemdleję, ale tym się nie przejmuj. Mój organizm musi odpocząć, poleżę parę dni i wstanę. 
Wszystko to powiedział swoim zwykłym tonem, jak gdybyśmy wcale nie walczyli właśnie o przeżycie. Pociągnął jakąś wajchę, pomajstrował przy guzikach, coś strzeliło i zaraz dało się słyszeć pracę maszyny. 
- Jest dobrze. Zaprogramowałem ją na dom. Zaraz wrócimy do... do niego... - ziewnął - A teraz wybacz, ale muszę odpocząć. 
I jak stał, tak upadł i zasnął. 
- Doctorze? - zapytał szturchając go lekko. - Doctorze?
Ale odpowiedziało mi już tylko ziewnięcie. I wtedy ja poczułem całe ogarniające mnie zmęczenie. Tak duże, że ledwie usłyszałem trzask TARDIS. Już miałem położyć się obok basiora, gdy... ta woń.
Podniosłem wzrok. 


W otwartych drzwiach stała Argona. Ale za nią nie było już lasu. Był tylko wir czasowy... 

(Argono :3?)

Dwutysięczny post :D :D :D ~Kashari

23 czerwca 2015

Od Ookaminoishi

Bogowie zniknęli… Tajne przejścia… La, la, la. Przynajmniej mam jako taki spokój. Spędziłam zbyt dużo czasu w towarzystwie obcych mi wilków… w ogóle, jakichkolwiek stworzeń. Teraz tylko spokój, wyciszenie, może jakiś skręt od Shai i mleko. Dużo mleka. Sama nie wiem dlaczego. Jakoś tak mam na nie ochotę ostatnimi czasy. Poza tym… nie dzieje się nic ciekawego. Egzystuję sobie, w dzień próbuję spać, w nocy leżę albo spaceruję terenami watahy. Argony, niestety, ani widu, ani słychu. Coraz częściej nawiedzają mnie durne myśli, albo sny. Ostatnio nawet ułożyłam wiersz. Ykhym, ykhym…
Słońce świeci, ptaszek kwili,
może byście się zabili.
Odbija mi. Chyba pójdę do Erny po jakieś zioło… Albo zwój. Cokolwiek, w nocy mało członków watahy chodzi po jej terenach. Albo do Mixi… Skoro bogów nie ma, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Argona tutaj przyszła. Hmmm… Bujanie głową idąc jest fajne.
(Ktoś?)

Od Mixi do Zeke'a

Zaczęłam pokazywać basiorowi nasze tereny, jednocześnie nie spuszczałam z niego wzroku. Z jakiegoś powodu mu nie ufałam. Chociaż może nie chodziło o niego... To uczucie mówiło, że zdarzy się coś złego. Zaczęłam dostrzegać jakieś dziwne cienie. Rozglądałam się coraz bardziej zaniepokojona.

- Zeke, czujesz to? - zapytałam.
- Ale co? - basior był zaskoczony.
- Już nic, nieważne...
- Powiedz co - naciskał.
- No... Coś jakby ktoś nas obserwował... Albo śledził...
Zaczął rozglądać się wokoło. Miałam nadzieję, że naprawdę nikt nas nie śledzi, bo wtedy mielibyśmy poważne kłopoty.
Jakiś szelest w krzakach za nami. Odwróciłam się i zobaczyłam, że gałązki lekko drgają, jakby ktoś tam siedział. Bez wahania skoczyłam w krzaki, ale nikogo tam nie było. Zeke patrzył na mnie jakbym była nienormalna... Może miał rację...
- Przepraszam, myślałam, że ktoś tam jest... - wbiłam wzrok w ziemię.
(Zeke?)

Szczerbatek

gdy wpada w furię
Imię: Szczerbatek
Rasa: Nocna Furia (smok)
Wiek: 2 lata (nieśmiertelny)
Cechy charakteru: Szczerbatek jest miłym, spokojnym, radosnym i opanowanym smokiem. Uwielbia zabawę. Bywa zazdrosny o swojego przyjaciela. Mimo iż jest spokojny w razie niebezpieczeństwa jest bardzo niebezpieczny.Od pierwszego dnia polubił Damona i jest z nim nierozłączny. Dla innych jest tak samo miły i radosny. Ciekawość jego sięga zenitu i przez to wpada w tarapaty. Czasami bawi się ze swoim panem w droczenie. Dla niektórych może wyglądać to jak chamstwo lub atakowanie. Ale ta nie jest.
Historia: Czytaj więcej>>
Moce i umiejętności: Potrafi strzelać różnymi typami ognia przeważnie plazmą. Jego oczy pozwalają mu na widzenie w ciemności. Posiada również echolokację. Ma bardzo dobrze wyostrzone zmysły słuchu i wzroku. Przeważnie atakuje stylem na bombę. Bardzo dobrze pływa i potrafi wstrzymać oddech pod wodą na 20 minut.
Właściciel: Damon