27 czerwca 2015

Od Argony cd. Korso

  W ostatniej chwili wkroczyłam do budki. Para basiorów leżała na ziemi. Jeden spał, drugi był bliski wyczerpania. Byłam wściekała za to, jak Korso mnie potraktował. Zebrałam całą energię mroku, który mnie otaczał i już miałam cisnąć nią w basiora, gdy pokładem budki zatrzęsło i wylądowałam po drugiej stronie pomieszczenia, na ścianie. Uderzyłam mocno głową w twardy metal i osunęłam na ziemię, do pozycji siedzącej. Łeb mi pękał, jednak nie to było najgorsze. Nagle poczułam się zagubiona. Kontak! Kontakt się urwał! Zaczęłam ciężko dyszeć.
- Airesu - szepnęłam, przerażona. Byłam... sama. Sama w ciemnościach.
  Kroczę przed siebie, nawołuję. Nie ma. Nie ma. Nie ma nic. Mrok. Strach. Pustka. Samotność... to, czego tak bardzo się obawiałam, co po pojawieniu się białego demona wydawało się przeszłością. A jednak nie było. Nie ma go. Zniknął. Przepad. Odszedł. Znów sama. Wołam o pomoc. Nikt nie słyszy, nikt nie słucha, nikt nie rozumie.
- Argono?
  Unoszę zagubiony wzrok na basiora przede mną. To ten sam, który tak podle mnie potraktował. Podle? To ja igrałam z jego życiem. Pewnie mnie nienawidzi. Brzydzi się mną. Z pustego oczodołu cieknie po policzku krew. Stara rana, której nie dane było krwawić teraz się otwiera z całą mocą.
  Nagle zrywam się z ziemi i potrącając basiora dopadam drzwi. Wyskakuję na zewnątrz na... środek wypalonego do cna lasu. Zatrzymuję się. 
- Co tu się stało? - szepczę. 
  Jak okiem sięgnąć wszędzie pełno zniszczeń, wypalone pniaki, sypiące się budowle, wraki statków, szczątki dawno zmarłych stworzeń. Ruszam powoli przed siebie, przyglądając się rozmiarom zniszczeń. Powoli się uspokajam i wracam do dawnej siebie, prawdziwej siebie.
- Gdzie mnie wywieźliście? - obracam głowę w kierunku stojących w drzwiach budki Korso i tego innego basiora. - Czy to jest tak przyszłość, z której do mnie przybyliście?
- Nnnie do końca... - zaczyna brązowy basior, zeskakując na wyschniętą ziemię. - Gdy ostatnio tu byliśmy... - Wyglądał na skonsternowanego i przybitego. Kręcił głowa z brakiem zrozumienia w oczach. 
- Co się stało po wojnie? - spytałam twardo, wodząc wzrokiem za basiorem. - Czy to przez nią?
- Nie... to tak nie wyglądało... to... - Nagle podniósł głowę i wyprostował się, patrząc prosto na mnie. - To ty! No tak! Jak mogłem tego wcześniej nie zroumieć! -  Podbiegł do mnie i chwycił mnie za ramiona. - To, że zabraliśmy cię do przyszłości naruszyło strukturę czasową! Świat się zmienił! Nigdy nie...
  Tu nagle ugryzł się w język, jakby miał powiedzieć coś, czego nie powinien. Uniosłam brwi w niemym pytaniu, ale on tylko pokręcił głową i mnie puścił. 
- Powinniśmy wracać do TARDIS i udać się do przeszłości - krzyknął Korso z wnętrza niebieskiego pudła. 
- Racja! - basior, jak stał koło mnie, tak nagle znalazł się w drzwiach. - Chodź szybko!
- Właśnie mi się przypomniało, że was nie lubię - powiedziałam z dziwnym błyskiem w oku. - Zostaję tu.
(Korso?^^)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz