28 czerwca 2015

Od Argony - Zdrada zawsze boli... nawet Zdrajcę

Kiiyuko
Veela

William
Arow
Koki
Veynom
Ayoko
Dalia
Leah
Nishi
Kirei Yoru
Ayoko
Aryos
Airis
Mako
Diabolos
Demorgorgon
Xedra
Lunara
Annuriti
Navir
Isaac
hosting
Sierra
Nightshadow
Aramisa
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgDLvLiePrWnPaEzksfCJi34iEtsXXEsB1iPG1PFBvwE9rSghZdCq1sE2-PKeOXqy4l3dCGv-hg78-34udq20nfIvr6KKfP0gQ87QBjtnq83XSeumDby8hWKEUZo_fUOnONkCnQnh7EnS8/s1600/Sabina.png
Patty
Satoshi
Sei


  Minęło już kilka tygodni. Ludzi było coraz więcej. Przybywali wielkimi statkami ze sprzętem, o którym nigdy w życiu mi się nie śniło. Domy, fabryki, wieżowce, wille. Tak wiele z nich już stało, a kolejne były budowane coraz dalej i dalej, w głąb lądu, w głąb watahy. Najęłam się jako ochroniarz, głównie przy wyładowywaniu przywożonych machin, żywności i ludzi. Co prawda na początku mnie wyśmiali, ale gdy pokazałam im, jak rozłożyłam na łopatki barczystego mięśniaka zgodzili się mnie przyjąć.
  Praca nie była zbyt ciężka, choć życie człowieka jest znacznie trudniejsze niż życie wilka. Trzeba pracować, by mieć gdzie spać, by mieć co jeść. Jako wilk nigdy nie martwiłam się tym, co będzie jutro. Biegałam sobie beztrosko po watasze, zabijałam potwory, zwierzęta, czasem się z kimś spotykałam, wracałam do nory i szłam spać. Teraz za wszystko trzeba płacić. Rozsądnie gospodarować pensją, by na wszystko starczyło. Ale dość o moich problemach. Znacznie ważniejsze jest to, co wydarzyło się dzisiaj, gdy jak co rano poszłam do pracy.
  Byłam kilka minut przed czasem na nabrzeżu, gdzie powstał już niewielki port, jednak nie było tam nikogo z pozostałych ochroniarzy. Nie było też statku. Czyżbym nie dosłyszała jak mówili, że dzisiaj mamy wolne? A może teraz pilnują innego miejsca? 
- Argono? Co ty tu jeszcze robisz? Nie dostałaś wiadomości?
  Odwróciłam się, by zobaczyć jednego z moich starszych kolegów po fachu, Rhydian.
- Nie - odparłam, podchodząc do niego. - Coś się stało?
- Tak. Przybywa specjalny transport. Pośpieszmy się lepiej.
  Skinęłam głową i ruszyłam za mężczyzną. Szliśmy szybkim krokiem w głąb miasta. W kierunku terenów watahy. Zaczęłam się obawiać. Nie mogę ich przecież przekroczyć. Zbliżaliśmy się do nich z dużą prędkością. Jeszcze miałam nadzieję, że Rhydian skręci, że je wyminie. Ale nie. Przekroczył granicę. Stanęłam przed nią jak wryta. Gdy przestał słyszeć moje kroki obrócił się zdziwiony.
- Coś się stało? - spytał, marszcząc brwi.
- Nie, nic takiego... - z zapartym tchem zrobiłam krok na przód oczekując, że odbiję się od niewidzialnej bariery. 
  Ale nic takiego się nie stało. Rhydian pomaszerował dalej, a ja za nim. Cały czas myślałam o braku zabezpieczenia przed moim powrotem. Przecież jeśli złamałam wyznaczoną karę powinnam zginąć na miejscu. Gdzie jest Tantos? Przecież obiecał... a on nie rzuca słów na wiatr.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił mój przewodnik.
  Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że jesteśmy w lesie, a przed nami stoi kilkanaście mężczyzn i kobiet w dwóch kolumnach przed bunkrem, z którego widoczna jest tylko masywna, metalowa brama. Z moim towarzyszem szybko dołączyliśmy do szeregów. Byłam ciekawa, co się za chwilę wydarzy. Nagle miedzy drzewami pojawiła się pierwszy, jasnowłosy wilk, w którym rozpoznałam tamtą waderę. Była członkinią watahy. Zapewne tak jak pozostałe wilki, wychodzące za nią z lasu. Miały różne kolory, a podchodząc do naszego szpaleru zmieniały się jeden po drugim w ludzi. Wytrzeszczyłam na nich zdziwione oczy. Tylko nieliczne wilki umiały zmieniać się w ludzi, więc jakim cudem oni wszyscy to umieli? Naczelny ochroniarz wystąpił z szeregu, by ich powitać. Wymienili kilka zdawkowych grzeczności i ludzie-wilki weszli do bunkra. A za nimi ruszyliśmy my. 
  W środku wszystko było zrobione z szarego betonu. Nasz oddział został podzielony na kilka grup, z których każda odeskortowała innego wilka do jego pomieszczenia. Potem zostaliśmy zebrani w sali obrad, położonej chyba w środku systemu bunkrowego.
- Jak zapewne wiecie nazywam się Marcus Fickerman - mówił naczelny ochroniarz. - Jednak tak na prawdę nie pracuję w ochronie. Jestem generałem sił zbrojnych Ainalysnart, a ta praca miała na celu zebranie najsilniejszych i najlepszych emigrantów w szeregach nowo powstałego oddziału SJEW, którego celem będzie zwalczanie zamieszkujących te tereny wilków.
  Przez zebranych przebiegł szmer.
- Co one nam zrobiły, że mamy je zwalczać? - spytał ktoś, choć nie byłam w stanie stwierdzić, kto.
- Te przeklęte zwierzęta nieustannie atakują naszych ludzi, którzy zagłębiają się głębiej w lasy. Co prawda udało nam się przekonać kilka z nich do współpracy. Chyba nie były zbytnio zadowolone z działania wa...
  Nagle usłyszeliśmy potężny wybuch. Wszyscy zerwali się ze swoich miejsc.
- Co to było? - spytał ktoś.
  Ale ja wiedziałam. Jako pierwsza wybiegłam i skierowałam się w kierunku dźwięku. Zatrzymałam się dopiero przed ognistym potworem, niszczącym bunkier od środka. Za nim było wejście do pokoju wilka, którego odprowadzałam. Drzwi były otwarte, a po ich dwóch stronach leżeli martwi strażnicy w kałużach krwi. Nie zważając na płomienie, ruszające w moim kierunku rzuciłam się w stronę drzwi i w korytarz, prowadzący do pozostałych kwater. O ułamek centymetra minęłam się z płomieniami. Poczułam, jak ubranie na moich plecach robi się bardzo gorące. Biegłam, aż dotarłam do pierwszych otwartych drzwi. Jasnowłosa wadera w środku leżała w kałuży krwi. Nie traciłam czasu. Biegłam już do kolejnego pokoju, a widząc zwłoki, do następnego. Dopiero przy piątym udało mi się dognać zabójcę. Wpadłam do pomieszczenia akurat, gdy kończył z ofiarą. Nie było to jednak tamten basior. To była szara dziewczyna. Stała do mnie plecami, ale i tak od razu ją rozpoznałam.
- Narcyza... - szepnęłam, wpatrując się w plecy wadery.
  Odwróciła się. Jej oczy były puste i beznamiętne. Wykonywała swoją pracę. Pracę zabójcy zdrajców.
- No proszę, jeszcze jeden Zdrajca - powiedziała, uśmiechając się kpiąco i unosząc nóż wyżej do góry. - Jak powinnam się tobą zająć? Co powinnam ci zrobić za zabicie Akumy?
- Narcyzo, ja... - zaczęłam, ale ktoś mnie trącił i do pokoju wpadł mieszkaniec pustego pokoju. Zatrzasnął drzwi.
- Idą tutaj - oznajmił ponuro. - Nie mamy wiele czasu. Musimy ucie... - Tu zauważył mnie.
- A ta to...
- To Zdra...
- Jestem Argona - przerwałam, nim  szarowłosa zdążyła mnie do końca przedstawić. - I wiem, jak możecie się stąd wydostać.
  Chłopak zmarszczył brwi.
- Nie potrzebujemy twojej pomocy, Zdrajco - powiedziała gniewnie Narcyza. - Wracaj lepiej do tych psów, z którymi pracujesz
- Narcyzo, nie robię tego dla ciebie, tylko dla siebie. - Uśmiechnęłam się, nagle rozbrajająco pogodnie, czym wywołałam zdziwienie na twarzach wilków. - Nie chcę być nikomu nic winna.
- Winna...? - dziewczyna wyglądała na zaskoczoną. - Co takiego..?
- Idziemy! - rozkazałam władczo, otwierając drzwi i przybierając wilczą formę.
  Ludzie za mną zrobili to samo. Pognaliśmy korytarzem z powrotem, jednak już po chwili drogę zastąpili nam ochroniarze. Uskoczyłam w bok, przed gradem kul i z cienia padającego na ścianę stworzyłam drzwi.
- Tędy! - warknęłam do towarzyszy.
  Narcyza bez wahania wskoczyła w przejście, ja za nią. Ostatni ruszył tamten basior, jednak w połowie skoku jego źrenice rozszerzyły się i upadł w połowie w ciemnym pomieszczeniu. Razem z szarowłosą chwyciłyśmy go zębami i wciągnęłyśmy do środka. Z jego boku leciała krew. Przejście się zamknęło.
- Postrzelili cię - stwierdziła beznamiętnie Narcyza, oglądając ranę. - Nie dam rady tego wyleczyć, Williamie.
- You don't say? - basior uśmiechnął się krzywo. - I co teraz? Ta pustka będzie moim grobem?
- Zabiorę cię do watahy - oznajmiła Narcyza. - Tam cię pochowamy. Jako bohatera, który zginął w akcji.
- Super... - mruknął... a jego powieki powoli opadły.
- A co do ciebie. - Narcyza zwróciła się do mnie, wyciągając w moim kierunku nóż. - Powinnaś wreszcie umrzeć... ale tym razem ci daruję. Wracaj do swoich psów, Zdrajco.
- Tak zrobię. Jeszcze się spotkamy, Narcyzo. - Uśmiechnęłam się smutno i otworzyłam dwie drogi. Jedna, prowadzącą do bunkra, dla mnie, a drugą, wychodzącą koło skały Alphy, dla Narcyzy i martwego Williama.
  Pozostało mi tylko wrócić i sprawdzić, co u pozostałych wilków. Przeżyły cztery. Ayros, Mako (który zresztą był duchem), Xedra, Satoshi, Veela i Isaac. Wszyscy dopytywali się mnie, co się stało, jednak udzieliłam im szybkich, zbywających odpowiedzi i wróciłam do dowództwa. Muszę się dowiedzieć więcej o eliminacji wilków, by móc jej odpowiednio przeciwdziałać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz