29 kwietnia 2017

Od Tiffany C.D Somniatis


  Droga dłużyła się całej czwórce (jeżeli wliczymy Darknessa) niemiłosiernie. Tiffany co chwilę z zainteresowaniem przyglądała się przybyszowi. Na oko mógł mieć nie więcej niż dwanaście lat, jednak widząc jego doświadczenie w posługiwaniu się bronią dziewczynka stwierdziła, że nie można było ufać pozorom. A jeżeli był to szpieg?
  - J-jestem Ti-tiffany. - jęknęła dziewczyna, wyciągając powolutku rękę w stronę przybysza. - A ty?
 Chłopak nie odpowiedział. Spojrzał tylko na małolatę i mruknął coś pod nosem, jakby nie była ona warta jego uwagi. Pierwsza myśl, która przyszła dziewczynie do głowy: "Za kogo on się ma?!". Po chwili jednak zdołała się uspokoić. Może po prostu on nie ufał jej, albo nie chciał w takim momencie zawierać nowych znajomości.
 Nagle krzyk. Zdezorientowany czarnowłosy wypuścił ciało trzydziestokilkulatka i odruchowo obejrzał się za siebie. Zobaczył brązowowłosą czternastolatkę, która skuliła się na ziemi i kurczowo trzymała swoją rękę, jakby była ranna.
 Mężczyzna podszedł do niej. Zaraz za nim wyruszył chłopiec z kolorową fryzurą, chcąc sprawdzić, czy dzieje się coś ciekawego. Brązowowłosa, widząc, że zbliżają się do niej obcy mężczyźni, wstała i cofnęła się. Czarnowłosy jednak nie rezygnował i spróbował złapać dziewczynkę. Za nim kroczył dumnie jedenastolatek z tasakiem. Cała trójka po chwili zniknęła Tiffany z oczu. Czarnowłosa została sama z mężczyzną.
 Już miała się odwrócić, aby dźwignąć jego ciało, kiedy... zniknął. Na miejscu, gdzie leżał przedtem Betha Watahy, widać było karteczkę. Tiffany wzięła ją ostrożnie do ręki. Przeczytała na głos napis:
"Za tobą".

 Odwróciła się i wzrokiem natrafiła na patrol policji. SJEW. Ponoć Argona zawarła z nimi sojusz, ale kto wie, do czego się oni posuną. Poza tym.. już było dawno po dwudziestej drugiej. Jeszcze raz spojrzała na miejsce, w którym znalazła karteczkę. Z ziemi unosiła się para. Czyżby Betha watahy dosłownie wyparował? Może uciekł, nie chcąc ponosić konsekwencji swoich czynów?

<Atis? Tylko na tyle było mnie stać [*]>

10 kwietnia 2017

Od Somniatisa cd. Tiffany i Darknessa

- Nie, nie jest twoja. Nie należy do ciebie. - Głos Somniatisa stężał. - I nie obchodzi mnie, co jej zrobiłeś. Nie jesteś dla niej nikim. Jesteś tylko śmieciem, który waży się na zbyt wiele.
- Ej, ej, miarkuj, kurwa, swoje słowa - Darkness uśmiechnął się złowrogo, gdy Atis wyrwał rękę Tiffany z jego uścisku. - Nie zmienisz faktów.
- Fakty, to pojęcie względne. - Mózg czarnowłosego pracował na wzmożonych obrotach. Póki zajmował Bethę rozmową nie było możliwości, by ten zrobił coś głupiego. Jednak przeciwnik w końcu znudzi się wymianą zdań i przejdzie do działania. Co w takim razie miał zrobić Atis? Wiedział, że po już dwukrotnym wybuchu nie będzie po raz trzeci w stanie obronić dziewczynki. Nie sam. Jednak w jego głowie zaczął kiełkować plan. Ryzykowny plan, jednak... plan.
- Fakty to fakty, kurwiu! Nie zmienisz tego, co wyryte jest w jej krwi. Oddaj mi ją. - Darkness wykonał władczy gest, z miną kogoś, kto nie znosi sprzeciwu.
- Nie. - Somniatis wzdrygnął się z obrzydzeniem, patrząc na mężczyznę. Zrobił krok w tył.
  Ten jeden krok był sygnałem dla obu stron. Sygnałem, że rozmowy się skończyły. Sygnałem, by biec. Czarnowłosy poderwał z ziemi swoją małą towarzyszkę, z cichym stęknięciem i rzucił się w boczną uliczkę, jednocześnie unikając w ten sposób masywnych ramion Bethy, który skoczył w ich kierunku.
- Atisie, postaw mnie - pisnęła Tiffany widząc grymas na twarzy opiekuna, jednak ten tylko pokręcił przecząco głową. Czuł, że jeśli teraz ją postawi to straci wszelką siłę do dalszego biegu. Całą motywację. Cały czas biegł już nie dla siebie. Biegł dla niej.
  Ilekroć Darkness zbliżał się za bardzo, Somniatis skręcał, gwałtownie zawracał w miejscu, lub zataczał pętlę wokół przeszkód. Wykorzystywał swoją doskonałą znajomość załomów terenu i większą zwinność, by mamić i oszukiwać goniącego go większego i silniejszego przeciwnika. Jednak spowalniało to mężczyznę tylko na chwilę. W oczach przeciwnika widać było otwartą kpinę. Zdawały się mówić: uciekaj, uciekaj. Zwierzyna smakuje lepiej po dobrym pościgu.
  Nagle zdarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Darkness się przewrócił, dokładnie w tym samym momencie drogę Somniatisa zastąpiła stosunkowo niedawno wybudowana ściana. Stosunkowo niedawno... kto wie kiedy? Atis nie przemierzał wszystkich uliczek codziennie, a odkąd zerwał z ZUPA'ą robił to rzadziej, niż kiedykolwiek.
  Przeciwnik powoli podniósł się niezadowolony.
- Kurwa - mruknął pod nosem, otrzepując brudne kolana i z nienawiścią patrząc na Somniatisa, jakby ten był powodem jego wywrotki.
- Patrzysz na nie tego gościa co trzeba, śmieciu - rozległ się niski, dziecięcy głos, gdzieś znad głowy ściganych.
  Zarówno dziewczynka, jak i jej opiekun spojrzeli w tamtym kierunku, by ujrzeć bujną grzywę barwnych włosów i świecące jasnym światłem lampki hoinkowe, których blask odbijał się na ostrzu tasaka. Dzieciak zeskoczył z murka, przed Somniatisa i wyprostował się, bez większego trudu opierając tasak, który był niemal jego wielkości, o plecy. Spojrzał wyzywająco z dołu na czarnowłosego mężczyznę. Darkness prawie zakrztusił się śmiechem, widząc malucha.
- Sprowadziłeś dzieciaka do pomocy, serio? - Oczy mężczyzny iskrzyły się wesoło. Czuł bliskie zwycięstwo.
- Zamknij pysk, śmieciu, i wynoś się stąd albo rozciągnę twoje flaki po najbliższych budynkach. - Dzieciak wyciągnął tasak przed siebie, a rozbawiony Darkness - kosę. Zakołysał nią lekko, by z łatwością odeprzeć atak tasaka, który po chwili odbił, wytrącając z dłoni dzieciaka. To miał być koniec tej walki. To mógłby być koniec tej walki, gdyby druga ręka przybysza nie znalazła się na ramieniu mężczyzny, które zaraz wiotczało, upuszczając kosę. To na chwile wprawiło mężczyznę w osłupienie, z którego nie zdążył się już wyrwać, gdy druga dłoń, kompletnie omijając jego ochronę, dotarła do szyi i gładko wsunęła w nią drewniany szpikulec. Panicz cofnął się, patrząc jak Betha Watahy osuwa się na kolana i upada do przodu.
- Ej, ty! - Dzieciak odwrócił się do Somniatisa. - Podejdź tutaj!
  Somniatis spojrzał niepewnie na Tiffany, po czym wykonał rozkaz dziecka, obawiając się o jej życie.
- Zarąbał mi fryzjera - poskarżył się z naburmuszoną miną dziecka, któremu właśnie zabrano cukierka. - Co zamierzasz z tym zrobić? Jest przecież jednym z was. Odpowiadaj, ale ostrzegam, że jak mi się nie spodoba odpowiedź, to cię zbiję.
- Zaprowadzę go do Alphy - ostrożnie powiedział Atis. - A ona zadecyduje, co z nim zrobić.
  Panicz w zamyśleniu pokiwał głową.

  Specyficzny pochód maszerował powoli przez miasto. Wysoki mężczyzna, powłóczący nieco nogami z zarzuconym znacznie masywniejszym mężczyzną na ramieniu. Dziewczynka, jakby zawstydzona i przestraszona, i idący pół kroku przed nimi dzieciak z barwną fryzurą i tasakiem.
- Właściwie dlaczego z nami idziesz...? - zapytała nieśmiało Tiffany, patrząc na towarzysza.
- Cicho. To wcale nie tak, że nie wiem, gdzie jestem - powiedział, naburmuszony, nie patrząc na nią wymownie.
(Tiffany? Wybacz poturbowanie Darka, ale cóż... jak już mówiłam, zmierzał do otrzymania solidnego wpierniczu)

Od Somniatisa i Argony cd. Est

- Coś się stało? - spytała Est, spoglądając na dopiero co przybyłych. 
  Argona skrzywiła się z niesmakiem, a Somniatis uśmiechnął gorzko, jakby chciał podnieść Est, a może nawet bardziej siebie na duchu. 
- Pewna smarkula twierdzi, że ma informacje, jednak odmawia ich ujawnienia bez kontaktu z tobą - oznajmiła Alpha ponuro. - Mam ochotę wyciągnąć je z tej małolaty siłą. Jest strasznie uparta.
- Więc czemu mnie do niej nie zabraliście? - Est wyglądała na zdziwioną. Tyle zamieszania o takie głupstwo?
- To podejrzane, że chce się widzieć z tobą - wyjaśnił pośpiesznie Somniatis, nim Argona zdążyła rzucić jakiś zdawkowy równoważnik zdania, zamykający dyskusję. - Obawialiśmy się, że chce cię w jakiś sposób... wykorzystać. Lub skrzywdzić. Jednak jeśli nie chcemy jej torturować - to mówiąc spojrzał wymownie na Alphę, która tylko wzruszyła ramionami - to powinniśmy spełnić jej warunki. Jeśli nie będzie mieć nic ciekawego do powiedzenia lub nas oszuka to wtedy zajmiemy się nią w inny sposób.
  Cały czas słowa czarnowłosego skierowane były do Est, jednak ich treść nie była potrzebna dziewczynie do życia. Miała raczej przekonać Argonę, żeby zgodziła się na proponowany układ. Najwyraźniej Alpha była wyjątkowo poirytowana zaistniałą sytuacji. Widać nie wszystko szło po jej myśli i dodatkowe utrudnienia nie pomagały jej odzyskać spokoju ducha.
- Też tak sądzę - przytaknęła Est, wpatrzona w Somniatisa. Nie wiadomo nawet, czy zauważyła aluzje, czynione przez mężczyznę, gdyż jej myśli zdawały się być tylko częściowo w temacie rozmowy.
  Przywódczyni westchnęła, ulegając ostatecznie propozycji członków. To w końcu nie był tak głupi pomysł. W normalny dzień zapewne przyjęłaby go nawet z entuzjazmem, jednak teraz chciała już tylko, żeby to wszystko się skończyło.
- Dobrze więc, Est, zaprowadzę cię do niej. Czeka w sąsiednim pokoju.
  Białowłosa wstała i ruszyła za Alphą. Somniatis również chciał to zrobić, jednak Argona posłała mu gniewne spojrzenie.
- Powinienem być z nią, gdy będą rozmawiać - zauważył, w odpowiedzi na milczący rozkaz.
- Sądzisz, że nie dam rady obronić jednego dziecka przed drugim? - parsknęła Argona.
- Nie, ale...
- Zostań tutaj. Twoja opiekuńczość może nam tylko zaszkodzić, skoro już się zdecydowaliśmy zaryzykować. - Po tych słowach wyprowadziła Est z pokoju i podprowadziła do kolejnego. Zatrzymały się przed nim na chwilę. - Nazywa się Halszbiet - wyjaśniła Argona. - To chyba najważniejsze, co udało mi się z niej wydobyć. Uważaj, zachowuje się dziecinnie, ale jest niesamowicie inteligentna.
(Est?)

9 kwietnia 2017

Od Est cd. Somniatisa

Dziewczyna siedziała na kanapie czekając na Argonę i Somniatisa, którzy zniknęli w drzwiach innego pomieszczenia, kilka sekund temu. Najwyraźniej ukrywali przed nią coś czego nie powinna wiedzieć. W sumie to normalne, Est nie powinna być wtajemniczona we... wszystkie sprawy, ale i tak czuła się delikatnie zawiedziona, że nawet w takiej sytuacji ukrywali przed nią prawdę. Białowłosa zestresowana sytuacją, zaczęła bawić się końcówkami swoich włosów. Po wyjściu z kanałach, jedyne co marzyła to długa kąpiel, by pozbyć się smrodu, który otaczał jej osobę. Nic nadzwyczajnego, to normalne po siedzeniu trzech godzin w przewodzie kanalnym. Chciała, jednak pokazywać Somniatisowi tylko swoje najlepsze strony... ale chyba jej nie wyszło. Czerwonooka zaczęła się czerwienić. To było dla niej niezwykłe uczucie, o którym nie chciała by ktokolwiek się dowiedział. Nie była pewna jak powinna to nazwać. Podłoga zaskrzypiała i drzwi powoli zaczęły się uchylać. Est wyprostowała się, próbując opanować emocje, które mieszały się ze sobą powodując jeden, wielki bałagan. Zza drzwi wyszli Somniatis i Argona, nie wyglądali na zadowolonych. Najwyraźniej coś złego się stało, pomyślała biało włosa.
(Panie S.? Argo? Może to nie za wiele, ale... cóż. Przynajmniej pominęliśmy kąpiel w ściekach :') )

6 kwietnia 2017

Od Tiffany i Darknessa C.D Somniatis

 To wszystko działo się dla dziewczyny zbyt szybko. Umierający Somniatis, potem próba gwałtu.. wszystko szło nie w tą stronę, co trzeba. Cóż, dwójka musiała się stąd jak najprędzej wydostać, zanim czar minie a mężczyzna się ocknie. 
 Z jednej strony mimo wszystko Tiffany była mu wdzięczna. Gdyby nigdy nie spotkała Darknessa, Atis wąchałby już kwiaty od spodu, a ona zostałaby sama. Nie poradziłaby sobie wtedy w WKNie. Tak wiele się działo, członkowie odchodzili i zostało już zaledwie kilka osób. Bała się, że wataha może wkrótce przestać istnieć, a ona nie poradzi sobie sama. 
 Oboje szybko wyszli na zewnątrz, a kiedy znaleźli się kilkanaście ładnych metrów, jej opiekun nie wytrzymał i czas znowu ruszył. Tiffany wiedziała, że to wszystko go okropnie męczy, a on musiał odpoczywać. Nie mogli jednak wrócić do domu. Znając życie za rogiem mógł czaić się kolejny zabójca, a Tiffany nie da rady obronić siebie ani swojego opiekuna przed kolejną napaścią. Z kolei Somniatis nie da rady ocalić dziewczyny drugi raz.
 Pozostawało wynająć jakiś hotel, jednak i tak należało zmienić arenę. Mężczyzna doskonale to rozumiał. Kiedy Tiffany chciała przerwać tę męczącą ciszę, nagle poczuła uderzenie, a zaraz obok niej pojawił się czarnowłosy, dumnie dzierżąc kosę na ramieniu.
 - Phi, nędzne sztuczki, ale tak łatwo już się ode mnie nie uwolnicie.
 Młoda dziewczynka była zdezorientowana. Czy on będzie teraz ich prześladował? Czy tym razem Darkness spełni swoją zachciankę?
 - Nie radzę. - powiedział spokojnym głosem opiekun Tiffany, zasłaniając dziewczynkę. - Jeżeli nie dasz nam spokoju, Argona dowie się o wszystkim i wywali cię z WKNu.
 Darkness wybuchnął śmiechem i złapał rękę dziewczyny, nie zwracając uwagę na jej opiekuna. Podwinął rękaw Tiffany i pokazał znamię, którego wcześniej na ramieniu dziewczyny nie było... Wilcza czaszka.
 - Ona jest moja. To moje szczenię.

<Atisiu? Mam dwóch ojców i żadnych matek  :33>

25 marca 2017

Od Somniatisa cd. Tiffany i Darknessa

  Somniatisa obudziły dziwne dźwięki, dochodzące z sąsiedniego pokoju. Dźwięki, które zdecydowanie mu się nie podobały. Zwlekł się ze stołu, sycząc z bólu. Spojrzał na palące miejsce. Ktoś go rozkrajał? Nie zwracając uwagi na ból, mężczyzna ruszył w kierunku dźwięków. Gdy otworzył drzwi, jego oczom ukazał się Darkness, leżący na Tiffany i... w Somniatisie zawrzała krew.
- Zejdź z niej - wycedził cicho, co nie zmieniło wiele.
- Powinieneś być zadowolony, uratowałem cię. - Wilkobójca uśmiechnął się, patrząc z ukosa na czarnowłosego. - To chyba drobna opłata za przysługę.
- Natychmiast. - Atis nie ustępował. Dłonie czarnowłosego się zatrzymały i oboje oczy skierowało się w stronę przybysza.
- Bo co? Znowu naślesz na mnie zombie? - parsknął kpiąco, jakby zapominając na chwilę o Tiffany, która przezornie zachowała milczenie.
- Jeśli chcesz dalej być tym, kim jesteś, to lepiej to zrób. - Somniatis zaczynał robić się czerwony na twarzy, co w jego wypadku było raczej niespotykane.
- Grozisz mi chłopczyku? - Darkness zaczął powoli wsuwać dłoń pod koszulkę Tiffany.
  W tym momencie całym światem wstrząsnął wybuch, po podłodze pomknęła srebrna pieczęć, zdająca się być epicentrum fali wybuchowej. Darkness znieruchomiał. Somniatis podbiegł do niego, krzywiąc się, i zrzucił go z cichym trzaskiem na podłogę.
- Tiff, nic ci nie jest? - spytał, zamrtwiony. Dziewczynka pokiwała głową.
- Co zrobiłeś? - spytała.
- Ja... - Somniatis podniósł się i rozejrzał. Zacisnął usta w cienką szparkę. - Zdaje się, że znowu zatrzymałem czas.
(Tiffany? Wybacz Darkuś, ale nie pozwolę skrzywdzić młodej xD)

23 marca 2017

Od Tiffany i Darknessa C.D Somniatis

 Tiffany podbiegła do czarnowłosego i podniosła jego głowę. Był nieprzytomny. Oddychał nieregularnie, tak, jakby jego płuca protestowały. Powoli umierał. Dziewczynka wtuliła się w niego i zaczęła głośno szlochać.
 Tymczasem Darkness miał własny problem z zombie, który był.. uhh.. raczej wrogo do niego nastawiony. Zrzucił go z siebie a następnie z całej siły wymierzył cios w głowę. Dosłownie przedzielił jego czaszkę na pół swoją kosą. Po skończonej zabawie spojrzał beznamiętnie na dziewczynę.
 - No i k*rwa ma za swoje. - uśmiechnął się złośliwie podchodząc do półżywego mężczyzny.
 Tiffany, która widziała kątem oka ruchy Bethy, osłoniła ciało czarnowłosego opiekuna. Bała się, że Darkness za tą zniewagę pozbędzie się go na dobre. Z drugiej strony, był on ostatnią szansą czarnowłosego.
 - Pomóż mu. -szepnęła cichutko przez łzy. - Proszę. To mój.. tatuś..
 Darkness spojrzał na nią i uśmiechnął się złośliwie. Niby do cholery po co miałby truć sobie dupę i zajmować sobie czas takim..niedowiarkiem? Z drugiej jednak strony, może chociaż trochę dzięki temu zbliży się do Argo.. a taplanie się w jego flakach... bezcenne.
 Bez słowa czarnowłosy odepchnął dziewczynę, która poleciała na bok, robiąc mu miejsce. Mężczyzna spojrzał na ranę tego wkurwiacza. Nie wyglądało to zbyt ładnie.
 - Podejrzewam, że niezbędna będzie interwencja chirurgiczna. - powiedział beznamiętnym głosem Wilkobójca, jakby rozmawiał z Tiffany o pogodzie. - Co za tym idzie? Chellange akcepted! (...)

 Kolejna dawna ziółek na uspokojenie. Melisa nie pomagała. Przynajmniej nie w przypadku Tiffany. Zużyła kolejne opakowanie chusteczek. Tak bardzo się bała. Zamknęła oczy i spróbowała zasnąć, jednak i to nie pomagało. Kanapa na której spała była jak po masakrze "Piła MMA. Jigsaw z Piłą V.S Darkness z Siekierą".
 Darkness po chwili w końcu wyszedł z pomieszczenia. Spojrzał na Tiffany i zbliżył się do niej niebezpiecznie blisko. Złapał ją za rękę i przyciągnął jej twarzyczkę do swojej. Polizał ją po szyi.
 - Teraz nikt nam nie przeszkodzi.

<Tato - ratuj! xd >

19 marca 2017

Od Somniatisa cd. Tiffany i... Darka?

- Nie możesz zabijać kogo ci się żywnie podoba! - mówił z pasją Somniatis, ze swojego miejsca na dnie tunelu, żywo gestykulując. - Pomijając sam fakt odbierania życia tak cennym ludzkim multiwersom, to zwraca na nas uwagę tych, którzy pragną nas zniszczyć!
- Bla, bla, bla. - Darkness przyjął lekceważącą pozę, odchylając głowę ze znudzeniem na bok i unosząc do góry dłoń, złożoną w kłapiący pyszczek węża. - Pierdolenie. 
- Patrz na mnie, jak do ciebie mówię! - Głos Atisa stał się ostry, a mężczyzna podniósł się powoli, zaciskając zęby. - Nie zaakceptowałem cię jako Bethy. I nigdy tego nie zrobię. Jednak ufam Argonie i jej decyzją. Jednak jeśli przekroczysz pewne granice wtedy to zaufanie nie będzie miało większego znaczenia.
  Czarnowłosy uśmiechnął się, po czym obrócił dłoń w kierunku Somniatisa i zacisnął wszystkie palce, poza wskazującym i środkowym.
- Puff~ - powiedział, przykładając je do czoła rozmówcy i popychając delikatnie. Czarnowłosy poleciał na ścianę i osunął się na dno tunelu. Darkness patrzył na niego z rozbawieniem, zmieszanym z pogardą.
- Dość, co ty robisz?! - Tiffany chyba dopiero teraz odważyła się podejść. Choć, gdy mówiła te słowa, jej głos drżał.
- Nie wtrącaj się dzieciaku, gdy dorośli rozmawiają - powiedział czarnowłosy, nie tracąc jednak dobrego humoru. - A co do ciebie - tu zwrócił się do Atisa - lepiej naucz się oceniać, kto jest w zasięgu twoich możliwości, a kto nie.
  Betha schylił się, by podnieść worek ze zwłokami. W chwili, gdy się prostował, pod jego stopami zalśniła pieczęć, a osoba w worku poruszyła się gwałtownie sprawiając, że worek wyleciał z ręki niespodziewającego się niczego Darka.
  Coś rozwarło wylot i wyczołgało się na podłogę tunelu.
- Co u diabła, przecież cię zabiłem - mruknął Wilkobójca, odwracając się w kierunku podnoszącego się człowieka i dobywając noża.
- Był fryzjerem - oznajmił Somniatis, a w jego oczach błyszczała para błękitnych pieczęci. 
- Co ty znowu pierdolisz, pizdo? - Wilkobójca obrócił się lekko w kierunku mówiącego.
- Zwyczajnym. - Mężczyzna nie zwrócił zupełnie uwagi na słowa Darka. - Nie obchodziły go porachunki SJEW-u, ZUPY czy Wataha. Chciał tylko żyć z dnia na dzień. Miał dostać podwyższę w przyszłym tygodniu, jego synek ma urodziny za miesiąc. Nie mógł się doczekać, aż wręczy mu prezent. - Atis zamilkł, a pieczęci znikły z jego oczu. Nieumarły obrócił się w kierunku Darknessa w tym samym momencie, w którym głowa czarnowłosego opadła na pierś.
  Fryzjer uśmiechnął się i rzucił całym ciężarem ciała na swojego zabójcę.
(Tiff? Darkuś? Zombie zawsze~)

18 marca 2017

Od Tiffany C.D Somniatis

 Czarnowłosa tak bardzo chciała, żeby to nie wydarzyło się naprawdę. Somniatis jej tu umierał, a korytarz ciągnął się niemiłosiernie. Jakimś cudem udało jej się przejść z mężczyzną kilka metrów, ale wiedziała, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobi, to czarnowłosy umrze. Zawaliła na całej linii, i w dodatku na jego oczach zabiła. 
 Na jej usta cisnęło się jedno pytanie: daleko jeszcze? Straciła już poczucie czasu. Ile oni szli? Ile jeszcze mają przejść? 
 W końcu zauważyła - światło. U góry. Łażenie po tych wstrętnych korytarzach w końcu miało się zakończyć. Tytania przyśpieszyła trochę i zostawiła na chwilę swojego opiekuna, aby mogła zająć się próbą otworzenia włazu, z którego mogli się wydostać. Po chwili w końcu udało jej się wydostać na powierzchnię. Rozejrzała się sprawdzając, czy aby nikt na nich nie czeka. Zastanawiała się, czy aby nie zostawić w tunelu na chwilę Atisa i nie pobiec po pomoc. Z drugiej jednak strony, jak go dorwą, to będzie mogiła. 
 Nagle coś upadło dosłownie przed twarzą małej Tiffany. Fragment ludzkiej ręki. Po chwili przed nią pojawił się przystojny, czarnowłosy mężczyzna dźwigający worek, z którego przeciekała czerwona ciecz, plamiąc chodnik. 
 - Suń dupę, małolacie! - Betha watahy zrzucił z pleców worek i wyciągnął czarnowłosą, aby tylko sam mógł się wcisnąć do włazu. 
 Zdziwiona Tiffany rozejrzała się i ujrzała grupkę uzbrojonych mężczyzn. Zatkała właz i usiadła na nim, a widząc zbliżających się policjantów, skuliła się, aby wyglądała na przerażoną dziewczynkę. Członkowie SJEWu ominęli ją szerokim łukiem. 
 Kiedy zagrożenie minęło, dziewczynka wróciła do tunelu, gdzie jej opiekun dyskutował na jakiś temat z Bethą watahy. 
<Atisiu? Od dzisiaj więcej pisania. POKAŻMY, ŻE WKN TO WIECZNA WATAHA! T^T>

Od Akiro

Pierwszy dzień na studiach, spojrzałem na ogromny budynek szkolny. Otworzyłem główne drzwi i wszedłem na korytarz szkolny, wszędzie dookoła pełno młodych ludzi, którzy mają małe doświadczenie życiowe. Ruszyłem w stronę sekretariatu, by dowiedzieć się gdzie, są zajęcia z Chemii. Szybko dostałem potrzebną informację i ruszyłem w stronę klasy, po dziesięciu minutach trafiłem do klasy, zająłem jedno z wolnych miejsc i po chwili zaczął się lekcje. Po trzech godzinach nastała przerwa obiadowa wiec ruszyłem jak cała reszta na stołówkę. Zjadłem tam obiad i wróciłem na lekcję. Kolejne dni mijały podobnie i coraz więcej umiałem. Po lekcjach włączyłem się po mieście i zbierałem różne, informację. Tematy ugrupowań i tym podobne, ciekaw jestem, jakie byłoby spustoszenie na korytarzu pełnym ludzi, gdyby zaatakował SJEW. Obserwując, jedną grupę ludzi, doszedłem do muru bocznej uliczki. Pomajstrowałem tam i znalazłem jedno z tajnych przejście do podziemi. Zeszedłem na dół i moim oczom ukazało się piękne podziemnie miasto. Było tam sporo ludzi w różnych wiekach. Wszędzie było słychać jakieś piski szczędzicie, to wyglądało tak jakby to, był równoległy świat do naszego. Ruszyłem przed siebie i podziwiałem piękno tego terenu. Dawno czegoś takiego nie widziałem, kupiłem sobie coś do jedzenia i ruszyłem dalej w drogę aż do momentu zderzenia z jakimś osobnikiem.
(KTOŚ chętny?)