27 grudnia 2019

Od Akiro do Gabriel i Somnatisa

Dzień jak co dzień, a jednak inny. Wszędzie było pełno ludzi, których wyciągnęliśmy z wieży. Wszyscy byli już pozbawieni każdego rodzaju namiernika. Teraz ludzie zajmowali się zbieraniem informacji od nich i wyrobem fałszywych, ale oryginalnych dowodów. Zmiana ich wyglądu również, była ważna. Przyjaciel proponował mi również zmianę wyglądu, ale wiedziałem, że mimo to i tak mnie znajdą więc to mijało się z celem. Po upływie kolejnych dni, jeden z moich towarzyszy podał mi informacje, że jedna osoba domaga się spłaty długu. Westchnąłem i spojrzałem na towarzysza.
- Umowa tam gdzie zawsze.
- Przekaże. - Odparł i zniknął, a ja wraz z Bonim udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Następnego dnia wstąpilismy oboje do cukierni i kupiliśmy sobie po cieście.
- Dzisiaj masz spotkanie z tym gościem co coś chciał od ciebie wczoraj.
- Tak, jak chcesz możesz  iść ze mną, lub  pilnować reszty.
- Zostałbym. - skinąłem głowa, po zjedzeniu deseru, zapłaciłem sprzedawcy za  usługę,  a raczej za towar i z Bonim udaliśmy się  na pociąg. Weszliśmy do pociągu i zajęliśmy miejsca siedzące, wyciągnąłem sprzęt i zacząłem sprawdzać informacje jakie padały na temat wieży, a Boni obserwował świat za oknem.  Przewijałem newsy i wszystko szło po myśli prócz aspektu, że o ten atak zostały posadzone wilki. Westchnąłem i zgasiłem ekran telefonu, wyciągałem z torby maski jedna z nich dałem Boniemu.  "Arena 8"  Rozbrzmiał głos w głośniku. Założyliśmy maski i podeszliśmy do drzwi, gdy pociąg dojeżdżał na stacje, gdy drzwi się otworzyły  ruszyliśmy do miasta z Areny 8 od razu uderzyła w nas muzyka grana na tym terenie. Kupiliśmy coś do picia, a młody chciał watę po czym ruszyliśmy w mroczniejsze tereny tej zbieraniny. Zasiedliśmy na ceglanym "balkonie" i rozmawialiśmy  o różnych rzeczach. Po jakimś czasie, było słychać głos jakiegoś faceta i milczenie kota.
- Wcale się nie zgubiłem. - mówił mężczyzna, a my go obserwowaliśmy, chłopak zaczął mocno się rozglądać. Zaplotłem nogi na róże i zawisłem głową  w dół  przed chłopakiem, który odskoczył z lekkim szokiem do tyłu.
- Co się boisz Gabriel, czyż to mnie czasem nie szukał? - uśmiechnął się pod maska wiec chłopak tego nie widział, moje oczy zabłysły czerwienia przez co mogłem pokazać mu co chce. Ściągnąłem maskę.
- Więc ty jesteś Fox? - Zapytał zaciekawieniem wpatrując się w "maskę mając na twarz"
- Tak, wiec w czym masz problem.
- Chce kogoś znaleźć. -powiedział i wyciągnął medalion z wilkiem, wziąłem go w dłoń i się mu przyjrzałem.
- Huhu.... Dawno nie widziałem tego symbolu. - Powiedziałem z uśmiechem ściągając iluzje.
- Należał do mojej matki, chce znaleźć rodzinę.
- Da się załatwić bracie. - Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Somnatisa.
- Jo Som będę u ciebie za jakieś dwie godziny, przyprowadzę kogoś z "rodziny".  - Powiedziałem spokojnie po czym się rozłączyłem. - To idziesz z nami. - spojrzałem w górę. - Boni idziemy!  -zawołałem i chłopak po chwili, był na dole. Ruszyliśmy do pociągu i wysiedliśmy na terenach nadmorskich, weszliśmy do sklepu z zegarkami.
-Witaj Somi. -Przywitałem się z przyjacielem i wytłumaczyłem mu kto przylazł  ze mną.
(Somniatis?)

19 grudnia 2019

Karta postaci towarzysza - Leon

Imię: Leon
Płeć: Chłopak
Wiek: Rok 
Typ: Wspierający
Rasa: Zwykły kot, -pół pers, ojciec nie znany
Cechy charakteru: Leniwy,  kocha jeść, boi się obcych, oddany właścicielowi, uwielbia pieszczoty, lubi się obrażać i spać, nawet inteligentny.
Historia: Gdy się urodził mieszkał z mamą u właścicielki przez 3 tygodnie. Potem Noc go przygarnął. Potem sprawił, że kotek wyglądał z każdym dniem jakby zjadł sam siebie. Ma nadwagę i to bardzo widoczną. Jego właściciel twierdzi, że mówi, więc nie wyprowadza to z błędu. Całe dnie spędza na kanapie lub jak każą to wychodzi na podwórko, wtedy nie opuszcza Nocy nawet na krok, bo boi się, że się zgubi.
Moce i umiejętności: Nie ma mocnych na jego apetyt. Potrafi polować. Wspinać się na drzewa oraz dużo spać i narzekać.
POZIOM 1
| Siła: 1 | Zręczność: 3 | Szybkość: 1 | Moc: 1 | Spostrzegawczość: 1 | Wytrzymałość: 1 | Refleks: 1 |
Właściciel: Noc

Karta postaci - Gabriel Noc

Dane osobowe

Imię i Nazwisko: Gabriel Noc
Pseudonim: Nikt
Płeć: Mężczyzna
Pochodzenie: Nieznane matka porzuciła mnie po porodzie
Data urodzenia: 07.10.1998
Przynależność: Żadna
Stanowisko: brak
Klasa: Posiadacz zwierzęcego genu [Wilka]
Praca: Chemik i przy okazji handlarz, wolontariusz 
Orientacja: Na razie żadna
Partner: Kto by to chciał
Rodzina: Rodzice nieznani. W domu dziecka miał przyjaciela, który niestety zmarł podczas walki. Po jego śmierci nikomu więcej nie dał się do siebie zbliżyć.
Miejsce zamieszkania: Arena 1 
Dom posiada piwnicę, w której znajduje się laboratorium oraz pomieszczenie "prawdy" do zmuszanie ludzi, aby zaczęli mówić.

Charakter

Szczery, wmawiany sobie samotnik, opiekuńczy, po trochę pesymista, realista i optymista. Uważa, że nic mu się nie należy, bo jest sierotą i że wszystko to jego wina. Pomoc innym go uszczęśliwia. Kobieciarz, niestwierdzony schizofrenik. Choć jest bardzo mądry, często zachowuje się jak idiota.

Aparycja

©Sithussssssssususus
Ma czarne włosy. Jego tęczówki majom odcień strasznie jaskrawego turkusu, choć pod wpływem emocji jaśnieją lub ciemnieją. Jest bardzo wysportowany. Dzięki częstym zbawieniem się w ganianego przez policję. Zawsze to on musi uciekać. Na co dzień nosi: czarne buty, w tym samym kolorze spodnie, rękawiczki skórzane, płaszcz oraz mało podręczną listonoszkę, gdzie przechowuje swoje narzędzia pracy. ( waga, tasaki, zipki, shuriken, karma dla kota, itp). Jego koszula jako jedyna się wyróżnia z jego ubioru ponieważ jest w kolorze białym. Na której swobodnie zwisa medalion. Jedyna pamiątka po rodzicach. Ciuchy zakrywają jego blizny, które opowiadają miele historii z jego życia. Jego styl chodzenia nie wyróżnia to z tłumu.

Historia

©Nieznane
Jako noworodek został odrzucony do okna życia. Gdy został odebrany z niego miał przy sobie medalion z obrazkiem, na którym był wilk, który po oby dwóch stronach ma węże, wyglądające jak strażnicy. Przypominał herb. Był bardzo cichym i samotnym dzieckiem, pomimo że wszyscy do niego lgnęli. Już jako małe dziecko zaczął ukazywać swój niezwykły dar, którym był nie zwykle dobrze rozwinięty umysł. Dzięki temu, choć pochodzi z domu dziecka w wieku 18 lat zrobił doktorat. Co pomogło mu w dalszych działaniach jako chemik oraz diler. W wieku 20 lat postanowił także zajmować się zielarstwem. Odkąd pamiętał zawsze poświęcał się innym. Gdy ktoś potrzebował pomocy zawsze był i nigdy nie oczekiwał nic w zamian, choć życie zbiegiem czasu nauczyło go,  że zawsze każdy jest zależny od drugiej osoby i aby pomóc większej grupie sam musi żądać przysług, które kiedyś mogą się przydać. Rok temu przygarnął kociaka.

Moce, umiejętności i zainteresowania

  • Zmiennokształtność
  • Potrafi opuszczać ciało i wchodzić w innych ludzi czy też zwierzęta oraz rośliny,
  • Zawieranie kontraktów (czyli jego przysług)
  • Reszta mocy nadal w ukryciu...
Dzięki nieprzeciętnemu intelektu jest prawie nie do pokonania, potrafi wytwarzać trucizny, którymi nabiera swoje ukochane noże, które dostał od nieżyjącego przyjaciela oraz odtrutki.
Hobby: dilerstwo, maltretowanie kota, choć nie ma nawet pojęcia, że to robi. Po prostu go kocha. 

Przedmioty 

  • Wisiorek, który dostał od matki tak naprawdę jest kluczem do rozwiązania zagadki kim jest. 
  • Miecze
  • Shuriken

Ciekawostki

  • Ma pupila, który jest zwykłym, niegadającym kotem, lecz ten schizofrenik uważa, że on gada. Kot jest pól persem po matce, ojciec nieznany. Koloru rudego. Kot ma rok A wygląda tak jakby zjadł sam siebie. Właściciel kocha go przekarmiać, bo uważa, że jest zawsze głodny. Kot nazywa się Leon, lecz właściciel woła na niego czasami kot katastrofa.
  • Towarzysz: Kot Leon 

Achievementy


Kontakt: magdalenakorga754@gmail.com

Od Gabriela do Akiro - "Jak tu trafił"

Zostatniej chwili. Gabriel Noc jest poszukiwany przez policję. Porwał, torturował i zabił 4 osoby. Poszukiwany jest nie bezpieczny i pewnie jest uzbrojony ostatni raz był widziany w centrum handlowym stokrotka. Policja prosi o ostrożność oraz jeśli ktoś widział lub wie gdzie może przebywać prosi o kontakt z  najbliższym komisariatem policji. Ukrywanie podejrzanego jest nie rozsądne i karane.
Taki komunikat został podany przed chwilom w telewizji, gdy Gabriel brał prysznic. Nagle spod prysznica wyciąga go  dźwięk telefonu, który został położony w sypialni. Gabryś szybko wychodzi spod prysznica cały mokry i nagi biegnie do pokoju. Gdy dobiega widzi, że do telefonu który zostawił na biurku łasi się udzielać.
- Dupku zamiast tulić się do tego telefonu odebrał byś go.
- Miał.
- Dobra zaraz cię nakarmię.
Odpycha kota od telefonu i odbiera. 
- Hej
W słuchawce słyszy znajomy głos. To jego znajomy Miron.
- Czego chcesz przeszkadzasz mi jeszcze nie ma towaru.
Mówi zdenerwowany. Tyle razy mu mówił by mnie dzwonił a ten i tak to zrobił
- Nie po to dzwonię.
Tłumaczy się mały ćpun i wyjaśnia nie dając Nocy cokolwiek odpowiedzieć.
- Oglądałeś poranne wiadomości? Kogo zabiłeś? O co chodzi?
- Co? Co ty do mnie pierdolisz?
Odpowiada szatyn już coraz bardziej włożony.
- No normalnie w telewizji pierdoli jakaś babka że jesteś poszukiwany za zabicie czterech osób.
Wyjaśnia chłopak z niepokojem. Gabriel wywraca oczami.
- Gdzie to niby mówią? Na jakim kanale?
Pyta chwytając pilot który leżał na biurku przy siedzącym Leonie. Włącza telewizor.
- Puść na jedynkę
Odpowiada ćpunek. Noc przełącza pośpiesznie na jedynkę a tam kobieta mówi że jest poszukiwany.
- Co to ma być ? Przecież nic takiego nie zrobiłem?
Tłumaczy się.
- Dobra ja kończę. Towaru i tak nie mam.
Rozłącza się i w pośpiechu wybiera numer z listy w telefonie nazwanej  przysługi i czeka.  W tym samym czasie podchodzi do szafy i pośpiesznie wyciąga  swoje codzienne ubrania. Po trzecim sygnale ktoś odbiera.
- Pamiętasz mnie? Z tej strony Gabriel Noc.
Mówi całkowicie innym głosem. Spokojnym i pełnym seksu.
- Tak pamiętam. Mówiłeś że kiedyś się odezwiesz czekałam.
Odpowiada kobieta. Lecz wcale nie jest przestraszona wręcz przeciwnie cieszy ją jego telefon.
- W czym mogę ci pomóc Gabrieli.
Pyta się.
- Twój mąż nadal zajmuje się fałszerstwem?
Pyta się zapinając już spodnie i maszerując do kuchni by nakarmić kora, który idzie tuż zanim pomrukując szczęśliwie że na teście dostanie jeść.
- Tak. Wiesz gdzie mieszkam przyjedź. - odpowiada kobieta oraz się rozłączyła.
- Kocie zrobimy sobie wycieczkę. Powiedział do zajadającego przysmaki otyłego rudego puchu  na czterech łapach. Kociak powoli przełknął i popatrzył się na przyjaciela.
- Ty głupi czy głupi? Przecież my tu nie wrócimy za tych dwóch ziomków a tym bardziej jak zrobiłam nalot i znajdą jeszcze jednego co miałeś parę dni temu wywieść do lasu a nadal tego nie zrobiłeś... A mówiłem że się tak skończy że tą przysługę możesz sobie darować i tak ten fagas tej baby nie żyje a  za śmierć jej chłopa i goryla zrobiły się cztery. Ja lepiej pójdę się spakować a ty nie stój jak ten fiołek tylko spakuj mi jeść.
Zamiast zrobić jak powiedział to znów wrócił do jedzenia.
- Ty se jedź a  ja nas spakuje i pozbędę się gościa.
Po tych słowach kucharz poszedł do sypialni, spod łóżka  wyciągnął klasycznym torbę podróżną o położę oczywiście czarnym jak praktycznie wszystko co nosił. Położył ją na łóżko i podszedł do szafy z której wyjął kilka ubrań i bieliznę na zmianę. Poskładał je w idealnym kostkę i włożył do torby. Potem podszedł do  biurka które stało idealnie na przeciwko łóżka. Odsunął je delikatnie i z wnęki w ścianie którą zasłaniało biurko wyciągnął da miecze. Przysunął  biurko powrotem na miejsce i chwycił leżący na nim laptop z ładowarką. Wszystko również wpakował do torby. Do niej jeszcze doszedł szary puszysty koc mała okrągła jasno niebieska poduszka na której spał kot oraz przekąski dla kota i Gabriela. Po opakowaniu się nie zwracając uwagi na kręgowego się pod nogami kota poszedł do piwnicy. Piwnica była ogromna chyba większe niż dom. Było w niej pełno drzwi nie do końca wiadomo od czego. Gabriel wraz z kotem otworzyli  jedne i weszli do środka. To była mroczne sala tortur. Na środku stało krzesło przy drzwiach były różne pułki z przyklejonymi do nich naklejkami, typu: kleszcze, piłka do metalu, rozpuszczalnik, palnik, alkohol igły, nicie  itp. Po bokach były kajdany przymocowane do ścian. Do jednych z nich był przyczepiony mężczyzna. Był brudny i nagi. Widać było że jest wyczerpany i głodny. Ponieważ nie minął ani gram tłuszczu, same kości i skóra. - Masz szczęście. Mam dobry dzień i cię nie zabije, a wręcz przeciwnie wypuszcza na wolność.
Powiedział Gabriel podchodzić do mężczyzny. Ten tylko podniósł lekko głowę i opuścił. Wiedział że Gabriel kłamie. Tak długo to tu trzymał i torturował. Teraz niby miało być inaczej? Jeśli tak to tylko dlatego że to nareszcie zabije. Noc odepną chłopaka i wziął to na ręce. To nie było zbytnio trudne ponieważ był jak piórko. Wyszedł z nim z pokoju i zamknął drzwi na klucz. Wszedł i do innego pokoju tym razem pokój wyglądał trochę inaczej lecz nadal przerażająco. Ten wyglądał jak typowa kostnica. Stół dał nieboszczyków, akcesoria do sekcji zwłok i jakieś ubrania w szafie. Mężczyzna na rękach Gabriela uważnie popatrzył na pokój i wiedział że to już koniec. Ale był szczęśliwy bo na reszcie odpocznie a  noc i tak nic się od niego nie dowie. Niebiesko Oki położył chudzielca na stole. Podszedł do zlewu. Wziął stojąca obok wiaderko z gąbkom w środku i nadał letniej wody. Podszedł z wiaderkiem do chłopaka .
- Co teraz będziesz to mył? 
Zapytał kot. Gabriel nic mu nie odpowiedział tylko wycisnął gąbkę i zaczął myć mężczyznę.
- Tak myj to mamy na tyle czasu zanim tu psy wpadną. Powiedział rudzielec i sobie usiadł by obserwować poczynania chłopaka. Gabriel po dokładnym i delikatnym umyciu ofiary ubrał go w garnitur. 
"No czyli zostanę pogrzebany żywcem. Jebany psychopata i tak mu nie powiem że szef bił i kazał nam gwałcić swoją żonę, bo i tak to lepsza śmierć niż goryla szefa." pomyślał ledwo oddychający chłopak. Szatyn spod stołu wyciągnął torbę i przerzucił ją przez ramię. Wziął chłopaka na ręce i spełnieniem głowy dał znać Leonowi że wychodzą. Po sprawdzeniu dokładnym że drzwi od piwnicy są zamknięte poszedł do garażu. W garażu stał piecio-drzwiowy 
Mercedes-Benz CLS 2019 koloru krwistej czerwieni i niebiesko czarny ściągacz Deco-Wall
Wsadził ofiarę do samochodu i obok niego położył torbę. Wrócił się do domu po swoją torbę na ramię i po smycz dla kota. Sprawdził czy wszystko jest pozamykane i wrócił do samochodu. Odpalił i ruszył w stronę domu kobiety z którą przedtem rozmawiał.
***
- Zostań w środku i go  pilnuj.
 Powiedział Gabriel do kota i wyszedł z auta.
Ruszył w stronę małego domku na przedmieściach miasta. Gdy był już w połowie z domku wyszedł mężczyzna. Ciemny blondyn z tęczówkami w położę letniej trawy. Niezbyt dużej postury ubrany w czerwoną koszulę  i jasne dżinsy. Gdzieś tak koło czterdziestki. Gdy się spotkali blondyn wyciągnął rękę na powitanie. Młodzieniec mocno i pewnie ją uścisnął.
- Więc chcesz abym załatwił Ci nową tożsamość? 
Powiedział Miłosz z lekkim niepokojem w głosie.
- Nie potrzebuje tego.  - Odpowiedział niebieskooki i szybko dodał. - Chodzi o majom rodzinę.
- Aha im mam zmienić. - Powiedział mężczyzna zerkając do samochodu.
- Też nie. - Odpowiedział trochę speszony.
- Więc o co chodzi? Ja się jeszcze tylko znam na finansach. 
Powiedział blondyn. Miał tylko nadzieję że nie będzie musiał ukrywać tego przemarzniętego i wygłoszonego mężczyznę. Który siedział na tylnym siedzeniu.
- Szukam mojej rodziny. Jako małe dziecko zostałem porzucony do oka życia. Matka zostawiła mi tylko ten medalion. Wiem że jest kluczem do rozwiązania zagadki. Kim jestem. Tym bardziej że od kilku lat dzieje się zemną coś dziwnego. Coś nie wytłumaczalnego i wiem że ty możesz mi pomóc. Wszystkie moje tropy prowadził do ciebie oraz do jakiejś grupy lecz do tej pory jej nie odnalazłem a  jak pewnie słyszałaś już w telewizji mam mało czasu. 
Młodzieniec ściągnął medalion i wręczył Miłoszowi. Zielonooki przyjrzał się naszyjnikowi. 
- Wiem kto może ci pomóc.
(Akiro?)

3 grudnia 2019

Od Akiro cd. Argona do Camill

Po zabraniu z bunkra trzech broni wyszedłem i ruszyłem w ich stronę, jakie było wielkie moje zdziwienie, jak zauważyłem dwójkę podległych Argony. Zanim czarnowłosa zaczęła swój istny monolog, zwinąłem broń i ukryłem w pniu. Słysząc jej słowa, uśmiechnąłem się złośliwie
-Może wyglądam na tchórza, ale nim nie jestem. -odpowiedziałem lekko zdenerwowany, podszedłem do czwórki ludzi. -To jak wracamy? -Brew pozorom, jakie mogły wywrzeć wrażenia na dwóch przedstawicielkach różnych mafii. Gdy portal się otworzył, wszyscy przeszliśmy do naszego świata, po drugiej stronie, było trochę ludzi z obu stron. Nagły dźwięk przeładowywania broni dotarł do moich uszu, a następnie zauważyłem wymierzone we mnie skorpion 61, gloki, M4 i AK. -Na i po co wam te nerwy. Powiedziałem, podnosząc ręce w geście poddania, Argona z Camill uspokoiły towarzystwo. -To ,jak chcecie, z przyjemnością opowiem wam wszystko na temat "upadku serca" powiedziałem po opuszczeniu dłoni i rąk, po jakiś tam wtrąceniach przeszliśmy do jakiegoś innego pomieszczenia.
-Więc powiesz, nam coś czego nie wiemy? -zapytała towarzyszka broni Argony.
-Macie dość dobry wywiad więc wątpi, bym was zaskoczyły. Więc, zaczynając od samego początku. Plany ataku ustaliliśmy razem z Władysławem Leniniewskim no bardziej to większość planu była jego pomysłem. Tak jak wiecie chodziło o zniszczenie wieży, ale tego czego wam nie powiedzieli, to że wszyscy więźniowie z magicznymi zdolnościami i ci, którzy są po stronie Watahy i zarazem mafii zostali uwolnieni. Akcja miała zarazem zrobić zasłonę dymną dla Władysława, który odsunął się w cień pod pretekstem własnej śmierci.
-Łżesz! -usłyszałem głos jednej z kobiet i mocne uderzenie w ławę.
-Miło, że nadal uważacie, że kłamię jak z nut. -przyjrzałem im się spokojnie. -Ale pomyślcie trzeźwo, czy mi się to opłaca, poza tym, jak mi nie wierzycie, jest jeszcze jedna osoba w watasze, która widziała go na oczy i przeżyła.
-Kto to był!? -Argona podniosła wzrok a ja czułem z musze jej powiedzieć, coś mnie do tego zmuszało
-Somnatis  Tenberis.
(Miłej zabawy)

2 listopada 2019

Od Argony cd. Camille do Akiro

Cała trójka wyszła z domku na chłodne, wieczorne powietrze. Wyruszanie wieczorem może nie było najlepszym pomysłem, jednak obie kobiety były zdeterminowane, by jak najszybciej wydostać się z tej krainy.
- Chodźcie, zaprowadzę was do zbrojowni i wybierzecie sobie świecbroni - zaproponował Akiro, na co Argona parsknęła lekceważąco, a Camille spojrzała sceptycznie na niską postać chłopaka. - Bez niej nie dacie sobie rady. 
- Żeby dać sobie radę trzeba najpierw wyjść z tej zapyziałej wiochy - mruknęła Alpha, zakładając ręce na piersi. - Znowu przeciągasz.
- To nie potrwa długo, ale da nam przewagę. - Jasnowłosy westchnął i zaniechał dalszego przekonywania, po prostu ruszył w stronę sporego budynku, który spośród innych wyróżniał się stalowymi drzwiami i okiennicami. Kobiety spojrzały po sobie. Camille wzruszyła ramionami.
- Bez niego i tak nie zaczniemy, w końcu tylko jego genialny plan może nas stąd wydostać - powiedziała z przekąsem.
- Masz racje, Camille, a "swiecbroniiiiii" jest kluczowym elementem tego genialnego planu - Argona pokiwała poważnie głową. Gdyby sytuacja tak bardzo jej nie irytowała, zapewne ta rozmowa mogłaby być nawet zabawna. Zapewne.
  Kobiety ruszyły w ślad za oddalającym się chłopakiem. Gdy były już przy samych drzwiach, za ich plecami rozległ się trzask. Odwrócił się błyskawicznie, by ujrzeć... sylwetkę nastoletniej dziewczyny o długich, brązowych włosach oraz wciąż trzymającego ją za dłoń mężczyznę o blond włosach. 
- Rori? - Argona puściła klamkę, którą właśnie miała nacisnąć i ruszyła w stronę mężczyzny.
- Na to wygląda. - Blondyn wyszczerzył się w uśmiechu. - Niech cię diabli, Argo, nie było łatwo znaleźć tego miejsca. Rita nieźle się zmachała.
- Nic mi nie jest Rori - powiedziała dziewczyna, prostując się wyraźnie. - Ma jeszcze mnóóóstwo energii. 
- Mam nadzieję, jesteś w stanie nas stąd zabrać?
- Jest w stanie? - Camille podeszła bliżej, a Alpha odsunęła się nieco, by zrobić jej miejsce w tym prowizorycznym kręgu. Rita obdarzyła przywódczynię mafii nieufnym spojrzeniem. 
- Tak, z powrotem będzie łatwiej. Zna już w końcu drogę. - Wyjaśnił blondyn. - Przed trzecią kolacją będziemy w domciu.
- Niby jak chcecie to zrobić? - Z budynku wychynął Akiro, niosąc ze sobą masywny miecz, wyglądający nawet bardziej jak tasak niż miecz, smukły, jasny łuk przyozdobiony czymś na kształt liści oraz lancę, przypominającą nieco sztachetę z kościelnej barierki. Wszystkie te bronie świeciły delikatnym, białym światłem, podkreślając znacznie jasną cerę i włosy niosącego je.
- Wyteleportujemy się - Rori wzruszył ramionami.
  Akiro nie wyglądał na zbytnio zadowolonego. 
- Wracajmy zatem - Argona dała znak Roriemu i Camille, by chwycili się za ręce, sama podała dłoń Ricie, po czym zwróciła się do Akiro. - Twoją sytuację widzę zaś następująco: możesz wrócić z nami i ponieść konsekwencje lub zostać tutaj, w tym dziwacznym świecie. Jeśli wybierzesz to drugie, uznam to za zerwanie więzów z Watahą. 
(Akiro?)

28 października 2019

Od Lorema cd. Camille

Mężczyzna niepewnie pokiwał głową. Zbytnio był zszokowany tą niespodziewaną przemianą, by zrobić cokolwiek innego, niż ruszyć przed siebie. 
- W tamtą stronę jest Forum - powiedział cicho do Camille, maszerując powoli po bruku. - Zwykle jest tam kilku filozofów. 
  Kruk zakrakał cicho, co nie do końca powiedziało Loremowi myśli kobiety, jednak bijąca od niej aura była uspokajająca. Była jedynym ciepłym elementem w lodowatych odmętach przeszłości mężczyzny. Nieco podniesiony na duchu nieco przyspieszył, starając się nie rozglądać za bardzo, jednak jego oczy same wędrowały na boki. 
- Tu mieszka Sempronius z familią, jest urzędnikiem państwowym. Jego syn często u mnie bywał - rzucił niedbale do kruka i zamilkł ponownie. Jego oczy natrafiły na złotą głowę byka, wiszącą nad wejściem. - A tu Pellius. Filozof. Uczył mnie pisać i czytać. - Znów cisza. - Domitius. - To mówiąc wskazał na wyjątkowo smukły i wysoki budynek. - Oficerowie Cesarza, ojciec spędzał u nich dużo czasu. Był tam nawet tamtej nocy... 
  Lorem bezwiednie zaczął drapać się po szyi. Kruk zakrakał i kłapnął na jego palce dziobem. Jasnowłosy gwałtownie cofnął rękę i spuścił wzrok. Nie podniósł go, aż nie dotarli do wielkiego placu, na którego środku znajdował się posąg cesarza Nerona. Mężczyzna rozejrzał się, próbując zachować spokój. Na placu było sporo ludzi, przechadzających się tam i z powrotem, pędzących gdzieś, część z nich otaczała niewielkie podwyższanie, na którym nad tłumem górował mężczyzna w białej todze i wymownej łysinie mędrca.
  Mężczyzna przełknął ślinę. Teraz będzie musiał przepchnąć się przez tłum, zaczepić jakoś tamtego i namówić do współpracy. Zakładając, że tamten wogle będzie go widział. 
- Na pewno jest inny sposób - powiedział, patrząc na kruka na swoim ramieniu. Ten zakrakał, nastroszył się i kłapnął dziobem. Lorem westchnął i z miną straceńca ruszył w stronę mędrca.
  Przepchnięcie się przez tłum okazało się nie być problemem. Byli wyjątkowo spokojni, dominowało rozbawienie, co jasnowłosy przyjął z niejaką ulgą. Większym problemem okazał się sam cel. Mężczyzna stanął przed nim akurat w momencie, gdy ten mówił o teorii, według której wszystko zbudowane jest z "kawałeczków", które łączą się w większe układy, z których zaś dopiero powstaje materia. Był tak zaaferowany swoim wykładem, że chyba nie zauważał nikogo z zgromadzonych, a już tym bardziej Lorema.
- To Asinius - mruknął jasnowłosy do ptaka. - Często przemawiał na Forum. Ałć.
  Kruk uszczypnął go w ramię. Trzeba było spróbować. Lorem wiedział, że trzeba spróbować. Jego matka w końcu ich widziała, a zatem część ludzi musi ich widzieć. Tak.
  Jasnowłosy zrobił krok do przodu, następny. Wszedł na podest, stając przed uczonym, który gwałtownie przerwał mówienie. Na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Lorem wyjął z kieszeni długopis i wbił mu w ramię do połowy. Mędrzec znieruchomiał, jego oczy wywaliły się białkami do przodu, a jego ciało osunęło prosto w ramiona mężczyzny. 
(Camille?)

19 października 2019

Od Camille cd. Akiro do Argony

 Camille spojrzała na mężczyznę, który stał niedaleko nich, we wnętrzu obcego dla niej, dziwnego domu, znajdującego się w jeszcze bardziej obcym i jeszcze dziwniejszym świecie. Parsknęła ironicznie, słysząc mętne tłumaczenie Akiro i widząc jego księgi z klasyfikacją potworów.
— Im dłużej tu jestem, tym bardziej zdaje mi się, że twoja obecność tutaj jest jedynie zapalnikiem dla mojej irytacji — wyznała, jakby zastanawiając się, czy nie eliminować elementu, który powoduje taki stan rzeczy - samego Oriego, jednak chyba uznała, że póki co się powstrzyma, bo zamilkła.  Gdy opowiadał im o poziomach demonów nie mogła się wprost powstrzymać przed kolejnym złośliwym komentarzem:
— Jaki więc jest twój poziom w tej klasyfikacji? Gdy nam powiesz będzie nam z Argo prościej określić swój. Po prostu pomnożymy go przez dwa i sprawa załatwiona. Chyba że twój to zero — uśmiechnęła się słodko. — Proponuję, żeby zamiast opowiadać nam dlaczego to nie możesz nas wysłać z powrotem i co konkretnie w tym twoim magicznym borze oprócz mnie czyha na twoje życie, a zaczął mówić o rzeczach, które naprawdę mogą nam pomóc, to byłabym niezmiernie wręcz wdzięczna. — Akiro westchnął i spojrzał na nią z mieszaniną irytacji i bezsilności. Kobieta wykonała sarkastycznie zachęcający ruch dłonią, podczas gdy drugą teatralnie podparła brodę.
— Jest jedno miejsce, w które możemy się udać. To kawałek drogi stąd, jednak jestem pewien, nie, mam nadzieję, że z niego uda nam się wrócić z powrotem do naszego świata. — odparł w końcu.
— Wreszcie jakieś konkrety — burknęła ciemnowłosa, jednak jej dalsze docinki przerwane zostały przez głos Alfy, która do tego momentu nie uczestniczyła aktywnie w ich rozmowie:
— Zdajesz sobie sprawę z tego, co stanie się z tobą, jeśli twoja nadzieja się nie sprawdzi? Albo co gorsza — podeszła do niego o krok, a Camille z niemałą satysfakcją oglądała, jak kuli się i wierci pod jej przenikliwym spojrzeniem.
— Gdybym chciał was zdradzić, zrobiłbym to wcześniej — próbował się obronić chłopak, jednak po chwili zamilkł. Belcourt klasnęła w dłonie z wesołym uśmiechem.
— No, to chyba nie ma na co czekać, kochani moi!
(Argo?)

Od Camille cd. Lorema

  Dłoń niemal bezwiednie zwinęła jej się w pięść, a paznokcie wbiły się w skórę, pozostawiając na wnętrzu dłoni cztery półokrągłe ślady. Wzrok Camille utkwił w przechodzącym mężczyźnie, który niewątpliwie zupełnie zignorował ich obecność oraz fakt, że rozmawiali. Zmarszczyła brwi, utkwiwszy w nim wzrok. Szedł dalej, jak gdyby nigdy nic. Jej szczęka zacisnęła się na moment, jednak po chwili spojrzała w oczy Lorema, a jej źrenice rozszerzyły się lekko z powodu niepokoju. 
— Myślisz, że nas nie zauważył? — spytał Lorem lekko niepewnie, widocznie tak jak on nie wiedział za bardzo, co się dzieje. Potrafiła wyczytać jednak z jego twarzy, że akurat w przeciwieństwie do niej, on sam wie, gdzie się znajdują. Jej samej jasne uliczki i budynki nie mówiły dokładnie nic. Westchnęła cicho, przeczesując włosy dłonią.
— Nawet nie tyle nie zauważył, co po prostu nie widział — odparła filozoficznie, a na jej ustach pojawił się dziwny uśmiech. — Musimy spróbować znaleźć kogoś, kto będzie wiedział, co tu się dzieje. Kto w ogóle będzie zdawał sobie sprawę z naszego istnienia.  — postanowiła, za co otrzyała jedynie oszczędne, wciąż ostrożne skinienie głową. — Jak sądzisz, ile czasu zostało nam do pożaru? — nie chciała znać odpowiedzi. Nie chciała czuć nad sobą oddechu kata z tykającym zegarem zamiast topora. Zwłaszcza, że mina Lorema, gdy usłyszał jej pytanie, nie mówiła najlepiej. A jego odpowiedź tylko utwierdziła ją w przekonaniu, że nie są aktualnie w cudownej sytuacji.
— Obawiam się, że niewiele. — Camille przymknęła na chwilę oczy, powstrzymując kolejne, ciężkie westchnięcie — Jeśli naprawdę mamy kogoś znaleźć, powinniśmy się udać w miejsce, gdzie o tej porze będzie dużo ludzi — zerknął na słońce, jakby sprawdzając która godzina. Kobieta przygryzła policzki od środka.
— Obawiam się, że w tej formie nieszczególnie ci pomogę — odezwała się w końcu, podejmując decyzję o wyjawieniu mu jednej ze swoich tajemnic. — Jeśli będziesz mnie potrzebować, to zrobię co w mojej mocy. — przymknęła oczy, po czym zamiast jej postaci pojawiła się smukła sylwetka kruka. W tej okolicy powinien przyciągnąć wzrok, jeśli ktokolwiek ich zauważy. Poza tym, wyglądał niemal niegroźnie, więc element zaskoczenia zawsze byłby po ich stronie. Czarne jak noc stworzenie usiadło na ramieniu mężczyzny, a jego łebek uspokajająco oparł się na chwilę o policzek Lorema, jakby przekazując wsparcie. Miała nadzieję, że znajdą jakieś wyjście z tej sytuacji.
(Loruś? Sry za zmianę osoby, ale wolę wszędzie w 3 pisać, bo już mi się chrzani co i gdzie XD)

13 października 2019

Od Lorema cd. Camille

Mężczyzna nadal był nieco roztrzęsiony. Nawet opuszczenie dusznego wnętrza domu nie sprawiło, by poczuł się lepiej. W końcu zdążył się już pogodzić z myślą, że nigdy więcej już ich nie zobaczy. Lepiej by było, gdyby więcej ich nie zobaczył. Jej.
- To nie t-twoja wina - wymamrotał, próbując panować nad głosem, który jednak nawet w jego własnych uszach brzmiał wątle. Jego wzrok wbity był w ziemię, a właściwie w gładką, białą kostkę brukową, ciągnącą się pod jego stopami. - To ja powinien-nem przepraszać. -był mój pomysł.
  Uniósł nieco wzrok, by spojrzeć na dziewczynę, jednak od razu go spuścił. Jej silne poczucie winy sprawiało, że czuł, iż powinien coś z tym zrobić. Cokolwiek. Jednak nie wiedział co. Przez chwilę szli w milczeniu, gdy zbierał w sobie odwagę. Nagle się wyprostował, zaskakując tym samego siebie i staną, spoglądając prosto w twarz kobiety. Otworzył usta i zachłysnął się powietrzem. Zamknął je i spuścił wzrok.
- Już po wszystkim, tak? Nie przejmuj się mną. W końcu... - przerwał, nie będąc nawet pewien, czy chce to powiedzieć - praktycznie się nie znamy.
  Camille miała coś odpowiedzieć, jej piękne, ciemnoniebieskie oczy błyszczały światłem odbijanym przez ledwie powstrzymywane łzy, gdy między rozmawiającymi przeszedł łysy mężczyzna w białej todze, roztrącając ich na boki i ciągnąc za sobą uwagę Skryby. Lorem nie zrozumiał w pierwszej chwili tego, co widział. Nie zrozumiał nawet w drugiej chwili. 
  Ulica była praktycznie pusta, fakt, że między rozmawiających wszedł nieznajomy był w tej sytuacji faktem nad wyraz dziwnym. Znacznie jednak mniej, niż eleganckie, białe rezydencje, zdobione złotem i misternie rzeźbionymi posągami, okalające biały bruk. One również zapewne nie byłyby takie dziwne, gdyby nie to, że nie było ich tutaj, gdy wchodzili do domu rodziny Impsum. Lorem jednak dobrze pamiętał je ze swojego dzieciństwa.
  Z przerażeniem spojrzał na Camille. Nie było po wszystkim. Oj zdecydowanie nie było po wszystkim. Wszystko... miało się dopiero zacząć.
(Camille?)