3 marca 2018

Od Camille cd. Lorema

 Kiedy sobowtór Lorema zniknął z moich oczu, odetchnęłam głęboko. Choć na chwilę moje ciało opuściło napięcie i nie musiałam się zastanawiać czy znów nie postanowi mnie zabić. Postanowiłam, że muszę jak najszybciej wyruszyć w poszukiwaniu prawdziwego Lorema. Gdy tylko dotarłam do pokoju wzięłam do ręki plecak i spakowałam do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Wzięłam broń i naładowałam ją. Nie wiedziałam, co może się wydarzyć, ale chciałam przygotować się na każdą okoliczność. Na wszelki wypadek zostawiłam kartkę, że wszystko ze mną w porządku i że wrócę wieczorem. Że przypomniałam sobie o czymś do załatwienia. Miałam nadzieję, że dzięki temu zyskam choć trochę czasu, jeśli sobowtór wróci. Gdy niemalże w popłochu opuszczałam pokój potknęłam się o jeden ze stolików i padłam jak długa na ziemię. Stojąca na meblu waza również opuściła swoje stanowisko i roztrzaskała się w drobny mak. Szybko zerwałam się z ziemi. Poczułam strużkę krwi na policzku, więc szybko otarłam ją rękawem. To był moment na ucieczkę. Pamiętając o "problemie" Lorema z windami, wiedziałam, że żebyśmy w razie czego się minęli, muszę nią pojechać. Z sercem na gardle wyszłam z hotelu. Postanowiłam, że poszukiwania mojego przyjaciela zacznę w miejscu, gdzie rozpoczął się ten cały cyrk. Pewnym i szybkim krokiem ruszyłam w tamtym kierunku, mając nadzieję, że moje poszukiwania dadzą mi choć nadzieję, że Loremowi nic nie jest.
(Loruś? Wybacz że tak długo to trwało :<)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz