15 października 2017

Od Est cd. Somniatisa

Dziewczyna rozłożona na podłodze, wpatrywała się w sufit. Jej długie białe włosy, kiedyś sięgające aż do bioder, teraz zaledwie zakrywały jej ramiona. Odarta z szat, oraz z godności, nosiła na sobie parę białych spodni oraz bluzę, której rękawy były tak długie, że oplatały ciało dziewczyny, a na ich końcu wszystko zabezpieczał specjalny pas. Utrudniało to dziewczynie jakiekolwiek poruszanie się, czy oddychanie, a jej górne kończyny nie były już dla niej wyczuwalne. Cienie demonów tańczyły dookoła swojej właścicielki, oczekując jej powstania, jednak na marne. Jej nogi, zmęczone już od ciągłego biegania w kółko, poddały się kilka dni temu. Na początku próbowała się temu oprzeć, lecz bez skutku. Pokój o kolorze złamanej bieli, był szczelnie zamknięty, bez klamki, czy okna, bez wyjścia by wydostać się z złotej klatki, w której została zamknięta. Jak ptak motała się przez pierwsze dni, próbując znaleźć wyjście z pułapki lecz było ono nie możliwe. Nie było sensu walczyć, jeżeli nie ma żadnego sposobu by wygrać, powiedziała sobie białowłosa po dwudziestu razach uderzaniu całym swoim ciałem o ścianę, miejąc nadzieję, że w jakiś sposób przebije się przez cegły, które dzieliły ją od wolności. Po jej policzkach ponownie spłynęły szkarłatne łzy, gdy dziewczyna zaczęła krztusić się czarną wydzieliną, która co chwila wypełniała jej usta. Przechyliła głowę delikatnie i pozwoliła mazi swobodnie wypłynąć z jej ust wprost na podłogę. Głośne śmiechy cieni, rozległy się po pomieszczeniu. Najwyraźniej wydawało się im to zabawne, patrząc jak niedoszła zabójczyni umiera w mękach, przepowiednia zmartwychwstania się spełnia. Do teraz pamięta ostatnie słowa matki, kiedy kobieta umierała na rękach białowłosej. " Gdy z tych oczu pocieknie krew, a z ust poleje się maź czarna, twe serce przestanie bić, wtem przybędą demony, tańcem zajęte, by powitać powrót jedynego prawdziwego władcy.". To była ostatnie słowa jakie usłyszała od swej rodzicielki, gdy umierała w ruinach zamku. Dziewczyna nigdy nie czuła bicia swojego serca, jednak czy to oznaczało, że umarła? Nie była pewna, gdyż wciąż czuła ból, który przechodził przez jej ciało. Białowłosa zamknęła oczy i ze skupieniem starała się zobrazować jej ostatnie sceny wolności.
~~~~
Białowłosa wsiadła do samochodu w którym już od pewnego momentu czekał na nią premier oraz jej towarzysze rozpaczy. Mieli razem się udać... w sumie dziewczyna nie wiedziała już gdzie, jej pamięć była pustką a stres wyjadał ją od środka. Jeżeli zrobi choć jeden zły ruch, wszystko będzie stracone. Zastanawiała się, gdy samochód w tym czasie ruszył z miejsca. Cisza jak makiem zasiał zapanowała w pojeździe i nie było to czymś co zdziwiło dziewczynę.
- Tak więc... - zaczął Somniatis, lecz nie było mu dane tego dokończyć.
- Co z Nightmarem? - spytała młoda dama o imieniu Halszbiet, po czym uśmiechnęła się bezczelnie. Najwyraźniej sprawiło jej to frajdę, przerywając czarnowłosemu w połowie zdania.
- Zatrzymajmy konwersacje na później. To nie jest czas i miejsce. - odpowiedział spokojnym tonem Leniniewski, w tym samym czasie zerkając na białowłosą. Ona bez żadnych skrupułów spojrzała wprost na niego, próbując zgadnąć na czym polegał jego plan. Po co było to wszystko? Zapewne bawił się nimi jak kukiełkami, a oni postępowali tak jak on im zagra, co nie było dalekie od prawdy. Za pewnie chciał zdobyć więcej informacji o smoku. Nagle dziewczyna poczuła ukłucie w karku. Zdziwiona, podniosła dłoń i dotknęła się w miejscu bólu. Następnie spojrzała na jej powierzchnię, ku jej zaskoczeniu, po niej spływała ciecz ciemna jak głąb oceanu. Białowłosa szybko skierowała wzrok na premiera, którego twarz spowijał cwany uśmiech.
- Est? Wszystko w porządku? - usłyszała Somniatisa, lecz było już za późno...
~~~~
- Straciłam kontrolę nad mocą i zostałam oskarżona o zamach na premiera, po czym zostałam zamknięta tutaj. - Wymamrotała sama do siebie, wypluwając czarną ciecz z ust. Nie wiedziała już ile dni tu była, lub jaki wyraz twarzy miał czarnowłosy kiedy dziewczyna przemieniała się w demona. Nikt nie raczył się wejść do tego pokoju, kiedy zobaczyli cienie stworów spowijające się w rogach pomieszczenia, lub kule pokryte czarnym ogniem, które odbijały się od ścian pomieszczenia. Od tamtego momentu, nie potrafiła kontrolować anomalii dziejących się w jej pobliżu, nie było sensu już nawet próbować. Ona nie była już człowiekiem, była potworem, demonem, który zasługiwał tylko na śmierć, okrutny koniec, który da jej ojciec kiedy już ją odnajdzie. Prawdziwy król.
- To tutaj? - usłyszała głos zza ściany, jednak zignorowała go, być może był to kolejny śmiałek, który chciał podjąć się jej ''leczenia'' lub wyciągnięcia od niej informacji. Ciche szepty ucichły i wreszcie otworzyło się przejście, Est nawet nie reagując, dalej leżała na ziemi, wiedziała, że to jej koniec.
- Est, to ja...
(Somniatis? dokończ jakoś i wreszcie opowiadanie~~ i przepraszam za to jak się potoczyło ;A;)

12 października 2017

PRZEMOWY NA WIEŻY 12.10

*prowadzący wychodzi na podwyższenie, zbudowane na środku olbrzymiej, sześciokątnej sali, zajmującej niemal połowę 33 piętra Wieży*

Mili państwo!

*z entuzjazmem*

Serdecznie witam państwa na spotkaniu, na którym obaj kontrkandydaci na premiera Ainelysnart wygłoszą swoje przemowy, przedstawiając swój program wyborczy. Pierwszy wystąpi Władysław Leniniewski, jako przedstawiciel aktualnego rządy, a zaraz po nim John Silverlake - jego przeciwnik, przybyły z ameryki.

*Władysław Leniniewski powolnym krokiem wchodzi na scenę. Jego ubranie jest eleganckie jak zawsze, na ustach gości zbłąkany uśmiech. Mija prowadzącego i odsuwa podany mu przez niego mikrofon.*

Szanowni panowie, szanowne panie.
Wszyscy doskonale wiemy, w jakim celu tu się zgromadziliśmy. A zatem, nie przedłużając, przedstawiam swój program wyborczy.
Zacznę od określenia kierunku, w jakim mam zamiar dalej prowadzić społeczeństwo zorganizowanego przeze mnie kraju. Nasza siła tkwi w nauce i technologii. Już teraz z Areny 4 eksportujemy liczne zaawansowane technologicznie urządzenia, programy, machiny. W przyszłości ta gałąź przemysłu ma rozwinąć się jeszcze bardziej, wchłaniając część nieużytków z Dziewiątej w swoje tereny, a tym samym stopniowo poprawiając status bytu licznym obywatelom, którzy swoimi umiejętnościami nie zdołali się utrzymać w żadnej z pozostałych stref lub dysponują unikalnym talentem w innej dziedzinie.
Zamierzam również zmniejszyć nieco tereny przeznaczone pod uprawę i hodowlę, by tym samym, rozszerzyć zasięg dzielnicy rozrywki, do której, jak mniemam, większość z tu obecnych chętnie zapuszcza się wieczorami.

*Przez salę przeleciał pomruk wesołości.*

Przechodząc do kolejnej sprawy, niezwykle doceniam pomysł mojego kontrkandydata z budową lotniska samolotowego.

*Zawiesił głos.*

I żałuję, że sam nie byłem w stanie się go podjąć. Niestety, państwo, jak dotąd, nie posiadało wystarczającego funduszu, by utrzymywać aktualny status życia i jednocześnie lotnisko, które przypuszczalnie nie będzie najintensywniej eksploatowanym obiektem w najbliższej okolicy wyspy.
Zamiast tego zacząłem już przygotowania do stworzenia podziemnego systemu metra, który sprawnie połączyłby wszystkie dzielnice wyspy, jak dotąd silnie podzielone, w jedną całość, umożliwiając wygodne i szybkie podróżowanie oraz pracowanie poza areną zamieszkania.
Kolejnym tematem, który pragnę poruszyć nie jest bynajmniej sprawa dotychczasowych silnych podziałów, gdyż ten rozdział w organizacji wyspy można uznać za zamknięty. Ustrój, pozycja państwa na arenie międzynarodowej, wartość pieniądza. Wszystko to ustabilizowało się tylko i wyłączni dzięki stanowczym środkom, jakie podjąłem.
Tym, o czym tak na prawdę pragnę teraz powiedzieć, jest najbardziej kontrowersyjna sprawa, związana z moją osobą. Chodzi mianowicie o sztukę i ludzi ją uprawiających - artystów. Mój pogląd, na jej temat nie zmienił się. Prawo państwa zostało ustalone już przy jego powstaniu. Nikt nie był zmuszany do zamieszkania na wyspie, jednak wszyscy, przyjeżdżający na wyspę, zobowiązują się do przestrzegania ustalonych na niej reguł. Każdy kto je łamie, nie jest lepszy od złodzieja czy mordercy, nie ważne w jak pokojowy sposób prowadzi swoje działania.
To już wszystko, co miałem do powiedzenia. Dziękuję za uwagę.

*Leniniewski schodzi ze sceny równie powoli, jak na nią wszedł. Towarzyszą mu zdawkowe oklaski. Na scenę energicznym krokiem wychodzi John Silverlake, machając do zgromadzonych dłonią. Ubrany jest w niebieski garnitur, rozpięty na poły niedbale oraz luźny krawat w nie pasujące czerwone róże o zielonych łodyżkach na białym tle. Na ustach ma szeroki, lśniący uśmiech.*

Witam wszystkich zgromadzonych, nie zależnie od płci, wieku czy preferencji artystycznych.

*Kłania się nisko, choć w tym geście nie da się wyczuć ani szacunku, ani nawet powagi.*
*Szepcze do prowadzącego.*

Mógłby mi pan podać mikrofon. A, dziękuję.

*Ustawia wygodnie urządzenie przed ustami, niczym gwiazda popu.*

W kilu słowach. Nazywam się John Silverlake i urodziłem się w Stanach. Dorastając kraju freedom and equality czymś zdumiewającym okazał się dla mnie fakt, że nie wszędzie tak jest. Jako young boy przez wiele lat pracowałem w charity. Byłem zawsze tam, gdzie był problem. Tak jak jestem tu. Ludzie posiadają prawo do freedom. Czy zabranianie tworzenia sztuki nie narusza tego prawa? Czy to wogle może być legal?
Śmieszne wydaje mi się to i, że przy takim zakazie, allowed jest istnienie dzielnicy biedy w centrum miasta! Mój konkurent mówił o planach rozbudowy na te tereny, ale jak właściwie ktoś rozsądny mógł allow na powstanie takiego czarnego potwora w samym centrum miasta? Sądzę, że to place powinno zostać zrównane z posadzką, by uwolnić kraj od niepotrzebnego ciężaru.
Też sądzę, że port lotniczy nie jest tak weak pomysłem, jak zasugerował Pan Premier. Tourists nie przyjeżdżają na wyspę, bo nie każdy ma czas i odpowiednią kondycję, by travel przez statek. Samoloty umożliwią rozwój turystyki. Umożliwią szybszy handel i jestem sure, że zarobią na siebie.
Also, sprawa społecznego tabu, wilki. Jeśli zostanę premierem rozwiążę ten problem raz na always.
Głosujcie na mnie!
Lepszego wyboru nie dostaniecie.

*To mówiąc uśmiechnął się szeroko i puścił oko do zgromadzonych. Chciało się wręcz powiedzieć, że sugeruje "Zapanuje fast food i równość, ale z przewagą fast food." Mikrofon przejmuje od niego prowadzący, a sam Silverlake schodzi ze sceny przy akompaniamencie głośnych oklasków.*

Dziękujemy obu kandydatom za wystąpienie. A teraz wyniki sondaży. Aż 68% obywateli uważa, że John Silverlake powinien zostać premierem i tylko 31%, że powinien nim zostać Leniniewski. 1% oczywiście powstrzymał się od udziału w sondażu, co i tak uważamy za niezły wynik.
Dziękuję państwu za uwagę i widzimy się na debacie.
Życzę miłego dnia.

*Prowadzący schodzi ze sceny. Po raz ostatni rozbrzmiewają oklaski.*

10 października 2017

Od Argony cd. Calii

  W słuchawce zapadła chwila ciszy.
- Dostaniesz swoje pieniądze - oświadczyła wreszcie Alpha i rozłączyła się. Wydobyła zalegające pieniądze ze skrytki w ścianie i przeliczyła je. Więc cała ta sprawa z bronią okazała się fikcją, co? Chodzi po prostu o to, że Menthis pragnie zniszczyć pozostałe gangi, a zatem poszło o coś osobistego i nie mającego właściwie związku z wilkami. Czy w takim razie ma nadal powód, by współpracować z Calią? Przepraszam, z Szafirem? Argonie nadal coś nie grało, jednak wiedziała, że z tego źródła nie dowie się już więcej na ten temat. Była za to inna sprawa, którą należało się w bieżącej chwili zająć. Tajemniczy człowiek, który przysłał do niej list z informacją o tajnym głosowaniu. Kilku członków watahy już pracuje nad tym, by rozgryźć tą tajemnicę, jednak na razie ich działania nie przyniosły oczekiwanych skutków. Być może w Noctis wiedzą więcej? W każdym razie najpierw pieniądze, a potem może zadawać pytania. Tak działał ten gang.

- Twoje pieniądze - czarnowłosa przesunęła banknoty po ladzie. - Więc?
- Chcesz, abym dostarczyła ci dowody? - barmanka spojrzała na Alphę z ukosa, znad wycieranego kieliszka.
- Chcę, abyś sprawdziła dla mnie co innego - odparła dziewczyna. - Zapewne wiesz o tajnym głosowaniu? 
  Szafir nie odpowiedziała od razu, jednak ścierka w jej dłoniach zwolniła niemal niezauważalnie na sekundę. Skinęła głową.
- Interesuje mnie, kto jest jego autorem - oznajmiła czarnowłosa. - To musi być ktoś bardzo wpływowy, skoro uważa, że jest  w stanie pokierować losami głosowania.
(Calia? Masz swoją mamonę^^)

Od Lorema cd. Camille

  Gdy dziewczynka zniknęła w łazience, Lorem postanowił, że przeniesie rzeczy z sąsiedniej kajuty. I tak nie mógł przecież się położyć, zanim dziewczynka nie zwolni toalety. 
  Cały sprzęt, który posiadali, zebrał dość szybko, po czym spojrzał na łóżko, na którym przedtem spała duża Camille. Co jeśli nie uda im się przywrócić Cam normalnego wieku? Nie chciał tego przyznać sam przed sobą, jednak tak byłoby lepiej. Jako dziecko nie mogłaby przecież wrócić do Mafii i mogłaby pozostać z nim, pod nowym imieniem. Wszystko by się rozwiązało...
  Wyszedł z kajuty, by wejść akurat w momencie, w którym dziewczynka gramoliła się pod kołdrę. Bez słowa odłożył rzeczy na biurko, rzucając ukradkowe spojrzenie towarzyszce. Pomyślał o jej nagłej ucieczce wcześniej. Zdecydowanie miała swoje tajemnice, których nie chciała mu powierzyć. On też je miał, co jednak nie zmniejszało rodzącej się w nim ciekawości. 
  Wziął wreszcie rzeczy do przebrania i sam zniknął w łazience, skąd wyszedł kilka minut później już przebrany i gotowy do spania. Światło w pokoju było wciąż zapalone, jednak Camille pochrapywała cichutko na swojej pryczy. Była dzieckiem może od godziny, a już zaczynała wpadać w dziecięce nawyki. Mężczyzna zgasił światło, a chwilę później sam położył się na koi. Lotniskowiec kołysał się łagodnie, sprawiając, że żołądek podchodził Loremowi do gardła. Mężczyzna czuł, że tej nocy raczej nie będzie w stanie zmrużyć oka.

- Pośpiesz się, bo spóźnimy się na śniadanie! - Mała Camille podparła się pod boki i tupała w posadzkę mała stópką, podczas gdy półprzytomny ze zmęczenia Lorem miotał się po pomieszczeniu, próbują ogarnąć jako tako swój wygląd. - Założyłeś koszulę na odwrót! Ja, nie mogę, pokaż to. Normalnie jak z dzieckiem!
  Dziewczynka niemal zdarła z towarzysza górną część ubrania, obróciła i podała mu. 
- Tylko nie zgub po drodze guzika - zastrzegła widząc, z jak drżącymi palcami jasnowłosy gorączko zapina koszulę.
  Wreszcie, gdy oboje byli gotowi, opuścili kajutę.
- Idziemy razem do jadalni, a potem, gdy zacznę rozmawiać z kapitanem, wymkniesz się po ciuchu i... rozumiesz? - Cam pociągnęła mężczyznę w kierunku, w którym wydawało jej się, że jest mesa.
  Lorem pokiwał głową.
(Camille?)

6 października 2017

Od Calii cd. Argony


- Mam coś, co może cię zainteresować - powiedziałam, przytrzymując telefon przy uchu ramieniem.
- Mów - usłyszałam w słuchawce szorstki głos. Westchnęłam w duchu. Sposób bycia Alphy zdecydowanie zaczynał mnie już irytować.
- Ktoś z Menthis podrzucił Silverlake'owi plany do teczki - oznajmiłam, przeglądając przy tym zgromadzone przez siebie materiały. - Są tu jakieś liczby, strzałki, kółka. Nie wiem, nie znam się na tym, ale to nie dzieło Silverlake'a.
- Skąd ta pewność? - zapytała podejrzliwie Argona.
- Stąd, że Menthis zapomniał o jednym ważnym szczególe. Dokumenty Silverlake'a zawsze są w jakiś sposób oznaczone. A tu, no cóż, brak wszystkiego. Dobra kopia, ale nie idealna - wyjaśniłam. - Jak to mówią, diabeł tkwi w szczegółach. Szkoda, że nie przyjrzałam się temu wcześniej - westchnęłam.
- A skąd pewność, że Menthis maczał w tym palce? - prychnęła Alpha.
- To organizacja, która otrzyma największe korzyści z likwidacji gangów - zauważyłam. - Poza tym, to właśnie tam mają największą liczbę naukowców. No i ta rzekoma broń, według planów, funkcjonuje dosyć podobnie, co ci superżołnierze, których produkowali przed tym, jak zamknęłaś portal - powiedziałam nonszalancko. Ze słuchawki dobiegł mnie cichy warkot. Czy wilki mają tematy tabu?
- Więc co teraz? - zapytała dziewczyna.
- Zasadniczo, średnio mnie to obchodzi - wzruszyłam ramieniem, choć brunetka nie mogła tego widzieć. - Wykonałam swoje zadanie, a ty nadal mi nie zapłaciłaś - zauważyłam.
- Zapłacę ci, gdy uznam to za stosowne - odparowała Argona.
- Nie zrobię niczego więcej, dopóki mi nie zapłacisz - oznajmiłam spokojnie. Umiem się kłócić o swoje. I nie po to zmarnowałam tyle czasu, by nie otrzymać za to nawet złamanego grosza.

(Argo? :3 Co z hajsem? XD)

Od Calii cd. Camille


— Mam jego życiorys! — wykrzyknęłam triumfalnie, wstając gwałtownie. Cam drgnęła lekko, zaskoczona moim nagłym wybuchem.
— Minęła niecała godzina — oznajmiła ze zdziwieniem — a ty już masz wszystko?
— Uruchomiłam swoje znajomości — machnęłam ręką lekceważąco. — No chodź — powiedziałam i podałam jej laptopa. Sama podeszłam do stojącej na środku salonu mapy przestępstw. — Czytaj — poprosiłam, odtykając czarny marker.
— Zaznaczaj wszystko — powiedziała Cam.
— Miejsca dotychczasowych zabójstw mamy na czerwono — oznajmiłam, kiwając powoli głową. — Miejsca związane z tym gościem będą na czarno.
— Okej — zgodziła się Cam. — To uważaj. — Urodził się w domu przy Camer Street w Arenie Czwartej.
— Czekaj — poprosiłam, przebiegając wzrokiem po mapie. Znalazłam podane miejsce i narysowałam tam czarną kropkę. — No dobra, dalej.
— Chodził do szkoły przy Placu Głównym w Pierwszej — przeczytała Cam i zatrzymała się, dając mi czas na zaznaczenie tego na mapie. — Studiował laboratorykę w Czwartej(?).
— Uniwersytet Nauk Ścisłych? — dopytałam, zawieszając marker nad powierzchnią mapy.
— Eee... Tak — odpowiedziała brunetka, a ja zaznaczyłam miejce i zmarszczyłam brwi.
— Nie zgadzają się — mruknęłam.
— Co? — zapytała ze zdziwieniem Cam.
— Miejsca z życiorysu nie pokrywają się z miejscami zabójstw — wyjaśniłam. — Może szukamy nie tam, gdzie trzeba — zamyśliłam się. Cam przygryzła wargę, patrząc to na mapę, to na wydrukowany życiorys.
— Czekaj, masz tam aleję Narcyzową? — zapytała w końcu.
— No mam — odpowiedziałam z lekkim zdziwieniem. — Ale o co chodzi?
— Zaczęłyśmy nie od tej strony — oznajmiła brunetka.
— Masz na myśli... — zaczęłam powoli, przykładając koncówkę markera do mapy.
— Że nasz Takamoto został zastrzelony właśnie na alei Narcyzowej 47.



(Cam? 😏 Wiem, wiem, strasznie długo to trwało, wybacz — szkoła ;-;)

4 października 2017

Tym razem będzie zupełnie poważnie, czyli o poprzedniku Fox, który zbiera swoje żniwo, depresji, "drwienia z blizn tego, kto nigdy nie doświadczył ran" oraz wiele innych (Zadanie [nie]specjalnie smutne)

-Do cholery, Belcourt! Gdzie jesteś? - głos premiera daleki był od zwykłego opanowania. Powiem więcej. Po raz pierwszy słyszałam, by był wytrącony z równowagi.
-Nnnnoo... - zająknęłam się, nieco zdziwiona jego postawą - przed szpitalem. Właśnie mnie wypuścili.
-A Elias?
-Nie wiem. Pewnie u siebie w biurze, mówił, że ma coś ważnego do zrobienia.
-Masz tam być za dziesięć minut. Koniecznie - powiedział zdenerwowany, po czym dodał coś, co brzmiało jak błaganie kogoś, kto jest naprawdę zdesperowany - Proszę. Za chwilę wyślę ci wszystko, czego się dowiedziałem.
-Tak jest - odrzekłam, ale premier zapewne tego nie usłyszał, bo się rozłączył. Dobra. To było dziwne. Jako że Staliński podstawił mi z powrotem mój samochód na szpitalny parking, to dojechanie w dziesięć minut do jego siedziby wydawało mi się dość realne. Wsiadłam do samochodu i, łamiąc wszelkie możliwe przepisy dotyczące prędkości lub bezpieczeństwa na drodze, mknęłam ulicami Ainelysnart. Widać, że mój trud się opłacił, bo byłam na parkingu kilka minut przed czasem, a jako że musiałam podejść jeszcze kawałek, to czas ten był wprost idealny. Idąc w stronę biura Stalińskiego, odpaliłam telefon i zerknęłam na zdjęcie, które wysłał mi premier. W miarę czytania krew dosłownie zamarzała mi w żyłach, a treść dokumentu  powodowała, że niemal biegłam.

Drogi(mamy nadzieję dużo otrzymać za pańską głowę) panie Premierze(spokojnie, już niedługo)!
   Mamy nadzieję, że przysporzyliśmy panu mnóstwa kłopotów naszym występkiem, bo Pan nam tak. Pański człowiek zamordował naszych dwóch zaufanych strzelców. Spokojnie, spokojnie, odbierzemy to, co się nam należy. Mamy nadzieję, że pod koniec będzie pan przerażony jak królik na nagonce. Otaczają pana nasi. Proszę się nie martwić. Nic panu nie zrobią. Na ten dowód poniżej ma pan datę swojej śmierci jako oznakę naszej dobrej woli. Dla ułatwienia naszej pracy najpierw pozbędziemy się pańskich przyjaciół, ministrów, wszystkich zaufanych.  Co pan na to, żeby się z nami umówić na pewien kompromis? Żartowaliśmy. I tak cię zabijemy. No to tak. Z góry gratulujemy ładnego nekrologu i epitafium.
Z wyrazami pogardy,
Nienazwani mordercy
P.S. Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył ran. Drwi ze śmierci ten, kto sam ją zadał.

 Pod spodem była również lista nazwisk, wraz z datami. Śmierć premiera miała mieć miejsce za dwa tygodnie, moja (och, jakże się wzruszyłam, że o mnie pomyśleli) dokładnie za tydzień, w międzyczasie ministrów i doradców Leniniewskiego. Na datę dzisiejszą również było coś zapisane. Puściłam się biegiem.
04.
Wpisałam kod do biura
11.
Otworzyłam drzwi.
2032 r.
Wbiegłam po schodach i rzuciłam się ku drzwiom do gabinetu Eliasa, ignorując sekretarkę, a właściwie jej brak.
To dzisiaj.
Otworzyłam drzwi bez pukania.
Śmierć Eliasa Stalińskiego.
Elias wstał, gdy tylko mnie zobaczył. 
-Co się stało, Camille?
-Szybko, musisz odejść w inne miejsce. Szybko. Zabiją cię. Błagam - mówiłam nieskładnie.
-Uspokój się. Co się stało. Wyjaśnij to powoli i spokojnie.
-Nie! - krzyknęłam i ruszyłam w jego stronę. Gdy byłam dosłownie kilkanaście centymetrów od niego, usłyszałam trzask szkła. Na twarzy Eliasa pojawił się wyraz zdziwienia, a na białej koszuli wykwitła czerwona plama. Upadł do tyłu, jednak, dzięki niewielkiej odległości między nami, udało mi się go złapać i ułożyć delikatnie na ziemi.
-Choleracholeracholeracholera - szeptałam, starając się zatamować krwawienie z rany na piersi. - Proszę, proszę. Błągam. Nie zostawiaj mnie, Eliasie. Nie możesz teraz umrzeć. Nie teraz.  - Krew ciekła mi między palcami. Tym razem nie była moja, czego bardzo żałowałam. Obraz lekko mi się zamazał, gdy z oczu wypłynęły mi łzy.
-Nie płacz - powiedział cicho Elias - Nowy przywódca Mafii Pectis nie może płakać z takich błahych powodów - dodał, za co miałam ochotę nim potrząsnąć.
-Nie mów tak. Wyjdziesz z tego - zapewniłam go gorliwie, co miało pocieszyć zarówno jego jak i mnie.
-Wszyscy tak mówią. Testament jest w skrytce, do której kodem jest 2306 - powiedział, a na jego twarzy pojawił się ledwie dostrzegalny uśmiech. - Musisz uważać na Leniniewskiego. Będzie wściekły. Na mnie, na siebie, na wszystkich. I na ciebie też. Zdobądź jego zaufanie. On... jest samotny. Potrzebuje przyjaciela.
-Ty nim jesteś! - niemalże krzyknęłam. - Zadzwonię na pogotowie. Już wyciągałam rękę po telefon, gdy poczułam dłoń Eliasa na swojej.
-To nie ma sensu, wiesz? I tak umrę. I myślę, że już się z tym pogodziłem - zapewnił. Jednak w jego oczach widziałam strach. Elias Staliński bał się śmierci tak jak każdy inny człowiek.
-Na pewno pójdziesz do nieba. Tak myślę - wyznałam cicho.
-Wiesz, że to zakazane? Wiara i inne głupoty - zapytał, choć nie wyglądał na pewnego.
-Wiem. Jednak wiem również, że każdy w coś wierzy. Człowiek bez wiary jest pusty.
-Więc w co wierzysz? - zapytał ciszej niż wcześniej. Niemalże widziałam, jak uchodzi z niego życie. Jego ręka opadła z mojej dłoni. Pierś przestała się unosić i opadać.
-W miłość - odparłam - Wierzę w miłość. I kocham cię, Eliasie Staliński. - pochyliłam się nad nim, moje usta dotknęły jego chłodnych warg. Była to forma pożegnania, gdy jeszcze jakoś nad sobą panowałam. Potem przygarnęłam go do siebie, a z mojej piersi wydarł się szloch. Wtedy przez drzwi wszedł Leniniewski. Gdy tylko zobaczył mnie, całą we krwi, tulącą do siebie martwego Eliasa.... Jego twarz wykrzywił smutek, a potem wściekłość. Zaklął paskudnie, a potem skierował na mnie swój gniew. 
-A może to ty go zabiłaś, co?! - krzyknął. - Wiedziałaś, że otrzymałem waszą wiadomość i postanowiłaś załatwić to jak najszybciej, co?! - te słowa zadziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. Odłożyłam ciało mojego ukochanego na ziemię i wstałam.
-Ja?! Jak możesz?! Jesteś potworem. - wykrzyczałam, nie myśląc nawet, że obrażam premiera. - Ja?! - z moich ust wydarł się szaleńczy śmiech - Kochałam go! Kochałam go, pieprzony urzędasie!
-Kochałaś? Przez.... - uspokoił się trochę, wyglądając na naprawdę zbitego z pantałyku. - Przez ten cały czas?
-Zawsze.
-Byłaś wierna jemu, ale czy nie zdradzisz mnie przy pierwszej okazji? - odsunęłam  połę jego marynarki i wydarłam stamtąd broń. Naładowałam i przyłożyłam sobie do skroni. W gruncie rzeczy było mi już wszystko jedno. Śmierć byłaby mi bardzo na rękę.
-Mogę zginąć za ciebie, jeśli tego chcesz.
-Nie. Myślę, że to nie będzie konieczne. To nie twojej śmierci teraz potrzebuję. Ale pamiętaj. Nie ufam ci. Jeden zły ruch i sam cię zabiję - skinęłam głową. Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu, cień dawnego Władysława Leniniewskiego. Cień dawnego opanowanego premiera. - Świetnie. W takim razie nie mam innego wyboru. Mianuję cię nową przywódczynią Mafii Pectis. Służ mi wiernie, a wynagrodzę ci to. Zdradź mnie, a poniesiesz konsekwencje. Pracuj na chwałę swojej mafii i rządu. Gratuluję - teraz na jego twarzy zagościł smutek. Uścisnęłam wyciągniętą przez niego dłoń. Choć bez większego entuzjazmu. Słowa wypowiedziane przez premiera wbijały się w moje serce jak noże. Czyniły ze mnie wrak człowieka. Jednak nie mogłam zostawić mafii i Władysława samych. Nie tego chciałby Elias.
-Twoje pierwsze zadanie. Sprowadź morderców do sądu lub zabij ich. Nie mam nic przeciwko. 
-Jeśli... Wiesz... Chcesz się pożegnać, to... zostawię cię samego - powiedziałam, nie mogąc dłużej być w pokoju z... Eliasem
-Dziękuję. Myślę, że sobie poradzisz.

2 października 2017

Od Camille cd. Lorema "Zamiana na wiek dziecięcy 2/7"

Po pytaniu zapadła cisza. Lorem  chyba nie miał żadnego pomysłu, więc czekał, aż  ja coś wymyślę.
-Hmmmm... Uważam, że  - zaczęłam powoli - powinniśmy zacząć od kabury kapitana. Może tam natkniemy  się na jakiś trop. Dokumenty, karty medyczne pasażerów. Może gdzieś przydarzyło się coś podobnego - Lorem kiwnął głową. Skoro nie mamy lepszego pomysłu, to jest to nasze jedyne wyjście.
-Niby tak. Ale jak chcesz się dostać  do kajuty kapitana?
-Możemy odwrócić jego uwagę. Ja mogę to zrobić, bo jako dziecko jestem niesamowicie urocza i zbyt niewinna na oszustwo. W tym czasie ty przejrzysz jego rzeczy. Jednak myślę, ze powinniśmy zabrać się za to rano. Gdy będziemy jedli śniadanie wyjdziesz wcześniej, a ja zajmę go konwersacją
-I nic nie zjem, tak? - Lorem zrobił smutną minę. Zachichotałam.
-Jeżeli będziesz bardzo chciał, to coś dla ciebie przemycę. Myślę, że  nam się uda. Poza tym musimy jeszcze dziś przenieść swoje rzeczy do kajuty obok. Trzeba zachować pozory.
-Masz rację. Zajmę się tym.
-Dziękuję  - uśmiechnęłam się do niego. Poszłam do naszej nowej kajuty  i usiadłam na łóżku, tyłem do drzwi. Zaczęła mnie zastanawiać jedna kwestia, dlatego też odsunęłam  rękaw lewej ręki. Nie. Nie zniknęło. Nic nie zniknęło. Poczułam, ze pieką mnie oczy, Ale nie mogłam pozwolić sobie na łzy. Zwłaszcza że Lorem właśnie wszedł do kajuty karty z naszymi rzeczami.
-Co tam masz? - zapytał ciekawsko i pewnie na poły  żartobliwie. Błyskawicznie naciągnęłam rękaw z powrotem i wyprostowałam się jak struna.
-Nic - skłamałam  gładko. Zerwałam  się z łóżka i chwyciłam  potrzebne rzeczy. - Idę do łazienki  - rzuciłam, wychodząc szybko z pokoju. Nawet jeżeli Impsum coś odpowiedział, to tego nie usłyszałam.

(Lorek? ;3 Postanowiłam, że już pora zacząć układać puzzle Camille  ^^)

PIERWSZE WYBORY NA PREMIERA AINELYSNART!!!

Już wkrótce, bo 21 października, rozpocznie się powszechne głosowanie nad wyborem premiera dla Ainelysnart. Będzie ono trwało od 12:00 dnia 21.10.2032 do 16:00 dnia 25.10.2032. 
Jest to niezwykłe wydarzenie, gdyż odkąd w 2015 obecny premier, Władysław Leniniewski, przejął panowanie nad wyspą, aż dotąd nie ustępował ze swojego stanowiska. To będzie pierwsza okazja od 17 lat na zmianę przywódcy oraz panujących na wyspie zasad. 
Jak wiemy, premier Leniniewski wprowadził liczne silne zakazy, takie jak: zakaz uprawiania sztuki oraz jej posiadania na terenie całej wyspy, zakaz publicznego wyznawania religii oraz stawiania budynków użytku religijnego, zakaz poruszania się w nocy po godzinie 22. Do jego niechybnych zalet można jednak zaliczyć systematyczne zwalczanie niebezpiecznego gatunku wilkołaków, który zasiedlał pierwotnie tę wyspę, a który, mimo prób negocjacji, pozostaje wrogi ludziom. Również rozwój państwa przekroczył wszystkie najśmielsze oczekiwania. Nowoczesny przemysł, infrastruktura i rolnictwo zapewniają wysoki standard życia na prawie wszystkich Arenach oraz stawia kraj w czołówce krajów wysoko rozwiniętych. Armia, szkolona na Akatsuki, jest na najwyższym poziomie, a jej liczebność jest wystarczająca, by ochronić wyspę przed ewentualnym atakiem dowolnego z najbliższych państw. Władysław zainicjował również liczne badania naukowe, m. in. nad mikrowirusem, zdolnym leczyć choroby od wewnątrz, organicznymi kończynami zastępczymi czy usprawnieniem ludzkiego ciała.
Kontrkandydat Leniniewskiego, John Silverlake, obiecuje za to otwarcie się na rynek zagraniczny, turystykę oraz, co najważniejsze, kulturę i SZTUKĘ! Dokładnie. John Silverlake oferuje zlikwidowanie zakazu twórczości na terenie wsypy, jest również za zniesieniem zakazu religii, godziny policyjnej, choć jego stosunek do gatunku wilkołaków pozostaje dokładnie taki sam, jak jego przeciwnika. By pokazać, że jego obietnice nie są czcze, rozpoczął już budowę lotniska na pobliskiej wyspie. Lotnisko ma być luksusowe i nowoczesne, zaopatrzone we wszelkie, dostępne udogodnienia. Planowo, ma zostać wybudowany również podziemny tunel metra z Akatsuki na Utebo (wyspę z lotniskiem).

W dniu 12 października obaj kandydaci wygłoszą przemowy w Wieży. W tym dniu budynek ten zostanie otwarty dla wszystkich zainteresowanych.
Dnia 18 października odbędzie się publiczna debata obu kandydatów, również w Wieży.
Pozostaje nam tylko czekać na wyniki najświeższych sondażów.

1 października 2017

W imię Szanownego Premiera mogę nawet pójść na zakupy, czyli postrzelone pomysły Camille (nie)mogą skończyć się dobrze (Zadanie specjalne)

-Wiesz, że tylko ciebie mogę o to poprosić - powiedział Elias Staliński, największe przekleństwo i miłość mojego życia. - Twoja celność jest wspaniała, jesteś, zwinna i szybka. Ja w tym czasie będę musiał pilnować Władysława bezpośrednio. Zgadzasz się? - zapytał, patrząc na mnie tymi swoimi cholernymi oczętami. I już było po mnie. Nie było innej możliwości.
-Zgadzam się. Ale proszę o szczegóły. - Lisio uśmiechnął się tryumfująco.
-Jutro rano ja, premier, kilka najbardziej zaufanych osób ze SJEWu, wystawcy i, oczywiście, ty lecimy samolotem do Francji. Odbywają się tam targi bronią. Powiem więcej. Największe na świecie targi bronią. Jeżeli byśmy się tam nie pojawili, nasze państwo będzie skończone. Pod wsględem militarnym. Jednak otrzymaliśmy niepokojącą wiadomość. Dotyczy ona zamachu. Ktoś podobno ma zamiar zamordować Leniniewskiego na tychże targach. Nie możemy tego zignorować, nawet jeśli okaże się to nieprawdą. I tu pojawiasz się ty. Masz wyeliminować zamachowca, lub zamachowców, jak najszybciej. Uzgodniłem wybór z premierem i go aprobuje. Jego życie leży w twoich rękach.
-Masz moje słowo, że zrobię co w mojej mocy, by wykonać zadanie. Jeśli nie...
-Zginiesz - wciął się Staliński. - Wtedy zabiją ciebie.
-W takim razie zginę - powiedziałam pewnie, choć w głębi duszy nie miałam takich planów.
-Poradzisz sobie Cam. Bądź na lotnisku jutro o dziesiątej.
-Dobrze - wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia z pomieszczenia, lecz zatrzymał mnie głos Stalińskiego:
-Camille... Uważaj na siebie. Nie daj się zabić.
-Nie martw się - powiedziałam, po czym dodałam dużo ciszej - nie dam cię zabić.
***
Wnętrze samolotu było... ekskluzywne. To bardzo dobre słowo.  Razem ze mną znajdowało się w nim piętnaście osób. Ja, premier z doradcą,  Elias, sześć osób ze SJEWu i pięciu wystawców. Gdy już wylecieliśmy w powietrze, mogłam wstać i zapoznać się z resztą towarzyszy. Kochałam latać samolotem, a w takich warunkach, podróż była jeszcze przyjemniejsza. Zerknęłam na swój strój. Wyglądałam niemal identycznie jak koledzy "ochroniarze". Ubrana byłam w luźne spodnie we wzór moro, na pasku wisiała kabura z bronią z tłumikiem i moim scyzorykiem (chociaż nie wiem, jak coś tak małego miałoby mi zapewnić bezpieczeństwo, na targach bronią), koszulka w czarnym kolorze miała na końcówkach rękawów (ubłagałam Stalińskiego by  były długie, a nie krótkie tak, jak u moich kolegów z jednostki) dwa bordowe paski. SJEWowcy ich nie mieli, ale czy miałam się z tego powodu czuć wyróżniona? Jakoś wątpię. Włosy związane w ciasny warkocz i czarne buty wojskowe dopełniały mój żołnierski wygląd. Brakowało tylko nieśmiertelnika i mogłabym ruszać na wojaczkę. Po chwili Elias, który rozmawiał z premierem, przywołał mnie gestem. Podeszłam do nich z głową wysoko uniesioną, starając się wyglądać pewnie, ale jednocześnie nie za pewnie.
-To właśnie o niej ci mówiłem, Władysławie - odezwał się Staliński, wskazując na mnie dłonią. Skłoniłam głowę w wyrazie szacunku.
-Jestem Camille Belcourt - przedstawiłam się - To zaszczyt poznać pana, panie premierze - ucałował moją dłoń i również się przedstawił, zupełnie niepotrzebnie jak na mój gust, jednak nie zamierzałam tego kwestionować.
-Jesteś pewien, że dokonałeś dobrej decyzji? Chodzi tutaj o życie.
-Jestem pewien. Ręczę za nią
-Świetnie - powiedział premier z czarującym uśmiechem, po czym znów zwrócił uwagę na moją skromną osobę.
-Skoro on pani ufa, pani Belcourt, to w takim razie ja również powierzam się pani umiejętnościom. Proszę mnie nie zawieść. - w słowach tych, wypowiedzianych dość pogodnym tonem, jakby mówił o dobrej pogodzie na dzień jutrzejszy, czaiła się groźba. Gdy ją wyczułam, mimowolnie zadrżałam, jednak szybko się opanowałam.
-Oczywiście, panie premierze. Nie zawiodę pana.
-Jeszcze zobaczymy, pani Belcourt. Jeszcze zobaczymy
***
Hala, która rozciągała się przede mną, robiła naprawdę imponujące wrażenie i to nie tylko na mnie; moi towarzysze również wyglądali na zachwyconych. No, może oprócz premiera. Na jego twarzy widniał lekki uśmiech, ten sam, który obserwowałam przez całą drogę do Francji. Nie dawał nic po sobie poznać. Całą przestrzeń zajmowały wszelakie wynalazki: bronie palne, nowoczesne tłumiki, ale także czołgi, drony i wiele wiele innych. Wyglądało to naprawdę wspaniale. Zerknęłam na swój bok, przy którym znajdowała się krótkofalówka, którą otrzymałam od Eliasa tuż przed wyjściem z samolotu. Miał taką samą.
-Rozejrzyj się - syknął do mnie cicho. - Ja pilnuję premiera. Skąd może strzelać snajper, by zastrzelić swój cel? - zapytał, choć byłam pewna, że zna odpowiedź na to pytanie.
-Z góry - odszepnęłam - nie może strzelać z tego samego poziomu co my, bo jest za duże ryzyko, że trafi kogoś innego. Wtedy odkryta zostanie jego kryjówka. Więc tylko jeden strzał oddany z góry.
-Musisz zdążyć zanim go odda.
-Zrobię, co mogę. - odeszłam od reszty moich towarzyszy. Na sam początek postanowiłam rozejrzeć się po hali. Mijałam wiele bardzo ciekawych rzeczy, ale to nie na tym się skupiłam. Wszędzie szukałam miejsca dla potencjalnego terrorysty. Niestety moja próba zakończyła się fiaskiem. Do czasu. Gdy dotarłam do końca pomieszczenia, zauważyłam drzwi, na których wisiała kartka z napisem: "Sala konferencyjna. Panel na oficjalne rozpoczęcie targów o siedemnastej." Rzeczywiście! Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że Elias coś mi o tym wspominał. Zaraz, zaraz. Siedemnasta? Zerknęłam na zegarek. To za piętnaście minut. Otworzyłam drzwi i wsunęłam się cichcem do sali, miałam nadzieję, że nikt tego nie zauważył. W pomieszczeniu, które przypominało ogromną oraz elegancką salę wykładową, panował półmrok. Listwy z diodami umieszczone na podłodze dawały nikłe, zimne i białe światło. Żyrandol z kryształami, co udało mi się zobaczyć po tym, jak odbijały światło, nie był zapalony. Rozejrzałam się dokładniej. Po obu stronach sali, na wysokości mniej więcej trzech metrów nad ziemią były niewielkie balkoniki. Dość dobrze zabudowana barierka nie dawała mi zobaczyć, czy coś jest po drugiej.... Właśnie! Niemalże krzyknęłam, gdy mnie olśniło. Przecież to idealne miejsce. Końcówka początkowej konferencji, wszyscy wstają z miejsc i... BANG! i po wszystkim. Zanim ktokolwiek ogarnie się, co się właśnie wydarzyło, sprawca zdąży zejść na dół, wmieszać się w zszokowany tłum. I po wszystkim. Mimowolnie wyobraziłam sobie czerwoną plamę, rozkwitającą na ubraniu premiera i aż się  wzdrygnęłam. Muszę działać szybko. Trzeba zakończyć tę sprawę, zanim zjawią się tu ludzie. Myślę, że zostało mi około ośmiu minut. Może pięciu? Odsunęłam się najbardziej jak mogłam od diod, by pozostać niezauważoną, gdyby ktoś zechciał jednak to ze mnie uczynić swój pierwszy cel. Podeszłam do obiecująco wyglądających drzwi po lewej stronie sali.  Moje przypuszczenia okazały się prawdziwe, bo przed sobą miałam kręcone schody z hebanową poręczą. Full professional.  Wdrapałam się po nich najciszej jak mogłam. Potem wszystko działo się za szybko. Zdecydowanie za szybko. Zobaczyłam niepokojący, czarny błysk metalu, a potem poczułam rozdzierający ból w okolicy brzucha, gdy przyłożyłam tam dłoń poczułam jak ciepła ciecz płynie mi między palcami. Żadnego dźwięku wystrzału. Nic. Tylko cisza. "Świszczą tylko kule dookoła, tej, która jest dla Ciebie, nie słychać." Wiedziałam, że nie mogę się poddać. uniosłam broń i wystrzeliłam. Przeciwnik upadł na ziemię, a wokół niego rozciągała się plama w kolorze czerwieni. Wtedy usłyszałam świst kuli, która minęła moje prawe ucho o milimetry i zapewne zostawiła dziurę w ścianie. Potem dostałam w lewe ramię, niemalże widziałam łamanie kości. Wtedy dopiero ujrzałam, że drugi mężczyzna strzela do mnie z drugiej strony sali, również z balkoniku. Ostatkiem sił podniosłam pistolet i ustawiłam go na barierce, bo lewa ręka była niesprawna. Bang! Prosto w głowę. Aż go odrzuciło do tyłu. Nie miałam jednak czasu, by cieszyć się zwycięstwem, bo poczułam, jak coś ciągnie mnie za postrzeloną rękę. Jak widać mój pierwszy przeciwnik był żywotny jak Rasputin. Błyskawicznie odwróciłam się. Mogłam zobaczyć jego twarz, bo światło zostało zapalone, a do sali zaczęli wlewać się ludzie. Z całej siły kopnęłam go moim glanem, podbitym metalową blaszką. Usłyszałam nieprzyjemny chrzęst skręconego karku. Jednak źle oceniłam swoje możliwości. Ból w brzuchu jeszcze bardziej się powiększył, aż mnie cofnęło. Przechyliłam się niebezpiecznie i runęłam przez barierkę w stronę ziemi. Lot trwał za krótko, jak na mój gust, a to, co było po nim, było jeszcze bardziej nieprzyjemne. Jednak warto było. Warto dla satysfakcji z wykonania zadania. Warto dla ciepłych i znajomych ramion Eliasa, który uniósł mnie delikatnie do góry i zaczął nieść, ale nie obchodziło mnie już gdzie. Ale warto przede wszystkim dla słów, wypowiedzianych ciepłym tonem:
-Nie zostawiaj mnie samego, Belle. Potrzebuję cię - Na mojej twarzy zagościł lekki uśmiech, a obraz twarzy ukochanej osoby został zastąpiony nieprzeniknioną ciemnością.

/1338 słów












P.S. A i tak wszyscy wiemy, że Lisiu "potrzebuje jej" tylko czysto zawodowo  ;D Tak mało rąk do pracy, a tak dużo do zrobienia...