4 sierpnia 2016

Od Est

Est zmęczona już dłuższą wędrówką przysiadła na ziemi, próbując złapać kilka wdechów powietrza. Nie przyjemny zapach wypełnił płuca dziewczyny co przyprawiło ją o delikatne zawroty głowy. Oparła się o mokrą od porannego deszczu ścianę budynku i położyła swoją torbę po swojej lewej stronie. Znajdowała się w najmniej spodziewanym dla niej dotąd miejscu. Ponad miesiąc temu uciekła z ciepłego, miłego i wygodnego domu w poszukiwaniu tego obślizgłego gada, Nightmare'a. A teraz siedzi w jednej z uliczek miasta, zmęczona i głodna, bez grosza przy duszy. Od kiedy zrobili blokadę pomiędzy arenami dziewczyna nie mogła swobodnie poruszać się po terenach miast, plus jeszcze trzeba zaliczyć wcześniejsze zaczęcie się godzin policyjnych co sprawiało jej jeszcze więcej problemów. Policja do tego przyłapała ją na próbie przekroczenia granicy i teraz poszukują ją władce. Deptają jej po ogonie i śledzą każdy jej ruch. Nie ważne jak bardzo się starała oni zawsze ją znajdywali i za każdym razem ledwo, ale to ledwo uciekała z pod ich oślizgłych łapsk. Każdy dzień był nie pewny i roił się od cieniów wątpliwości. Może i mogłaby wrócić do domu, jednak już jest za późno. Nie może się wycofać teraz. Obiecała sobie, że nie pozwoli na to by Nightmare zrobił krzywdę komukolwiek. Niestety jak dotąd nie otrzymała nigdzie informacji o nim. Wtedy głowy przyszła myśl.' Co jeśli... SJEW już się do niego dobrał? Nie, nie to nie możliwe. No chyba, że...' Przez ciało Est przeszedł dreszcz. Wtopiła swoją dłoń w mokre od potu włosy i zaczęła wymyślać logiczne wytłumaczenie gdzie mógł znajdować się Nightmare, jednak nic innego nie przychodziło jej do głowy. SJEW z łatwością mógł przemycić nawet tak ogromne smoczysko bez wiedzy osób trzecich, byli sprytni. Za sprytni... a Est była zbyt słaba im się postawić. Oni, byli słabi żeby się postawić. Nawet Nightmare nie mógł przeciwstawić się ludzkiej, zdeterminowanej duszy. Niby delikatni, bez mocy, lecz... niesamowicie inteligentni. Gra z ludźmi była jak zabawa w szachy. Niestety od początku wilki były na przegranej pozycji, przez złe ułożenie pionków i teraz wystarczy czekać aż wykonają ruch by ludzie mogli ich zbić i uwolnić kolejne pole z pod ich władzy. Denerwowało to Est i jednocześnie dołowało, że nie ważne co zrobili pojawiał się kolejny... i kolejny. Dziewczyna darzyła ludzkość nienawiścią, a jednocześnie podziwem za tak silną wolę walki. Obawiała się, jednak co może stać się kiedy posiądą ciało Nightmare'a i całą wiedzę o nim. Bowiem łuski tego zwierzęcia są nie zwykle twarde, pazury potrafią przecinać nawet najtwardszy materiał a jego łzy... to trucizna, które mogą zatruć nawet najbardziej odporne serce. Prawdopodobnie to nie wszystkie jego atuty związane z walką lecz tylko tyle Est zdołała dowiedzieć się przez te wszystkie lata przebywania z nim, lecz ludzie mogą zdobyć jeszcze więcej informacji. W myślach dziewczyny zaczęły sklejać się różne obrazy. Widok rozcinanego Nightmare'a przyprawiał Est o odruch wymiotny, jednak za razem była ciekawa co kryje się pod jego twardą zbroją z łusek. Nigdy nie widziała smoka z tej strony... i w sumie nie wiedziała czy chciała to zobaczyć. Dziewczyna wstała z ziemi i otrzepała swoją brudną, poszarpaną spódniczkę. Ubrania Est były naprawdę w okropnym stanie. Wszystko było zniszczone i porwane, a jej włosy nie gdyś błyszczące i jedwabiste sprawiały wrażenie brudnych i tłustych. Była zmęczona już wszystkim, skoro Nightmare został złapany, mogła wrócić... jednak nawet jeżeli by to zrobiła to i tak w najbliższym czasie do jej drzwi zapukałby SJEW. Nie mogła na to pozwolić, zbyt dużo sekretów i ważnych dokumentów tam schowała by teraz je odnaleźli. Musiała trzymać się jak najdalej od swojego domu, to było pewne. Nagle usłyszała zbliżające się kroki.
- Tutaj! Widziałem jak właśnie taka dziewczyna skręcała w tą stronę. - Zbliżali się. Oni byli wszędzie i nie było żadnej drogi ucieczki. Dziewczyna złapała za ramiączko torby i zaczęła biec przed siebie, nie oglądając się. Żeby i tym razem udało jej się uciec.
*???*
- Obiekt budzi się, sir. - Mężczyzna w białym kitlu, poprawił swoje okulary i spojrzał na przełożonego stojącego tuż obok niego. Ten uśmiechnął się.
- Dobrze, powiedz tamtym by przygotowali dla niego salę i natychmiastowo zaczynamy kolejne badania. - Odwrócił się i zniknął w białych, ciężkich drzwiach. Okularnik westchnął zmęczony całonocną zmianą. Nie tylko jego przełożony oszalał na tym punkcie, ale także, odkąd pojawiło się to smoczysko, Leniniewski często pojawiał się w laboratorium i pytał o stan obiektu. Nigdy wcześniej nie przykładał tak wielkiej wagi do tego miejsca i przychodził tu bardzo rzadko a teraz, pojawiał się tu prawie co tydzień obserwując ich postępy. Co było takiego interesującego w tym zwierzęciu? Może i wyglądał majestatycznie, jednak to nie zmieniało faktu, że to tylko zwykły smok. Zdarzyły się im tylko dwa razy, że pojawiły się na tej placówce, jednak Leniniewski nawet nie zwracał na nie uwagi. Coś musiało być wyjątkowego w tym rodzaju... tylko co to mogło być? Trzeba zrobić więcej badań i odkryć prawdę. Mężczyzna podszedł do szyby i szybko zeskanował smoka wzrokiem. Jego piękne czarne łuski okrywały całą powierzchnię jego ciała. Zamknięte oczy i nie wzruszone choć na chwilę ciało sprawiało wrażenie, że zwierzę jest martwe, jednak nie łatwo oszukać dzisiejszą, rozbudowaną technologię ludzkości. W pokoju rozległo się kolejne ciche piknięcie z monitora funkcji życiowych. 'Respirator sprawdza się dobrze, nie ma szans by coś poszło nie tak' pomyślał młody mężczyzna, poprawiając ponownie spadające mu z nosa okulary. Tym razem ogromną dokładnością skanował smoka, jakby próbując tym odkryć jego najgłębsze sekrety. Nagle zwierzę gwałtownie podniosło powiekę ukazując swe szkarłatne jak krew oczy. Okularnik odskoczył przerażony i szybko zaczął biec w stronę wyjścia.
- W trybie natychmiastowym potrzebna jest sala dwieście dwa! Obiekt przebudził się! - Naukowiec zaczął krzyczeć nerwowo jak najgłośniej potrafił, tak aby jego głos było w stanie słychać w każdym zakątku ośrodka.
*Est*
Dziewczyna stała przed drewnianymi drzwiami Zegarmistrzowskiego sklepu wpatrując się w nie jak w transie. Przejechała delikatnie dłonią po ładnie wyrzeźbionej ramie i po chwili namysłu złapała za klamkę. Nie była pewna czy powinna to robić, jednak to było jej ostatnią deską ratunku. Nie miała gdzie się podziać tej nocy, a musiała jakoś schronić się przed władzami SJEW'u. Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Pociągnęła mocno za rączkę i wkroczyła do budynku. Podniosła powoli jedną powiekę, potem drugą. Cały pokój oświetlała duża, staroświecka lampa stojąca na kredensie w lewym rogu pokoju. Wszędzie roznosił się przyjemny zapach drewna dębowego. Est po chwili ujrzała czarnowłosego chłopaka za ladą i nie pewnym krokiem podeszła do niego. Majstrował właśnie przy starym zegarze z kukułką a na jego blacie znajdowało się pełno sprzętu. Kiedy chłopak wreszcie zauważył nieśmiale stojącą dziewczynę, podniósł głowę znad zegara. 
- Droga pani wiem, że drzwi były otwarte, jednak mówię to... oh, Est to ty. - Na jego twarzy nie było widać ani grama zaskoczenia, jakby wiedział, że dziewczyna przybędzie w nie długim czasie. Est uśmiechnęła się łagodnie na jego odpowiedź.
- Hej Somniatis.
(Somniatis? Mam nadzieję, że nie umarłeś kiedy to czytałeś :))

Od Rin cd. Tomi

Siedziałam na huśtawce na jakimś placu zabaw w 1 dzielnicy. Martwiłam się o swój nędzny żywot. Po około pół godziny później zauważyłam jakąś rodzinkę. Mała dziewczynka i koło niej tata. Chyba. Nie byli zbytnio podobni do siebie. Dziewczynka zaczęła przyglądać mi się uważnie. Chciała chyba do mnie podejść jednak jej prawdopodobnie opiekun zasłonił ją ręką, zaczął coś do niej mówić, a sam podszedł do mnie.
- Wydaje mi się czy się znamy? - powiedział oschłym głosem. Prychnęłam pod nosem. Nagle poczułam znajomy zapach. Nie do końca znajomy, ale przypominający zapach. 
- Jesteś z WKN-u?- zapytał ponownie. Zdziwiłam się, on pachniał dziwnie. Domyśliłam się, że ta mała dziewczynka jest wilkiem. Ale jej opiekun miał dość podobny zapach. 
- Tak. Wy też, prawda? Ta mała ślicznotka jest pewnie wilkiem, a ty hmm, kim ty właściwie jesteś? - dodałam na koniec. Mężczyzna burknął ironiczni pod nosem. 
- Co tego ostatniego powiem ci, że co cię to obchodzi, kim jestem?! I po drugie możesz stąd zejść? - odpowiedział widocznie znudzony tą rozmową. Burknęłam pod nosem i oschłym wzrokiem popatrzyłam na mężczyznę. Popatrzyłam na przed siebie i zauważyłam bawiącą się w piaskownicy dziewczynkę. Postanowiłam im ustąpić. W końcu są z WKN-u. 
- To twoja córka? - Zapytałam ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
- Tomi? Nie nie jestem jej ojcem. Jestem jej opiekunem.
Zaśmiałam się i dodałam wstając z huśtawki. Mężczyzna nadal dziwnie na mnie patrzył. Jakby był zażenowany, a jednocześnie zły. Chyba się zmieniłam przez tą samotność? I to dość widocznie. Mężczyzna podszedł do dziewczynki i coś powiedział. Ta od razu pobiegła do huśtawki. Weszła na nią i zaczęła się bujać. Cicho powiedziała coś do mnie.
- Kazuma cię nie polubił. Więc kazał mi z tobą nie rozmawiać proszę pani. - powiedziała z uśmiechem na ustach i szybko dodała. - Jest pani jedną z nas więc będę dla pani miła. Ale Kazuma powiedział. - po chwili stanął koło huśtawki i miał zły wyraz twarzy. 
- Tomi chyba kazałem ci z nią nie rozmawiać, prawda? - zapytał kładąc ręce na biodrach. - dziewczynka popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem i zaczęła hamować huśtawkę, po czym wskoczyła na tego mężczyznę mówiąc.
- Ja latam jak motylek! - mężczyzna od razu ją złapał, a ja się normalnie przyglądałam jakby nic się stało. Ten tak zwany pan Kazuma mnie denerwował tak samo jak ta mała "Tomi"? Co za dziwne imię dla dziewczyny? Wydawali się dziwni. Chciałam odejść. Gdy wyczułam kogoś obecność. To nie była ta dwójka tylko ktoś inny. Ten który znienawidziłam. Popatrzyłam przez chwile na tą "rodzinkę" mężczyzna chyba też zaczął czuć ten zapach. Bardzo dziwne mi się wydawało to, że Agenci SJEW-u chodzą po ulicach. Zawsze chodzą od 21:00 do 6:00 a nie do 10:00. To było bardzo podejrzane. Po chwili zauważyłam, że agent przebrany za straż miejską spaceruje po spokojnej dzielnicy jaką jest dzielnica pierwsza. Zaczęłam się niepokoić. Serce biło tak jakby miało zaraz wystrzelić w kosmos. Tamten mężczyzna podszedł do agenta i zaczęli o czymś rozmawiać. Czyżby był po ich stronie?!?Zacisnęłam pięści. Kontem oka spojrzałam na tego agenta. Jeszcze chwila i bym go po prostu zabiła! Podszedł do mnie i coś powiedział. Nie usłyszałam go, bo moje serce biło jak szalone. Bałam się! Kiedy chciał mnie dotknąć wyjęłam legitymacje i powiedziałam.
- Przepraszam zagapiłam się. - okazałam strach dla tego agenta poczułam żal sama do siebie. 
- Rin Higirarashi, lat 17? - kiwnęłam głową po czym agent oddał mi dokument. Nadal nie mogłam się ruszyć z miejsca. Po czym ktoś mnie lekko popchną.
- Hallo Hallo czy pani czerwone oczy może się ruszyć?!? - dziewczynka zaczęła mną trząść na lewo i na prawo. Po chwili się jakby obudziłam. 
- Mogłabyś przestać mną trząść jak jakąś galaretą? - uśmiechnęłam się sztucznie, a dziewczynka nabrała wypieków na twarzy nie przestała.
- Tomi przestań, jeśli ta pani powiedziała, że nie chce to przestań. - powiedział spokojnie mężczyzna. Podeszłam do niego i srogim wzrokiem popatrzyłam na niego.
- Czemu ty tak z nim spokojnie rozmawiałeś? - zapytałam z żalem w głosie. Mężczyźnie podrapał się po głowie i odpowiedział spokojnie.
- Ty byłaś tak przerażona więc postanowiłem z nim na spokojnie porozmawiać, bo ty stałaś jak słup soli. - odpowiedział egoistycznie. Nie wiedziałam co miałam wtedy powiedzieć. Było mi wstyd za siebie. Postanowiłam od nich odejść. Po jakimś czasie czułam jak ktoś mnie śledzi. Jednak zapach był zbyt delikatny abym mogła go wtedy wyczuć. Stanęłam na środku chodnika. Po czym się odwróciłam i wystraszyłam dziewczynkę. Ta od razu się domyśli co chciałam zrobić i zakryła oczy.
- Masz dobry refleks jak na swój wiek.- powiedziałam spokojnie.
Ta zdjęła ręce z twarzy wyglądała na przestraszoną, i do tego jej oczy. Nawet największego potwora by rozczuliły. 
- Weź mi tu nie płacz. Dobra uspokój się to kupie ci loda, zgoda? - po chwili zauważyłam jej towarzysza.
- Wątpię w to ostatnie. Tomi i ja wracamy do siebie. - dziewczynka popatrzyła się na niego z tymi jej oczkami. Tylko pozazdrościć jej uroku osobistego! Mężczyzna wziął ją na ręce i coś po cichu powiedział po czym odwrócili się i poszli.
- Niech pani czerwono-różowe straszne oczy się nie boi! - dziewczynka mi pomachała i po chwili nie wiem jakim cudem straciłam ich z oczu. Tak jakby taki teleporter. Ale kim był tamten jej towarzysz? Poszłam do jakiegoś baru. Zamówiłam na wynos mrożoną kawę po czym zauważyłam coś dziwnego.
(Tomi?)

1 sierpnia 2016

Od Tomi

Rano jak zawsze obudziłam się o 8:00 poszłam na śniadanie do kuchni. Przetarłam oczy i ziewnęłam. Zobaczyłam na stole moje ulubione! Naleśniki obok ich stała duża butelka bitej śmietany dalej dwa dżemy truskawkowy i porzeczkowy obok talerzy szklanki napełnione sokiem pomarańczowym. Szybko usiadłam na moim krześle i głośno powiedziałam. 
- Dzień dobry, panie Kazuma, jak pan się dziś czuje? - powiedziałam bardzo entuzjastycznie. Mężczyzna się wzdrygną, zauważyłam mały uśmiech na jego twarzy. Wyjął mój talerzyk z różowymi pandami i nałożył cztery małe naleśniki. 
- Bardzo dobrze, widzę że u ciebie również. - Po chwili nałożył sobie pięć dużych. Podał mi bitą śmietanę i dżemy. Szybkim ruchem otworzyłam opakowanie śmietany i nałożyłam dużą porcje. Zawinęłam dwa naleśniki. Następne zawinęłam i próbowałam otworzyć słoik. Pan Kazuma widząc moją bezsilność wziął i z łatwością oddał mi otwarty głupi słoik. Zaczęłam maczać w nim naleśniki i szybko zjadłam oblizując się. Potem szybko wsunęłam dwie porcje naleśników z śmietaną. Następnie wypiłam cały sok. Zaczekałam na Kazume poszliśmy razem do toalety umyć zęby. Potem się przebrałam w swoim pokoju. Po ok. 5 minutach byliśmy gotowi do wyjścia. Wyszliśmy na codzienny spacer. Przez dłuższy czas rozmawialiśmy. Po chwili zauważyłam plac zabaw. Poprosiłam go abyś poszli. Kiedy byliśmy bliżej zauważyłam czarną postać z ukrytą twarzą siedzącą na huśtawce. Chciałam podejść, ale Kazuma zasłonił mnie ręką. 
(Ktoś chętny?)

Kazuma

Imię: Kazuma
Rasa: Smok
Wiek: Jako smok 35 lat
Cechy Charakteru: Kazuma to inteligentne i cierpliwe stworzenie. Jest bardzo troskliwy i opiekuńczy, a przy tym odpowiedzialny. Jest przy tym bardzo sprytny. Kazuma jest dla Tomi opiekunem, a przy tym najlepszym przyjacielem. Dla nowo poznanych jest nieufny, jeśli wyczuje zagrożenie od razu powiadamia nowo poznanego, że nie ma zamiaru siedzieć wraz z Tomi przy takiej osobie. Ale jeśli nic nie czuje, a Tomi będzie dobrze się czuła. pozwoli jej się porozmawiać. Dla Kazumy Tomi jest jedynym oczkiem w głowie, często uważa się za ojca dziewczynki. Stara się jej za wszelką cenę dogodzić. Szczególnie, że straciła rodziców. 
Historia: Kazuma żył od urodzenia w klanie zachodnim. Od bardzo dawna znał rodziców Tomi, byli jak rodzina. Jednak kiedy obcy klan zaatakował rodzinę Tomi zabrał ją i uciekli.
Moce i Umiejętności:

  • Całkowita władza nad błyskawicami
  • Potrafi się przemieniać w wilka, ptaka, demona i w człowieka
  • Czytanie w myślach

Właściciel: Tomi Hanata

6 lipca 2016

Od Dragonixy cd. Somniatisa

Pozytywny dreszczyk emocji przeszedł całe moje ciało i nawet nie musiałam się długo zastanawiać, by już stać przy wilku we właściwej formie.
- Chodźmy! - zaczęłam machać ogonem.
Somniatis wykonał pieczęć na płocie i już zaraz znaleźliśmy się za nim. Popędziliśmy jak spuszczeni ze smyczy (ale to chańbiące określenie dla wilka...) i długo nie trwało, żebyśmy znaleźli się w lesie. Biegliśmy wymijając drzewa i krzewy, podczas gdy teren szedł coraz bardziej pod górę. Nie przeszkadzało nam to jednak, a nawet wzbiłam się w powietrze i wleciałam na jakąś niską skarpę. Zaśmiałam się zachłyśnięta świeżym powietrzem przefiltrowanym przez roślinność.
- Jak ja dawno nie czułam takiej... wolności! - zawołałam radośnie.
Atis mnie jednak uciszył i podbiegł do mnie.
- Pamiętaj wciąż, że w pobliżu jest Strażnik. Może być bardzo źle, jeśli się tu pojawi - upomniał mnie ściszonym głosem.
Położyłam uszy po sobie i rzuciłam mu zakłopotany uśmiech.
- Wybacz... Po prostu czuję się tu wspaniale - aż usiadłam z wrażenia i spojrzałam w bezchmurne niebo. Instynkty przewyższały mnie trochę i obawiałam się, że zaraz się na niego rzucę z podniecenia przez całą tą sytuację. Najbardziej jednak miałam ochotę zapolować. - Wytropimy jakąś zwierzynę?
- Czemu nie - odparł mi z tajemniczym uśmiechem.
Wstaliśmy momentalnie i ruszyliśmy truchtem w poszukiwaniu jakiegoś tropu. Jednak zwykła głupia zupka chińska nie nasyci prawdziwego wilczego głodu... Było mi mało wszystkiego. W pewnym momencie na raz podchwyciliśmy ten sam trop i węsząc prawie zetknęliśmy się nosami.
- Czujesz to samo co ja? - szepnął do mnie patrząc mi prosto w oczy.
Czemu to brzmiało dla mnie tak dwuznacznie?
- Tak... - odpowiedziałam mu, również szeptem. - W pobliżu jest jakiś odyniec.
Idąc obok siebie szukaliśmy wytropionego zwierzęcia. Nie minęło kilka minut, a już wśród krzewów ujrzeliśmy brązową szczecinę pokrywającą ciało dzika. Akurat grzebał w ziemi w poszukiwaniu trufli. Somniatis dał mi znak, bym została w miejscu i na jego znak zapędziła zwierzę w jego stronę. Bez słowa tylko skinęłam głową i zniżyłam się do samej ściółki. W momencie, gdy wilk podniósł ogon ku górze, wyskoczyłam zza krzewów i wystraszyłam odyńca, który ruszył prosto na mojego towarzysza, który poradził sobie z tym doskonale. Po chwili nasza zdobycz nie żyła i razem ją skonsumowaliśmy.
Przy pełnych brzuchach położyliśmy się na ziemi i zaczęliśmy odpoczywać. Było mi tak dobrze, że poczułam się niemal jak szczeniak i zaczęłam się tarzać. Atis tylko podśmiewał się z cicha ze mnie. Nie zwracałam jednak na to uwagi i leżąc tak na plecach, okryta skrzydłami, spojrzałam na niego z językiem na wierzchu.
- Co robimy dalej? - spytałam, chowając różowy ozor.

(Somniatis?)

Od Dragonixy cd. Vincenta

Zostałam na swoim miejscu i postanowiłam, że nie będę na siłę za nim się uganiać. Wstałam i odeszłam trochę od reszty żeby się otrzepać z krwi, po czym przybrałam ludzką postać, która nie wyglądała lepiej. Cóż... Lepiej lekko oblepione włosy i brudna od krwi skóra, niż całe posklejane futro i skrzydła do czyszczenia. Zauważyłam wśród ruin jakiś kranik, z którego ciurkiem sączyła się woda i postanowiłam w tym się obmyć. Rozebrałam się do samej bielizny i zaczęłam oczyszczać się z czerwieni. Przeklęta przypadłość...
Kilka dni później, spacerując sobie spokojnie po ulicy, zauważyłam Vincenta na przeciwko siebie. Uśmiechnęłam się lekko, pogodzona już ze stratą członków watahy, i pomachałam mu. Uniósł wzrok i skinął do mnie głową.
- Cześć, Vincent - zagadnęłam i zaczęłam iść u jego boku. - Gdzie idziesz?
- Wykonywać swoją pracę - odparł mi po prostu. - A ty?
- Ja właściwie nigdzie, jak zwykle się tułam... - zamyśliłam się.
- Nie masz niczego do roboty? - zdziwił się.
- No... właściwie to tak.
Wilk najwyraźniej się zdziwił.
- To jak ty zarabiasz na życie?
Rozejrzałam się, czy nikt nie podsłuchuje.
- Kradnę - odparłam mu po cichu. - Ale nigdy nie okradłam wilka, więc się nie martw, bo nie mam nawet zamiaru.
- Dziwne, że jeszcze nie zostałaś na tym złapana... Nie myślisz nad rozpoczęciem jakiejkolwiek pracy?
Zastanowiłam się. Ja i praca? To musiałaby być anomalia...
- Nie w sumie... A masz jakieś propozycje?

(Vincent?)

29 czerwca 2016

Od Rue cd. Lorem

Odwróciła się powoli. Tunel był niewysoki, mógł mieć około dwóch metrów, oświetlony bladym światłem ulokowanych co kilka metrów lamp. W powietrzu czuć było wilgoć. Gdzieś z głębi przejścia dobiegał miarowy odgłos kapiącej wody. Obecność wody normalnie dodałaby Rue odwagi, ale odbierała ją jej kompletna nieznajomość sytuacji. Nie miała pojęcia kim jest towarzyszący jej chłopak. Powoli zaczęła żałować, że dała mu się zaciągnąć w obcy dla siebie rejon. Żałowała, że nie ma z nią Misao, która przy pomocy błyskawicy i ognia nie dość, że bez mrugnięcia okiem zneutralizowałaby obcego, to jeszcze oświetliłaby ciemne korytarze. Jednak będąc bez przyjaciółki Rue nigdy nie zdobyłaby się na to, aby zaatakować kogoś kto, bądź co bądź, ocalił jej życie.
- Zastanawiasz się jak mnie zabić? - Baznamiętny głos chłopaka wyrwał ją z zamyślenia.
- Ja...
- Wyluzuj, - mruknął - jestem taki jak ty.
- Skąd niby wiesz kim jestem? - Wyprostowane się i lekko uniosła głowę. Czy tak właśnie postąpiła by Misao? Rue uznała, że raczej tak.
- Musisz lepiej się kontrolować. - Rzucił znaczące spojrzenie na ziemię. Dziewczyna powędrowała wzrokiem za jego spojrzeniem i syknęła cicho. Pod jej nogami zbierała się kałuża wody, ciągle powiększana przez przesuwając się do niej krople przyciągane przez moc Rue. 
- Nieważne. Musimy się ruszać. - Chłopak już szedł w głąb tunelu. Ruszyła za nim. Na początku starała się iść równo, dumnie, w milczeniu - tak postąpiłaby Misao, lecz na usta cisnęło  jej się wiele pytań, ciągle musiała pobiegać, aby nie zostać za bardzo w tyle, a ciągłe milczenie potęgowało strach. W końcu nie wytrzymała. Pobiegła nieco szybciej, aby dorównać kroku chłopakowi i dla odmiany zapytała z lekkim rozbawianiem w głosie, powodowanym tym, że chciała nieco rozluźnić atmosferę i pozbyć się wrażenia ciągłego zagrożenia.
- A więc co takiego strasznego zrobiłeś, że SJEW postanowił się za ciebie zabrać? - Mimo wszelkich starań nie udało jej się ukryć lekkiego drżenia w głosie. Chłopak od razu to wyczuł i spojrzał na nią z ledwo widocznym współczuciem.
- Nie bój się. Oni tu raczej nie zejdą, a poza tym wiem gdzie iść. Za jakiś czas powinniśmy być już na powierzchni.
- Za jakiś czas czyli za ile? 
Wzruszył ramionami.
- Wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Nie zamierzam.
- Ta co ty, weź. - Przekrzywiła lekko głowę. - Nikomu przecież nie powiem.
(Lorem?)

Od Lorema cd. Rue

Czułem, jakby moja głowa miała zaraz eksplodować z bólu. Byłem pewien, że długo nie dam rady biec, jednak póki mogę, muszę się oddalić jak najbardziej od tamtego miejsca. Podświadomie rejestrowałem, jak ludzie oglądają się za mną, gdy na złamanie karku pędzę w obranym dość losowo kierunku. Byle do najbliższego wejścia do podziemia. I to szybko. 
Za mną, jak cień podążała dziewczyna. Nie miałem pojęcia, kim jest , ani czemu powstrzymałem ją przed udaniem się w kierunku SJEWu. Przecież mogła być zwykłą obywatelką. Mimo to… jakiś wewnętrzny zmysł podpowiadał mi, że jest mi dziwnie bliska. 
Skręciłem gwałtownie w ciasną uliczkę, przytrzymując się latarni i podbiegłem do stojącego na końcu kosza na śmieci. Usłyszałem jak kroki dziewczyny za mną zwalniają. Zacząłem gorączkowo obmacywać ściany. Znalazłem. Szybko wcisnąłem cegłę i w pojawiający się ekran wpisałem fragment pieśni z powieści Adama Mickiewicza, Dziady. Klapa śmietnika uniosła się powoli, mimo że kłódka pozostała na swoim miejscu. Rzuciłem okiem na dziewczynę.
- Za mną – zawołałem, podciągając się z łatwością do przejścia. Nieznajoma spojrzała na mnie nieufnie, jednak podbiegła do śmietnika i pozwoliła się wciągnąć do środka.
Uniosłem kolejną, idealnie wpasowaną w podłoże klapę i naszym oczom ukazała się drabina, prowadząca w mrok.
- Zapraszam – powiedziałem tonem, który uważałem za nonszalancki.
- Gdzie to prowadzi? – zainteresowała się dziewczyna. 
- Podziemie – odparłem. W zaułku za nami rozległy się kroki. – Szybko.
Nie trzeba było jej tego dwa razy powtarzać. Wskoczyła do dziury i wkrótce zniknęła w mroku. Zsunąłem się za nią, ostrożnie zamykając klapę. Gdy byłem mniej więcej w połowie, adrenalina opadła i poczułem silne zawroty głowy. Zagryzłem wargi i przyśpieszyłem schodzenie. Niespodziewanie drabina się skończyła i upadłem zaskoczony. Brunetka pomogła mi wstać, patrząc na mnie zaniepokojonymi, wielkimi, złotymi oczyma.
(Rue?)

27 czerwca 2016

Od Ookaminoishi cd. Hikaru

Zagryzłam zęby na dolnej wardze. Tak mało czasu i tak wiele do zrobienia. Rzuciłam Hikaru kolejne ostre spojrzenie. Ten jednak nadal się wahał. Nie widząc innych opcji, wrzasnęłam:
 - RUSZ TEN SWÓJ OTYŁY, CZARNY ZAD I ZARYGLUJ TE CHOLERNE DRZWI, BO SIEDZENIEM W NICZYM NIE POMAGASZ! – basior jakby otrząsnął się i, nadal lekko się ociągając, podbiegł do drzwi, szukając czegoś, co mogłoby mu pomóc wykonać zadanie.
Zamknęłam oczy i skoncentrowałam się. Cień, cień... Przecież to nie możliwe, żeby w tym pomieszczeniu nie było ani odrobinki cienia! Upodobanie ludzi do światła zawsze mnie irytowało, a w tym momencie mogło przekreślić całą moją egzystencję. Przeklinając pod nosem spróbowałam ponownie. A jednak jest! Trochę daleko, ale może mi się uda. Skupiłam całą swoją uwagę na istocie tego małego, jedynego skrawka cienia, próbując nieco nim zamanipulować. Czułam jego obecność coraz bliżej. Jeszcze tylko trochę… Uścisk na moim prawym ramieniu i nadgarstku zaczął się powoli zmniejszać, aż wreszcie ustąpił całkowicie. Wolną ręką starałam się poodpinać resztę klamer, podczas gdy cienie zajęły się jedną z moich nóg. Do moich uszu docierały co chwilę krzyki i przekleństwa Hikaru oraz trzaski i huki. On sam wydawał się być lekko otumaniony, podtrzymując drzwi również swoją magią świeżo po pobudce z bardzo długiego snu.
Właśnie kończyłam odpinać drugi nadgarstek, który jako jedyny już dzielił mnie od wolności, gdy usłyszałam głośny trzask i wrzask Hikaru.
(Hikaru?)

Od Mixi cd. Miris

Dostrzegłam, że wokół jednej z wader zbiera się śnieżyca, więc postanowiłam podejść i sprawdzić czy wszystko z nią w porządku. Była to jedna z osób, które kojarzyłam z wyglądu, ale za nic nie umiałam sobie przypomnieć ich imienia. Delikatnie dotknęłam jej ramienia, a w tym momencie dziewczyna zaniosła się płaczem. Mimo, że sama kiedyś przechodziłam przez depresję nigdy nie umiałam sobie poradzić z płączącą osobą. Objęłam ją ramieniem mając nadzieję, że bliskość drugiej osoby choć trochę jej pomoże. Spojrzałam na jej twarz i to była najgorsza z decyzji, bo zawsze gdy widziałam, że ktoś płacze w moich oczach pojawiały się łzy. Po chwili dziewczyna zaczęła się nieco uspokajać, za to ja zanosiłam się płaczem.
- Wszystko w porządku? - zapytała pociągając nosem i ocierając łzy.
Zanosząc się płaczem nie byłam pewna, czy dziewczyna zrozumiała moje zaprzeczenie. W każdym bądź razie nie odzywała się już więcej tylko mnie przytuliła. Pachniała wilkiem i czymś słodkim. Udało mi się uspokoić do w miarę używalnego stanu, dziewczyna puściła mnie, a ja zawstydzona napadem opuściłam głowę.
- Dziękuję - szepnęłam ledwo słyszalnie.
Ktoś dał mi chusteczkę otarłam, więc łzy i próbowałam coś zrobić z zaczerwienioną twarzą, w końcu za chwilę musiałam już jechać by mieć dobre alilbi i utrzymać aktualną posadę.
(Miris? Długość powala, ale chyba wyszłam z wprawy w pisaniu)