29 czerwca 2016

Od Lorema cd. Rue

Czułem, jakby moja głowa miała zaraz eksplodować z bólu. Byłem pewien, że długo nie dam rady biec, jednak póki mogę, muszę się oddalić jak najbardziej od tamtego miejsca. Podświadomie rejestrowałem, jak ludzie oglądają się za mną, gdy na złamanie karku pędzę w obranym dość losowo kierunku. Byle do najbliższego wejścia do podziemia. I to szybko. 
Za mną, jak cień podążała dziewczyna. Nie miałem pojęcia, kim jest , ani czemu powstrzymałem ją przed udaniem się w kierunku SJEWu. Przecież mogła być zwykłą obywatelką. Mimo to… jakiś wewnętrzny zmysł podpowiadał mi, że jest mi dziwnie bliska. 
Skręciłem gwałtownie w ciasną uliczkę, przytrzymując się latarni i podbiegłem do stojącego na końcu kosza na śmieci. Usłyszałem jak kroki dziewczyny za mną zwalniają. Zacząłem gorączkowo obmacywać ściany. Znalazłem. Szybko wcisnąłem cegłę i w pojawiający się ekran wpisałem fragment pieśni z powieści Adama Mickiewicza, Dziady. Klapa śmietnika uniosła się powoli, mimo że kłódka pozostała na swoim miejscu. Rzuciłem okiem na dziewczynę.
- Za mną – zawołałem, podciągając się z łatwością do przejścia. Nieznajoma spojrzała na mnie nieufnie, jednak podbiegła do śmietnika i pozwoliła się wciągnąć do środka.
Uniosłem kolejną, idealnie wpasowaną w podłoże klapę i naszym oczom ukazała się drabina, prowadząca w mrok.
- Zapraszam – powiedziałem tonem, który uważałem za nonszalancki.
- Gdzie to prowadzi? – zainteresowała się dziewczyna. 
- Podziemie – odparłem. W zaułku za nami rozległy się kroki. – Szybko.
Nie trzeba było jej tego dwa razy powtarzać. Wskoczyła do dziury i wkrótce zniknęła w mroku. Zsunąłem się za nią, ostrożnie zamykając klapę. Gdy byłem mniej więcej w połowie, adrenalina opadła i poczułem silne zawroty głowy. Zagryzłem wargi i przyśpieszyłem schodzenie. Niespodziewanie drabina się skończyła i upadłem zaskoczony. Brunetka pomogła mi wstać, patrząc na mnie zaniepokojonymi, wielkimi, złotymi oczyma.
(Rue?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz