28 czerwca 2017

Od Camille C.D. Lorema

Kiedy usłyszałam bardzo potrzebną  radę Lorema i zaczynałam rozumieć, co się dzieje wokół, całą moją osobę wypełniła irytacja.
-Cholera jasna! - wykrzyknęłam - Hölle! Helvete! Kuzimu! Uffern[ogólnie podobne słownictwo w kilku językach] - podniosłam się szybko do pozycji stojącej, i klnąc dalej na czym świat stoi, zeszłam do kajuty, po czym otworzyłam szafkę tam się znajdującą. W rogu zobaczyłam znaczek z inicjałami: "J.S". No to pięknie. Teraz to już na serio po nas. Takie i bardzo podobne myśli przeplatane bluzgami przelatywały mi przez głowę. Wróciłam do Lorema, gdy nieco się już uspokoiłam i mogłam z chłodnym umysłem ocenić sytuację.
-Słuchaj. Mam pomysł, co możemy zrobić. Jeżeli odezwiesz się choćby jednym słowem podczas mojej rozmowy telefonicznej, osobiście wyrzucę cię za burtę. Masz ze sobą telefon?
-Tak.
-Musisz się go pozbyć.
-Co?! Ale dlaczego... Nie ma mowy.
-Powinniśmy byli zrobić to wcześniej. Kiedy zadzwonię do Stalińskiego... No. W każdym razie najpewniej spróbuje ustalić twoje położenie na podstawie karty. Zapisz sobie gdzieś numer, na który będziesz chciał zadzwonić. A potem wyślij swój telefon do abordażu podmorskich krain. - mężczyzna po chwili wahania zrobił to, o co prosiłam. 
-Świetnie - skwitowałam, po czym wybrałam numer Eliasa - Witaj, El.
-Cam? Myślałem, że wyjechałaś.
-No bo wyjechałam. Prawie - mój głos stał się odpowiednio smutny. - Wynajęłam łódź.
-Brawo?
-Nie o to mi chodzi. Napiłam się jakiegoś energetyka ze statku, a potem... Puf! Nic nie pamiętam. W szafce przy kojach znalazłam inicjały "J.S.". Wiesz do kogo należą. Musisz uważać - cisza po drugiej stronie mówiła sama za siebie.
-Dobrze. Zajmę się tym. Coś jeszcze?
-Tak? Jestem na jakimś zadupiu. Nie mam pojęcia gdzie. I jestem pewna, że i tak śledzisz moje położenie.
-Ja? Myślisz, że ci nie uf...
-Ty nie ufasz nikomu. Skoro i tak to robisz, to przynajmniej powiedz mi gdzie jestem. - wzięłam kartkę i zapisałam wszystkie uwagi Eliasa dotyczące mojego aktualnego miejsca pobytu. 
-Dziękuję ci bardzo - powiedziałam grobowym tonem - Wrócę jak tylko... - zaniosłam się płaczem, po czym rozłączyłam się. Na moją twarz wstąpił uśmiech. Spojrzałam na Lorema z triumfem.  
-Już wiem wszystko.
(Loruś? Jak coś, to Cam nie ma rozszczepienia osobowości XDDD)

Od Camille C.D. Calli

-A mogłabyś wreszcie przestać kłamać? - mój uśmiech stał się jeszcze szerszy i jeszcze bardziej szyderczy. - To i tobie i mnie zaoszczędzi czasu, słońce. A strata czasu jest w tej chwili ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy - kobieta, siedząca naprzeciwko, milczała. Westchnęłam ciężko.
-Widzę, że tak się nie dogadamy. Od teraz to to ja zadaję pytania.  Czy znasz Szafir osobiście?
-Nie do końca... - byłam nieco zdziwiona odpowiedzią, ale była prawdziwa.  Przez chwilę zamilkłam,  marszcząc brwi, aż mnie olśniło.
-To ty, prawda słońce? - zrezygnowane kiwnięcie głową tylko utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
-Mogłabyś przestać mówić do mnie "słońce"?! - usłyszałam zirytowany głos.
-Oczywiście,  słońce.  A jak się nazywasz?
-Calia Ace.
-A mówiłaś,  że nie znasz imienia Szafira! - powiedziałam z udawanym wyrzutem i smutkiem - Jestem pewna, że to się jakoś leczy, chociaż nic nie obiecuję. -zacmokałam ostentacyjnie,  po czym spoważniałam. - Musisz dowiedzieć się wszystkiego na temat pobicia Charlotte Branwell w dzielnicy gangu Menthis.
-Ile dostanę?
-Sprytna z ciebie bestyjka -powiedziałam z aprobatą - zachowamy twoje dane w tajemnicy.  Otrzymasz również nagrodę pieniężną o wartości tysiąca.
-Czego?
-Czego chcesz. Jak dla mnie to mogą być nawet kolumbijskie pesos.
-I ja mam ci zaufać?  Nie jestem głupia.
-Och, oczywiście, że nie! I dlatego wiesz, że nie masz wyjścia.
-Ech... Niech będzie. Uwinę się najszybciej jak mogę.
-O nie nie nie! Będę ci towarzyszyć.  I masz pracować tak, żebym ciągle mogła patrzeć na twoje łapki. Ja również nie jestem głupia.
(Cal? ;3 Kct xD)

26 czerwca 2017

Od Lorema cd. Camille

  Lorem pokręcił głową, jakby czymś bardzo zawstydzony i spojrzał w kierunku, w którym zniknęła Ainelysnart.
- Daj spokój - żachnęła się Camille. - Mamy spędzić ze sobą najbliższe... dużo, więc nie możesz co chwila się przy mnie peszyć.
- Pytałem, czy cię zmienić - powtórzył mężczyzna, nie patrząc na brunetkę.
- Nie, dam sobie radę - powiedziała dziewczyna, jednak nie był to już ten sam przekonujący głos, co przedtem. Mimo to jasnowłosy nie zamierzał się spierać.
- Więc dobranoc. - To mówiąc Lorem ułożył się wygodnie na siedzeniu i zamknął oczy. Camille patrzyła na niego przez chwilę w milczeniu myśląc, że udaje, jednak po chwili z ust mężczyzny zaczął wydobywać się miarowy, cichy świst.
***
  Gdy Lorem otworzył oczy, jacht dryfował powoli, podejrzanie ostro zakręcając w prawo. Mężczyzna podniósł się powoli. Najwyraźniej nie tylko jego zmorzył sen, a może z tymi energetykami coś było nie tak? Kto wie, po co właściwie właściciel jachtu trzymał je na pokładzie.
  Jasnowłosy, nie chcąc budzić towarzyszki, przejął od niej ster i wyprostował kurs. Co będzie to będzie. Miał tylko nadzieję, że nie płyną teraz z powrotem w stronę Ainelysnart. Kompas najwyraźniej spadł do wody, bo Lorem nie mógł go nigdzie dostrzec. Teoretycznie musiało być dość wcześnie, bo przecież w przeciwnym wypadku słońce obudziłoby go już dawno, więc mężczyzna zaryzykował obranie kursu na słońce. 
  Kilka godzin, a może kilka naście lub dziesiąt minut, później... trudno było to określić na bezmiernym oceanie... brunetka się obudziła, lekko otumaniona. Czyli coś faktycznie musiało być w energetyku.
- Lepiej więcej tego nie pić - mruknął mężczyzna do, podnoszącej się do pozycji siedzącej, towarzyszki.
(Camille? Ostatecznie zostawiam tobie, gdzie ich wywiało :P)

Od Camille C.D. Lorema

Po pytaniu Lorema zapadła cisza. Co jakiś czas zerkałam na kompas i mapę, starając się upewnić, czy aby wszystko idzie tak gładko jak dotychczas.  Obraliśmy dobry kurs na jakieś... 85%. Myślę, że jak na osobę, która żeglowała tak naprawdę pierwszy raz, to ten wynik był całkiem niezły. Uniosłam wzrok na siedzącego naprzeciwko mnie mężczyznę, a następnie na jego związane muchą nadgarstki.
-Na pewno nie chcesz tego zdjąć? - spytałam w końcu, unosząc brew. Jako odpowiedź otrzymałam jedynie pokręcenie głową - Jak chcesz - wzruszyłam ramionami - jeśli zmienisz zdanie, to mów. - Szczerze mówiąc, byłam zmęczona. Słaby sen, wydarzenia tamtego dnia oraz wielokrotne korzystanie ze swojej zdolności sprawiły, że byłam na skraju wytrzymałości. Dlatego też jedną ręką sięgnęłam do swojej torby i wygrzebałam z niej energetyka, a właściwie dwa.
-Chcesz? - zapytałam Lorema.
-Czemu nie - wzruszył ramionami. Rzuciłam puszkę w jego stronę. Złapał ją i otworzył - Dzięki.
-Nie ma za co - również otworzyłam puszkę, której zawartość była w tym momencie moją ostatnią deską ratunku. Pijąc, znów zerknęłam na mapę. Na razie wszystko było w porządku.
-Mógłbyś mi sprawdzić, która jest godzina? - Impsum wyciągnął jakimś cudem telefon z kieszeni w spodniach.
-Nieco po drugiej.
-Dzięki - przemyślałam dalszy plan naszej "wycieczki". Wynajmę samochód, pojedziemy do Paryża. Wynajmiemy pokój w hotelu. I wszystko będzie dobrze. Proszęproszęproszęproszę. Niech to się uda. Usłyszałam jakieś szemranie ze strony Lorema, które wyrwało mnie z zamyślenia.
-Przepraszam, mówiłeś coś? - spytałam.
(Lorem? ;3 Tylko nie wpadnijmy w jakąś górę lodową, proszę XD,  przepraszam za tę beznadziejność)

25 czerwca 2017

Od Argony cd. Calii

  Informacje, które czarnowłosa otrzymała od dziewczyny były aż nadto wystarczające, by poczynić pewne kroki do uporania się z Silverlake'iem. Mimo to Alpha zajrzała do jeszcze kilku informatorów, nim zdecydowała się pójść za tropem, wskazanym przez tamtą. Nie znała jej, więc nie mogła jej ufać, jednak wszyscy zaufani informatorzy nie mieli do powiedzenia nic ciekawego. No i była jeszcze Chloe. Argona lubiła ją nawet i szanowała, jednak charakter szefowej mafii był... Alpha nigdy by się do tego nie przyznała, ale Chloe czasem była za bardzo podobne do niej samej i z tego powodu dochodziło do licznych tarć. Bóg jest tylko jeden, czyż nie? A teraz zmuszona była się z nią spotkać, by upewnić się, że nie wbije jej noża w plecy. Albo że nie stoi z nożem tuż za jej plecami właśnie w tej chwili.
  Fundusz watahy zostanie na pewno nieźle uszczuplony przez całą tą sytuację, jednak zamierzała potem wymusić na Leniniewskim oddanie przynajmniej części pieniędzy, które pójdą na to zadanie.
  Czarnowłosa wsiadła do pociągu, mającego ją zawieść na Arenę 9. Liczyła, że bez problemów znajdzie tam Księżyc Gangu Noctis.
***
- Skoro panienka jest taka mądra, to może powinna panienka sama uporać się ze swoim małym problemem? - spytała białowłosa, krzyżując ręce na piersi i patrząc wyzywająco na czarnowłosą. Po tym, jak Yukio wyszedł, atmosfera w pokoju ochłodziła się i dało się wyczuć spięcia elektryczne w powietrzu.
- Już ci mówiłam, Chloe, że leży to w naszym wspólnym interesie. - Argona westchnęła, zdradzając lekkie poirytowanie. - Zresztą nie wymagam od ciebie pomocy. Chce mieć pewność, że nie będziesz trzymać pod moim nosem, w jednym ze swoich składzików, broni, która ma zniszczyć jedną ze wspanialszych ras, jakie powstały na tym świecie.
- W moim interesie, niby z której strony? - Fuknęła dziewczyna.
- Gdyby, powiedzmy, Leniniewski się na ciebie wypiął, to straciłabyś klientów wśród SJEW'u, Mafii Pectis, WKNu... dodatkowo, no sama nie wiem czy istnienie gangów dalej będzie tak bezpieczne za panowania Silverlake'a. Wiesz, może zdecydować że cały ten śmietnik powinien zniknąć. - Argona mówiła spokojnym, prawie przyjacielskim tonem, jednak w jej wnętrzu wszystko się gotowało. Jednak podczas kłótni na pewno nie namówi do niczego Chloe. - Dodatkowo nie chcę przecież, żebyś przymykała oko za darmo - zakończyła.
  Na chwilę zapadła cisza, w której Chloe kalkulowała wszystko to, co właśnie zostało powiedziane.
- Powiedzmy, że przypadkiem jeden z moich informatorów zdobędzie informację, dotyczącą położenia tej... broni. Bez mojej wiedzy oczywiście. Liczę, że Wataha sowicie się za to odwdzięczy.
- Oczywiście. - Argona skinęła głową.
  Nie uścisnęły sobie rąk, nie spisały umowy. Każda z nich wiedziała, że druga jest dość dumna, by dotrzymać danego słowa. Alpha bez słowa wyszła.
***
  Czarnowłosa przeglądała dostarczoną jej przez Somniatisa mapę oraz foldery z opisami miejsc, usiłując znaleźć nową lokalizację dla głównej bazy, gdy zadzwonił telefon. Mechanicznie odebrała i rzuciła krótkie słucham, pogrążona dalej w temacie kryjówki.
- Mam informacje, które mogą cię zainteresować - powiedział dziewczęcy głos w słuchawce. Argona poczuła się, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. Trochę czasu zajęło Chloe zaaranżowanie tego wszystkiego, jednak wreszcie jest.
- Gdzie i kiedy? - zapytała nieco oschle.
- Przed północą, tam gdzie ostatnio - odpowiedziała informatorka.
- Wolałabym w punkcie wymiany informacji na Arenie dziewiątej - odparła Alpha. - Będziemy miały bliżej.
(Calia?)

23 czerwca 2017

Od Calii cd. Camille

Ze zmiany zeszłam równo o pierwszej. Skierowałam się na zaplecze. Czarnowłosa siedziała na stołku przy ścianie jak gdyby nigdy nic. Spojrzała na mnie podejrzliwie, gdy ściągnęłam swoje ubrania z wieszaka.
– Spokojnie – zaśmiałam się lekko. – Tylko się przebiorę.
Weszłam do dusznej przebieralni i zasunęłam kotarę. Z ulgą zamieniłam obcisłą spódnicę na dżinsowe rurki. Napiwki z kieszonki bluzki przełożyłam do ukrytej za kurtką sakiewki. Wyszłam i rzuciłam kelnerski strój do kosza na pranie.
– Chodź ze mną – zwróciłam się do dziewczyny i nacisnęłam na klamkę.
– Pa, Richter – zwróciłam się do ochroniarza, wychodząc z budynku.
– Do jutra, Ace – odpowiedział mi, nawet nie zaszczycając spojrzeniem mojej towarzyszki. Lawirowałam między ciemnymi uliczkami, skręcając to w prawo, to w lewo. Przeprowadzałam test, jednocześnie zastanawiając się, co powiedzieć czarnowłosej. Nie wydam siebie przypadkowej osobie. Zresztą, nie sądzę, żeby uwierzyła mi na słowo.
– Dość – usłyszałam w końcu stanowczy głos i uśmiechnęłam się niezauważalnie. – Kręcimy się w kółko. Nie zwiedziesz mnie, kelnereczko.
Odwróciłam się do kobiety z obojętnym wyrazem twarzy.
– Zajęło ci to krócej niż innym – stwierdziłam tylko, i weszłam w uliczkę tak wąską i ciemną, że prawie niezauważalną. Czarnowłosa chcąc nie chcąc poszła za mną. Chwilę później stałyśmy już przed małym, opuszczonym domem, jednak zbudowanym solidnie.
– Ściany są dźwiękoszczelne – oznajmiłam, gdy weszłyśmy do środka. Siadłam przy długim stole, a moja towarzyszka zrobiła to samo po chwili milczenia.
– Szafir – powiedziała dobitnie. – Wszystko, co wiesz, i czego możesz się dowiedzieć.
Przygryzłam wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Znam go – zaczęłam po chwili. – Ale nie wiem, czy chce ci coś o nim powiedzieć.
Brunetka mruknęła coś pod nosem, po czym przesunęła po blacie plik banknotów. Zabrałam go i szybko przeliczyłam, sprawdzając, czy nie są fałszywe. Czy sprzedam siebie za kilka papierków? Cóż, z reguły sprzedaję swoje umiejętności, nie informacje.
– Szafir – mruknęłam cicho, podejmując decyzję. Parę faktów mogę przecież przemilczeć. – To kobieta – oznajmiam. – Najczęściej przesiaduje w kawiarence na przedmieściach, gdzie lubi czytać książki o ludziach, osobowościach i tych innych umysłowych rzeczach – dodałam, starając się opanować drganie kącika ust. – Nie znam jej imienia ani nazwiska, nie wiem, gdzie mieszka – zakończyłam, mając nadzieję, że to wystarczy.
Brunetka siedziała chwilę cicho, a zaraz potem wyszczerzyła zęby w okrutnym uśmiechu.
– A mogłabyś tak w końcu przestać kłamać?
(Cam? default smiley :d Wybacz, że to tyle trwało)

21 czerwca 2017

Od Lorema cd. Camille

- Z Rzymu... - odpowiedział po krótkim zawahaniu. 
- Nie wyglądasz na włocha - dziewczyna obrzuciła towarzysza krótkim spojrzeniem, by powrócić wzrokiem do drogi.
- Rodzice też się dziwili - przyznał Lorem, przenosząc się wspomnieniami do dawnego domu. Zapadła chwila milczenia, którą tym razem przerwał mężczyzna. - A ty? Byłaś tam?
- Kilka razy, ale nigdy na dłużej - odparła. - Ale na prawdę mi się podobało. 
- Ta... nie ma śladów po pożarze. - Jasnowłosy sposępniał. Gdy pierwszy raz po dwóch tysiącach lat spojrzał na miasto, w którym się urodził zrobiło na nim przygnębiające wrażenie, jakby nowoczesne budynki wyrosły, pasożytując na wspaniałej, rzymskiej kulturze..
  Nagle Camille zwolniła i dała ręką Loremowi znak, by przykucnął. Otworzyła okno, a mężczyzna kątem oka patrzył, jak rozmawia z policjantem - zapewne strażnikiem granicznym tej areny. Krótka, rutynowa rozmowa i samochód ponownie ruszyły z cichym szumem. Gdy jasnowłosy chciał się podnieść z powrotem na swoje miejsce, brunetka dała mu znak, by nie wstawał.
- Za chwilę drugie przejście - wyjaśniła cicho.
  I rzeczywiście, wkrótce dojechali do kolejnej strażnicy, a rozmowa przebiegła równie bezproblemowo, co poprzednio i wreszcie znaleźli się na Arenie 5 - arenie portowej.
- Łódź? - Lorem wygrzebał się spod fotela i usiadł z powrotem wygodnie.
- A masz lepszy pomysł? - Camille przewróciła oczyma, a jasnowłosy pokręcił głową.
- Nigdy nie żeglowałem - powiedział, wzruszając ramionami. Dziewczyna nie odpowiedziała, jednak po jej minie można było wywnioskować, że ona też nie jest najlepszym na świecie żeglarzem.
- Damy radę - powiedziała tylko, parkując samochód przy przystani. - Wysiadaj - rozkazała cicho.
  W chwilę później, obładowani walizkami, ruszyli w kierunku mariny. Camille zostawiła na chwilę swoje rzeczy i poszła budzić bosmana, pozostawiając nieruchomego Lorema na keji. Mężczyzna wpatrzył się w czarne niebo nad oceanem. W porównaniu do unoszącej się nad miastem, typowej, czerwonej łuny wyglądało na prawdę mrocznie i przerażająco. Jasnowłosy poczuł powiew zimna, wiejący z tej mrocznej pustki, przywodzący na myśl niekończącą się noc polarną.
- Pakuj do tamtej - rozkazała Camille sprawiając, że Lorem podskoczył, ale pokiwał głową i załadował bagaże do niewielkiej żaglówki. Po chwili poczuł, że łódka odbija od brzegu i wyszedł z kokpitu, by pomóc towarzyszce bezpiecznie opuścić port.
  Odpychając się od burt sąsiednich żaglówek pagajami i pomagając sobie trochę silnikiem (gdy już wreszcie udało im się go odpalić... talent do przekonywania ludzi najwyraźniej nie działał na silniki) opuścili Ainelysnart wypływając w nieznane na spokojne, mroczne wody.
- Wyjmij żagle z pokrowców - poradziła brunetka, trzymając ster i próbując w ciemności dostrzec wskazówki kompasu. Głupio byłoby przecież popłynąć w odwrotnym kierunku niż powinni. Lorem, starając się nie przewrócić na wilgotnym pokładzie wziął się do roboty i chwilę później płynęli powoli na postawionych żaglach. Ocean był zaskakująco spokojny i cichy. Ląd powoli znikał w oddali, a uciekinierzy pogrążali się w ciemności. Dopiero wtedy jasnowłosy zapalił światła. Nie wiele zmieniło to w ich sytuacji, ale przynajmniej widzieli pokład. Usiadł wygodnie na przeciwko Camille, a porządnie rozciągnięta mucha miarowo kołysała się pod jego dłońmi.
- Dobrze płyniemy? - zapytał, jednak dziewczyna nie odpowiedziała, tylko spojrzała na mapę i leżący na niej kompas. Orientowanie się na morzu było raczej trudne, póki nie zobaczyło się jakiegoś lądu. Szczególnie dla lajków w tak przygnębiająco-ciemną noc.
(Camille? Mmm, rejs po oceanie. Jakże romantycznie XD)

18 czerwca 2017

Od Camille do Calii

-Po co mnie wezwałeś? - zapytałam, siadając na krześle w gabinecie Stalińskiego.
-Mam dla ciebie zadanie. Potrzebujemy szpiega.
-Charlotte nie wystarczy? Wydaje mi się, że jest całkiem dobra.
-Oczywiście że jest dobra. Jednak w dziwnych okolicznościach została mocno pobita. Jest w szpitalu.
-Co mam dokładnie zrobić?
-Musisz znaleźć kogoś dobrego,  kto mógłby rozwiązać tę sprawę.  A że trzeba będzie patrzeć mu lub ewentualnie jej na ręce, to ty będziesz współpracować z tą osobą.  Myślę,  że jeżeli pójdziesz do baru, to dowiesz się czegoś na temat szpiegów.  Takie miejsca to jedne z najlepszych źródeł informacji. Pytaj ich o Szafir. Powinna się nadać, a tobie z pewnością się uda - pomimo tego,  iż wiedziałam,  że mną manipuluje,  to moja próżność została mile połechtana.
-Tiaaaa. Jasne, że dam sobie radę. Będę ci na bieżąco raportować Eliasie. Powiedz mi jeszcze: gdzie to się dokładnie stało? 
-Pobicie Char? W arenie 9 w dzielnicy  Menthis - wypluł ostatnie słowo,  jakby było przekleństwem.
-Dobrze. Poradzę sobie. Do widzenia Eliasie.
-Uważaj na siebie.  Do widzenia.
***
Stałam na zapleczu jednego z barów. Zostałam wpuszczonwpuszczona przez ochroniarza,  a na razie czekałam na swoją ofiarę. Po chwili do pomieszczenia weszła jakaś blondynka mniej więcej mojego wzrostu. Wyglądała na dość inteligentną i w miarę ogarniętą,  więc postanowiłam ją zagadać:
-Dobry wieczór. - kobieta wyglądała na dość zaskoczoną moją obecnością,  lecz po chwili na jej twarz wstąpił profesjonalny uśmiech.
-Dobry wieczór. Nie pomyliła się pani? Tutaj jest pomieszczenie dla personelu. Aż dziw, że ochroniarz panią wpuścił...
-Jestem dokładnie w tym miejscu, w którym chciałam się znaleźć. O której pani kończy? - zapytałam, a kobieta spojrzała na mnie dziwnie.
-Nie, nie interesują mnie kobiety - dodałam- potrzebuję informacji. A więc?
-Kończę o pierwszej.
-Wspaniale,  zaczekam.
-...
(Cal? Wiesz co robić ;3)

Od Camille cd. Akiro

Musiałam się dowiedzieć kim jest ten chłopczyk i gdzie są jego rodzice.  No i najważniejsze. Czy Akiro nic mu nie zrobi. Dlatego też,  by chronić tego dzieciaka przed potencjalnym zagrożeniem,  musiałam trzymać się blisko nich. Podeszliśmy do przystanku i zakupiliśmy bilety,  czekając na nasz pociąg.
-Pójdę sprawdzić rozkład - powiedział Akiro. Kiwnęłam głową, a gdy odszedł,  zwróciłam uwagę na Baksa.
-Gdzie są twoi rodzice?  - spytałam go. Początkowo spojrzał na mnie nieufnie,  ale w końcu odpowiedział:
-Wyjechali na dwa tygodnie do Włoch. - kłamstwo.  To wszystko kłamstwa.
-Dlaczego nie wzięli cię ze sobą?  - spytałam, starając się zapędzić go w pułapkę tak, by powiedział mi prawdę.
-To był wyjazd służbowy - kłamstwo znów. Po chwili Akiro wrócił.
-Pociąg jest za dwie minuty - powiedział
-To świetnie - po chwili wsiedliśmy do pojazdu i po kilku przystankach wysiedliśmy.
-Gdzie dokładnie idziemy? - zapytałam.
(Akiro? Ja też przepraszam za to masło,  nie wiem co się ze mną dzieje. Rozkręćmy tę akcję! ;3)

Od Camille cd. Lorema

Zerknęłam na towarzyszą w chwili gdy przeczesywał swoje włosy,  po czym znów wróciłam wzrokiem do drogi.
-Jaaaaasne. Naturalne - prychnęłam - Skoro tak twierdzisz.  Jeśli już musisz wiedzieć,  to jedziemy do stolicy Francji - Paryża.
-Dlaczego?  - usłyszałam pytanie.
-Bez powodu. To ładne miasto po prostu - skłamałam.
-Mhm. Byłaś tam kiedyś? 
-Tak - "niestety" dopowiedziałam w myślach, czując gulę w gardle.
-Naprawdę myślisz, że nas wypuszczą z Akatsuki? Przypominam ci, że jestem ścigany przez policję.
-Zdaję sobie z tego sprawę. Poradzę sobie. - wjechałam na autostradę i po chwili przerwałam nieco niezręczną ciszę:
-A ty?
-Co ja?
-Byłeś we Francji?
-Nie. Jakoś nigdy nie miałem okazji.
-No to teraz masz. Kto wie, może uda mi się pokazać ci kilka najciekawszych miejsc... - pomimo lat, które minęły.  Wciąż znałam Paryż jak własną kieszeń.  Podczas licznych ucieczek z sierocińca miałam okazję dogłębnie poznać to miasto. Stało się moim schronieniem i przyjacielem - niemalże jedynym.
-Jeśli oczywiście będziesz chciał  - dodałam.
-Pewnie, czemu nie - odpowiedział,  a ja pogrążyłam się w rozmyślaniach.  Bałam się tam wracać.  Bałam się jak niczego innego. Ten paniczny strach otaczał mnie zwykle gdy myślałam o sierocińcu,  w którym musiałam dorastać. Wyprzedziłam kolejny już samochód. Autostrada była stosunkowo pusta, co było mi bardzo na rękę.  Jednak najbardziej bałam się paryskiego cmentarza. Ale na razie wolałam o tym nie myśleć.
-Skąd jesteś? - spytałam.
(Lorem? Prawda czy kłamstwo? ;3)