3 października 2016

Od Ivana

- Witam - powiedział ospale Ivan, wchodząc do pomieszczenia.
Półmrok nadawał temu pokojowi tajemniczą aurę. Brak okien i jedyne drzwi zamknięte na cztery spusty za Ivanem, stanowiły brak ucieczki z tego miejsca. Pokój przesłuchań nie był zbyt duży. Na środku stał obdarty stół, a przy nim dwa krzesła, które stały po równoległych stronach stołu. Na jednym z nich siedział młody mężczyzna z licznymi sińcami. Blond włosy opadały mu na twarz, zasłaniając mu oczy.
Ivan usiadł na siedzeniu i zaczął przeglądać raporty, co jakiś czas spoglądając na blondyna. W końcu zebrał wszystkie dokumenty, otworzył zeszyt i ziewnął.
- Więc panie "Autysto"...  Jak się pan miewa? - zapytał. Mężczyzna siedzący naprzeciwko niego nic nie odpowiedział. - Rozumiem - kiwnął głową - Natomiast, ja czuję się beznadziejnie. Obudzili mnie, zmusili mnie do czytania tych bazgrołów i kazali mi tu przyjść, by z tobą porozmawiać.
Skazaniec podniósł głowę. Spojrzał na niego piorunującym spojrzeniem swoimi błękitnymi oczami. 
- Nie obchodzi mnie, co ci się nie podoba – przemówił.
- Czyli pan nie niemowa? Dobrze, dobrze – zanotował coś swoim zeszycie – Ma pan na imię Tom aka Błęt nieprawdaż?
- Już tyle wiecie o moim pseudonimie artystycznym? Ciekawe kogo jeszcze trzymacie i jakie tortury wymyślacie.
- O jeny – Ivan przybrał twarz niewiniątka – nasz pan się domyślił!
- Już ja wiem, co wy robicie, sam jestem tego przykładem... Zakazujecie religii, sztuki wszystkiego! Chcecie bronić ludność przed wilkami, ale tak naprawdę chcecie je po prostu wytępić! Jak możecie nazywać się – monolog Toma przerwało głośne ziewanie generała. Ivan położył głowę na biurko i zrezygnowaną miną spojrzał na niego.
- Eviva l'atre, eviva l'arte twe słowa są gówno warte.
Więzień popatrzył na niego z niedowierzaniem. Nagle Ivan wyciągnął ze swojego skórzanego płaszcza mały rewolwer, przy tym cały czas nie podnosząc głowy.
- Naprawdę, nie wiem o co wam chodzi z tym „autyzmem”. W kółko mówicie sztuka to życie, sztuka to radość, ooo, jacy my jesteśmy źli, „autyzm”, „autyzm” i jeszcze raz „autyzm”. A czy wiecie, że i tak zginiecie...
- Taki prostak jak ty, nie może tego pojąć, wypełniasz tylko rozkazy! Nawet nie możesz mnie zabić, mam zbyt cenne informacje, jesteś nikim-
- Myślę, że zdobyłem wystarczająco dużo informacji...
Z pokoju można było usłyszeć strzał. Ivan spoglądał raz na siebie raz na zwłoki. Cały płaszcz i jego ręce były umazane od krwi. Pod nosem przeklął i powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi, pozostawiając po sobie szkarłatne ślady.
Zrzucił płaszcz, jak tylko postawił krok w swoim biurze. Zjadł, wykąpał się i zasnął przy stole.


- Panie Generale! Panie Generale, proszę wstać!
Ivan kątem oka zerknął na osobę, która go obudziła. Był to jeden z jego podwładny – Hans Grell.
Kiedyś rozkazał mu, żeby go budził, jeżeli ktoś coś od niego chce (musiała to być sprawa pilna) albo była jakaś robota do wykonania. Niestety zapomina zawsze o tym, kiedy się budzi, przez to Hans kilka razy w dniu dostaje solidny opieprz.
- Co pan zrobił z podejrzanym?!
- Szto?! - wyjąkał Ivan.
- Z P-O-D-E-J-RZ-A-N-Y-M!
Ivan pomrugał oczami i po chwili zrozumiał, o czym mówi przełożony.
- Aaaaa prjestupnik!
- Tak, tak przestępca! Co z nim pan zrobił?
Generał podniósł powoli głowę. Zmrużył oczy i wreszcie przemówił.
- Tawarisz... Kopnął w… Kalendarz...
- No nie wierzę! - krzyknął żałośnie Hans – Generał zwariował! Chociaż nie on już dawno zwariował! Jak pan się teraz wytłumaczy?
- Umieram...
- Nie. Nie umierasz.
- Mój żywot się kończy...
- Nie, wcale nie.
- KURWA MAĆ, CHYBA WIEM, KIEDY UMIERAM – wrzasnął na cały pokój. Porucznik, aż podskoczył z zaskoczenia. Popatrzył się na swojego generała. Wbrew pozorom, umiał być czasami straszny. 
- Dobrze, niech pan sobie tu umiera, ale praca się sama nie wykona. - rzucił na biurko stos papierów - Pani Generał Broni kazała to wypełnić. Dodatkowo musimy jechać do Areny 8, znaleźliśmy tam... 
- Jeszcze czego – zaczął się powoli podnosić – i tak wszyscy zginiemy... Podaj mi tą całą listę nowych ludzi.

Zazwyczaj takie zlecenia wykonuje generał, a nie zastępca, ale z powodu niedyspozycji swojego przełożonego, Ivan ma większą samowolę, ale wiąże się też z większą ilością obowiązków. Mimo tego, miał dzisiaj czas na pójście do baru, który był przeznaczony na znalezienie ludzi z Code:W. Zlecił biednemu Hansowi, który wypełni był wykorzystywany. 
Przez ostatnie dni, w oddziale specjalnym wymieniono członków. Jemu i tak nie robiło to żadnej różnicy, w końcu nie pamiętał połowy z nich imion. Pogłoski mówiły, o zdradzie państwa, co było to najbardziej prawdopodobne. Ostatnimi czasy, coraz częściej żołnierze dołączali do ZUPA. Zapewne wojsko wykonało mieszankę w celu wykrycia kolejnych działaczy sztuki.

Na pierwszy rzut stwierdził, że odwiedzi część oddziału, którą pamięta. Wchodząc do męskiej sypialni, poczuł woń wody kolońskiej z dezodorantami. Odbijające się światło od bieli, raziło w oczy. Po dwóch stronach sali, stały rzędy łóżek piętrowych. Kafelki biły swą nieskazitelną czystością, aż było widać lustrzane odbicie. Na środku siedział odwrócony do tyłu, szczupły chłopak z maską gazową. Ivan powoli podszedł do niego, przyglądając mu się dokładniej. Nazywał się Hoinkas Warm, jedyny superżołnierz w jego składzie. Białowłosy, zauważając jegomościa wstał z podłogi i zasalutował.
- Witam... - rzekł półsennie Ivan. - Zbieraj się się, jedziemy do areny 8. Zbiórka na lotnisku.
Kiwnął głową i poszedł w kierunku arsenału.
Zastępca Generała jeszcze raz spojrzał na swoją ściągę. Do JW2 dołączyło łącznie cztery nowe osoby. Troje opiekunów, jeden ochroniarz.

Jeszcze raz zerknął na kartkę. Annie Wilkes, Wilkes, Wilkes. Skądś kojarzył to nazwisko, ale nie mógł sobie przypomnieć. Tak naprawdę nie potrzebował nikogo, by go bronił, ale skoro już jest, niech będzie. Przynajmniej nie będzie musiał za dużo robić. To była kolejna bezsensowna uchwała SJEW. Zbyt często ginęli ważni ludzie. Trudno się dziwić, skoro wilki posiadały tylko takie umiejętności. Idąc korytarzem, nagle usłyszał odgłosy głośnego dyszenia. Wiedząc, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, skierował się w stronę „osobliwych” dźwięków.  
Głosy dochodziły z siłowni. Uchylił lekko drzwi, aby zajrzeć, co tam się działo. Wszystko wyglądało dość normalnie, oprócz jedynej osoby, która tam siedziała, jedząc lody. Ivan, aż zrobił kilka kroków do tyłu, widząc ową postać. Niestety, ale został zauważony i nie miał już szansy na ucieczkę. Kobieta, jeżeli można było nazwać to, co stało przed nim, podniosła się, ruszając w jego stronę. Według niego dało się ją porównać z kupidynem na sterydach. Kobieta, przerastał go o głowę,   składała się głównie z masy mięśniowej. Na sobie nosiła różowy top, który odsłaniał jej nienaturalny kaloryfer. Wpatrywała się na niego, małymi świńskimi oczkami z oblana rumieńcem.  
- Widzę, że um.. Przeszkadzam... To ja już pójdę sobie...
- Nie, nie przeszkadza mi pan. Właśnie miałam wychodzić  - uśmiechnęła się z całą umorusana od truskawkowych lodów – Miło pana poznać, nazywam się Annie. - skierowała do niego rękę, brudną od sosu czekoladowego.
Spojrzał przenikliwie na ogromną łapę. Odwrócił się napięcie.
- Ivan... Ivan Tołstojow. - oschle.
- Jaki zbieg okoliczności! Należę do pańskiego oddziału panie zastępco generała – oznajmiła radośnie.

Przez całe lotnisko ciągnęły się długie cienie. Czarny asfalt kontrastował ze wschodzącym słońcem. Na jego twarzy pojawił się grymas. Tołstojow, zdziwił się, takim widokiem. Zgadywał, że jest po południu, a tu obudzili go przed szóstą. 
Otworzył szklane drzwi i otuliło go światło. Poprawiając swój bagaż, leniwie spojrzał do góry. Pomarańczowe niebo, wydawało się być z nie z tego czasu. Żadnej chmurki, żadnego dymu, ani smogu. Dzień zapowiadał się ciepły, wbrew chłodnemu wiatru. Nieoczekiwanie na horyzoncie pojawił się helikopter. Spokojnie lądując, rozwiewał coraz silniej rzeczy wokół niego. Narzucony płaszcz zaczął szybko falować z ruchem śmigieł. 
Gdy w końcu stanęły, cały teren ogarnęła cisza i równowaga. Wraz z Annie, Ivan podszedł szybkim krokiem do zbiorowiska ludzi, stojących już przy helikopterze. Stał już tam gotowy Hoinkas, nierozstający się z czarnym futerałem na broń snajperską. Za nim stali troje opiekunów Code:W. Rozpoznał tylko jedną osobę. Jak, widać było, Hans, dobrze wykonał swoje zadanie. Podchodzi z rezerwą do wszystkiego, ale w rzeczywistości wciąż jest miły i dba o innych, a czasem bywa też dziecinny lub naiwny. Co Ivan często wykorzystuje. Hans jest całkowicie jemu wierny choć niej jest on generałem. Czasami może być ostry; w szczególności w stosunku do innych podwładnych Ivana i czasem jego samego. Próbował rzucić palenie osiem razy, ale każda próba kończyła się fiaskiem. 
Trzech nowych członków dostrzegło, zbliżającego się swojego nowego przełożonego. 
Rudowłosa dziewczyna z zimnym, jak ten wiatr miną, poprawiała swój długi kucyk. Z plotek położonych wydaję się wymagającą, wybuchową i skłonną do wydawania kar osobą. Musiała być to Osana Elev, była jedyną kobietą z JD2, która wybrała karierę wojskową jako opiekun. Z perspektywy ludzi wyższych rangą, jest też silną, pracowitą, niezależną, ufną i inteligentną dziewczyną.   
Chłopak obok niej, ubrany był w biały kitel medyczny. Przeczesał ulizane blond włosy, rozglądał się z pogardą na Ivana. Sprawiał wrażenie, typowego buntownika, który nie za bardzo chciał wykonywać rozkazy. Generał zdał sobie sprawę, że stał się kozłem ofiarnym. Przypominała mu się ostatnia wizyta, u Mielentija. Chcąc szybko skończyć spotkanie (by pójść spać), zgodził się na wszystkich nowych członków, nie przeglądając ich życiorysu. Ten ów delikwent, imię jego brzmiało Ben Ross, wisiał na włosku, już kilka razy prawie miał mieć rozmowę z generałem broni, ale dzięki szantażowi związanym z brudną prawdą jego przełożonych, zawsze udawało mu się uciec od konsekwencji.
Lot zapowiadał się długi i nieprzyjemny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz