16 października 2016

Od Roriego cd. Argony

*Rori*

Byłem w moim domu, w kuchni pośrodku rodziców i braci. Siedziałem na honorowym miejscu przy stole, koło mnie stali i śpiewali wszyscy zebrani, obchodziliśmy jakieś święto. Urodziny. Czyje? Patrzyłem z zachwytem na tort w kolorach leśnego kamo, na którym napisane było "Wszystkiego najlepszego Rori!". Moje? Zdmuchnąłem świeczki, nie pamiętam o co poprosiłem, mama ucałowała mnie w policzek, tato zaczął kroić tort, a bracia siadali po obu moich stronach. Wszyscy rozmawiali, śmiali się, panowała naprawdę miła i ciepła atmosfera. Za oknem padał śnieg i było zimno, w domu zaś - gorąco, a zarazem przyjemnie. Przed sobą coś zobaczyłem, w ciemnym pomieszczeniu - salonie - mignęła para czerwonych, jarzących się oczu. Stała tam jakaś postać i patrzyła prosto na mnie, świdrując mnie wzrokiem na wylot i przyprawiając o ból głowy. Potem wszystko podziało się tak szybko. Owa postać wyskoczyła z ciemnego pokoju, przemknęła koło mnie i wybiegła na dwór zostawiając drzwi otwarte na oścież. Serce mi biło jak oszalałe, w oczach pojawiły się łzy, i zaczęło mi brakować powietrza. Było mi tak ciężko na klatce piersiowej, dusiłem się.

***

Zerwałem się do pozycji siedzącej, chwilę mi zajęło zanim ogarnąłem gdzie jestem. Uspokoiłem oddech i spojrzałem na czarnego wilka, który chwilę później zmienił się w Argonę. Usiadła naprzeciwko mnie, patrzyłem na nią nie wiedząc co robić, co powiedzieć.
- Co? - spytała przerywając panującą ciszę, a ja wzruszyłem tylko ramionami. Wstałem z łóżka i trochę zakręciło mi się w głowie, starałem się nie dać po sobie poznać, że dalej jestem potwornie zmęczony. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem schodami na dół, za sobą już słyszałem kroki.
- Rori gdzie idziesz? - spytała Rita, stanąłem na jednym ze stopni i odwróciłem się do siostry
- Poprosić o kawę - uśmiechnąłem się sennie i znowu zacząłem schodzić
- Idź z nim, ale jeśli znowu coś się mu stanie... - groziła Rita
- Spokój - rzuciłem od niechcenia przez ramię, chwilę później już stałem przy ladzie - Witaj Mortimerze, mógłbyś zrobić mi trzy kawy? - po chwili namysłu jednak dodałem - Dwie i jedną herbatę... em... czarną?
- Jasne - kiwnął głową - A jak się czujesz? - powiedział cicho, nastawiając wodę i szykując kubki
- Żyję, to chyba jest dobre samo w sobie. Nieprawdaż? - skinął mi, a kiedy zalewał kubki wrzącą wodą podrapałem się po karku tak, że aż zapiekło.
Chwilę później w mojej głowie odezwała się Rita "Co się dzieje? Znowu w coś się wpakowałeś?! Dopiero się obudziłeś!" "Młoda, spokojnie. Chodziło mi raczej o to żebyś się do mnie kopsnęła" - odpowiedziałem jej w myślach. Teleportowała się do mnie, a Argona właśnie do nas dochodziła. No tak, dziewczyna pojawiająca się znikąd na pewno zwróciła uwagę ludzi. Rozejrzałem się i nikogo nie zobaczyłem. Szczęście - odetchnąłem
- Nie powinieneś tego tak używać - warknęła Rita
- Czego? - spytała alfa
- Niczego - odpowiedziałem - Proszę, twoja kawa - uśmiechnąłem się podając siostrze napój, a z herbatą zwróciłem się do Argo - A to dla ciebie - wziąłem mój kubek i upiłem łyka - No Ricia, zmykaj. Idę pogadać z Argo i nawet nie rób takiej miny. Łap - rzuciłem jej kłębek wełny - pobaw się - wystawiłem jej język, kiwnąłem do czarnowłosej głową, na znak żeby za mną poszła.
Wyszliśmy na dziedziniec i usiedliśmy na ławce stojącej kawałek od wejścia do gospody. Było trochę chłodno, ale widok zamglonych drzew, drogi i krzewów był piękny, spokojny.
- Chciałem spytać, ale chyba znam odpowiedź. No bo skoro jeszcze tu jesteśmy, to wnioskuję, że musiałaś się zgodzić na propozycję Mortimera.
- Tak. Porozmawialiśmy, zgodziłam się na jego warunki, a on powiedział jakie pokoje możemy zająć - kiwałem ze zrozumieniem głową
- Czekaj jakie warunki? - mruknąłem próbując sobie przypomnieć czy w naszej rozmowie mówił coś o jakichś warunkach.
- Ochrona w zamian za miejsce do spania - powiedziała
- Przed SJEW'em - westchnąłem
- Nie. Przed gangami - odpowiedziała, a ja z trudem powstrzymałem śmiech.
- Gangi w porównaniu ze SJEW'em to pikuś. Eh... To co, kończymy i idziemy zwiedzać naszą nową główną bazę?
- Dobra - zgodziła się
Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas gadając, a kiedy zorientowaliśmy się, że skończyły nam się napoje ruszyliśmy do gospody. Już się trochę rozbudziłem, ale dalej miałem mieszane uczucia.

*Sora*

Dziś w nocy było czyste niebo, żadnej gwiazdy, tylko księżyc tak samotny jak ja kiedyś. Dlaczego zawsze przy takiej pogodzie mi się to przypomina? - wspominałem bezsenną nockę. Siedziałem w ciemnym salonie i mogłem tylko patrzeć jak MOI rodzice i MOI bracia świętują urodziny tego podrzutka. Siedziałem na kanapie w czapeczce urodzinowej i trzymałem za łapkę mojego ukochanego misia. Od kiedy, pojawił się ten dzieciak, spadłem na drugi plan, a czasami jakby o mnie całkiem zapominano. Na przykład dzisiaj, wszyscy skakali dookoła tego blond-szczeniaka, bo dzisiaj był jego dzień. Ja też miałem urodziny, ale przez to, że urodziłem się z Wilczym Genem zostałem odstawiony na boczny tor. Dzisiaj miarka się przebrała, już od jakiegoś czasu miałem dość. Chciałem, żeby ktoś zwracał na mnie uwagę, chciałem uciec. Wstałem i podszedłem kawałek w ich stronę. Gniew coraz bardziej we mnie wzbierał, krew w moich żyłach wrzała. Posadziłem misia przy ścianie i pogłaskałem go po główce, już wcześniej rozmawiałem z nim o moim odejściu, ale mimo to dalej był smutny. Patrzył na mnie swoimi czarnymi oczkami przepełnionymi żalem i współczuciem. Ściągnąłem czapeczkę i rzuciłem ją na podłogę. Patrzyłem prosto na niego, jak siedział przy stole i rozmawiał z MOJĄ rodziną. Chciałem mu coś zrobić, chciałem, żeby poczuł mój ból, żeby cierpiał tak jak ja. Nie rozumiałem dlaczego przez to, że ja mam Gen jestem gorszy od niego. Przeszywałem go wzrokiem, a ON mnie zauważył. Patrzył na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem, żebyś tylko wiedział co wtedy przeżywałem. Poczułem, że się zmieniam i nie umiałem tego powstrzymać. Musiałem uciec, chciałem uciec. Ruszyłem biegiem w stronę blondyna i przebiegłem po stole, ledwo otworzyłem drzwi. Wybiegłem w ziąb, zrobiłem tylko kilka kroków na śniegu i już zmieniłem się w wilka. Biegłem przed siebie nie wiedziałem gdzie, byle jak najdalej od tego domu. Od tych ludzi, od NIEGO. Przysiągłem się zemścić na blondynie, powtarzając słowa "Przyjdzie dzień w którym cię zabije, Rori." Z zamyślenia wyrwał mnie telefon dzwoniący na biurku. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwonił nie kto inny jak Lara, westchnąłem i odrzuciłem połączenie. Spojrzałem na moje miejsce pracy zawalone papierami, które miałem przejrzeć. Wysłała mi wiadomość, że mam odebrać. Zadzwoniła ponownie, tym razem zrobiłem co kazała.
- Już po czternastej, miałeś do mnie zadzwonić rano. Czemu nie odbierasz, to już czwarte połączenie! - krzyczała - Myślałam, że znowu ucinasz sobie pogawędkę z Leniniewskim.
- Wiesz, że go nie lubię, a on mnie. Nie gadałem z nim ostatnio. Słuchaj Lara wychodzę, nie musisz się martwić idę się przejść, poobserwować miasto - skłamałem i usłyszałem westchnięcie w słuchawce.
- Tak czy inaczej uważaj i bez zmiany w wilka - ostrzegała
- Wiesz, że tego nienawidzę - warknąłem i się rozłączyłem. Przetarłem zaspane oczy, uporządkowałem papiery i wstałem. Odstawiłem kubek po herbacie do zlewu i założyłem moją kurtkę bez prawego rękawa. Wziąłem trochę pieniędzy i wyszedłem z apartamentu. Zamknąłem drzwi na klucz i naciągnąłem kaptur na głowę.
- Muszę się napić - mruknąłem sam do siebie i ruszyłem.

*Rori*

Siedziałem okrakiem na ladzie, Argona siedziała na stołku barowym, a Rita? Rita stała przede mną i przytulała mnie mocno. Rozmawiałem z Argo i Mortimerem, piliśmy piwo. Dzisiaj nie było nikogo w gospodzie, po moich długich namowach alfa wreszcie się zgodziła, żebyśmy chociaż przez jeden dzień odpoczęli, porozmawiali na jakieś normalne tematy, pośmiali się. Gdy byłem już "lekko" podchmielony ktoś wszedł. Jakaś postać w kapturze. Wybuchnąłem głośnym śmiechem, a postać stanęła jak wryta. Patrzyła na nas, na mnie, dopiero teraz przez alkohol uderzający do głowy dotarło, że jest coś nie tak. Zapanowała cisza.
- Coś podać? - spytał Mortimer
- Wilka na miejscu - warknął znajomy głos, a postać zaczęła zmierzać w naszą stronę, cho*era. Czemu akurat teraz? Odsunąłem od siebie Ritę i zszedłem z lady, stanąłem przed Argoną, a przeciwnik ściągnął kaptur. Sora? Czy jak mu tam było.
- Nie dzisiaj SJEW'owcu - zaśmiałem się i wyciągnąłem zza paska mój karambit - Jakbyś nie zauważył świętujemy - mruknąłem i się lekko zachwiałem.
- Jakbyś nie zauważył, nie interesuje mnie to - białowłosy też wyciągnął nóż
- Arguś, idź sobie. Mortimer, ty też - nie odrywałem wzroku od zielonookiego
- Nie - czarnowłosa zaprotestowała
- Rita - warknąłem, siostra wiedziała co ma zrobić. Złapała alfę i właściciela gospody za ramiona i teleportowali się
- Najpierw wytrzeźwiej, bo będzie za łatwo - błysnął zębami w psychopatycznym uśmiechu
- Wal się, poradzę sobie bez twoich złotych rad - mruknąłem i skoczyłem na niego. Zamachnąłem się, ale tylko rozdarłem mu kurtkę na ramieniu, bo zrobił unik.
- Zawszony kundlu - kopnął mnie w klatkę piersiową, uderzyłem plecami o ladę. Podszedł i ściągnął mi na głowę wiaderko z wodą i lodem, stojące na blacie. Od razu wróciła jasność rozumu. Wstałem, a chłopak się odsunął.
- W co ty pogrywasz? - zdziwiłem się - Mogłeś mnie zabić już parę razy, jesteś idiotą?
- Mówiłem, nie lubię łatwych zwycięstw - tym razem on się zamachną, odskoczyłem do tyłu i usłyszałem kroki na schodach. Spojrzałem tam i zobaczyłem Argonę biegnącą w moją stronę, a za nią Ritę.
- Co ona tu robi?! - wróciłem wzrokiem do Sory
- Nie mogłam jej zatrzymać - tłumaczyła się młoda
- Argo zabieraj się stąd! - krzyknąłem
- Nie będziesz znowu przeze mnie ranny - protestowała, wymyśliłem odłamkowy i rzuciłem chłopakowi pod nogi. Przewróciłem stół i wciągnąłem alfę za osłonę. Granat wybuchł, wyjrzałem za białowłosym, ale go nie znalazłem
- Nie możesz walczyć - przypominałem poirytowanym głosem
- Coś wymyślę
- Nie! Jeśli coś ci się stanie... - rozciąłem nożem skórę na przedramieniu
"Rita, zabierz mnie i tego dupka z dala od gospody! " - warknąłem w myślach i wyskoczyłem zza osłony. Wbiegłem w SJEW'owca i wylądowaliśmy na ziemi. W ułamku jednej sekundy Rita pojawiła się koło nas, a już w drugiej leżeliśmy na trawie na jakiejś łące w środku lasu. Odskoczyliśmy od siebie, próbowałem znaleźć w trawie mój nóż, kątem oka zauważyłem, że Sora robi to samo. Pięknie musiał zostać w gospodzie.
- Rori! - powiedział pewny siebie - Niech to będzie czysta walka - pokazał, że nie ma broni
- Nie boisz się porażki, to dobrze - powiedziałem z udawaną satysfakcją
- Ja nie przegrywam - ruszył w moją stronę i chwilę potem wyprowadził cios
Zablokowałem go i sprzedałem mu szybką kontrę, której uniknął. Jest szybki, dobrze będzie zabawnie. Znowu zaatakował, zrobiłem unik i chciałem go podciąć, ale on zrobił to pierwszy. Przetoczyłem się w tył, przez bark i wstałem na równe nogi.
- Ha! Nie spodziewałeś się tego - byłem pewny zwycięstwa
- Spodziewałem - odpowiedział równie pewny siebie i doskoczył do mnie, zablokowałem twarz, ale trafił mnie w brzuch. Zatoczyłem się lekko - A ty się tego spodziewałeś? - zarechotał
- Tak, pozwoliłem ci na to - skłamałem płynnie - Czego ty ode mnie chcesz? - Zaszarżował, lecz tym razem ja byłem lepszy, kopnąłem go kolanem w żebra. Zatoczył się.
- Zemsty - odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie i zanim cokolwiek zdążył zrobić podciąłem go i wylądował na ściółce.
- Gościu jakiej zemsty? Nie przypominam sobie, żebym przez 213 lat cię widział - kopnął mnie w kolana, nogi mi się ugięły i teraz to ja leżałem. Wstał.
- Nie pamiętasz - stwierdził
- Skąd mnie znasz? - od turlałem się i podniosłem.
- Jestem twoim bratem - powiedział i prawym sierpowym trafił mnie w splot słoneczny, straciłem oddech. Zakaszlałem.
- Co? - zamachnąłem się, a białowłosy zrobił unik
- Sora Amancori - ukłonił się i wyprowadził cios, zablokowałem go przedramieniem
- Nie p*prz! - warknąłem
- Nie zamierzam - zasypał mnie gradem ciosów, nie wszystkie udało mi się zablokować, rozwalił mi dolną wargę
- Miałem dwóch braci, ojca i matkę. Nie przypominam sobie żadnego tlenionego smarkacza - kopnąłem go w brzuch, a gdy chłopak się zgiął poprawiłem jeszcze z łokcia w plecy
- Byłeś podrzutkiem, a ja jestem od ciebie starszy - wydyszał, i powalił mnie na ziemię po czym założył duszenie. Z trudem się wyswobodziłem i prawym prostym trafiłem go w twarz, rozcinając mu łuk brwiowy. Wstałem i poczekałem, aż on się podniesie.
- Jak to możliwe, że cię nie pamiętam? - spytałem i odsunąłem się. Kręciło mi się w głowie od jego duszenia.
- Byłeś mały i niewiele kumaty. Jak widać do tej pory zmieniło się tylko to, że urosłeś - wymyśliłem dwa noże i jeden rzuciłem w drzewo po jego prawej stronie
- Kończmy to - mruknąłem - mam cię dość
- Masz rację, pogadaliśmy czas to zakończyć. Tu i teraz. Nie wiesz ile na to czekałem - wyjął nóż z drzewa i stanął w pozycji do walki.
- Ale co to do mnie masz?! - krzyknąłem, a chłopak natarł na mnie, odbiłem jego nóż swoim i tak parę razy
- Od kiedy się pojawiłeś bardziej zajmowali się tobą niż mną - warknął i próbował mnie dźgnąć w brzuch, ale odskoczyłem - Jako jedyny urodziłem się z Wilczym Genem
- Czekaj, co? Też jesteś wilkowatym? - zdziwiłem się, białowłosy wkurzony nie na żarty znowu zaatakował, a ja znów się obroniłem
- Zanim się pojawiłeś, jakoś się mną zajmowali, było im ciężko żyć z odmieńcem. Za to ty byłeś świętym, ich darem od Boga, byłeś czysty. Od razu cię pokochali, a mnie olali! Przestań się bronić i umieraj! - wrzasnął i kopnął w moją rękę, nóż z niej wyleciał. Zielonooki powalił mnie i z nożem przyciśniętym do krtani wpatrywał się we mnie wściekle, oboje dyszeliśmy - To była twoja wina! Znienawidziłem ich przez ciebie. Swoją rodzinę. Gdybyś się nie pojawił... nie uciekł bym tamtego wieczoru - Przypomniałem sobie mój dzisiejszy sen, to był on? Stał tam z krwisto czerwonymi oczami wściekły przeze mnie. Z całej siły przywaliłem mu w prawą skroń, zrzuciłem go z siebie
- Jesteś idiotą! - warknąłem na niego - Byłem dzieckiem, to nie moja wina - zabrałem mu nóż i wyrzuciłem gdzieś w trawę - Jeszcze się pokaleczysz. Poza tym po twoim odejściu nie było kolorowo - spoważniałem - Ojciec umarł, bracia się nade mną znęcali, a matka miała to gdzieś - ściągnąłem rękawiczkę i pokazałem mu blizny - Zobacz do czego zdolni byli nasi bracia - prychnąłem, a po chwili znów ją założyłem. Położyłem się na plecach i patrzyłem w niebo.
- Myślisz, że to coś zmienia? I tak cię kiedyś zabiję - powiedział zadziornie
- Nie poddam się bez walki - odpowiedziałem w ten sam sposób, chłopak się podniósł i zaczął powoli odchodzić - A ty gdzie?
- Do siebie. Lara zacznie się martwić, zachowuje się jak moja matka - mruknął niezadowolony - Nie musicie się znowu przenosić. Zostańcie w tej gospodzie, nie wydam was.
- Czego chcesz w zamian? - spytałem podejrzliwie
- Niczego. Myślisz, że pozwolę komuś innemu cię zabić? - zaśmiał się wrednie
Usiadłem i patrzyłem przed siebie, nie wiedziałem co o tym myśleć.
- Dzięki. Byłby z ciebie naprawdę równy gość gdyby nie to, że chcesz mnie zabić no i trzymasz z SJEW'em - powiedziałem kąśliwie
- Ta - przede mną coś rozbłysło, chłopak gwałtownie się odwrócił, a ja wstałem - Co tworzysz? - warknął
- Nic. Chciałem cię spytać o to samo
Parędziesiąt metrów nad ziemią pojawiła się jakaś smoliście czarna przepaść jakby z innego wymiaru, rzuciłem zielonookiemu karabin maszynowy, sobie wymyśliłem identyczny. Wcelowani w dziurę staliśmy milcząc, nasłuchując i wypatrując czegokolwiek. Nagle z otchłani coś wypadło i skuliło się na ziemi. Posłałem Sorze pytające spojrzenie, a ten wzruszył ramionami. Ruszyłem powolnym krokiem w stronę dziwnego stworzenia, chłopak szedł kawałek za mną. Jak mi strzeli w plecy to wstanę z grobu i trzepnę go w łeb. Stanąłem kawałek przed skuloną postacią na ziemi. Wyglądała jakby urwała się z rzeźni, cała oblepiona krwią, przez skórę widać było kręgosłup, a z jej ciała wychodziły kolce i gwoździe. Dotknąłem postaci butem, a ta rzuciła się na mnie i przygniotła mnie do ziemi. Miała całe czarne oczy bez źrenic, nie miała też ust, co jej nie przeszkadzało w posiadaniu dwóch rzędów ostrych zębów. Zaczęła wydawać z siebie dziwne dźwięki, jakby warczeć, chwilę potem otworzyła swoją gębę i próbowała zjeść mi głowę. Cho*era, Sora mógłby pomóc! Ledwo o tym pomyślałem i usłyszałem strzały. Potwór odturlał się ode mnie i przestał ruszać. Białowłosy podszedł do mnie i podał mi rękę. Chwyciłem ją i podniosłem się.
- Było blisko. Mogłeś mieć robotę z głowy - zauważyłem
- I cała zabawa by mnie ominęła? Sam mogę pozbawić cię głowy - uśmiechnął się cwaniacko
Spojrzałem w miejsce w które poleciał potwór, był tam. Siedział i patrzył się na nas. Postawą przypominał człowieka, może nawet małpę? Stwór zaczął biec w naszą stronę, Sora mnie popchnął, gdy wylądowałem na ziemi w ostatniej chwili podciąłem chłopakowi nogi. Istota przeleciała nad nami, odwróciłem się i zacząłem strzelać do tego czegoś. To unikając moich pocisków wskoczyło do portalu, myśleliśmy, że to już koniec, nawet się podnieśliśmy. Gdy nagle z dziury wyskoczył ten sam potwór, ale tym razem miał kolegów.
- Cho*era - powiedzieliśmy w tym samym czasie
Wycelowałem w tego na początku grupy, ale zanim zdążyłem pociągnąć za spust, potwór leżał ze strzałą w czaszce, po chwili istota spłonęła w czarnym ogniu, zostawiając po sobie tylko proch. Sytuacja się powtórzyła i w ciągu kilku sekund nie było nikogo. Spojrzałem z podziwem na Sorę, ale ten stał i patrzył jak wryty w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą były bestie. Ktoś tyknął mnie w ramie. Spojrzałem w tamtą stronę i odskoczyłem zaskoczony. Zobaczyłem uśmiechniętą dziewczynę. Włosy miała w kolorze białej platyny, spięte w kucyk, oczy skrywała pod jaskrawozielonymi okularami w srebrnej oprawce, ubrana była w sportową białą, krótką koszulkę na ramiączkach i krótkie zielono-czarne spodnie z srebrnym pojemniczkiem przypiętym z tyłu. Buty do biegania i rękawiczki bez palców były w tych samych kolorach. Była o pół głowy mniejsza ode mnie. Na prawym ramieniu miała czarną opaskę, a w ręce trzymała sporych rozmiarów snajperkę. 
E... nie, M4 z celownikiem snajperskim i zamiast lufy miała podwójną kuszę? Fajna taka M4-kusza i to jeszcze z celownikiem snajperskim.
- Cześć Rori - świetnie kolejna osoba która zna mnie, ale ja nie znam jej, robi się to denerwujące, podała mi swoją kuszę - Potrzymaj
- Em... cześć - odpowiedziałem, a dziewczyna wyciągnęła z pojemniczka przypiętego do spodni pistolet na flary i załadowała go jednym nabojem - Po co ci pistolet na flary?
- To nie na flary, a na specjalne pociski zamykające Szczeliny - odpowiedziała i wystrzeliła pocisk w sam środek otchłani. Dziura zasklepiła się i zniknęła, a niebo znów było nieskazitelne, odebrała ode mnie swoją M4-kuszę, wcisnęła coś, a broń w ciągu dwóch sekund złożyła się w małą kostkę - Jak się trzymasz Bziku? - zaśmiała się, schowała kostkę i uwiesiła mi się na szyi
- Bziku? - przypomniałem sobie, razem ze mną uczyła się Szału u mistrza Zinga - Cassi?
- Jednak mnie pamiętasz? - przytuliłem ją - Ostatni raz się wiedzieliśmy - zaczęła liczyć
- Dawno - uśmiechnąłem się, a dziewczyna odskoczyła ode mnie jak poparzona
- Bziku, trzymasz z łapaczem wilków? - spytała podejrzliwie
- Co? Nie, to jest mój... eh... - zaciąłem się
- Coś za jeden? - warknęła i zabrała mi karabin celując do niego, Sora podszedł do mnie i oddał mi swoją broń.
- Dzięki, za zabawę braciszku. Następnym razem nie będzie forów, nie zawiedź mnie - odwrócił się z uśmiechem na ustach i odszedł.
- Czy on mnie olał? - zbulwersowała się
- Tak, dziwny z niego człek - odprowadziłem go wzrokiem - O rany, Argo! - przypomniałem sobie o niej - Zabije mnie, jak zaraz się nie pojawię, pewnie właśnie się mordują z moją siostrą. Cassi, chodź ze mną, mam do ciebie mnóstwo pytań.
- Masz siostrę? - zdziwiła się
- Ee... Później, teraz muszę się pośpieszyć - mruknąłem

*Wieczorem*

- Z grubsza to tyle - uśmiechnęła się Cassandra, która całą drogę szła ze mną pod rękę, nie umiałem jej odmówić
- Nomedy. Jasne, po tym co przeszedłem w głowie, chyba już nic mnie nie zaskoczy - zastanowiłem się przez chwilę - Jak to się stało, że ani ja, ani Sora cię nie wyczuliśmy? - spytałem wreszcie
- Dzięki mojemu Szałowi - odpowiedziała lekko
- Umiesz nad nim panować? - zdziwiłem się
- Naturalnie, nie mów mi, że ty jeszcze swojego nie opanowałeś - zaczęła się śmiać
- No więc ten - podrapałem się po karku lekko zakłopotany - Tak szczerze to, dowiedziałem się o nim dopiero kilka dni temu
- Dowiedziałeś? - zastanowiła się chwilę - No tak, przecież mistrz zablokował go u ciebie, ale nie wiedziałam, że wymazał ci wspomnienia o nim
- Tak właściwie to tylko je zablokował - sprostowałem
- Racja. Aktualnie mój Szał jest silniejszy od twojego, ale tylko dlatego, że nie umiesz nad nim panować, a co dopiero w pełni go wykorzystywać. Nie martw się, nauczę cię - uśmiechnęła się
- Serio? - ucieszyłem się, a dziewczyna skinęła głową - Tak czy inaczej zapraszam do naszego Azylu - otworzyłem przed białowłosą drzwi - Wróciłem - mój głos niósł się po całej gospodzie.
- Wreszcie - Rita pojawiła się obok mnie i przytuliła mocno - Nie mogłam się z tobą skontaktować. Bałam się, że... - urwała, odsunęła się i zobaczyła Cassi, w jej oczach zabłysnęła pogarda - O, nowa koleżanka na jedna noc? - mruknęła niemiło i odwróciła się na pięcie, zamiatając w powietrzu włosami. Po schodach zeszła Argona, ucieszyłem się na jej widok
- Cześć Ar... - zacząłem, ale jak tylko zobaczyłem jej wściekłe spojrzenie przerwałem
- Jesteś IDIOTĄ! - krzyknęła, a gdy stanęła przede mną zamachnęła się, ale złapałem ją za nadgarstek uniemożliwiając jej uderzenie mnie
- Wiem. Jestem, głupim nieudacznikiem i bezmyślnym kretynem, po raz kolejny narażałem swoje życie dla ciebie. Taki już jestem. Wykład nie potrzebny wszystko wiem, a teraz... - uśmiechnąłem się - To jest Cassandra, moja znajoma z dzieciństwa, może mnie nauczyć jak kontrolować szał i też ma Wilczy Gen.
- Cześć - Cassi stanęła obok mnie, a chwile po tym złapała mnie za rękę - Zostawić cię na chwilę, Bziku? Widzę, że masz napiętą atmosferę ze swoją dziewczyną - uśmiechnęła się promiennie, a ja usłyszałem jęknięcie protestu i zdziwienia Argony
- Ona nie jest moją... - wróciłem wzrokiem do alfy, którą swoją drogą, dalej trzymałem za nadgarstek. Zmieszałem się i szybko ją puściłem - dziewczyną...
- Skoro jesteś wolny tooo... dobrze wiedzieć - uśmiechnęła się tajemniczo - Pójdę się rozejrzeć - i poszła
- Kto to jest i gdzieś ty był? - Argo warknęła i splotła ręce na piersi, zakłopotany podrapałem się po karku
- Już mówiłem, Cassandra. Nauczy mnie wszystkiego o moim Szale - wróciłem myślami do rozmowy z Sorą - To tyle - spochmurniałem
- Gdzie byłeś? Co z tym chłopakiem ze SJEW'u? - naciskała
- Byłem w lesie i się z nim biłem. Nie widać? - mruknąłem pokazując na rozwaloną wargę - A do tego zaatakowały nas jakieś poryte stwory
- Coś więcej? Czego on chciał? Jakie stwory? - nie zamierzała odpuścić
- Mnie. Pierwszy raz ktoś nie dybie na twoje życie, a to ci nowość. O Nomedach porozmawiamy później - warknąłem, krążyłem niespokojnie - Przepraszam, mam bajzel w głowie. Wychodzi na to, że moje grono wrogów się powiększyło. - obróciłem stół jak należy, bo dalej leżał wywrócony - Których nawet nie znam. Bredził coś o zemście i... że jest moim... że chce mnie zabić. Jestem wykończony... znajdę Cassi, pokażę jej gdzie może się położyć i idę spać - mruknąłem - tobie też to polecam
Po dłuższej chwili szukania znalazłem Cassandrę, a ta jak mnie zobaczyła to od razu uwiesiła mi się na szyi
- Jak tam z twoją dziewczyną? - poruszała w śmieszny sposób brwiami
- Nie jest moją dziewczyną - westchnąłem
- Więc ta druga - zamyśliła się
- To moja siostra i jest strasznie zazdrosna o każdą dziewczynę w moim pobliżu - wyjaśniłem
- Nie przypominam sobie, żeby twoi rodzice mieli w planach czwartą pociechę - pociągnęła mnie w stronę biblioteki
- Tak było. Znaczy to tak jakby moja siostra... eh... to jest skomplikowane. Po co mnie tam ciągniesz? - spytałem wreszcie
- Tu będziemy mieć chwilę spokoju - zaśmiała się cicho
- O co ci chodzi? - ciągle miałem mętlik w głowie po rozmowie z moim... bratem
- Zobaczysz, trochę cierpliwości - wystawiła mi język
- To nie jest moją mocną stroną - przypomniałem, białowłosa otworzyła drzwi od biblioteki, a ja zapaliłem światło
- Nie zamykaj drzwi. Nic się nie zmieniłeś, no może trochę urosłeś - kolejna, pff - Nawet mnie przerosłeś - na stole postawiła szklankę i nalała do niej wody z butelki, skąd ona to ma? - Pamiętasz? Byłeś mniejszy ode mnie o pół głowy
- I zawsze nazywałaś mnie "Bzikiem". Tak pamiętam - uśmiechnąłem się półgębkiem - Co robisz? - wrzuciła kamyczek do szklanki, spojrzałam na nią jak na szajbuskę - Nie będę tego pił - Cassi puknęła się parę razy w czoło
- Zanim zacznę cię uczyć, muszę się dowiedzieć jaki masz szał. - widząc mój nic nie rozumiejący wzrok zaśmiała się - Są cztery typy, Xeron, Rukku, Sokeita i Krammsen. Ja jestem Sokeitą. Mogę ukryć swoją i cudzą obecność, zanim zacznę cię uczyć o twoim Szale muszę się dowiedzieć jaki ty masz.
- Nie możemy jutro? Jestem zmęczony - ziewnąłem i usiadłem na ławce 
- Nie mamy czasu, za niedługo znów wyruszam
- A ty znowu gdzie? - spytałem
- Głupie pytanie, Nomedy nie poczekają
- Racje, zawód łowcy trudnym być - zaśmiałem się co najwyraźniej zirytowało Cassi
- Nie wkurzaj mnie Bziku - mruknęła pod nosem
- No już dobrze tylko bez agresji
- Ugh... Kontynuując, przystaw ręce do szklanki - jak powiedziała tak zrobiłem, białowłosa pierdyknęła się ręką w czoło - Nie tak, bliżej - ujęła moje dłonie i zbliżyła je do szklanicy - Skoncentruj się.
Skupiłem wzrok na naczyniu, a po chwili ilość wody się zwiększyła i zaczęła wylewać
- Czyli jesteś Rukku - powiedziała po chwili namysłu
- Po czym to stwierdziłaś? - popatrzyłem na nią zdziwiony
- Łatwo to rozróżnić, na przykład gdybyś był Xeronem kamień zacząłby się unosić na wodzie. Krammsen stwarza coś na wzór drugiego kamienia. Sokeita sprawia, że kamień staje się przeźroczysty, a Rukku wytwarza większą ilość wody.
- A co to to to wszystko jest? - zrobiłem pytającą minę - Z czym to się je?
- No tak, przecież ty w tym zielony jesteś - westchnęła załamana i widocznie rozdrażniona moim zachowaniem - Xeron ma zdolność pozwalającą kontrolować obiekty. Krammsen potrafi zrobić materialną iluzję. Sokeita... w sumie już ci mówiłam. Natomiast Rukku wzmacnia swoje umiejętności fizyczne.
- Więc kiedy trenujemy? - wyszczerzyłem się w uśmiechu
- Jesteś tępy czy tylko udajesz? Przecież ci już mówiłam, że wkrótce wyruszam
- Eee... to znaczy, że nie przejdziemy od razu do ćwiczeń praktycznych? Jestem zawiedziony
- Nie marudź, muszę opracować plan twojego treningu.
- Czyli mogę już iść spać? - uśmiechnęła się i pocałowała mnie w czoło
- Dobranoc Bziku - wstałem i się przeciągnąłem
- Dobraaaaaaanoc Cassi - ziewnąłem i ruszyłem do wyjścia, przy drzwiach stała Argona, wyglądała na zirytowaną
- Nie za bardzo się spoufalacie? - spojrzała na mnie spode łba
- O co ci chodzi?
- O ten tramwaj co nie chodzi - burknęła - Jakoś nie pasuje mi ta dziewczyna, nie widzisz jak się do ciebie klei?
- Zachowujesz się jak Rita. Jesteś zazdrosna? - uśmiechnąłem się zadziornie
- Daruj sobie, idź wreszcie spać - wzruszyłem ramionami i udałem się do sypialni.

***

Znowu byłem w tym samym pomieszczeniu, lecz tym razem byłem sam. W salonie naprzeciwko, znowu ujrzałem te czerwone, przerażające ślepia, przyprawiające mnie o dreszcze. Postać powoli kroczyła w moim kierunku.
- Wkrótce poczujesz ten sam ból - zaśmiał się złowieszczo

***

Obudziłem się gwałtownie cały zlany zimnym potem, obok siedziała Argona i przyglądała mi się
- Stało się coś? - mruknąłem zdezorientowany po koszmarze
- Jak śpisz wyglądasz jak mały niedźwiadek... a jak chrapiesz - dodała pod nosem
- Ja nie chrapie, ja śnie o motorach
- Nie wyglądało mi to na przyjemny sen - zmarszczyła brwi
- Po prostu mam mętlik w głowie, najpierw ten tleniony smarkacz, a teraz jeszcze te stwory
- Może wreszcie mi o nich opowiesz? - warknęła
- Sam do końca nie wiem co to jest. Cassi... - kiedy tylko Argo usłyszała jej imię na chwilę ukazało się na jej twarzy zirytowanie - mówi, że jest to coś na kształt demona. Podobno jakiś kretyn bawił się czarną magią, ale coś mu nie pykło i teraz w różnych miejscach na świecie pojawiają się szczeliny z których wypełzają te paszkwile. Wyglądają podobnie do tych które męczyły mnie kiedy byłem w śpiączce. Cassandra należy do specjalnej organizacji, która ma na celu zamknięcie tych dziur i pozbyciu się kreatur.
- Możemy już o niej nie mówić? - odwróciła wzrok rozdrażniona
- Cały dzień cię coś gryzie. O co chodzi? - usiadłem i opuściłem nogi na podłogę.

(Argona? Teraz ja cię zostawię w du*ie :3 )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz