24 czerwca 2016

Od Dragonixy cd. Somniatisa

Namyśliłam się chwilkę.
- W sumie czemu nie, na pewno powietrze dobrze mi zrobi na kaca... - zaśmiałam się niemrawo.
Wyszliśmy z warsztatu na dwór, gdzie słońce bezlitośnie biło w oczy. Nie było to wcale fajne uczucie, chociaż ciepło przyjemnie okalało ciało. Na pewno nie wpływało pozytywnie na mój aktualny stan. Całe szczęście wiał lekki wiaterek, który lekko chłodził pot na czole w taki gorący dzień. W trakcie cichego spaceru z towarzyszem zaczęłam zastanawiać się nad opcją wymazania pamięci o tamtych wydarzeniach. W końcu odezwałam się.
- Mówiłeś, że nie wymaże mi to wspomnień o czynie SJEWu, ale o samej krwi i bólu, jaki tam przeżyliśmy?
- Dokładnie - odparł mi jednym słowem. - Zastanów się. Czy chcesz tego?
Gdy zadał to pytanie, akurat wstępowaliśmy do parku. Nad odpowiedzią na jego pytanie zastanawiałam się dopóki nie zaprosił mnie do przycupnięcia na ławce. Usiedliśmy.
- Sądzę, że nie powinnam tego zapomnieć - stwierdziłam.
- Dlaczego? Oszczędzisz sobie wiele cierpień... i pijanych nocy.
Pokręciłam głową i z lekka uśmiechnęłam się pod nosem.
- To jednorazowo - wytłumaczyłam się. - A dlaczego... Chcę, żeby to dodawało mi sił przy rozszarpywaniu im gardeł - spoważniałam i spojrzałam przed siebie, gdzieś w ślepy punkt w oddali. - Nie ważne czy ich znałam czy nie... Nie ważne też, że wszyscy tak naprawdę jesteśmy tylko samotnikami. Ja nie lubię samotności... I pragnę zemsty za tych, co polegli - zwróciłam wzrok ku mężczyźnie. - Wiem, że sama nie dam rady. Ale zrobię wszystko, żeby zebrać jak najwięcej z nas i narobić tym gnojom bagna. Tylko nie wiem od czego zacząć... - spuściłam głowę.
Atis spojrzał w dal. Siedział pochylony z łokciami opartymi o nogi, a wiatr rozwiewał mu czarne włosy, które co chwila przykrywały jego dwukolorowe oczy. Zerknęłam na niego, po części wyczekująco, a z drugiej strony po prostu by mu się przyjrzeć. Dziwił mnie fakt, że, wnioskując po tym, co powiedział wcześniej, nigdy nie miał żadnej kobiety. Był przystojny i inteligentny, no i potrafił się zatroszczyć o kogoś, kto tego potrzebuje. Pod tym względem wymarzony przyjaciel...
- Zawsze możesz spytać Alphy o pomoc - odparł w końcu. - Gdy ona się dowie, że chcesz dokonać zamachu na SJEW, na pewno coś wymyśli i zbierze do tego pomocników.
- Możesz mieć rację... Ale po takiej selekcji, jaką nam zrobili, i tak nie mamy za bardzo szans na to, by wyrządzić im jakąkolwiek krzywdę - złapałam się za obolałą głowę i ścisnęłam powieki. - Mój przeklęty łeb...
- Pozwól - powiedział i przytknął mi palce do czoła. Poczułam chwilowe pieczenie na skórze, ale zaraz ból głowy ustał.
- Dzięki - uśmiechnęłam się do niego. Nie chciałam nawet pytać jak to zrobił, w końcu u wilków to normalne, że posługują się magiczną mocą.
Dostrzegliśmy starca, który schylając się mocno ledwo szedł o własnych siłach. Wyglądał na bezdomnego i szedł w naszą stronę. Spięliśmy się na chwilę, jakbyśmy mieli zaraz rzucić się instynktownie do ucieczki, lecz ten nie miał wcale złych zamiarów.
- Kochani, czy macie może coś do jedzenia? - wyrzęził ochrypłym głosem. - Głoduję od tygodnia...
Somniatis bez słowa dał mu trochę pieniędzy, a starzec wdzięcznie i z uśmiechem kiwnął głową i ruszył w stronę sklepu, z którego potem wyszedł z siatką bułek i krojonego sera. Aż zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Pomyśleć, że sama tak naprawdę nie mam domu... - powiedziałam cicho, bardziej do siebie. - Nie mam nawet pieniędzy, by cokolwiek utrzymać, ani pracy by cokolwiek zarobić. Właściwie, żyję tylko z kradzieży. Trochę to hańbiące... Kiedyś nie trzeba było się przejmować jakimiś pieniędzmi, by mieć co włożyć do pyska i zamieszkać w jamie.
Mój towarzysz tylko westchnął...

(Somniatis?)

Przypomnienie!

Przypominam o bezwzględnym terminie, do którego trzeba napisać opowiadanie, a którym jest 26 czerwca, albowiem wszyscy, którzy tego nie zrobią zostaną WYGNANI z bloga.

Dziękuję za uwagę.
~Argona

23 czerwca 2016

Od Est cd. Tyks - "Początek końca..."

Stałam przed Nightmarem patrząc w jego duże, szafirowe oczy. Bolało mnie to, co zrobił. Obiecał mi, że to się nigdy nie zdarzy, a jednak... skłamał.
- KŁAMCA! - wykrzyczałam z całej siły. Czułam jak łzy spływają po moich policzkach. Najpierw spojrzał na mnie zdezorientowany, lecz po chwili uśmiechnął się.  
- Czego oczekiwałaś po władcy smoków? Byłego sługę władcy ciemności? POWIEDZ CZEGO OCZEKIWAŁAŚ? PRAWDY? Jeżeli tak to grubo się myliłaś, skarbie. - Powiedział z obrzydzeniem i rozbawieniem w głosie. Spojrzałam na niego z nienawiścią w oczach. 
- NIENAWIDZĘ CIĘ, SŁYSZYSZ?! NIENAWIDZĘ!
- Heh. Jakbym o to dbał. - Zaśmiał się. Nie wiem czemu, ale nie chciałam z nim walczyć. W sumie to było oczywiste, przegrałabym. Nie miałam szans z tym wielkim smoczyskiem. Póki mnie nie atakuje mogę przemyśleć co powinnam zrobić. Nagle usłyszałam kroki... Odwróciłam się i zobaczyłam... Tyks?! Powiedziałam jej, przecież by uciekała razem z... Awery'm? Gdzie on jest?
- Oh, witaj Tyksono - Nightmare wyszczerzył zęby. Zdziwiona patrzyłam to na smoczysko to na wilczycę. - Jak tam u twojego brata? Słyszałem, że jest... bardziej sztywny niż poprzednio. - Wilczyca warknęła i rzuciła się na Nightmare'a. Ugryzła go w łapę, on wydał z siebie jęk bólu i odrzucił ją. Tyks wylądowała na ziemi, jednak szybko wstała i ponownie zaatakowała. Po kilku atakach Nightmare wkurzył się i przygwoździł Tyks do ziemi swym ogonem. Stałam tam jak sparaliżowana... nie wiedziałam co robić. 
- PUŚĆ MNIE! JESTEŚ POTWOREM! ZABIJE CIĘ. - krzyczała Tyks ze łzami w oczach, próbując wydostać się spod ogona smoka. O czym ona mówiła...? Dopiero po chwili skojarzyłam fakty. Awery zniknął, Tyks płakała, żarty Nightmare'a... W tamtej chwili wszystko miało sens.
- Jak mogłeś...? - patrzyłam na niego z przerażeniem w oczach. Oboje spojrzeli w moją stronę. - Odpowiesz za to Nightmare... własnymi rękami wyślę cię do piekła! - stworzyłam trzy kule, które zaczęły krążyć dookoła mnie. Wszędzie zaczęły pojawiać się cienie, które śmiały się demonicznie. - To nasza ostateczna walka. 
- Est...? Heh skoro tego pragniesz... Jednak nie czujesz tego? 
O d  k i e d y  b y ł a ś  p o d  k o n t r o l ą.
Wszystko zaczęło blaknąć i rozpuszczać się. Widziałam jego przeraźliwy uśmiech. Moje całe ciało przeszył ogromny ból, upadłam na ziemię. On... zdobył to czego pragnął. Zamknęłam oczy i czekałam na to co miało się wydarzyć. 
***
Usłyszałam głos... a może mi się wydawało? Nie, nie było mowy o pomyłce. Słyszałam go coraz głośniej, był taki znajomy.
- Est? Obudź się! Proszę... - Otworzyłam oczy. Zobaczyłam znajomą twarz. Była to Tyks.
- Tyks...? Gdzie ja je... - Tyks nie dała mi dołączyć tylko z całej siły mnie przytuliła.
- Spokojnie Est, jesteśmy w twoim domu. - Pokiwałam tylko głową. Czy to mi się śniło? A wydawało się takie realistyczne...  Spojrzałam na swoją rękę, by obejrzeć pierścień, w którym był uwięziony Nightmare... to chyba żart. NIE BYŁO GO! I CO TERAZ?! Zaczęłam ze strachem błądzić wzrokiem po pokoju.
- Czy to...
- Tak Est... to prawda. Awery... zginął i Nightmare się wydostał. - Tyks powiedziała beznamiętnie, jednak wyczuwałam nutkę smutku w jej głosie.
- Przykro mi... - Bez słowa odsunęłam od siebie Tyks i wstałam. Nie było sensu prowadzić dalszego dialogu. Nie miałam ochoty, ani czasu. Nie ważne jakim sposobem muszę odnaleźć Nightmare'a i go pokonać. Nie ważne jakim kosztem.... Nawet jeżeli bym miała stracić życie.
(Tyks? Meh... nie zostało mi jakoś zbyt wiele pomysłów. Poprowadźmy to jakoś do końca ;p )

21 czerwca 2016

Od Roriego cd. Tyks

Z lekkim trudem otworzyłem oczy, ale dalej było ciemno. Nic nie pamiętałem, więc zacząłem się zastanawiać, czy nie jestem przypadkiem w postaci wilka. Poczułem ostry ból w prawej skroni, spróbowałem dotknąć miejsca bólu, ale coś przytrzymywało mi ręce. W pokoju było potwornie zimno, przynajmniej wiedziałem, że nie mam sierści. Szarpałem się dłuższą chwilę z łańcuchamitrzymającymi mnie za nadgarstki i kostki. Kiedy chciałem się zgiąć poczułem zimny metal na swojej szyi, a w tle rozbrzmiał dźwięk gwałtownie poruszonego metalowego pęta. Są ostrożniejsi, niż ostatnim razem - pomyślałem i spróbowałem nawiązać kontakt z siostrą. Niestety to wzmocniło ból w głowie, a w płucach poczułem coś duszącego, żeby pozbyć się tego uczucia odkaszlnąłem parę razy. I w tedy coś sobie przypomniałem. Byłem z Tyks w hotelu i przez okno strzelałem się z jakimiś typkami. Wtedy... no właśnie co się w tedy stało? Usłyszałem huk lub jakiś wybuch i zrobiło się ciemno. Teraz jestem tu... a gdzie wcięło moją towarzyszkę?
- Tyks? Jesteś tu?_- oczywiście, czego można było się spodziewać, odpowiedziała mi cisza_- pięknie_- warknąłem

*Jakiś czas później*

Usłyszałem otwierające się drzwi i zdecydowane kroki. Trzask. Znowu kroki. Szelest kartek i pstryknięcie długopisu poprzedzone zaś szurnięciem krzesła.
- Więc Rori Amankori. Stwierdzono u ciebie Wilczy Gen_- zaczął mężczyzna ochrypniętym głosem
- Nic nie wiem o żadnym genie_- odpowiedziałem ze stoickim spokojem
- A jednak go u ciebie wykryliśmy_- no co ty nie powiesz?_- Chcesz się wypowiedzieć na ten temat?
- Tak. Co to jest ten cały Wilczy Gen?_- spróbuję udawać głupiego
- Umożliwia przemianę w wilka i władanie różnymi rodzajami magii_- odpowiedział równie spokojnym głosem
- Jakiego wilka? Jaką magią?_- udałem zdziwionego
- Eh... Nie będę się z tobą bawił_- usłyszałem, iż gość wstał, a później stanął koło mnie i wstrzyknął mi coś w lewą rękę. Natychmiastowo poczułem palący ból w całym ciele, facet ściągnął mi opaskę z oczu, a cały obraz się rozmazał. Dostałem takich zawrotów głowy, że pewnie jak bym nie siedział to wywinął bym orła_- Wiemy, że umiesz się zmieniać w wilka. A dowodem na to są twoje wilcze uszy, ogon oraz oczy demona_- przed twarzą ujrzałem lustro, a w nim swoją twarz. Nie wyglądałem najlepiej, obdrapana twarz, zaschnięta krew na skroni, a przede wszystkim krwistoczerwone oczy mojego drugiego ja, wraz z sterczącymi śnieżnobiałymi, wilczymi uszami_- Jesteś zmiennokształtny i tacy jak ty nie ukryją się przed nami_- lekko skołowany rozejrzałem się i spróbowałem wymyślić jakąkolwiek rzecz. Coś co mogło by ogłuszyć doktorka, naukowca czy kimkolwiek on tam jest, albo chociażby uwolnić mnie_- Nic nie przywołasz. Uśpiłem twoje wilcze moce. Spytasz czemu masz uszy, ogon i te... oczy. Przeprowadzono na tobie pewien zabieg. I dzięki temu teraz możemy opracować pewną substancję ujawniającą u was wasze wilcze części ciała. Zostałeś pacjentem Zero. Czyli tym na którym przetestowano pierwszą wersję tego "lekarstwa"_- świetnie, spojrzałem na niego i ze zdziwieniem ujrzałem dookoła jego sylwetki ciemnoszarą aurę. Czy to oznacza, że wzrok Szajbusa i sztywniaka nałożyły się na siebie? Ciekawe.
- Co z moją towa... kobietą która ze mną była?_- spytałem dalej próbując zachować spokój
- Nie stwierdzono u niej Genu, lecz została zatrzymana pod zarzutem pomagania osobie z Genem. Już niedługo zostanie przesłuchana.
- Przetrzymywałem ją i kazałem robić to co każę. Była zastraszana_- aby być bardziej przekonującym wyszczerzyłem się w grymasie zadowolenia po czym przejechałem językiem po krawędzi zębów. Ze zdziwieniem odkryłem, iż mam kły. Znacznie dłuższe niż u człowieka.
- Jeśli tak było, ona nas o tym poinformuje_- odstawił swoje krzesło i znów chwycił opaskę, aby mi ją ponownie założyć
- Nic wam nie powie, bo ten... zagroziłem jej, że jak cokolwiek o mnie sypnie wymorduje jej całą rodzinę, a ją samą posadzę na wózku inwalidzkim_- znów nastała ciemność
- Jutro przyjdzie do ciebie kat z pewną bardzo ważną osobą. Radzę nie kłamać panie Amankori. A teraz żegnam_- usłyszałem otwierane, a później zamykane drzwi.
- Do cholery!_- wrzasnąłem i ponownie szarpnąłem łańcuchami

(Tyks? Póki co nie będę w stanie nas uwolnić xd )

Rori... no proszę... piszesz całkiem spoko, ale umieram od twoich przecinków. A właściwie ich braku. Przynajmniej podstawowe reguły jak przecinek przed "ale", "bo", "iż", "więc"...
Druga sprawa, czasem ci się zdarza słowa z "by" pisać oddzielnie, a one bardzo często są razem. na to też mógłbyś zwrócić czasem uwagę.
I ostatnie, bardziej jako estetyczna prośba: spacja przed myślnikiem. Nawet jeśli Word i będzie przedłużona to trudno :/ I tak się lepiej czyta.

Od Rori'ego cd. Argony

- Co to jest? - mruknąłem i zabrałem kartkę jednocześnie puszczając chłopaka. Oparłem się plecami o ścianę, a nad moją głową pojawiła się świecąca kula. Otworzyłem giętą kartkę i przyjrzałem się dziwnym symbolom, cyfrą i literą - Świetnie i właśnie w takich sytuacjach przydałaby się Argusia... - westchnąłem do siebie i schowałem kartkę do kieszeni spodni
Zapaliłem papierosa, a gdy chłopak ujrzał ogień lekko się zmieszał. Wyciągnąłem rękę z paczką w jego stronę, lecz ten uniósł tylko ręce i pokręcił głową
- Nie widziałeś Argony? - spytałem i kiwnąłem mężczyźnie głową na znak, że się stąd ulatniamy
- A to nie ty powinieneś wiedzieć gdzie jest nasza Alfa? - spojrzałem mu w oczy i szybko odwróciłem wzrok 
- Ja no... znajdę ją za wszelką cenę! - zacisnąłem pięści
- Dlaczego się denerwujesz? - zlustrował mnie wzrokiem
- No bo... nie będę ci się tłumaczył - mruknąłem
- Wiem, że cię to boli - powiedział nagle, gdy zaczęliśmy zmierzać ku światłu dnia, dziwne wydawało mi się, że zasypało wyjście...
- Co mnie niby boli - spojrzałem na niego rozgniewanym wzrokiem
- Nie odwzajemniane uczucie - powiedział cicho i podniósł ręce w geście obronnym
- Zamknij się! - warknąłem, wziąłem oddech i już spokojniejszy spytałem - Niby skąd to wiesz? Jasnowidz jesteś?
- Nie, mam moc odczytywania emocji, a twoje są wręcz boleśnie odczuwalne. Poza tym to widać - uśmiechnął się lekko
- Jasne - mruknąłem patrząc w dół i kopnąłem jakiś kamyk - Muszę ją znaleźć. I to szybko. Jeśli ją dorwali... jeśli coś jej zrobią... to im wszystkim własnoręcznie łby pourywam
- Spokojnie wierze ci kolego - uśmiechnął się niebiesko włosy
- Nie jesteśmy... Nie mieliśmy jeszcze okazji. Jestem Rori, a ciebie chyba zwą Skrybą? - wyciągnąłem rękę w stronę towarzysza
- Mów mi Lorem - ścisnął moją dłoń i lekko potrząsnął - Jeśli można spytać, jak chcesz ją odnaleźć? Nawet nie wiesz kto ją porwał
- Mogły to zrobić tylko jedne osoby. Ze względu na to, że jest Alfą czyli ważną osobą i przy okazji posiada Gen, SJEW chce ją dorwać. No i ta ruda małpa...
- W takim razie jak chcesz...- zaczął, lecz mu przerwałem i oparłem, wyszliśmy na powierzchnię. Ile tam siedziałem? 
- Coś na pewno wykombinuję. Ciebie to nie dotyczy, nie ty zawiodłeś jako ochroniarz. Możesz już iść, dzięki za tą kartkę. Jak tylko odnajdę Argo, to jej to dam, bo ja się na szyfrach nie znam, a i wspomnę o twojej pomocy, o to się nie martw
- Ja w cale nie... Jasne - dał za wygraną i uśmiechnął się półgębkiem - Jak byś czegoś potrzebował popytaj o mnie - odwrócił się na pięcie i zaczął zmierzać w swoją stronę. Na pożegnanie podniósł rękę wysoko i krzyknął - Do zobaczenia.
- Myhym... - jednakże ja już byłem oparty o ścianę i drapałem się po karku w zamyśleniu. Zacząłem walić z pięści w skalną ścianę rozwalając sobie przy tym kostki - Cholera. Cholera. Cholera... jestem do bani...
"Co ty znowu robisz?" - Rita odezwała się w mojej głowie. Automatycznie oparłem się plecami o ścianę, aby nie wylądować na ziemi. 
"Ostrzegaj jak do mnie gadasz" - złapałem się za głowę - "Nic takiego" - skłamałem - "Mam do ciebie prośbę". 
"Czego chcesz?" - warknęła - "Znowu ją zgubiłeś?". 
"Nie lubię, jak czytasz mi w myślach" - upomniałem ją i usłyszałem ciche westchnienie - "Proszę pomóż mi ją wyśledzić" - i jasność umysłu mi powróciła co oznaczało, że Rita zakończyła połączenie. Spojrzałem na swoje ręce, całe we krwi. Taa... nie ważne. Usłyszałem obok siebie ciche szurnięcie, spojrzałem tam i zobaczyłem tą wie... jaszczurkę Argo.
- Cześć jaszczurko - uśmiechnąłem się klękając koło zwierzątka, a to zjechało mnie wzrokiem
- Jestem smokiem, nie JASZCZURKĄ - warknął
- Jaszczurka - zaświeciły mi się oczy i jak bym mógł zamachał bym ogonem
- Mów mi po prostu Draken - westchnął
- Jasne Dra... widziałeś Argonę? - spytałem z nadzieją w głosie - Wiesz gdzie jest?
- Widziałem kto ją porwał, ale gdzie ją zawieźli niestety nie wiem. Ale... - urwał na chwilę i zlustrował mnie wzrokiem - mogę ją znaleźć
- Ja tu pracuje, a ty sobie urządzasz pogawędki z jakimś gekonem? - warknęła moja siostra i kopnęła mnie w kostkę
- Ricia, młoda co tu robisz? - spytałem wysuwając rękę, aby gad na nią wszedł. Ten po dłuższej chwili zastanowienia wdrapał mi się na ramie.
- Szukałam jej dla ciebie. Wiem gdzie ją trzymają - pokazała mi zdjęcia wielkiego budynku - tam ją znajdziesz. Ale pewnie nie będą chcieli oddać ci jej za ładne oczy - uśmiechnęła się, wiedziałem że już opracowała plan
- Wybacz, ale dostanę się tam z pomocą Dra - dziewczyna zdębiała
- Świetnie. Więc idę - odwróciła się zamiatając w powietrzu włosami
- Naraska - uśmiechnąłem się i uniosłem jedną rękę z palcami ułożonymi na znak pokoju - Więc Dra wiemy, gdzie ona jest, ale żeby tam się dostać niepostrzeżenie, musimy się zmienić... znaczy ja muszę. A wtedy ty musisz pogadać i wszystko wytłumaczyć mojemu drugiemu ja. Powiedz... em... "dżem".
- Mogę sam uwolnić Argonę - odwrócił się do mnie plecami... a raczej ogonem
- Tak możesz tam zasiać spustoszenie, a wtedy jej na pewno nie puszczą! - pociągnąłem teatralnie nosem i udałem płacz - A ja muszę ją znaleźć! - jaszczur spojrzał zdziwiony i mina mu zrzedła, gdy się skapnął, że tylko udaję - Nooooo to jak będzie? Prooooosze cię, zacznę nazywać cię prawowitym tym no... smokiem. No dawaj Draaaaa
- Nie nazywaj mnie tak - warknął - Więc "dżem"? Czemu akurat "dżem"?
- Bo tak. Wyjaśnij wszystko Sztywniakowi, a potem go słuchaj, to razem ją wyciągniemy - smok kiwnął głową i odsunął się kawałek, po czym zaczął patrzeć z zaciekawieniem jak się zmieniam.
Ostatni raz rozejrzałem się, puki jeszcze coś widzę. Rzuciłem okiem na zdjęcia leżące przede mną i odetchnąłem parę razy. Zamrugałem, a po chwili zrobiło się zupełnie ciemno. W powietrzu unosiło się kilka nowych zapachów. Lekko zakręciło mi się w głowie co utrudniało chociażby najmniej racjonalne pytania w mojej głowie. "Gdzie mnie znowu wywiało?" albo "Po co znowu się przemieniłem w wilka?". I myślałbym tak dalej, gdyby ciszę trwającą w moim aktualnym miejscu przebywania nie przerwało chrząknięcie tuż przede mną.
- Więc Rori, powiedziałeś, że mam powiedzieć "dżem"- przesunąłem łapą w stronę rozmówcy i popchnąłem coś małego. Schyliłem łeb i obwąchałem osobnika
- Nie jesteś wilkiem, ale nim pachniesz - zauważyłem i położyłem się na brzuchu, aby mieć małego stworka tuż przed nosem - Znasz mnie... więc co moje drugie znacznie głupsze JA chce ode mnie?
- Zobacz - przekręciłem łeb w prawą stronę, a rozmówca na chwilę zamilkł - Cóż... to że nic nie widzisz lekko komplikuje sprawę. Na co mi wilk który nic nie widzi?
- To, że mam zawiązane oczy nie znaczy, że nic nie widzę - upomniałem go - Jeśli chcesz żebym coś powiedział musisz podzielić się ze mną swoim wzrokiem.
- Ach tak słyszałem o tym. Jak to u ciebie działa? Mam cie wkurzyć, dziabnąć czy po prostu na ciebie wskoczyć, a ty wypowiesz pradawne słowa?
- Siądziesz mi na karku lub głowie jak ci będzie wygodnie. Lecz wpierw muszę napić się twojej krwi - przełknąłem ślinę, może się to nie udać i będzie źle, ale po co martwić mojego towarzysza - Rozetnij sobie skórę pazurami jeśli takowe posiadasz
- Jestem smokiem, więc tak. Mam pazury - gad zrobił to co powiedziałem i już po chwili w moim pysku pojawiło się kilka kropel krwi. Smoczej krwi. Dawno takiej nie próbowałem. No ale nie o tym teraz. Chwilę potem jaszczur wskoczył mi na kark, zamknąłem oczy i po chwili widziałem obraz zza moich sterczących białych uszów - Streszczajmy się, bo zaczyna mnie nudzić twoje towarzystwo.
Sprawiłem niewidocznymi skrzydła i ruszyłem truchtem w stronę naszego celu.

*Duuuuużo czasu później. (Tak coś koło 3 w nocy bo cimno)*

Byliśmy już na miejscu, ja już jako szajbus klękałem w jakiejś ciemnej uliczce.
- Na co czekasz? - mruknął smok zachodząc mnie od pleców, aż podskoczyłem.
- Rany nie strasz - podrapałem się po karku chowając za jakimś kartonem torbę z ciekawym pakuneczkiem dla SJEW'owców.
- Co tam ukrywasz? - nawet nie zauważyłem kiedy smok znalazł się w torbie i aż fuknął ze złości - Co to ma być?! I że ja niby tam zasieje spustoszenie? Wiesz ile tym narobisz hałasu?
- Jesteś całkiem jak swoja pani - zaśmiałem się
- Twoja też... - warknął - nie miałeś się tam zakraść?
- No niby tak, ale w takim razie skąd moja Argusia będzie wiedziała, że nadchodzi odsiecz? - wyszczerzyłem się w uśmiechu - Ktokolwiek jej pilnuje zaraz podniesie alarm i ją zostawi gdy tylko usłyszy wybuch. Poza tym to nie są zwykłe materiały wybuchowe - Dra zrobił pytającą minę - Pokazuję i objaśniam - zaśmiałem się - Więc tak. Te tu robią ,,BUUUUM!!!", patrz dalej. Te rozpuszczą dym najpierw zwykły potem, gdy dostanie się do płuc zmienia się w usypiający, a na końcu wypala wewnętrznie organizm jak podpalona benzyna. A te ich zwabią, zapachem Wilczego Genu, wyciem wilków i tym hologramami zwykłych wilków z lasu. Poza tym w mieście porozrzucam te Cykajki, które wybuchają na dany sygnał! Co rozpęta dodatkową anarchię na ulicach.
- Rori wszystko gotowe - zza rogu wyszła Rita i rzuciła mi w twarz pustym plecakiem - Wszystkie bomby zegarowe na swoich miejscach
- C-Y-K-A-J-K-I. CYKAJKI. Powtórz. Cykajki
- Jak chcesz. Bądź ostrożny tu masz zegarek odpalający je po podwójnym uderzeniu w jego szybkę. Uważaj na siebie - mruknęła odsuwając się
- Zawsze uważam - wyszczerzyłem się w uśmiechu i zniknąłem plecak, a torbę zapiąłem i zarzuciłem na ramie
- No właśnie nie - rzuciła smutnym głosem i zniknęła
- Miałeś to już wcześniej zaplanowane?
- Nie - odparłem i zapaliłem papierosa zmierzając w stronę wyjścia z alejki.
- Skąd masz te materiały. Pierwszy raz o takich słyszę - zdziwił się
- Uwierz mi, że ja też Dra. Wymyśliłem je na potrzebę chwili - zaśmiałem się i jeszcze na chwilę schowałem się za winklem. Przecież panowała już godzina policyjna.
- Jasne. Więc ja się ulatniam i przekażę Argonie na jaki sygnał ma czekać - zeskoczył z torby i zaczął powoli zmierzać ku wejściu ogromnego budynku
- Niech czeka na wybuch i całe zamieszanie. Ogłoszą atak ze strony WKN'u a kiedy wszyscy się zlecą do mnie, ja się nimi zajmę - tu lekko głos mi zadrżał, smok zatrzymał się w pół kroku.
- Wyciągnę ją stamtąd i zajmę przez jakiś czas tak jak rozmawialiśmy. Ale w jaki sposób ty chcesz ich zatrzymać? - spytał podejrzliwym głosem
- Cóż, powiem ci pod warunkiem, że nic nie powiesz Argo - smok powoli kiwnął głową, nie mogłem odgadnąć czy kłamie, czy po prostu jest ciekawy lecz... rozpiąłem długi płaszcz, oczom jaszczura ujawniły się ładunki wybuchowe przyczepione do mojej koszulki, a w mojej ręce pojawił się karabin maszynowy z celownikiem kolimatorowym - Zabawię się z nimi - uśmiechnąłem się i pomachałem gadzinie na pożegnanie, ten odbiegł bez słowa.
Odczekałem ustalone dziesięć minut i wycelowałem w głowę pierwszego strażnika. Potem w ruch pójdą Cykajki, a dalej się zobaczy.
- Czas przyjąć propozycję waszej wojny o osobę mi bliską - wyszczerzyłem się w spragnionym ostrej jatki uśmiechu i pociągnąłem za spust

(Argona? Powracam i możemy już lecieć dalej z naszymi przygodami^^ )

Od Ashury cd. Erny

Zmierzyłam dziewczynę uważnym spojrzeniem. Była niewiele niższa ode mnie, prawie taka sama. Nie powinno być więc problemu z dobraniem odpowiednich ciuchów. Dziewczyna szybkim krokiem wróciła do łazienki i zamknęła drzwi. Po drodze upuściła jeden z bandaży, jednak szybko wychyliła się łazienki i podniosła go. Po chwili jej głowa znów zniknęła. Ja w tym czasie podreptałam spokojnym krokiem ku mojej sypialni, gdzie znajdowała się również obszerna garderoba. No, mówić garderoba miałam raczej na myśli kilka pustych szaf, bo nigdy nie przepadałam za posiadaniem ogromu ubrań. Tak więc większość półek było puste, gdzieniegdzie leżały jedynie luzem rzucone części garderoby jak spodnie czy koszulki. Nie byłam pewna jakie preferencje co do ubierania się ma Erna, jednak doszłam do wniosku, że w obecnym stanie bardziej jej zależy na tym, żeby po prostu się w coś przebrać. Tak więc zgarnęłam jakieś w miarę zadbane dżinsy, jasną koszulkę i bluzę z dość obszernym kapturem. Każde z nich założyłam chyba tylko raz w życiu, bo właściwie niezależnie od pogody, często ku zdziwieniu innych ludzi, latałam w krótkich spódnicach. 
Opuściłam swój pokój i stanęłam przed drzwiami łazienki. Zapukałam. 
- Co z ubraniami? – zapytałam Erny.
- Zostaw pod drzwiami, zaraz je wezmę – odpowiedziała.
- Chcesz może herbaty? 
- Chętnie. 
Zeszłam do kuchni i wyciągnęłam z szafki dwa kubki. Następnie wrzuciłam do nich torebeczki z ziołami i zalałam wrzątkiem. Po chwili w kuchni rozszedł się przyjemny zapach herbaty. Postawiłam kubki na stole i wyjęłam dodatkowo coś do jedzenia. Usiadłam przy stole i wzięłam mały łyk herbaty. Mały bo prawie od razu sparzyłam sobie język. Czekając aż Erna zejdzie z góry, oraz kiedy herbata nieco przestygnie, zdążyłam zjeść pół paczki ciastek, które wcześniej wyjęłam. Wreszcie usłyszałam kroki na schodach i po chwili w kuchni pojawiła się Erna, przeczesująca potargane i wciąż mokre włosy. Na dłoniach miała kilka plastrów i bandaży, ogólnie rzecz biorąc wyglądała jak zabandażowana mumia. Wzięła do ręki kubek z herbatą, która zdążyła nieco przestygnąć i wreszcie nadawała się do picia.
- Jak zamierzasz wrócić do domu? – zapytałam, biorąc do ręki kolejne ciastko. 
- Nie wiem, coś wykombinuje – westchnęła, popijając herbatę.
- Zawsze mogę ci pomóc – zaproponowałam.
- Eh, najpierw opracujmy przynajmniej jakiś plan działania. Takie teraz zamieszanie, że pewnie wszędzie wciąż znajdują się żołnierze SJEW’u – mruknęła. 
(Erna? Przepraszam, że tak długo, ale nie miałam czasu ze względu na koniec roku szkolnego :c)

14 czerwca 2016

Od Rin cd. Narcyzy

- Mogę osiąść? - popatrzyłam na nią irytującym wzrokiem. Podrapała się po nosie. Nastała krótka cisza. Pomyślałam, że nie więc postawiłam kilka kroków w prawo no sąsiedniego stolika. Po chwili dodała.
- Możesz. - wypowiedziała to słowo z dużym gniewie. Nastała krótka cisza.
- Więc jak masz na imię? - Pytanie zadała jako pierwsza. Dziewczynka wydała mi się najpierw wredna ale ciekawa.
- Rin, a ty? - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Dziewczyna się uśmiechnęła i lekko zaśmiała. Nie spodobało mi się to. Dodała po chwili.
- Jesteś kobietą a masz męskie imię. Czyżbym rozmawiała z... - Szybko wstałam i odepchnęłam krzesło. Zacisnęłam wargi i uśmiechnęłam się uśmiechem przypominający psychopaty. Dziewczyna podniosła wzrok na moją twarz.
- Nie jestem czymś! - Obroniłam wzrok na lampę. Zrozumiałam, że ludzie się na mnie patrzą. Dziewczyna wstała i wyszła z kawiarni i pobiegła gdzieś. Potem sama wyszłam. Sprawdziłam zegarek była 19; 32 trochę późno może nawet za późno. Szłam do domu a raczej do ukochanego mieszkania. Ah ta samotność, w życiu nudno i "brudno" po chwili usłyszałam dźwięk szybko jadącego samochodu. Popatrzyłam za siebie. Zauważyłam mężczyznę z pistoletem. Po chwili zauważyłam, że we mnie celują. Zaczęłam biec przed siebie.
(Ktoś?)

6 czerwca 2016

Od Argony cd. Tiffany

Spróbowałam złapać wzrok dziewczyny, jednak odwróciła oczy. Wzruszyłam w myślach ramionami. Relacje pomiędzy nią a Somniatisem to nie moja sprawa. Póki co jest bezpieczna u mnie. Wstałam i podeszłam do okna. Wyjrzałam na ulicę, pustą, spokojną. Na razie. Byłam pewna, że lada moment pojawi się na niej wóz policyjny. Zasunęłam zasłony z cichym zgrzytem.
- Nawet jeśli, to lepiej będzie, jak zostaniesz u mnie do rana – stwierdziłam. – Jak chcesz możesz zadzwonić do Atisa, gdzieś tu powinnam mieć kontakt do niego.
- Nie ma potrzeby! – Podziękowała z uśmiechem dziewczyna, może ciut za szybko. – Przez jedną noc nie powinien się martwić.
- Skoro tak mówisz. – Pokiwałam ze zrozumieniem głową i usiadłam obok dziewczyny na kanapie, wyginając głowę nieco do góry. Znów zapadła cisza.
Tiffany nabrała głębiej powietrza, jakby chciała coś powiedzieć, jednak odezwałam się, zanim zdążyła to zrobić.
- Wiesz, grzeczność nie była jedynym powodem, dla którego cię tu zaprosiłam – wyznałam.
- Więc dlaczego? – Czarnowłosa obróciła w moją stronę głowę. Kątem oka widziałam, że nie jest tym zbytnio przejęta. Najwyraźniej ufa mi bardziej, niż ja sobie samej.
- Mam informację o superżołnierzu – oznajmiłam. – Tym, tworzonym przez gang Menthis. Projekt się udał. Pierwsze kompletne połączenie stworzenia Tartaru z człowiekiem. A będzie ich jeszcze więcej. Jeśli chcemy reagować, to teraz.
- Co miałabym zrobić? – spytała poważnie.
- Nic takiego, czego się spodziewasz. – Uśmiechnęłam się do niej kącikami ust. – Będziemy pertraktować, a jeśli to zawiedzie – podłożymy bomby.
- Myślę, że mogłabyś to sama zrobić… albo ze swoim ochroniarzem – stwierdziła dziewczynka, jednak z tonu jej głosu wnioskowałam, że raczej nie uważała tego za zbyt duży problem.
- Rori jest za duży. W razie planu B nie zmieści się w wentylacji. Poza tym teoretycznie tylko ja zostałam zaproszona na rozmowy pokojowe i mogą źle przyjąć pojawienie się takiego wielkiego chłopa jak on. Ty nie wzbudzisz niczyich podejrzeń.
- Dalej mogłabyś to zrobić sama… - Zaczęłam kręcić głową już w chwili, gdy wypowiedziała pierwsze słowo. – Dlaczego nie?
- Niemogłabym detonować ładunków – ucięłam krótko. – Więc jak, pomożesz mi?
(Tiffany?)

Od Vincenta cd. Dagonixy

Odczuwałem ogromne poczucie winy. Zbyt wiele osób zabiłem własnoręcznie, a teraz jeszcze nie udało mi się uratować tych wader. Ba! Nawet nie sprawiłem jakiegoś specjalnego cierpienia ich zabójcy. Zresztą zabijając go sami staliśmy się zabójcami, wcale nie lepszymi od niego. Chociaż w sumie ja robiłem już dużo gorsze rzeczy, więc nie mam za bardzo prawa prawić komuś morałów.
- Dobra, Dragonixo. Trzeba się chociaż trochę ogarnąć. Tym całym krwawieniem życia im nie zwrócimy - powiedziałem, ale czułem jakby mówił to ktoś inny.
Nie, proszę, tylko nie znowu on. Co ja zrobię jeśli teraz nagle przejmie zupełną kontrolę nad moim ciałem i pozabija ich wszystkich?
- Wybaczcie mi na chwilę proszę - powiedziałem, mimo że mówiłem to właściwie tylko do wadery.
- Coś się stało? - spojrzała na mnie tymi zakrwawionymi oczami, co sprawiło, że jeszcze bardziej chciałem odejść by nie pozwolić mu na poczynienie jakiś większych szkód.
- Po prostu mi słabo, to naprawdę nic takiego - uśmiechnąłem się, jednak był to jeden z najmniej udanych uśmiechów w moim życiu. Wyglądał raczej jak grymas w momecie, gdy ktoś wylewa ci kwas na twarz.
- Nie wyglądasz za dobrze, może ci pomóc?
- Nie, naprawdę nie trzeba. Poradzę sobie.
W tym momencie zacząłem czuć, że tracę nad nim jakąkolwiek kontrolę.
(Dragonixa? Wybacz, że tak długo to trwało ;-;)

Od Hikaru cd. Ookaminoishi

- Nie wiem, zobaczymy co da się zrobić - odparłem.
Skupiłem w sobie całe światło jakie do mnie docierało. Na moich rękach pojawiły mieniące się złotem żyły, a ja czułem, że mogę zrobić wszystko. Skupiłem całą tą energię w czubkach palców i dotknąłem boku tego łóżka operacyjnego na jakim aktualnie się znajdowałem. Metal zaczął się topić. Udało mi się opuszką palca dotknąć zapięć, którymi byłem przypięty. Na szczęście będąc w tym stanie nie odczuwałem gorąca, bo inaczej byłbym cały poparzony. Po chwili skórzane pasy puściły i mogłem usiąść i swobodnie odpiąć nogi. Zsunąłem się z łóżka i podszedłem do Ookami z zamiarem uwolnienia również jej, ale w tym momencie rozległ sie dźwięk alarmu. Szybko złapałem za klamry, którymi była przypięta dziewczyna, ale w tak okropnym pośpiechu nie umiałem nic zrobić. Palce plątały mi się ze sobą, a oddech z każdą sekundą przyspieszał.
- Ogarnij się debilu - warknęła - przecież narazie nic się nie dzieje.
Wziąłem głęboki oddech i starałem się zignorować wyjący alarm, a skupić się jedynie na rozpięciu klamry. Wtedy jednak usłyszałem kroki na korytarzu. Nie kroki jednej osoby, a conajmniej pięciu i to prawdopodobnie uzbrojonych osób.
- JAK MAM NIE PANIKOWAĆ ŚKORO ONI ZARAZ TU PRZYJDĄ I NAS ZABIJĄ - dopóki nie zobaczyłem wyraźnie niezadowolonego wzroku Ookami byłem przekonany, że nie powiedziałem tego na głos.
- Skoro mnie teraz nie uwolnisz to chociaż drzwi zarygluj - prychnęła.
W momencie, w którym to powiedziała ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Jedno, drugie, trzecie uderzenie. Było widać, że drzwi nie wytrzymają długo pod naporem.
(Ookami?)