24 czerwca 2016

Od Dragonixy cd. Somniatisa

Namyśliłam się chwilkę.
- W sumie czemu nie, na pewno powietrze dobrze mi zrobi na kaca... - zaśmiałam się niemrawo.
Wyszliśmy z warsztatu na dwór, gdzie słońce bezlitośnie biło w oczy. Nie było to wcale fajne uczucie, chociaż ciepło przyjemnie okalało ciało. Na pewno nie wpływało pozytywnie na mój aktualny stan. Całe szczęście wiał lekki wiaterek, który lekko chłodził pot na czole w taki gorący dzień. W trakcie cichego spaceru z towarzyszem zaczęłam zastanawiać się nad opcją wymazania pamięci o tamtych wydarzeniach. W końcu odezwałam się.
- Mówiłeś, że nie wymaże mi to wspomnień o czynie SJEWu, ale o samej krwi i bólu, jaki tam przeżyliśmy?
- Dokładnie - odparł mi jednym słowem. - Zastanów się. Czy chcesz tego?
Gdy zadał to pytanie, akurat wstępowaliśmy do parku. Nad odpowiedzią na jego pytanie zastanawiałam się dopóki nie zaprosił mnie do przycupnięcia na ławce. Usiedliśmy.
- Sądzę, że nie powinnam tego zapomnieć - stwierdziłam.
- Dlaczego? Oszczędzisz sobie wiele cierpień... i pijanych nocy.
Pokręciłam głową i z lekka uśmiechnęłam się pod nosem.
- To jednorazowo - wytłumaczyłam się. - A dlaczego... Chcę, żeby to dodawało mi sił przy rozszarpywaniu im gardeł - spoważniałam i spojrzałam przed siebie, gdzieś w ślepy punkt w oddali. - Nie ważne czy ich znałam czy nie... Nie ważne też, że wszyscy tak naprawdę jesteśmy tylko samotnikami. Ja nie lubię samotności... I pragnę zemsty za tych, co polegli - zwróciłam wzrok ku mężczyźnie. - Wiem, że sama nie dam rady. Ale zrobię wszystko, żeby zebrać jak najwięcej z nas i narobić tym gnojom bagna. Tylko nie wiem od czego zacząć... - spuściłam głowę.
Atis spojrzał w dal. Siedział pochylony z łokciami opartymi o nogi, a wiatr rozwiewał mu czarne włosy, które co chwila przykrywały jego dwukolorowe oczy. Zerknęłam na niego, po części wyczekująco, a z drugiej strony po prostu by mu się przyjrzeć. Dziwił mnie fakt, że, wnioskując po tym, co powiedział wcześniej, nigdy nie miał żadnej kobiety. Był przystojny i inteligentny, no i potrafił się zatroszczyć o kogoś, kto tego potrzebuje. Pod tym względem wymarzony przyjaciel...
- Zawsze możesz spytać Alphy o pomoc - odparł w końcu. - Gdy ona się dowie, że chcesz dokonać zamachu na SJEW, na pewno coś wymyśli i zbierze do tego pomocników.
- Możesz mieć rację... Ale po takiej selekcji, jaką nam zrobili, i tak nie mamy za bardzo szans na to, by wyrządzić im jakąkolwiek krzywdę - złapałam się za obolałą głowę i ścisnęłam powieki. - Mój przeklęty łeb...
- Pozwól - powiedział i przytknął mi palce do czoła. Poczułam chwilowe pieczenie na skórze, ale zaraz ból głowy ustał.
- Dzięki - uśmiechnęłam się do niego. Nie chciałam nawet pytać jak to zrobił, w końcu u wilków to normalne, że posługują się magiczną mocą.
Dostrzegliśmy starca, który schylając się mocno ledwo szedł o własnych siłach. Wyglądał na bezdomnego i szedł w naszą stronę. Spięliśmy się na chwilę, jakbyśmy mieli zaraz rzucić się instynktownie do ucieczki, lecz ten nie miał wcale złych zamiarów.
- Kochani, czy macie może coś do jedzenia? - wyrzęził ochrypłym głosem. - Głoduję od tygodnia...
Somniatis bez słowa dał mu trochę pieniędzy, a starzec wdzięcznie i z uśmiechem kiwnął głową i ruszył w stronę sklepu, z którego potem wyszedł z siatką bułek i krojonego sera. Aż zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Pomyśleć, że sama tak naprawdę nie mam domu... - powiedziałam cicho, bardziej do siebie. - Nie mam nawet pieniędzy, by cokolwiek utrzymać, ani pracy by cokolwiek zarobić. Właściwie, żyję tylko z kradzieży. Trochę to hańbiące... Kiedyś nie trzeba było się przejmować jakimiś pieniędzmi, by mieć co włożyć do pyska i zamieszkać w jamie.
Mój towarzysz tylko westchnął...

(Somniatis?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz