4 czerwca 2017

Od Akiro do Camille

Wiedziałem, że dziewczyna nie chce u mnie długo siedzieć, ale co zrobić. Wiem jedno, gdyby jej tu nie było, to mógł prowadzić dalej swoje badania.
-A ty skąd znasz Eliosa?
Spytała dziewczyna, wpatrując się we mnie.
-Znamy się dobre parę lat, wiec nawet nie pamiętam, jak się zaprzyjaźniliśmy.
Po tych słowach spojrzałem za okno, deszcz się uspakajał.
-Widze, że już czas na Ciebie.
-Czemu?
Powiedziała zaskoczona dziewczyna.
-Deszcz przestaje padać, więc pewnie będziesz wracać do swojej pracy.
-Prawda.
Dziewczyna podniosła swój zacny zad z kanapy i ruszyła ku drzwiom, ja e tym czasie wziąłem jej kubek i zaniosłem do kuchni. Gdy z niej wychodziłem, usłyszałem tylko dźwięk zamykanych drzwi, podszedłem do drzwi i zamknąłem je na zamek, po czym wziąłem się do roboty. Po parunastu godzinach udało mi się związać ze sobą wszystkie składniki chemicznie, teraz potrzebny był „królik” na doświadczenie. Na szczęście miałem dzisiaj wolny nocny dyżur, więc mogłem go poszukać. Gdy zapadł zmrok, wyszedłem na miasto, by poszukać tego jakże potrzebnego obiektu.
-Jest już druga w nocy. Chyba dziś nikogo tu nie znajdę.
Powiedziałem zrezygnowany i skierowałem swoje kroki do domu, gdy z nieba zaczął, podać deszcz. Po pięciu krokach stanąłem przed jednaną z ciemnych uliczek, z której wydobył się dźwięk kichania. Powoli skierowałem swoje kroki w kierunku, z którego dochodził ten dźwięk. Rozglądałem się po zakamarkach, aż w końcu ujrzałem małego chłopca, nie miał więcej niż 5 lat, a może miał nawet mniej. Chłopak najwyraźniej spał, nie wyglądał dobrze, sprawdziłem jego stan, miał gorączkę. Wziąłem go na ręce i zabrałem do siebie do domu i tak mój dyżur dobiegał już końca. Gdy wszedłem do domu, położyłem chłopaka na kanapie, sam się pierw przebrałem i wyjąłem z szafy karton z moimi starymi ciuchami. Wyciągnąłem z niego parę ciuchów, a następnie przebrałem chłopaka w suche ubrania, a jego ciuchy wywaliłem do kosza, bo się do niczego nie nadawały, następnie zaniosłem go do sypialni i przykryłem kocem, a na czoło położyłem mu parę ręcznik. Poszedłem do kuchni, po maść rozgrzewająca i syrop, gdy chłopak, był w pół przytomny, podałem mu leki, po czym szybko zasnął. Zamknąłem dom i sam postanowiłem się przespać.
(Camille, jak nie musisz odpisywać)

Od Camille cd. Lorema

-Aresztuję? - zapytałam, nie jestem pewna czy bardziej siebie czy Lorema. Musiałam to zrobić, taki był mój obowiązek. Spojrzałam badawczo na mężczyznę, próbując ocenić, czy zamierza mnie zaatakować. Wyglądał jednak jakby cały jego los spoczywał w moich rękach. - Powinnam to zrobić, rzeczywiście. - podeszłam do mężczyzny. Nie cofnął się, wciąż patrzył na mnie z lekkim niepokojem. Uniosłam wolną dłoń i przejechałam nią po miejscu, gdzie na skórze mężczyzny wiły się niczym węże ciernie róży. Chciało mi się płakać, jednak nie mogłam sobie na to pozwolić.
-Powinnam, jednak jestem na to za słaba - powiedziałam w końcu. Lorem wyglądał na bardzo zdziwionego całą tą sytuacją.
-Nie? - zapytał.
-Raczej nie. - odchrząknęłam, po czym ciągnęłam dalej - Chyba lepiej będzie dla nas obojga, jeśli już sobie pójdę. -  powiedziałam, po czym nie czekając na jakąkolwiek reakcję mężczyzny, wyszłam do holu, gdzie założyłam buty, a następnie z mieszkania Lorema, chowając jego książkę do torby Wracałam do domu jak najszybciej mogłam, by nie musieć narażać się na spojrzenia zupełnie nieznajomych ludzi. Czułam, że patrząc na którekolwiek z nich widziałabym wściekłość, żal lub, co gorsza, szczęście. Weszłam do swojego domu z myślą, że nigdy więcej z niego nie wyjdę. Po czym usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam urządzenie z torby i spojrzałam na wyświetlacz. Elias Staliński.
-Tak, słucham? - zapytałam po naciśnięciu zielonej słuchawki i przyłożeniu telefonu do ucha.
-Witaj Camille - usłyszałam głos szefa.
-Witaj Eliasie - odrzekłam - Czy coś się stało?
-Można tak powiedzieć - radość w jego głosie zdecydowanie mnie martwiła - Charlotte przekazała nam dzisiaj wspaniałe wieści. Znaleźliśmy kolejnego członka ZUPA'y. - zaklęłam w myślach.
-Jak się nazywa? - zapytałam, starając się panować nad głosem.
-Lorem Impsum. Mieszka w Arenie 1. Dzisiaj w nocy wyślemy po niego Alexa. Już nam się nie wymknie. Mogłabyś pójść tam jutro i sprawdzić jego mieszkanie?
-Ja... - zaczęłam, układając sobie w myślach pewien plan, za który najpewniej pójdę do piekła. Po czym zaniosłam się płaczem.
-Cam? - głos mężczyzny złagodniał - Co się stało?
-Eh... Bo ja - mówiłam, między napadami szlochu, lecz w głębi duszy już wiedziałam, że mi się uda. - To nic... Po prostu wczoraj otrzymałam telefon, dotyczący mojej rodziny - kłamstwo przeszło mi gładko przez gardło - Dowiedziałam się, że nie żyją...
-Oh, tak mi przykro.
-Miałam Cię prosić, czy mogę pojechać tam. Odnaleźć ich grób. Nie mogę się skupić na niczym. Przepłakałam prawie całą noc.
-Rozumiem. Oczywiście, że możesz pojechać.
-Dziękuję, Eliasie - powiedziałam, mając nadzieję, że mój głos jest wystarczająco smutny. - Dziękuję - po czym mężczyzna rozłączył się. Wrzuciłam telefon z powrotem do torby i zaczęłam się błyskawicznie pakować. Wzięłam torbę podróżną, do której schowałam ubrania, kosmetyczkę, pieniądze, kilka fałszywych dowodów, trochę jedzenia, wszystko co najpotrzebniejsze. To torebki schowałam jeszcze dodatkowo mój pistolet i naboje do niego (kto wie, co może się zdarzyć). Zeszłam do garażu i i schowałam rzeczy do samochodu. Pomruk silnika mojej czarnej BMki działał na mnie dość uspokajająco. Zamknęłam swój dom i wyjechałam z terenu posesji. Było tuż po zmierzchu, dlatego też miałam nadzieję, że uda mi się przemknąć niezauważoną. Zaparkowałam tuż przed domem Lorema. Wbiegłam po schodach i zadzwoniłam. Otworzył mi sam pan domu.
-Ubieraj się, jedziemy - rzuciłam do niego.
(Lorem? Jedziesz ze mną czy nie jedziesz? ;3)

Od Lorema cd. Camille

- Nie, to tamta z wcześniej - powiedział mężczyzna, patrząc na felerną powieść w ręku dziewczyny. Spuścił wzrok ponuro, jak dziecko przyłapane na złym uczynku. - Ja... nie mogłem jej zniszczyć. Lubię powieści. Czytać.
- Przykro mi to mówić, jednak wiem, że kłamiesz - oznajmiła smutno Camille, mrożąc Loremowi krew w żyłach. - Ona jest twoja, prawda? Oh, nie zaprzeczaj. Jest.
  Mężczyzna uniósł wzrok i uniósł dumnie podbródek, wyzywająco patrząc na dziewczynę.
- Co teraz? - zapytał, a jego dłoń powoli powędrowała do kieszeni koszuli, by powoli wyjąć z niej zielony długopis.
  Gdy szedł z książką w torbie wydawało mu się, że wykrycie będzie końcem świata, jednak teraz, gdy to nastąpiło, gwałtownie się uspokoił. Patrzył badawczo na dziewczynę oceniając jej silne i słabe strony, oczywiście na tyle, na ile był w stanie je zobaczyć.
- To... luźna, nie powiązana z niczym twórczość czy też... - badała dalej brunetka, a Lorem westchnął. Nie było sensu ukrywać prawdy, skoro i tak była w stanie przeniknąć jego kłamstwo.
  Mężczyzna pociągnął lekko za kołnierzyk lewą, wolną dłonią, odsłaniając czarne ciernie róży, pnące się po szyi.
- Jak sądzisz? - zapytał cicho pozwalając, by materiał wrócił na swoje miejsce, zakrywając zakazane dzieło.
- Nie chcę tego, jednak... - zaczęła dziewczyna, patrząc smutno na chłopaka. - Ale rozumiesz, jestem prawnikiem.
- Pracujesz dla rządku. - Lorem pokiwał głową i zaczął przekładać długopis między palcami w roztargnieniu. Wreszcie jednym, szybkim ruchem odłożył długopis do kieszeni i znów jakby zapadł się w sobie. Odwrócił od dziewczyny wzrok. Członek ZUPA'y nie powinien walczyć zbrojnie. Szczególnie teraz, w tym gorącym okresie. - To co, aresztujesz mnie?  - zapytał cicho, stojąc na przeciwko dziewczyny, jak skazaniec przed katem.
(Camille? To co, może urządzimy sobie zabawę w sąd? XD)

3 czerwca 2017

Od Camille cd. Lorema

Gdy usłyszałam pytanie mężczyzny, nieco się zdziwiłam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, więc przez chwilę szliśmy w ciszy. Przypatrywałam się mężczyźnie szukając w jego twarzy jakichkolwiek oznak tego, że jednak nie myślał tego co mówi. Niestety patrzył w zupełnie drugą stronę, więc miałam utrudnione zadanie.
-Lubię rosół - stwierdziłam po chwili, a mężczyzna spojrzał na mnie ze zdziwieniem - Więc... Jeśli nie masz nic przeciwko, to...
-Nie, nie, nie! Byłoby miło.
-Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego. Byliśmy w  dzielnicy Quidos, gdy doszliśmy do celu. Po chwili weszliśmy do kawalerki, w której mieszkał mężczyzna. Była urządzona w minimalistycznym stylu, królowały tam raczej biel i czerń.
-Bardzo ładne masz to mieszkanko - powiedziałam do mężczyzny, ściągając buty i stając bosymi stopami na chłodnej podłodze. - Powiedziałabym wręcz, że w moim stylu - uśmiechnęłam się.
-Dziękuję - wydawało mi się, że Lorem jest nieco speszony całą tą sytuacją. Zaprowadził mnie do kuchni, gdzie usiadłam na krześle i obserwowałam jego poczynania w przygrzewaniu zupy. Cisza, która między nami zapadła nie była niezręczna i obojgu nam bardzo odpowiadała.  Po chwili mężczyzna postawił przede mną talerz z jeszcze parującą zupą.
-Dziękuję bardzo - powiedziałam i zabrałam się do jedzenia. Ta część twarzy mężczyzny, która nie była zasłonięta włosami przybrała odcień czerwieni, nie wiem czy za sprawą zupy, czy przeze mnie, jednak bardzo mnie bawiła.
-Ten rosół był naprawdę przepyszny - powiedziałam, gdy skończyłam - Będę musiała wpadać tu częściej - powiedziałam żartobliwie, po czym zobaczyłam czyste przerażenie w oczach Lorema.
-Spokojnie, spokojnie. Tylko żartowałam - zachichotałam, widząc jego kolejną gwałtowną reakcję. Żeby zaprzeczyć moim słowom zamachał gwałtownie rękami. Niefortunnie strącił ze stołka swoją torbę, z której wysypały się rzeczy. To, co zobaczyłam, sprawiło, że całe moje rozbawienie wyparowało. Wstałam i podniosłam z ziemi książkę. Tę książkę. Tę samą, którą widziałam w bibliotece. Musiałam zadać to pytanie. Musiałam się dowiedzieć prawdy.
-Czy to jest TWOJA książka, Loremie? - spojrzałam na niego ze smutkiem, oczekując odpowiedzi.
-...
(Loruś? Jak się teraz zachowasz, cwaniaczku? ;3)

Od Lorema cd. Camille

- Lorem Impsum - odparł mężczyzna, ściskając dłoń Camille dość nieśmiało. Brunetka spojrzała na niego z rozbawieniem, jakby myśląc, że żartuje. - U mnie było dość popularne - mruknął, speszony.
- Oh, wybacz. Skojarzyło mi się z tym łacińskim tekstem. Poczekaj... - na chwilę zamilkła, nim zaczęła recytować: - Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipisicing elit...
- Proin nibh augue, suscipit a, scelerisque sed, lacinia in, mi. Cras vel lorem. Etiam pellentesque aliquet tellus. Phasellus pharetra nulla ac diam.- dokończył płynnie Lorem, nagle uspokajając się nieco. Słysząc rodzinny język po raz pierwszy od wielu, wielu lat zrobiło mu się jakby cieplej na sercu. Uśmiechnął się. - Quis non cogitare possit aliud in promptu latine. (Nie sądziłem, że ktoś jeszcze potrafi płynnie posługiwać się łaciną.)
- Et docebit illum in iure scholam (Nauczają jej na studiach prawniczych) - odparła Camille i przeszła z powrotem na polski. - Na bibliotekarskich najwyraźniej też, co?
  Skryba pokiwał głową, jednak bez przekonania. Nie miał pojęcia, czego uczą na studiach bibliotekarskich i czy wogle takie studia istnieją.
- Interesuję się trochę Rzymem - przyznał, wracając do swojego zwykłego, niepewnego tonu. - Nauka na własną rękę, wiesz...
- Pewnie pracując w bibliotece masz dostęp do wszystkich niezbędnych materiałów, co? - dopytywała się dziewczyna, a jasnowłosy pokiwał głową. Jako źródło wiedzy, biblioteka była nieoceniona, choć tak na prawdę nie posiadała wielu informacji, które miał sam Lorem - jako świadek historii.
- Pan Pluton również ma spore zbiory - przyznał, myśląc o człowieku, który go przygarnął. Gwałtownie się zmieszał jeszcze bardziej uświadamiając sobie, że nie jest on osobą, o której powinien wspominać pierwszej napotkanej na drodze dziewczynie. - Tu zaraz będzie mój dom - zauważył gwałtownie, co nie mijało się wiele z prawdą. Najwyżej 100 metrów. - Mam rosół...
  Podrapał się nieco nerwowo po policzku, spoglądając w przeciwnym kierunku, niż szła dziewczyna. Sam nie wiedział, co w niego wstąpiło, że dodał to ostatnie. Niby dom był czysty... jednak zapraszanie nieznajomej na rosół chyba nie było powszechnie przyjętym zachowaniem.
(Camille?)

2 czerwca 2017

Od Camille do Lorema

- Oczywiście - odrzekłam -Jednak chyba pan nie zaprzeczy, że oprócz wiedzy którą nam daje, póki co jest to jedna z najciekawszych pozycji w bibliotekach?  Czy może zna pan coś ciekawszego? - spojrzałam na niego badawczo, wciąż się uśmiechając.
- Nie. Mitologia jak na razie jest najciekawszą rzeczą,  którą udało mi się przeczytać - znowu wyczułam kłamstwo. To dość smutne,  bo jest to już drugi raz.  Zaczęłam przeprowadzać intensywne myślenie.  Czyżby ten mężczyzna był z ZUPA'y? To dość mało prawdopodobne.  A nawet jeśli,  to... musiałabym go zgłosić. A tego robić nie chciałam. Dlatego też postanowiłam prowadzić tę konwersację jak gdyby nigdy nic. Jakby coś,  to ja nic nie wiem.
- A pan? Długo już pan pracuje w bibliotece?
- Hmmm... Od jakiegoś czasu. Ciężko mi stwierdzić od kiedy dokładnie.  Ale lubię tę pracę.
- To musi być szalenie interesujące, prawda?
- No cóż... - mężczyzna wyraźnie się speszył - Trudno powiedzieć. No ale niech pani mi powie co pani robi na co dzień?
- Po pierwsze. Jestem prawnikiem.  Podobno nie takim złym - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej - A po drugie. Dajmy już spokój tym formalnościom,  bo aż mi głupio,  jak pan mówi do mnie per "pani". Jestem Camille Belcourt - wyciągnęłam dłoń w jego stronę, zastanawiając się,  czy ją uściśnie,  czy też nie.
(Loruś? ;D)

Od Camille do Akiro

Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie pokazywałam tego, mój gospodarz również nie dawał mi żadnych znaków,  że zamierza mi coś zrobić,  jednak nie czułam się tutaj komfortowo. Miałam szczerą nadzieję,  że ten cholerny deszcz przestanie padać jak najszybciej i będę mogła się stamtąd wyrwać.  Nie ufałam Akiro ani trochę, a sytuacja nie była dla mnie zbyt korzystna. Dlatego też,  gdy zadał mi pytanie,  przez chwilę siedziałam w ciszy i dopiero po chwili się odezwałam.
-Tak jakoś. Po prostu, gdy przytyłam na tę wyspę,  zostałam o to poproszona - tyle. Krótka,  zwięzła i prawie nic nie mówiąca odpowiedź choć na chwilę zamknęła mężczyźnie usta, z czego bardzo się cieszyłam. I tak cała się spięłam,  a przewiercający wzrok Akiro niezbyt mnie rozluźnił.  Jednak odwzajemniłam jego spojrzenie tak twardo,  jak tylko się dało.  Nie zamierzałam mu pokazywać czegokolwiek, czego miał nigdy nie zobaczyć.
- Przyjechałaś z...? - kolejne pytanie.
- Z Francji.
- Oooooo... Powiedz coś po francusku! - mężczyzna uśmiechnął się.
- Vous êtes bizarre (jesteś dziwny)
- A co to znaczy?
- Mówię,  że deszczowo się zrobiło.
- Fakt. A wcześniej było tak cieplutko!
- Tak. Myślę,  że szybko przestanie padać i wreszcie się mnie pozbędziesz - powiedziałam,  dokańczając w myślach: "Albo sama zwieję"
(Akiro?)

Od Akiro cd. Camille

Dziewczyna ma swój charakterek, ale co tam. Gdy załatwiłem wszystkie potrzebne rzeczy, wróciłem do domu, gdzie  na schodach siedziała Camille.
Wziąłem od dziewczyny list i schowałem do torby.
- Dzięki. Widzę, że ta fucha ci nie leży.
- No co ty nie powiesz.
- Może wejdziesz na chwilę?
Dziewczyna spojrzała na mnie, jakbym miał jej jakąś krzywdę wyrządzić.
- Nie dzięki, wole pójść do domu.
Nim jednak skończyła ostatnie słowo, z nieba zaczął lać bardzo obfity deszcz.
- Moja propozycja jest nadal aktywna.
- No dobra.
Otworzyłem drzwi i wpuściłem wojowniczkę do środka, ta się automatycznie się rozgościła.  Po wejściu odłożyłem torbę i przyniosłem herbatę z kuchni i wraz z cukrem postawiłem na stole, następnie włączyłem telewizor. Dziewczyna piła przeze mnie zrobiony napój, a ja w tym czasie zacząłem rozpakowywać rzeczy z mojej torby.
- Zdradzisz mi, co szykujesz?
Usłyszałem głos dziewczyny, odwróciłem się na chwilę w jej stronę, po czym wróciłem do poprzedniej czynności.
-  Nie musisz wszystkiego wiedzieć, moja wojowniczko.
- Tylko nie twoja! - Wykrzyknęła, a ja się tylko cicho zaśmiałem.
- Dobrze, nie gorączkuj się tak.
Dziewczyna usiadła na fotelu, a ja na spokojnie pochowałem wszystko do szafek. Wróciłem do salonu i usiadłem na przeciwko dziewczyny, która oglądała telewizje.
- Zdradzisz mi, dla czeego pracujesz, dla Eliosa?
Spojrzałem na Camille.
(CAMILLA)

1 czerwca 2017

Od Lorema cd. Camille

  Lorem czuł jakby subtelną sugestię w słowach dziewczyny, jednak z jakiegoś powodu nie potrafił jej uwierzyć. Zbyt jawnie prezentowała swoje poglądy, jakby panujące prawa nie do końca jej dotyczyły. Zważywszy, jak napięta sytuacja stała się ostatnimi czasy, jasnowłosy musiał być zdecydowanie bardziej ostrożny, niż normalnie.
  Ostrożność ostrożnością, a jednak... czemu by nie? Lorem nie czuł się dobrze w rozmowie, jednak z tego co widział, dziewczyna jest gotowa przejść inicjatywę.
- Niestety - powtórzył, jakby od niechcenia Skryba, drapiąc się delikatnie po policzku. - Wydaje mi się... czy pani... - zaciął się lekko, nie umiejąc się wysłowić do końca.
- Tak? - brunetka błysnęła pogodnie oczami, zachęcając rozmówcę do dalszego mówienia.
- Nie przerwałem czegoś? - dokończył, choć nie pasowało to do końca do początku zdania.
- Oh, tylko spacer - nieznajoma machnęła lekceważąco ręką. - Swoją drogą, jeśli nie ma pan nic przeciwko, może skierujemy nasze kroki do parku? Wydaje mi się, że to lepsze miejsce do rozmowy na temat książek. Szczególnie takich. - Dziewczyna zaniosła się krótkim, pogodnym śmiechem, typowym dla osób społecznych, lub społeczne udających.
- W tłumie mniej słucha - nieśmiało zauważył mężczyzna, jednak już z góry było wiadome, że pójdą do tego parku - choćby dlatego, że byli już całkiem blisko jednego, przez który Lorem często przechodził, idąc do domu.
  Jasnowłosy pokiwał potakująco głową, samemu sobie przypominając, że przecież sam też chciał ją wybadać. Jednocześnie czuł, że każde jej słowo wytrąca mu grunt spod nóg. Zakazana książka wciąż tkwiła bezpiecznie w jego torbie, jednak pytanie brzmiało - jak długo jeszcze będzie w stanie ją tam kryć?
  Już kilka minut później oboje towarzysze z przypadku znaleźli się w znacznie bardziej zacisznej, niż zatłoczone ulice, alei. Ze wszystkich stron otaczały ich drzewa, choć widać było zza nich wysokie biurowce centrum. Lorem spojrzał z ukosa na dziewczynę.
- Pani często... bibliotekuje? - zapytał, może niezbyt poprawie, ale przynajmniej zwięźle.
- Oh, co jakiś czas, gdy nie mam już nic do czytania. - Brunetka chyba w lot pojęła, co mężczyzna ma na myśli. - A mitologia to na prawdę ciekawa sprawa. Szczególnie, że nie znajduje się na liście "zakazanych tytułów".
- Ona jest... ma immunitet - odpowiedział jasnowłosy. - Źródło wiedzy. Czysto praktyczne.
(Camille? To co, pojedynek kłamców? :P Kij że Cam jest w tym lepsza XD)

Od Camille do Lorema

Po wyjściu z biblioteki i odłożeniu książek do domu, postanowiłam wybrać się na miasto, by tam cieszyć się piękną pogodą i wolnym dniem. Przez jakiś czas siedziałam w kawiarni, a potem po prostu sobie spacerowałam, gdy nagle zobaczyłam pewną osobę. Uśmiechnęłam się wesoło i klepnęłam mężczyznę w ramię. Odwrócił się w moją stronę. Przez jego twarz na chwilę przemknęło przerażenie, które potem zostało zastąpione nieco nerwowym uśmiechem.
-Dzień dobry - powiedziałam.
-Dobry.
-To pana dzisiaj spotkałam w bibliotece prawda?
-Ttak.
-Może się panu wydać, że jestem zbyt ciekawska, ale mam pytanie...
-Jjjakie? - zapytał mężczyzna, wyglądając na co najmniej przerażonego moją osobą.
-Na litość boską! - żachnęłam się - Niech się pan uspokoi. Nie zamierzam pana zjeść. W każdym razie nie aktualnie. Jestem po prostu ciekawa, czy udało się wam ustalić kto podrzucił tę książkę?
-Nie, niestety jeszcze nie - skłamał, o czym dobrze wiedziałam. Zmarszczyłam nos, ale nie zamierzałam na razie drążyć tego tematu.
-Często zdarzają się takie rzeczy?
-Nie, bardzo rzadko. Książki tego typu są przecież zakazane - ""tego typu?" mówi pan? Jaki to typ?" miałam ochotę spytać, ale się powstrzymałam.
-Dawno nie czytałam czegoś innego niż lektury naukowe, medyczne albo kodeks prawny. Trochę mnie to dobija. Jestem straszliwie ciekawa o czym była... - zasmuciłam się nieco.
-Niestety, ale nie ma takiej możliwości.
-Tak, tak, wiem, wiem. Straszna szkoda.
(Lorem? Wcale nie chciałam cię przestraszyć ;-;)