1 czerwca 2017

Od Camille do Lorema

Po wyjściu z biblioteki i odłożeniu książek do domu, postanowiłam wybrać się na miasto, by tam cieszyć się piękną pogodą i wolnym dniem. Przez jakiś czas siedziałam w kawiarni, a potem po prostu sobie spacerowałam, gdy nagle zobaczyłam pewną osobę. Uśmiechnęłam się wesoło i klepnęłam mężczyznę w ramię. Odwrócił się w moją stronę. Przez jego twarz na chwilę przemknęło przerażenie, które potem zostało zastąpione nieco nerwowym uśmiechem.
-Dzień dobry - powiedziałam.
-Dobry.
-To pana dzisiaj spotkałam w bibliotece prawda?
-Ttak.
-Może się panu wydać, że jestem zbyt ciekawska, ale mam pytanie...
-Jjjakie? - zapytał mężczyzna, wyglądając na co najmniej przerażonego moją osobą.
-Na litość boską! - żachnęłam się - Niech się pan uspokoi. Nie zamierzam pana zjeść. W każdym razie nie aktualnie. Jestem po prostu ciekawa, czy udało się wam ustalić kto podrzucił tę książkę?
-Nie, niestety jeszcze nie - skłamał, o czym dobrze wiedziałam. Zmarszczyłam nos, ale nie zamierzałam na razie drążyć tego tematu.
-Często zdarzają się takie rzeczy?
-Nie, bardzo rzadko. Książki tego typu są przecież zakazane - ""tego typu?" mówi pan? Jaki to typ?" miałam ochotę spytać, ale się powstrzymałam.
-Dawno nie czytałam czegoś innego niż lektury naukowe, medyczne albo kodeks prawny. Trochę mnie to dobija. Jestem straszliwie ciekawa o czym była... - zasmuciłam się nieco.
-Niestety, ale nie ma takiej możliwości.
-Tak, tak, wiem, wiem. Straszna szkoda.
(Lorem? Wcale nie chciałam cię przestraszyć ;-;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz