11 marca 2016

Od Sini cd. Dragonixy

~ Pięć sekund po śmierci ~
W wilczej postaci całkiem zdrowa (co było bardzo dziwne) znalazłam się w jakimś korytarzu. Zmieniłam się w człowieka i rozejrzałam się po nim. Był ciemny i wąski. Na jednym jego końcu widziałam światełko, a na drugim wszystko, co działo się ze mną od urodzenia... Zaczęłam biec w stronę światła. Nagle wpadłam do jakiejś jasnej, świecącej się wody. Teraz byłam ubrana w jakieś białe ciuchy miałam skrzydła i moje włosy były spięte w misterną fryzurę. Spojrzałam na tafle wody i zobaczyłam... Siebie i Drage? Co?! Leżałam sobie na podłodze jak gdyby nigdy nic, a moje wnętrzności spokojnie leżały obok. Spoko... Nagle zobaczyłam wypadającego z okna wilka i rozpłynął się w piasku jak dotknął ziemi. Nic z tego nie rozumiałam... Nagle poczułam na sobie czyjąś dłoń. Na jednym ramieniu była ręka jakiegoś blond gościa, a na drugim mojego kuzyna. Odskoczyłam od nich i przyjęłam postawę bojową. Blondas był ubrany podobnie do mnie, za to Throgall miał rogi i czarne łachy. Nienawistnie spojrzałam na kuzyna po czym zaczęłam wrzeszczeć.
- Jak mogłeś?! Jak ty mogłeś!? Zabić MNIE?! Przecież sam mówiłeś, że jesteśmy rodziną?! Jak ty mogłeś prześladować mnie i moją przyjaciółkę przez całe życie?! Nienawidzę cię!! Nienawidzę!! - po ostatnim słowie rozpłakałam się. To był chyba pierwszy raz w życiu. Throgall uśmiechnął się do mnie chytrze, po czym oboje rozpłynęli się w powietrzu... Spojrzałam jeszcze raz w tafle wody i zauważyłam, że z moim ciałem już wszystko jest okej natomiast Dragonixa leżała obok niego. Wyglądała jakby umarła. Rozpłakałam się jeszcze bardziej wyszeptałam przez łzy
- Nie...
Po paru sekundach zaczęłam znikać. Zrozumiałam, że zmartwychwstaje, bo Draga mnie wskrzesiła...
~ Jedyne co teraz widzi Bez to ciemność... Dla ciekawskich Bezimienna wróciła do żywych i właśnie leży na podłodze w swoim mieszkaniu ~
Zaczęłam kaszleć i powoli otworzyłam oczy. Jak tylko zobaczyłam obok siebie zwiniętego w kłębek wilka zmieniłam się w człowieka i podbiegłam do Dragi. Przyłożyłam ucho do jej nosa.
- Oddycha... Na szczęście... - uśmiechnęłam się sama do siebie. Nagle za plecami usłyszałam
- To wilki zabić je! Zabić! - to był krzyk Amandy. Dziewczyna biegła na mnie z jedną z moich ulubionych katan. O nie to, że tu była mogłam znieść. Ale to, że dotknęła MOJEJ katany jest niewybaczalne! Przyłożyłam szybko rękę do wilka i użyłam jednej z wcześniej nabytych mocy, aby Draga się obudziła. Po tym wstałam i chwyciłam ostrze katany. Chwyciłam je tak, że nic mi się nie stało. Wiedziałam, że Draga obudzi się za parę minut. Amanda cały czas była w szoku. Jak chwyciłam za katanę dziewczyna puściła ja i pobiegła do sali treningowej. Pobiegłam do niej i po drodze chwyciłam srebrne shurikeny. Amanda miała teraz w ręku kolejną katanę. Rzuciłam jednego shurikena i broń wypadła jej z dłoni. Podeszłam do dziewczyny i stanęłam przed nią. Amanda trzęsła się ze strachu. Lubiłam ja męczyć, a teraz była na to idealna pora. Zmieniłam się w białego wilka i usiadłam na ziemi. Dziewczyna zaczęła piszczeć i wymachiwać rękoma. Znudzona ziewnęłam i z powrotem zmieniłam się w człowieka.
- Masz tu zostać. Jak się ruszysz to uwierz mi, że zobaczysz co to znaczy " niebezpieczny wilk".
Wyszłam z sali i podeszłam do Dragonixy. Wilk powoli zaczął się budzić. Po pięciu minutach, które trwały dla mnie całą wieczność Draga otworzyła oczy. Uśmiechnęłam się, a po moim policzku spłynęła kolejna łza. Draga zmieniła się w człowieka. Przytuliłam ją, a dziewczyna przytuliła mnie...
(Dragonixa? Dzięki, że mnie zabiłaś... Nie ma to, jak takie porządne i z rozmachem zmartwychwstanie XD )

9 marca 2016

Od Anthony'ego cd. Lorema

Źrenice Anthony'ego rozszerzają się gwałtownie, uśmiech staje się jeszcze szerszy. Chłopiec okręca się na pięcie, dając upust energii. Zupełnie zdaje się nie myśleć o konsekwencjach i o rdzawej cieczy oblepiającej mu dłonie. Łapie Lorema za nadgarstki, zostawiając na nich czerwone ślady. 
- Pozwolisz mi być Sherlockiem, co?
Mężczyzna nie odpowiada, jego twarz pozostaje zupełnie obojętna. 
Nie dostrzegają Jinny, która, szukając książki, dotarła aż tu. Stała z boku patrzyła na niziutkiego chłopca z rozmazaną krwią na policzku i niezwykle rozentuzjazmowanym wyrazem twarzy, co podejrzanie kontrastowało z trupem leżącym obok, ściskającego ręce wysokiego mężczyzny, z lekkim zakłopotaniem przyglądającego się młodemu towarzyszowi. 
Ich uwagę zwraca dopiero odgłos upadających 62. kilogramów na wykładzinę. Obaj jednocześnie odwróciły głowy w tamtą stronę. Lorem mruczy coś pod nosem i podchodzi do dziewczyny. Ta otwiera powieki dopiero po kilku chwilach. Niemal odskakuje od Lorema. 
- Co...
Wodzi wzrokiem od mężczyzny do Anthony'ego, który teraz kuca przy Stefanie i przygląda się mu przez wyimaginowaną lupę, mrucząc sam do siebie abstrakcyjne teorie. 
- Czy to jest... czy to był...
Skryba przeczesuje dłonią srebrno-błękitne włosy. 
- ...żywy człowiek? Och nie, oczywiście, że nie. Widzisz, Anthony przeprowadza eksperyment. 
- Eksperyment? - Powtarza za nim głucho. Chłopiec odrywa wzrok od nowego przyjaciela i spogląda uważnie na dwójkę dorosłych. Nie ma pojęcia, jak zareagować. A zdaje sobie sprawę, że cokolwiek by powiedział, zaszkodziłoby jemu i Stefkowi. Więc, po raz pierwszy od bardzo dawna, milczy.
-Tak, projekt do szkoły. Potrzebował odpowiednich warunków, a ta część biblioteki jest tak rzadko uczęszczana, że nada się idealnie. 
Antek z trudem powstrzymuje komentarz. Przysiada na stopach i zatyka usta dłońmi. Jinni powoli podnosi się z ziemi. Kiwa głową, poprawiając włosy. 
- Posprzątajcie tutaj później. 
Odprowadzają dziewczynę spojrzeniem. 
- My? - Wtrąca Lorem z kwaśną miną. Odwraca się do Antka, który zajęty jest robieniem zdjęć wszystkiego dookoła, począwszy od rzeczy osobistych Stefana, na całym pokoju i okolicach skończywszy. 
- Możemy iść. - oznajmia wreszcie chłopiec, uśmiechając się promiennie. 
- Gdzie?
- To to za pytanie? Do cukierni oczywiście! No chodź, ja stawiam.
Odpowiada mu tylko ciche westchnienie Lorema.

(Lorem? Aż mi normalnie żal Skryby xd)

Od Adrienne cd. Tavari'ego

(cd. tego)
Endi? Serio? Chciało mi się śmiać gdy to usłyszałam, ale no cóż.
Weszliśmy do lokalu i usiedliśmy przy stoliku.
- Każdą nieznajomą dziewczynę zabierasz od tak do restauracji? - zapytałam podnosząc lekko jedną brew.
- Nie powiem - mrugnął do mnie i spojrzał do menu.
- A dlaczego lubisz to miejsce?
- Podają tu dobre jedzenie i jest dosyć przyjemnie - rozejrzał się po niewielkiej sali - bierzesz coś?
- Jeśli stawiasz?
- Jeśli stawiam - uśmiechnął się.
- No to może... - przejrzałam kartkę - może omlet z serem i lemoniadę?
- Ok.
- A ty nic nie zjesz?
- Jeszcze nic nie wybrałem.
Do naszego stolika podeszła młoda kelnerka i odebrała zamówienie. Tavari poprosił na razie o szklankę wody.
- Szczerze mówiąc to głupio mi jeść samej. Wychodzę na grubasa - zaśmiałam się lekko, ale muszę przyznać, że dawno nie zjadłam porządnego obiadu.
- Spokojnie, i tak jesteś chudsza ode mnie.
- Wiem to - uśmiechnęłam się łobuzersko - ale to, że czuję się jak totalny obżartuch to co innego.
Oboje się zaśmialiśmy, a chwilę później ta sama dziewczyna przyniosła danie i napoje. Chłopak zapłacił.
- Smacznego - skinął głową, dając mi do zrozumienia żebym jadła więc złapałam niezgrabnie sztućce i przedziwnie wyginając ręce zaczęłam kroić omleta.
- Aż żal patrzeć jak się męczysz - Tavari wybuchł głośnym śmiechem.
- Haha, bardzo śmieszne - przeżuwając kęs jedzenia powoli klaskałam w dłonie.
(Tavari?)

8 marca 2016

Od Tytanii cd. Somniatisa

Demon spojrzał z nienawiścią na mężczyznę. Po krótkim czacie zaczął recytować jakieś przekleństwa w nieznanej mowie. Na usta Tytani wpełzł charakterystyczny dla demonów rekini uśmiech i już szykowała się od zadania ciosu, kiedy coś odepchnęło ją od Atisa na bok. Uderzenie było niezwykle silne. Potem zaczęła słyszeć czyjś głos. 
- Opanuj się! - warknął. 
Dziewczyna rozpoznała głos swojego towarzysza. Poczuła się o wiele lepiej, jednak nadal nie mogła opanować gniewu. Demon, który posiadł jej ciało nadal nie rezygnował. Po dłuższej chwili gniew jednak ustąpił, a macki mroku rozpłynęły się w powietrzu, jakby nigdy ich nie było. Obok mężczyzny dziewczyna zauważyła czarnego smoka. Ogromny i straszny. Terror spojrzał na swoją właścicielkę i poleciał do niej. Tiffany tylko pogłaskała go po pysku i powiedziała:
- Dziękuję. 
- Jesteś moją właścicielką. Cóż miałbym zrobić? Jeżeli byś chciała, mogę cię podwieźć... tam gdzie wędrujesz, ale na towarzystwo nie licz! Wiesz, jak ja nienawidzę obcych. A tego mężczyznę uratowałem tylko przy okazji. 
Misao wpatrywała się zdezorientowana w ogromnego smoka i wyjąkała:
- Ty...ty.... Najpierw próbujesz nas zabić, a potem nasyłasz na nas tą ogromną jaszczurkę?! 
Smok tylko coś burknął i przysunął się do Misao, po czym wyszeptał: 
- Dla ciebie, pan jaszczurka! 
Tiffany tylko uśmiechnęła się wrednie w stronę dziewczyn i zawołała smoka do siebie.
(Rue? Misao? Atis? Brak weny .-. A jeżeli cos znowu namieszałam, to wybaczcie .-.)

7 marca 2016

Od Somniatisa cd. Rue

  Świat przed jego oczami wariował. Najpierw mgła, obezwładniająca i okrywająca zmysły, a teraz... Zaatakowany niespodziewanie wirem obrazów. Stał nieruchomo, bo też nie mógł się poruszyć. Całym jego światem zawładnęła pojedyncza sylwetka, czarna i rozbita, rozwiana, falująca, ponura. Fale czerwieni wylewające się z jej oczu i falujące w gwałtownym wietrze. Stała tak samo nieruchoma jak on. Nigdy nie była piękniejsza, niż wtedy. Mężczyźnie zaświeciły się oczy obłąkańczym światłem.
  Z transu wytrącił go dopiero dziewczęcy głos, nieco nad jego ramieniem.
- No proszę, więc to ona od początku sprawiała problemy - mruknęła Misao, skrzywiona z niesmakiem. - Gdy tylko ją zobaczyłam, wiedziałam, że jest idiotką.
  Czarnowłosy spojrzał na nią z ukosa. Czar prysł.
- Ona ma czerwone oczy... - zauważyła cicho Rue. - To nie ta sama... Tiffany.
- Nie - potwierdził Somniatis, odległym głosem. - To jest znacznie potężniejsze... bardziej złe.
- Brawo geniuszu. Dostaniesz order za stwierdzanie oczywistości. A teraz lepiej coś zrób albo chodźmy stąd wreszcie, bo zaczyna być mi zimno.
  Odwróciła się na pięcie i prawie wywróciła. Mimo swej zwykłej wyzywającej postawy wykonanie tamtej bariery sporo ją kosztowało. Jedyną osobą, która tak na prawdę zdawała się nadal zdolna do walki była Rue... no i oczywiście ona. Spojrzał z nów w jej kierunku. Jej półpłynna forma zafalowała. Zdawała się czaić, by zaraz zaatakować.
- Prawdę mówiąc ucieczka zawsze jest dobrym wyjściem z sytuacji - stwierdził Atis ze stoickim spokojem. - Szczególnie, jeśli większość twoich przyjaciół ledwie trzyma się na nogach, a wróg jest potężny.
- Tchórz! - warknęła Misao, ze swojego miejsca na ramieniu brązowowłosej towarzyszki. - Tylko byś uciekał, co? Nie potrafisz nic innego zrobić dobrze!
  Postać Tytani zmaterializowała się nagle tuż koło nas. Popchnąłem do tyłu dziewczyny, wywalając je i koziołkując po twardej ziemi. W miejscu, w którym przed chwilą staliśmy macki mroku kończyły właśnie szatkować powietrze. Raptownie zastygły w miejscu i idąc za wzrokiem swojej właścicielki zwróciły w naszym kierunku. Przytłaczająca nienawiść, którą emanowały niemal przygniotła czarnowłosego do ziemi. A jednak zdołał się poruszyć. Na sekundę przed zderzeniem. Tysiąc malutkich pieczęci zapewne ocaliło mu życie. Rue tymczasem zdążyła poderwać się na nogi i odbiec kawałek ze swoją przyjaciółką. Teraz patrzyła z przerażeniem jak coś, czego nie mogła dostrzec atakuje ze wszystkich stron Somniatisa, podczas gdy ten broni się ostatkiem sił. Nie obrócił się do dziewczyn. Cała jego uwaga skupiała się na żywiołaku. Krzyczał. Jednak jego krzyk nie docierał do niej.
(Tiffany? Rue? Misao? Uratujecie jakoś biednego idiotę, czy nadszedł jego kres?)

5 marca 2016

Od Rue cd Somniatisa

Zamachnęłam się ręką. Macka wody uderzyła w bok bestii w tym samym momencie, w którym potwór zwalał się z tarczy mężczyzny. Stwór wydał z siebie dziwny dźwięk przypominający dławienie się połączone z wymiotami i padła na ziemię. Nie miałam czasu nawet złapać tchu, gdy kolejne bestie zaczęły wyłaniać się z mroku. Odetchnęłam głęboko. Zaczęłam przesuwać dłońmi w powietrzu, wybierając wodę z niego i ze wszystkiego w pobliżu: z trawy, drzew, ziemi. Brakowało mi już tchu. Powietrze wokół mnie było suche z braku wilgoci, drażniło mi gardło i skórę. Wargi miałam spękane, a oczy łzawiły, przez co musiałam wyglądać co najmniej dziwnie. Niepokoiła mnie również ta przedziwna  mgła, z której nie byłam w stanie wydobyć ani odrobiny wody. 
Mężczyzna ustawił się za mną. Kryliśmy w ten sposób nawzajem swoje plecy.
- To bez sensu. - Usłyszałam tuż przy swoim uchu jego głos. Mimowolnie zadrżałam. - One wyłaniają się znikąd. Tak się nie da walczyć. 
- To jaki masz plan. - Zapytałam. Woda otoczyła moje palce tworząc wokół nich grube sople. Zamachnęłam się ręką i posłałam je w kierunku majaczącej we mgle postaci pędzącego w naszą stronę stwora. 
- Biegniemy. - Rzucił. - A co do tych szkarad to staraj się po prostu trzymać je na dystans.
Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, złapał mnie za ramię i pociągnął na lewo. Nie miałam pojęcia gdzie biegniemy. Mgła gęstniała z każdą chwilą jakbyśmy byli zamknięci w kuli śniegowej do której ktoś cały czas napuszczał dym. Wtem przed nami rozległ się huk, głośny, niczym wystrzał armatni. 
Dostrzegłam Misao zaledwie kilka sekund później, stała przed nami. Wokół jej dłoni tańczyły iskry. Szykowała kolejną błyskawicę i nawet, gdy nas dostrzegła nie spuściła gardy.
- Gdzieś ty polazła?! - Wrzasnęła do mnie. Jej głos drżał ze zmęczenia i złości. Posłała towarzyszącemu mi mężczyźnie mordercze spojrzenie. - A ty powinieneś ogarnąć swoją niunię. Zamiast mi pomóc to sobie poszła, głupia.
- Jak to poszła? - Spojrzał na nią marszcząc brwi.
- No po prostu poszła. Stała sobie i patrzyła jak walczę o życie, więc zawołałam ją żeby ruszyła cztery litery i mi pomogła o ona sobie poszła...
Nagle powietrze wokół nas zafalowało i mgła zaczęła gwałtownie opadać, jakby niewidzialna siła przyciągała ją do ziemi, odsłaniając chmarę przyczajonych bestii zwróconych w naszą stronę. 
- Do mnie. - Wrzasnęła Misao niemal w tym samym momencie, gdy stwory wystartowały prosto na nas.  Puściliśmy się biegiem do Misao. Słyszałam za sobą tendencje setek łap. Moja przyjaciółka uniosła ręce, wokół których tańczyły płomienie, i zaczęła wykonywać nimi ruchy, zmuszając płomienie do powiększania się i wirowania. Potykając się dobiegłam do Misao i przykucnęłam obok niej. Mężczyzna stanął za mną. W powietrzu pojawił się niezrozumiały dla mnie symbol. Misao stworzyła wokół nas coś na wzór ognistego leja. Bestie albo nas mijały i pędziły dalej albo zderzały się z tarczą i zmieniały w pył. Trwało to kilkanaście sekund. Potem Misao opuściła ręce, oparła dłonie ma kolanach i ciężko łapała oddech. Powoli podniosłam się z kolan i podeszłam do niej.
- Będę żyć. - Rzuciła chrapliwie w moją stronę. Zatrzymałam się obok niej i spojrzałam na mężczyznę. Stał wpatrzony w przestrzeń przed siebie. Spojrzałam w tamtą stronę. Tam, gdzie jeszcze przed chwilą stała armia stworów dostrzegłam Tiffany. Stała nieruchomo jak posąg. Z daleka jej oczy zdawały się być czerwone jak krew. 
(Tiffany, Somniatis??)

Od Tavari'ego cd Adrianne

Dziewczyna wzruszyła ramionami, jakby sama nie wiedziała, czy się zgubiła, czy po prostu tak sobie siedziała. 
- Okej, a z której areny jesteś? - zapytałem - Bo na pewno nie z tej - dodałem znacząco. 
- Z pierwszej - ponownie wzruszyła ramionami.
Wydawała mi się trochę... nieobecna? Albo po prostu taka grała, żeby mnie spławić. Tak czy siak postanowiłem spróbować:
- Jestem Tavari, a ty?
- Adrianne - odparła.
- Wiesz, Adi... niedaleko jest fajna knajpka, właśnie tam idę. Może poszłabyś ze mną? - zaproponowałem.
- Nie Adi - zaprzeczyła twardo - Di albo En. I w sumie... mogę się przejść, czemu nie?
Kiedy szliśmy już chodnikiem w stronę Qui e Qui - jednej z moich ulubionych knajpek zacząłem się głośno zastanawiać:
- Di... En. Di-En, En-di. Mogę ci mówić Endi? Bardzo dobrze mi się kojarzy to słowo.
- A z czym? - zapytała, chociaż oboje wiedzieliśmy, że tak łatwo się tego nie dowie.
- Tajemnica - uśmiechnąłem się, było jednak jasne, że kiedy wróci do domu od razu sprawdzi w necie (o ile go ma).
Po chwili znaleźliśmy się już przed Qui e Qui.
- Zapraszam - powiedziałem, otwierając przed dziewczyną drzwi.
Mój 'kochany talizman' mruknął za mną:
~Uciekaj.
Oczywiście go olałem. Mamy teraz jakieś 50% szans na to, że stanie się coś złego.
Weszliśmy w głąb sali. Zaraz zaprowadziłem Endi do mojego ulubionego miejsca: niedaleko baru, ale za zasłonką z rozłożystego, ozdobnego drzewka.
Qui e Qui było maleńką restauracyjką z tylko dwoma salami (ta druga, mniejsza przeznaczona dla osób palących), ale za to jedzenie było tu pyszne.
- Podoba się? - zapytałem, ciekaw, czy aby na pewno dobrze wybrałem lokal. Z doświadczenia wiedziałem, że złe miejsce to złe spotkanie.

(Adrianne?)

1 marca 2016

Od Somniatisa cd. Tiffany

  Od momentu, w którym pojawiła się mgła zostali rozdzieleni. Błądził. Po raz pierwszy w życiu kluczowy zmysł Somniatisa, jego wzrok, został przyćmiony przez ten fajujący, jednolity obłok. Biel, biel. Tylko to widział. Szedł, obracając się za siebie, wypatrując czarnych, zielonych i szarych błysków swoich towarzyszy. Nie było ich. Nigdzie ich nie było. Raz po raz z mgły wyłaniał się jakiś potwór... Mężczyzna nurkował wtedy we mgle, zagubiony i otępiały. Coraz głębiej uciekając w szaleństwo. Szaleństwo, któremu przecież tak dawno położył kres.
  Wpadł na kogoś. Już chciał ponownie zniknąć, gdy zrozumiał na co patrzy. Ta urocza, szara myszka, lśniące złote oczy i przerażony wyraz twarzy. Wokół jej ręki nadal owijała się wodna macka. Chlusnęła na mężczyznę silnym strumieniem wody i gdyby instynktownie nie uchylił się przed nią, pewnie leżałby teraz na ziemi.
- Rue - powiedział, tworząc w powietrzu pieczęć rozjaśniającą. Jak mógł o niej zapomnieć? Przecież to podstawy! Obrzuciła go spojrzeniem pełnym ulgi. Była chyba bliska rzucenia się mu na szyję, co musiał przyznać Atis, sam byłby skłonny zrobić, gdyby jeszcze chwilę pobył sam w tej zupie.
- Widziałeś Misao? - spytała. - Rozdzieliło nas...
- Nas też - przyznał. - Nie wiem, gdzie są.
  Czarnowłosy powoli się uspokajał. Teraz, gdy widział, choć jedną przyjazną duszę czuł, jak jego zmysły wracając do normy. I ten właśnie moment wybrał sobie jakiś zdeformowany wężowo-wilczy stwór skacząc między rozmawiających. Oboje zrobili krok w tył, gdy mutant zasyczał na nich, ujawniając dwa masywne kły jadowe i rozdwojony język. Na ramieniu Somniatisa pojawiła się olbrzymia pieczęć, która po chwili przybrała formę jarzącej się na niebiesko tarczy. Rue obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem i pisnęła z dezaprobatą.
- Lepiej wyczaruj coś do walki... ta blacha nie pomoże!
- Ja nie walczę... - oznajmił, patrząc na nią nieco zmieszany. - Zresztą to chyba jedyna forma, którą mogę w te-
  Olbrzymie cielsko uderzyło w jego osłonę, niemal go przewracając. W ostatniej chwili przekrzywił tarczę tak, by osunęło się na bok.
(Rue? Tiffany? Misao? Co tam?)

28 lutego 2016

Od Dragonixy cd. Sini

Obydwie na raz gwałtownie poderwałyśmy się już w ludzkich postaciach i czekałyśmy na osobę, która miała przyjść... Ciężkie kroki wchodzącej osoby nagle zmieniły się w postukiwanie pazurów o posadzkę... To wilk? Brzmiał na giganta... Wyłonił się nagle zza rogu znajomy czarny wrogi pysk.
- Kopę lat, Dragonixo... - wywarczał z nieprzyjemnym uśmiechem, obnażając wszystkie pożółkłe zębiska.
Zanim Bezimienna zdołała w ogóle zareagować, ja skoczyłam mu do gardła i zaczęłam się z nim szarpać. Na posadzkę prysnęła krew. Czarno-zielone i czerwone skrzydła biły o ciała i haczyły się o siebie nawzajem, z każdym uderzeniem powodując donośny łomot. Wreszcie powaliłam go i przycisnęłam łapę do gardła.
- Co ty tu robisz?! - wyszczekałam. Żebra ociekały mi krwią, a tylne łapy trzęsły mi się z nadmiaru emocji.
Throgall tylko przełknął ślinę zmieszaną z krwią i zaśmiał się.
- Cały czas... obserwowałem cię... Każdy twój... krok... - wydusił, a z każdym jego słowem coraz mocniej go przyduszałam. Miałam ochotę zmiażdżyć mu krtań.
- Draga, zostaw go! - fuknęła na mnie Bezimienna i zepchnęła mnie z niego. Basior wstał i zaszedł na jej stronę ze śmiechem.
- No właśnie - mruknął z tryumfem w głosie. - W końcu jestem jej kuzynem. A chyba nie zawiedziesz koleżanki zabijając mnie na jej oczach...
Roztrzęsiona podniosłam się z podłogi, chociaż łapy uginały mi się pode mną.
- Bez... Nie mów, że jesteś po jego stronie - wyrzęziłam. - Nie mów... że ty!... Jak możesz! - ryknęłam.
W tym momencie do mieszkania wbiła się zaciekawiona Samanta. Już miała coś powiedzieć, ale na mój widok stanęła jak wryta i otworzyła usta w zdumieniu. Po chwili wydarł jej się z gardła jęk i popłakała się ze strachu.
- Co tu robią wilkiii!!! - wyszlochała, lecz kiedy poderwała się do ucieczki, chwyciłam ją za kostkę krwawym ramieniem, korzystając w ten sposób z nowej mocy.
- Nigdzie nie idziesz - warknęłam i zaciągnęłam ją na kanapę, gdzie cała w szoku straciła przytomność.
Łypnęłam na Bez i Throgalla.
- Macie zamiar być przeciwko mnie oboje? Czy staniesz po mojej stronie, Bez? - rzuciłam.
Bezimienna po chwili wahania w wilczej formie stanęła naprzeciwko swojego kuzyna. Ten tylko patrzył na nas swoim płomiennym wzrokiem i uśmiechał się, jakby nie robiło to na nim wrażenia lub jakby właśnie tego się spodziewał.
- Wreszcie mamy okazję normalnie zawalczyć - mruknął.
Nawet chwila nie minęła, a już w trójkę zajadle się żarliśmy. Po paru minutach intensywnej walki Throgall chwycił kuzynkę kłami za podbrzusze i szarpnął tak mocno, że wylały jej się jelita. Gdy to ujrzałam, wraz z przypływem adrenaliny przemieniłam się w smoka, chwyciłam jego łeb w zęby i zionęłam ogniem, żeby go przypalić. Z płonącą głową chwiejnie wpadł na okno, szyba się zbiła, a ten wypadł na zewnątrz. Bez wahania nosem wsadziłam wnętrzności Bezimiennej z powrotem do środka i użyłam mocy by zasklepić ranę zakrzepniętą krwią. Zdyszana opadłam z sił i straciłam przytomność...

(Sini?)

Od Tiffany cd. Misao

Dziewczyna spojrzała niespokojnie na stwora. Był on ogromny... Jego zęby były ostre jak noże, a pazury przypominały zakrzywione haki. Stwór stał nieruchomo. Czekał, aż dziewczyna się poruszy, aby ją zaatakować. Tiffany jednak wiedziała dobrze, jakiego zaklęcia użyć... Wyciągnęła powoli ręce w stronę stwora, który chciał ją ugryźć. Oczy dziewczyny zajaśniały, a zza jej pleców wyskoczył cień. Widmo przypominało warga. Ów cień skoczył na potwora i wgryzł się w jego bok. Krew tryskała strumieniami, brudząc przy tym ubranie Tytanii. Potem stworzyła mgłę. Ów mgła przepełniona była strachem. Najgorsze lęki wszystkich stworzeń. Inne pokraki widząc mgłę natychmiast uciekały. Dziewczyna była z siebie dumna. Nagle z mgły wyłoniła się jakaś postać. Wyglądała tak samo jak Tytania. Jedyne, co je rozróżniało, to oczy. Demon, który miał przypominać Tytanię miał szkarłatne oczy i zwężone źrenice. Wyciągnęła dłonie w stronę dziewczyny. 
- Sssłodkich ssssnów. - wysyczała.
Tiffany wpatrywała się w nią jak zahipnotyzowana, a po kilku sekundach zemdlała, a mgła opadła. Gdy się obudziła, poczuła się jakoś nieswojo. Spojrzała na pobliską kałużę. Wyglądała zwyczajnie. Chociaż nie! Jej oczy... były szkarłatne. Dziewczyna uśmiechnęła się złowrogo w stronę odbicia, po czym wstała. Na polu walki nie było nikogo... Znieruchomiała więc i czekała. Nagle usłyszała krzyki. Pobiegła wiec w stronę odgłosu i zobaczyła Misao, walczącą z dwoma stworami. Misao spojrzała na Tytanię i powiedziała:
- Będziesz tu tak sterczeć, czy mi pomożesz? 
Tytania jednak stała w miejscu. Jakaś siła jej kazała. Nagle zrozumiała. Nie panowała nad swoim ciałem...
(Misao, Rue, Somniatis? Tak jakoś wyszło...)