31 grudnia 2017

Od Camille cd. Calii

Gdy wyrzuciłam z siebie ostatnie słowo. Poczułam, jakby właśnie opuściło mnie wszystko. Napięcie, stres, uczucia. Byłam pusta. Już nawet nie byłam Camille Belcourt. Ukryłam twarz w dłoniach. Jednak po chwili znów je opuściłam, by spojrzeć na Calię. Patrzyła na mnie dalej, nie ruszyła się i przez chwilę miałam nawet wątpliwości czy oddycha.
- Cal? - zapytałam drżącym głosem. - Wszystko w porządku?
- Tak - powiedziała, opuszczając stan otępienia - Wiesz - na jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech - Byłam mądrzejsza, dlatego cię oddała.
- To nie jest śmieszne.
- Przyznaj, że trochę jest.
- Nie jest - zmierzyłam ją morderczym spojrzeniem. Uniosła ręce w górę w geście kapitulacji. - To trochę dziwne.
- Poprawka, Cam, to jest BARDZO dziwne.
- Musimy się  dowiedzieć czy to prawda...
- Przydałoby się - przerwała mi. Westchnęłam ciężko. - Musimy jakoś sprawdzić, czy to prawda.
- Tylko jak? - chwilę trwałyśmy w zawieszeniu, myśląc o możliwych sposobach na rozwiązanie tego problemu.
- Może jakieś akta? - spytałam. - Patrząc na wiek musiałybyśmy być bliźniaczkami. Wiesz, jeżeli to prawda, to urodziłabym się raczej niedaleko twojego miejsca zamieszkania. Na pewno nie we Francji. To trochę daleko.
- Mogli cię przenieść? - wtrąciła Calia.
- Tia. I co się stało. Porwała mnie mafia sycylijska? Jaaaaaasne.
- Właśnie! Mafia! - spojrzałam na nią jak na kretynkę.
- Tak. Mafia. Na przykład taka jak moja. M-A-F-I-A. Dwie sylaby, pięć liter i tak dalej.
- Ha! MAFIA!
- Calio Ace - przywołałam ją do względnego porządku - tłumacz się.
-...
(Cal? :3)

30 grudnia 2017

Od Calii cd. Camille

- W porządku? - zapytała dziewczyna bezbarwnym głosem. Widziałam, że była jakaś nieobecna.
- Mam całe plecy rozorane pazurami, jest okej - parsknęłam, na co Cam po prostu skinęła głową. - Camille? - Pomachałam jej ręką przed twarzą. - Wracaj do mnie!
Brunetka potrząsnęła głową.
- Wybacz, zamyśliłam się - Uśmiechnęła się wymuszenie, a wzrok nadal miała pusty. - Chodź, trzeba cię opatrzyć.
Spojrzałam na nią przenikliwie.
- Dobra, podjedźmy do mnie - podjęłam decyzję. - Jest najbliżej, a chcę się już wynieść z tego okropnego miejsca.
Ze wstrętem przeszłam obok martwej pantery. Cam natomiast zatrzymała się przy niej chwilę, jakby chciała ją zmusić jeszcze do powiedzenia czegoś istotnego.
- Camille? W porządku? - zapytałam.
- Tak, tak - odpowiedziała, trochę zbyt szybko. - Po prostu... Chodźmy już stąd.

***

- Ała, to boli! - syknęłam, gdy na moich plecach poczułam charakterystyczne pieczenie. Trochę zbyt charakterystyczne.
- Przepraszam - usłyszałam bezbarwny głos Camille. Zagryzłam mocno wargę. Ja ją kiedyś zastrzelę.
- Cam! - syknęłam po raz kolejny, gdy nadmiar środka odkażającego wylądował na moich plecach.
- No staram się no - odpowiedziała dziewczyna w obronie.
- Czy ty to robisz specjalnie?! - krzyknęłam w końcu, gwałtownie podnosząc się z taboretu.
- Nieee... - Na ustach brunetki wymalował się lekki uśmiech. Nareszcie. - No, może trochę...
Spojrzałam na nią z wyrzutem.
- Co się z tobą dzieje, Belcourt? - zapytałam ostro, siadając przodem do dziewczyny. Ta wzdrygnęła się, słysząc swoje nazwisko. - Coś ci powiedziała ta psychopatka? O co chodzi?
- O nic, jest w porządku - skłamała Camille. Spojrzałam na nią z powątpiewaniem.
- Nie potrzebuję twojego magicznego pierścionka, żeby zauważyć, że nie jest. Po pierwsze, jesteś jakaś dziwna. - Zmarszczyłam brwi i zlustrowałam ją wzrokiem. - W każdym razie dziwniejsza niż zwykle. No i odkąd zastrzeliłaś Kisasi twoje uczucia są... cóż, mieszane. Tak chaotycznie chyba jeszcze z tobą nie było. Więc co ci powiedziała?
Camille uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Chwilę milczałyśmy, po czym wzięła głęboki wdech, a oczy jej się trochę zaszkliły.
- Ja... Nie... - zaczęła się plątać, więc wzięła kolejny wdech i zacisnęła palce na bluzce. - Powiedziała mi... że nie jestem Belcourt, Calia. Powiedziała mi, że... że... - przełknęła ślinę - że jestem Ace - dodała cichutko, ledwo słyszalnie. Jednak ja usłyszałam ją bardzo wyraźnie. I to, co usłyszałam, wręcz zmroziło mnie na miejscu.

(CAM? ;3 SIBLINGS, SIBLINGS XD)

28 grudnia 2017

Od Camille cd. Lorema

Przez całą moją podróż z Loremem dałam radę nauczyć się kilku rzeczy, Jednak dość ważną było to, że kiedy boli mnie głowa, dzieje się coś złego. A że głowa bolała cholernie, wręcz pulsowała, czułam, że coś jest bardzo, ale to bardzo nie tak. I to wcale nie dlatego, że moje nogi i ręce były związane. I na ustach miałam knebel. Najbardziej bałam się, bo wyczułam brak mojego pierścienia. Otworzyłam oczy. Niewiele to pomogło, bo ciemność była nieprzenikniona. Dopiero po kilku minutach moje oczy trochę się przyzwyczaiły. Za plecami wyczułam kamienną ścianę. Byłam w zimnej i wilgotnej celi. No świetnie. Jedynym wyjściem na zewnątrz były drewniane drzwi okute żelaznymi blachami. Zdecydowanie nie poprawiło mi to samopoczucia. W rogu zauważyłam bałdę czegoś, co wyglądało jak połączenie koców i słomy. Próbowałam się oswobodzić z więzów, jednak było to niemożliwe. Zabrali mi prawie wszystko. Zaczęłam się szamotać, czując coraz większą wściekłość. Na siebie, na więżących mnie tutaj, w ogóle na cały świat. Pierwszy raz od bardzo dawna czułam się taka bezbronna. Jęknęłam z rezygnacją. Wtedy koce poruszyły się. Wrzasnęłabym ze strachy, gdyby nie knebel.
- Camille? - usłyszałam słaby głos.
- Lorem? - chciałam zapytać, jednak z moich ust wydobył się bełkot. Po chwili znajoma sylwetka wyłoniła się z ciemności.
- Cam, jak się cieszę, że tu jesteś! Znaczy no - stropił się - nie cieszę się, że nas uwięzili, ale cieszę się, że nie jestem sam.
 Uśmiechnęłam się na ile to było możliwe.
- Jak to? - podczołgał się do mnie - Zakneblowali cię? Dlaczego mnie nie? - wzruszyłam ramionami. - Ach no tak! - powiedział nieco głośniej - możliwe że to ze względu na twoją moc.
 Pokiwałam głową, ale po chwili już musiałam udawać, że wszystko jest w porządku. Coś zmroziło mi krew w żyłach. Przecież nie mówiłam Loremowi o mojej mocy. Skąd. On. Wie.
(Loruś? Co tam u Ciebie, słońce? XD)

Od Camille cd. Calii

Pociągnęłam za spust. Kula trafiła w lewą tylną nogę pantery. Bałam się celować bliżej serca, gdyż mogłam chybić i zamiast Kisasi zabić Calię.
- Ja ją wykończę - powiedziałam - Dasz radę sama zająć się Kajuszem?
- Ja nie dam rady? - zapytała Calia, uśmiechając się krzywo, po czym dotknęła ściany i zniknęła z moich oczu. Pomimo tego, że była ranna, miała przewagę niewidzialności, dlatego też liczyłam na to, że uda jej się pokonać przeciwnika. Pantera odsunęła się nieco, starając się umieszczać jak najmniej ciężaru na zranionej nocy. Wyszczerzyła zęby i syknęła na mnie.
- Syczą węże, nie pantery - rzuciłam z sarkastycznym uśmiechem. - Chyba, że masz tu ze sobą całe zoo, słonko.
- Nie martw się, Camuś. Poradzę sobie - zerknęła na Kajusza - Po lewej - sarknęła zirytowana, a Kajusz teleportował się kilka metrów dalej od domniemanego miejsca aktualnego przebywania Calii.
- Jakieś ostatnie słowa? - zapytałam.
- Tak. Giń - rzuciła, po czym skoczyła, chcąc wbić pazury w moją twarz, szyję i klatkę piersiową. Jednak byłam na to przygotowana. Rozległy się dwa strzały, żaden z nich nie był ostrzegawczy, a czarne cielsko zsunęło się na ziemię. Z dwóch ran sączyła się krew, mocząc i zlepiając futro. To był sam schyłek życia Kisasi.
- I po co było zaczynać? - spytałam retorycznie.
- Warto było - odparł mi cichy głos przyszłej denatki. - Niedaleko pada jabłko od jabłoni, Ace.
- Zwiał mi! - usłyszałam krzyk sfrustrowanej Calii.
- Zamknij się - uciszyłam ją - Jestem Belcourt. - rzuciłam do Kisasi. - Camille Belcourt.
- Nie - odparła cichutko, po raz ostatni wyciągając łapę, by spróbować mnie zranić, jednak nie miała na to siły. Kisasi Takamoto odeszła z tego świata...
- Mam nadzieję, że będzie się smażyć w piekle - rzuciła Calia, po czym jęknęła z bólu.
-...
(Cal? Ach te dzikie akcje :> Siblings? Siblings.)

26 grudnia 2017

Od Argony cd. Calii

  W lokalu zrobiło się jakby luźniej, a wiele osób jeszcze w tamtej chwili wstawało, płaciło i wychodziło, jakby szykując się na walkę. Calia osunęła się, nieprzytomna, gdy dłoń mężczyzny uderzyła ją w kark. Nie zdążyła jednak upaść, gdyż złapał ją w pół. Alpha przemieniła się w wilka i śmignęła pod jego nogami, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że zostawia towarzyszkę na pastwię tego człowieka. 
  Drzwi zostały jej jednak zastąpione przez dwie pary ciężkich glanów i masywne gitary. Mrok wokół postaci zafalował i rozsadził podła instrumentów sprawiając, że zaskoczeni ludzie odskoczyli na boki, a Argona, już w swojej ludzkiej formie, pchnęła drzwi i wydostała się z Herbaciarni. Rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie na Eminema, przekazującego Szafir w dłonie nieco zdezorientowanego chłopaka, i czmychnęła w boczną uliczkę. 
  Z momentem opuszczenia budynku była już nieuchwytna dla pozostających w nim Feldgrau. Herbaciarnia została tak umiejscowiona, by nie dopuścić do sytuacji, w której ścigany zostaje zapędzony w kozi róg. Korso dobrze to przemyślał.
  Znów jako zwierzę, czarnowłosa potruchtała krętymi uliczkami, by oddalić się nieco od budynku i przemyśleć sytuację. Calia została w środku, jednak nie było winą Alphy, że dała się zajść od tyłu. W duchu jednak czarnowłosa czuła, że obie dały się zajść. Szafir miała jednak nieszczęście być bliżej przybyłego.
  Argona przypomniała sobie o karteczce, którą otrzymała od tamtej kobiety i spojrzała na nią. Ku swojemu zdziwieniu znalazła na niej nalepkę pandy i adres. Czy tamta kobieta była człowiekiem-pandą? Myśl wydała się absurdalna, jakby wcześniej cała ta sprawa taka nie była.
  Czarnowłosa wróciła myślami do towarzyszki. Feldgrau nie powinni mieć do niej pretensji, gdy już odkryją, że nie jest wilkiem. Powinny były ustalić jakiś punkt zborny, bo teraz Argona nie była pewna, czy tak łatwo będzie im się odnaleźć. A skoro już postanowiła podzielić się z tamtą dziewczyną posiadanymi informacjami teraz nie było już sensu jej unikać. Wtem dziewczyna niemal uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Niemal, bo zapomniała, że nie ma dłoni. Zatem wyszło to inaczej, niż zamierzała. Przemieniła się w człowieka i wyjęła z kieszeni telefon. Wystukała szybką wiadomość do Szafir, podając jej adres, blisko tego przekazanego przez kobietę. Dziewczyna powinna zrozumieć.
  Alpha schowała telefon i wyrośnięty, czarny pies ruszył w podróż do wyznaczonego celu.
(Calia? Wystawiłam cię, jak się z tym czujesz? Mam nadzieję, że Feldgrau za bardzo cię nie poturbuje XD)

Od Lorema cd. Camille

  I nie był to bynajmniej Lorem, ponieważ chłopak nie wyszedł z hotelu. Właściwie to cały czas siedział w jadalni, gdzie zostawiła go dziewczyna. Dobrze wiedział, że nie powinien był mieszać się w jej życie prywatne. Powtarzał to już sobie nawet kilka razy, jednak za każdym razem...
  Nie, tym razem nie poszedł za nią. Pozostał całkiem sam w olbrzymim, pełnym ludzi hotelu, tak obcym teraz, gdy nie było w nim już niczego, co wiązał abstrakcyjnym z Domem. 
  Wreszcie wstał od stołu i udał się w kierunku swojego pokoju. Mijając zupełnie nieznaną sobie kobietę po jego plecach przeszły ciarki, które zmusiły go do odwrócenia się. Znieruchomiał ze zdziwienia, rozpoznając kobietę.
- Camille - powiedział, zatrzymując ją w pół kroku. Znajoma-nie-znajoma odwróciła się do niego i zlustrowała wzrokiem, po czym się uśmiechnęła, jakoś sztucznie.
- Ah, Lorem, właśnie cię szukałam! Z całego tego zamieszania kompletnie cię nie zauważyłam. - I nim mężczyzna zdążył cokolwiek powiedzieć rzuciła mu się w ramiona i mocno go przytuliła. - Oh, już się bałam, że mogłeś zrobić coś głupiego i że jak tu wrócę, to ciebie tu nie będzie. Co ja bym wtedy zrobiła, co Lor?
  Jasnowłosy uspokoił się nieco. Odsunął dziewczynę delikatnie i uśmiechnął się słabo.
- O nic nie będę pytał - obiecał cicho. 
- Dziękuję. - Camille chwyciła go za rękę. - A teraz chodź, jest jeszcze coś, co chciałabym ci pokazać na mieście.
  Nie czekając na odpowiedź pociągnęła jasnowłosego w tylko sobie znanym kierunku. Wydostali się z hotelu i wkroczyli w tł[mr]oczne miasto. Camille do perfekcji opanowała przemieszczanie się w tłumie, za to Lorema zaczęła coraz bardziej boleć głowa od natłoku emocji. Chciał poprosić dziewczynę, by wybierała mnie uczęszczane uliczki, jednak przez gwar dookoła jego głos i tak by się nie przebił. Zresztą powinna o tym chyba pamiętać. Mężczyzna posmutniał nieco. Może mimo wszystko nadal jest zła i chce go w ten sposób ukarać za wtykanie nosa w nieswoje sprawy? Zwiesił smutno głowę i dał się prowadzić, nawet nie patrząc do końca, gdzie idzie, częściowo ogłuszony przez natłok wrażeń, częściowo przez poczucie winy.
  Gdy się zatrzymali, stali pod wiatrówkowym punktem Paryża - wierzą Eiffla. Serce, pompujące turystów z jednej strony miasta, na drugą. Kluczowy punkt podróży wszelkiego rodzaju krwinek, odwiedzających to upiorne miasto. 
- Zobaczysz, widok z szczytu wieży jest niesamowity! - oznajmiła Camille, ciągnąc mężczyznę do kasy z biletami.
- Cam, zbyt dużo ludzi... - powiedział w końcu Lorem, gdy stali w kolejce.
- Wytrzymasz - odpowiedziała dziarsko dziewczyna, klepiąc go po ramieniu.
(Camille? I nie, wcale nie mam na myśli, że się nagle teleportowałaś do hotelu :P)

25 grudnia 2017

Event - Labirynt "Otwarcie"

  "Przejścia otwierają się z cichym szczęknięciem, pokazując mrok za nimi. Nie wiesz, co może się w nim czaić, nie wiesz, czy nie zginiesz, jeśli dokonasz złego wyboru. Nie wiadomo dlaczego przypomina ci się horror "Cube", który jakiś czas temu oglądałeś. Jesteś zły na swoją wyobraźnię, zawsze podsuwa ci takie scenariusze w najgorszym momencie.

  Nie zdążasz zdecydować, co robić, gdy słyszysz cichą muzykę, dobiegającą jakby z wnętrza Fontanny. W tamtej chwili wydaje ci się miła i kojąca. Odwracasz się, by zobaczyć błękitne litery, pojawiające się naokoło Fontanny i migoczące w mistycznym świetle. Krew ci krzepnie, gdy dochodzi do ciebie, co tam pisze..."

Zasady Gry.

0. Nie rozmawiamy o Grze.
0.1. Nie rozmawiamy o Grze.
0.2 By poznać Grę trzeba w nią grać. Zawsze możesz się z niej wycofać, ale nigdy jej nie opuścisz.
0.3 Myśl o Grze cały czas.
1. Jest tylko jeden sposób wygrania Gry: Wydostać się z Labiryntu. 
2. Jest tylko jedno wyjście z Labiryntu, przez które może przejść tylko jedna osoba.
3. Koniec Gry oznacza zniszczenie Labiryntu
4. W Labiryncie czyhają liczne zagrożenia, które mogą spowodować śmierć.
5. Jednak w Labiryncie nie można zginąć.
6. Śmierć przenosi cię z powrotem do Fontanny.
6.1 Podczas Śmierci ulegasz trwałemu uszkodzeniu.
6.2 Odrodzenie wypełnia lukę, powstałą po uszkodzeniach nowymi elementami.
6.2.1 Nowe elementy mogą występować w formie.
6.2.1.1 Zmian wyglądu.
6.2.1.2 Zmian charakteru.
6.2.1.3 Zmian w fizyczności ciała.
6.2.1.4 Zmian w umiejętnościach.
6.2.1.5 Zmian w psychice.
6.2.2 Nowe elementy mogą zostać potem wymienione innymi, jednak nie muszą.
7. Przy Fontannie możesz zamienić zdobyte punkty na Kryształy Umiejętności.
7.1 Punkty zdobywasz pokonując wyzwania.
7.1.1 Wyzwania występują w trzech stopniach trudności.
7.1.1.1 Łatwe.
7.1.1.2 Średnie.
7.1.1.3 Trudne.
7.1.2 Wyzwania mogą mieć różne formy.
7.1 Kryształy Umiejętności nie ulegają zniszczeniu po wyjściu z Labiryntu.
7.2 Zdobyte w Labiryncie Kryształy Umiejętności warunkują twoją siłę.
8 Po labiryncie poruszasz się przez Terminal Discord.
8.1.1 Terminal Discord dostępny jest codziennie od 21:00 do 23:00.
8.2.1.1 Chyba, że ogłoszone będzie inaczej.
8.2 Wykonujesz ruchy do dotarcia do najbliższego wyzwania.
8.3 Wyzwania musisz się podjąć, gdy już na nie trafisz.
8.3.1 W przeciwnym wypadku ponosisz karę przewidzianą w wyzwaniu.
8.2.2 Chyba że w wyzwaniu stoi inaczej.
9. W Labiryncie są również inne elementy.
9.1 Przedmioty.
9.1.1 Zostają do użytku zgodnego z ich opisem dla ciebie.
9.2 Małe portale.
9.2.1 Przenoszą do odkrytych małych portali.
9.2.2 Ich numeracja jest przypadkowa.
9.3 Duże tunele czasowe.
9.3.1 Przenoszą do zakończenia tunelu.
9.3.2 Jeśli jest więcej, niż jedno, robią to losowo.
9.4 Drzwi.
9.4.1 Do otwarcia potrzebny jest klucz lub hasło.
9.4.2 Możliwe do znalezienia w korytarzach.
9.4.3 Możliwe do wylosowania po wykonaniu zadania.
10. Wykonane zadania, otwarte drzwi, odblokowane portale są dostępne dla wszystkich.
11. Dopuszczalna jest walka między dwoma postaciami na tym samym polu.
11.1 Wygrywa postać z większą ilością punktów w małej statystyce, zdobytych w Labiryncie.
11.1.1 Mała statystyka to punkty zdobyte w Labiryncie, rozdzielone do trzech kategorii:
11.1.1.1 Siła - odpowiada za moc ataków fizycznych
11.1.1.2 Szybkość - odpowiada za unik
11.1.1.3 Moc - odpowiada za moc ataków magicznych
11.1.1.4 Wytrzymałość - odpowiada za ilość życia.
11.1.1.4.1 Bazowa wytrzymałość to 100. Bazowe pozostałe statystyki to 10.
11.2 Po zakończeniu Eventu punkty ze wszystkich statystyk zostaną zamienione na żetony [10pkt - 1 żeton], które będzie można wymienić na Kryształy Umiejętności w przeciągu tygodnia od zamknięcia Labiryntu.
11.3 W razie remisu rozstrzyga los.
12. W labiryncie mogą znaleźć się inni uczestnicy, którzy dołączyli po czasie.

Powodzenia!
Przegrałeś

23 grudnia 2017

Od Calii cd. Argony

- Pozwól, że tym razem to ja będę mówić - rzuciła dziewczyna zimno zimno i skierowała się w stronę stolika fanów kostiumów. Niepewnie ruszyłam za nią.
- A widziałaś te piękne cienie? - usłyszałam, gdy tylko trochę się zbliżyłam. - Z-A-B-Ó-J-C-Z-E - emocjonowała się jakaś dziewczyna w wielkim różowym kapeluszu z piórami. - Podobno kupiła na wyprzedaży, ale za nic nie chciała powiedzieć gdzie - skrzywiła się.
- Przestań, pewnie kupił jej to ktoś, kto po prostu zna się na modzie - machnęła ręką jej rozmówczyni w równie interesującym nakryciu głowy. - Ona nie ma pojęcia o looku, a wszystko, co robi jest passé.
Argona nachyliła się nad stolikiem i odchrząknęła znacząco. Obie panie spojrzały na nią najpierw z irytacją, potem ze zdziwieniem, a następnie z niechęcią.
- Czy czegoś pani potrzebuje? - zapytała ta w różowym kapeluszu.
- Szukam kogoś, kto lubi pandy - odparła brunetka poważnie. Obie panie spojrzały na nią jak na wariatkę.
- Może ja będę w stanie pomóc - odezwał się ktoś z drugiej strony stołu. Podeszłyśmy do kobiety ubranej we wszystkie kolory tęczy i obwieszonej najprzeróżniejszą biżuterią. Argona uniosła brew. Pięćdziesięciolatka wcisnęła jej w dłoń karteczkę.
- Jego szukajcie - oznajmiła z uśmiechem, po czym złapała mnie za rękę. - Och, kochanie, masz takie piękne linie... Może chcesz, żeby ci trochę powróżyć?
- Dziękuję bardzo - odparłam z uśmiechem, oswobadzając dłoń. - Trochę mi się spieszy.
- Czas to pieniądz - usłyszałam za sobą szorstki głos. Argona obnażyła kły.
- Wystawiłaś nas - warknęła w stronę kobiety.
- Co się dzieje? - zapytałam zdezorientowana i spojrzałam na przybysza. Zaraz potem zobaczyłam przed oczami ciemność.

( ARGO? MASZ JAKICHŚ WROGÓW? XD)

Od Calii cd. Camille

- A więc się pobawmy - wymruczała pantera, majestatycznie kołysząc ogonem. - Ale najpierw... - spojrzała prosto na mnie. - Mogłabyś się pokazać, skarbie. Widzę cię. Nic się nie ukryje przed oczami drapieżnika.
Zmarszczyłam brwi, ale wciąż pozostałam w tej samej pozycji. Nie drgnął mi nawet palec. Tymczasem Kisasi-pantera mruczała dalej, coraz bardziej zbliżając się do miejsca, w którym stałam.
- Tak, tak, kotku, dobrze wiem gdzie jesteś i kim jesteś. Szafirek, nieprawdaż? A może wolisz Calia? Panna Ace? Do wyboru do koloru. - Jeżeli pantera mogłaby się okrutnie uśmiechać, to wyglądałoby to dokładnie tak. Takamoto wydawała się wręcz ostentacyjnie ignorować Cam. Rzuciłam na nią szybkie spojrzenie. Nasze oczy spotkały się dosłownie na chwilę, po czym uciekłam wzrokiem w bok. Miałam tylko nadzieję, że brunetka zwróciła uwagę na mój ruch głowy. I że go zrozumiała.
- Przewracasz tymi swoimi kolorowymi oczętami? - Z pyska pantery wydobył się warkot. - Nie wierzysz w moje możliwości? Nie wierzysz w drapieżców? Cóż, kochanie, zabójca mojego męża też nie wierzył. Jego ktoś w końcu pozbawił stołka, już nie jest taki wszechmocny. A ja cię mogę pozbawić życia, skarbie. Tylko pomyśl o moich pazurach przebijających twoją tchawicę... - rozmarzyła się Kisasi. "Jeszcze tylko troszeczkę" - pomyślałam, obserwując, jak zmniejsza się dzieląca nas odległość. Gdy pantera była już na wyciągnięcie łapy, oderwałam się od ściany i z rozpędem skoczyłam w górę.
- Cam! - wrzasnęłam, gdy poczułam, jak pazury przerywają moje ubranie i orają skórę. Poczułam na plecach ciepło krwi. Jednak by wykonać ten manewr, pantera musiała się niebezpiecznie odchylić. I właśnie wtedy rozległ się strzał.

(CAM? ZBLIŻAMY SIĘ DO KOŃCA XD)

Od Somniatisa cd. Anabeth

  Mężczyzna wciąż wyglądał na nie do końca przytomnego, jednak słysząc swoje imię podniósł wzrok na dziewczynę. Przez chwilę jakby sobie przypominał, kim ona jest, wreszcie w jego oczach pojawił się błysk rozpoznania.
- Pani bibliotekarka... - zauważył. - Chwila, skoro zadzwoniła pani po karetkę, w takim razie jesteśmy w szpitalu?
- Zgadza się - dziewczyna usiadła na posłaniu. - I nie nazywaj mnie panią, jestem Anabeth.
  Somniatis spuścił nogi z łóżka szpitalnego, siadając obok niedawno poznanej, na co znajdujący się w pomieszczeniu lekarz zareagował natychmiast:
- Nie powinien pan jeszcze wstawać, wciąż jest pan osłabiony - zaznaczył.
- Wiem, wiem. - Somniatis uśmiechnął się uprzejmie. - Nawet nie próbuję. Ale miałbym do pana prośbę. Może pan na chwileczkę zostawić nas samych? Mam do Anabeth sprawę osobistą i... nie chciałbym, by ktoś źle mnie zrozumiał.
- Oczywiście, mam innych pacjentów. Wieczorem przyjdzie do pana pielęgniarka, podać leki - powiedział lekarz i wyszedł.
  Atis jeszcze przez chwilę patrzył w ślad za nim, jakby nasłuchując jego oddalających się kroków.
- Masz do mnie sprawę osobistą? Znowu chodzi o twoją wychowanicę? - Dziewczyna spojrzała na mężczyznę. - Jeśli o nią chodzi to...
- Zrobili mi badania krwi? - spytał czarnowłosy, patrząc na swoje wiszące kilka centymetrów nad podłogą stopy.
- Co? Przy omdleniu to chyba niekonieczne...
- Ale czy zrobili?- nalegał, spoglądając z ukosa na bibliotekarkę. - Anabeth, wiem, że życzyłaś mi jak najlepiej, jednak prawdopodobnie... jestem teraz w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Muszę wiedzieć, czy mają moją krew.
- Nie było mnie przy badaniach... Nie wiem Somniatisie - odpowiedziała po namyślę. - Czemu to takie istotne?
- Nic na to nie poradzę. - Westchnął, opuszczając ramiona z rezygnacją, by chwilę później dźwignąć się do pozycji stojącej.
(Anabeth? Aleś go wpakowała XD)