28 grudnia 2017

Od Camille cd. Calii

Pociągnęłam za spust. Kula trafiła w lewą tylną nogę pantery. Bałam się celować bliżej serca, gdyż mogłam chybić i zamiast Kisasi zabić Calię.
- Ja ją wykończę - powiedziałam - Dasz radę sama zająć się Kajuszem?
- Ja nie dam rady? - zapytała Calia, uśmiechając się krzywo, po czym dotknęła ściany i zniknęła z moich oczu. Pomimo tego, że była ranna, miała przewagę niewidzialności, dlatego też liczyłam na to, że uda jej się pokonać przeciwnika. Pantera odsunęła się nieco, starając się umieszczać jak najmniej ciężaru na zranionej nocy. Wyszczerzyła zęby i syknęła na mnie.
- Syczą węże, nie pantery - rzuciłam z sarkastycznym uśmiechem. - Chyba, że masz tu ze sobą całe zoo, słonko.
- Nie martw się, Camuś. Poradzę sobie - zerknęła na Kajusza - Po lewej - sarknęła zirytowana, a Kajusz teleportował się kilka metrów dalej od domniemanego miejsca aktualnego przebywania Calii.
- Jakieś ostatnie słowa? - zapytałam.
- Tak. Giń - rzuciła, po czym skoczyła, chcąc wbić pazury w moją twarz, szyję i klatkę piersiową. Jednak byłam na to przygotowana. Rozległy się dwa strzały, żaden z nich nie był ostrzegawczy, a czarne cielsko zsunęło się na ziemię. Z dwóch ran sączyła się krew, mocząc i zlepiając futro. To był sam schyłek życia Kisasi.
- I po co było zaczynać? - spytałam retorycznie.
- Warto było - odparł mi cichy głos przyszłej denatki. - Niedaleko pada jabłko od jabłoni, Ace.
- Zwiał mi! - usłyszałam krzyk sfrustrowanej Calii.
- Zamknij się - uciszyłam ją - Jestem Belcourt. - rzuciłam do Kisasi. - Camille Belcourt.
- Nie - odparła cichutko, po raz ostatni wyciągając łapę, by spróbować mnie zranić, jednak nie miała na to siły. Kisasi Takamoto odeszła z tego świata...
- Mam nadzieję, że będzie się smażyć w piekle - rzuciła Calia, po czym jęknęła z bólu.
-...
(Cal? Ach te dzikie akcje :> Siblings? Siblings.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz