13 maja 2018

Karta postaci - Miyashi Kamitsuruyoshi

Dane osobowe

IMIĘ I NAZWISKO: Miyashi Kamitsuruyoshi
PSEUDONIM: Nie ma powszechnie przyjętego pseudonimu, zwykle zdrabnia lub skraca się jej imię jeśli trzeba. Jak ktoś chce, może jej wymyślić, może się ucieszy. Może... Ale jak nazwie się ją "wariatką" czy "pchlarzem", tak jak miewało to miejsce w szkole czy innych źle kojarzących się jej miejscach, nie wywoła to dobrej reakcji.
PŁEĆ: Kobieta, właściwie jeszcze dziewczynka.
POCHODZENIE: Japonia
DATA URODZENIA: x.x.2018 [Od urodzenia ma niecałe 15 lat. Pomimo tego mylona jest z jedenastolatką, z powodu wyglądu i głosu, tylko odrobinę różniącego się od głosu dziecka. Dojrzewanie i inne procesy tego typu nie rozpoczęły się. Psychicznie i tak bliżej jej do dziecka niż nastolatki, chociaż wie zdecydowanie więcej niż niejeden 40-latek z tytułem profesora doktora habilitowanego. Ale zapytana o wiek nie będzie w stanie odpowiedzieć. Zapomniała swojej daty urodzin oraz tego, ile ma lat.]
PRZYNALEŻNOŚĆ: Brak - do mafii i gangów się nie nadaje, na naukowca też nie z powodu stanu psychicznego i nieodpowiedniej pozycji społecznej oraz rasy. Jeśli chodzi o ZUPA, może umie coś ładnie narysować, ale nie ma ani miejsca, ani sprzętu. A w Watasze... znowu, zaburzenia psychiczne uniemożliwią jej wykonywanie zadań i poleceń. Nie wspominając o SJEW, która by ją zlikwidowała lub próbowała wciągnąć do Code:W - tam też by się nie znalazła. Nie umie zabijać, pomijając to, że nie chce. Zresztą, kto przyjmie chorą dziewczynkę, tym bardziej z własnej, nieprzymuszonej niczym woli?
STANOWISKO: brak
KLASA: Posiadaczka zwierzęcego (wilczego) genu + człowiek, tzw. hybryda. Jednak nie uznaje się za człowieka ani wilka, ale odpowiedzi na pytanie, kim jest, nie wymyśliła.
PRACA: Nie dość, że nie ma pracy, to jest jeszcze za młoda by jakąkolwiek podjąć. Poza tym jej stan psychiczny na to nie pozwala, za ciężko choruje by móc cokolwiek robić. Ale może ktoś coś znajdzie...
ORIENTACJA: Nie jest określona, sama nie może tego stwierdzić. Jednak jej androfobia może sugerować homoseksualizm. Ale jak ktoś o chromosomach XY ją do siebie przekona, może i kogoś takiego pokocha? Ale będzie o wiele ciężej niż dziewczynie.
PARTNER: Czy ktoś zechce chorą psychicznie dziewczynkę? Albo ktoś powie, że jest za młoda, albo, że uciekła z "głupich domków". Chyba że... Lepiej o tym nie mówić, ale to i tak się nie liczy.
RODZINA: Wszyscy zostali zabici przez porywaczy. Nie mieli litości dla nikogo, nawet próbowali się dobrać do jej dalszej rodziny i sąsiadów, byleby nikt się nie dowiedział o jej porwaniu.
MIEJSCE ZAMIESZKANIA: Nie ma swojego domu, mieszka gdzie się da. Chyba że ktoś ją przygarnie...

Charakter

Rzadko kiedy można ją zobaczyć, spowodowane jest to tym, że zawsze się przed wszystkimi chowa. Wystarczy, że będzie to ktoś jej nieznajomy, by uciekła. Jeśli komuś jednak uda się ją ujrzeć z daleka czy ukrycia, ten ktoś może zauważyć ją płaczącą. Dlaczego? Dziewczynka jest bardzo wrażliwa, przez co każde obraźliwe słowo skierowane do niej, nawet powiedziane dla żartu, jest brane przez nią na poważnie. Wystarczy powiedzieć "Idź się zabić", by ona to zrobiła. Wszystko, nawet jeśli słowa ją obrażające, nakazy samobójstwa, autoagresji czy negatywnie oceniające wypowiedziane są przez śmiech czy chichot. Nawet nie będzie próbowała się sprzeciwiać, nie rozumie tego typu żartów. Mówienie do niej o tym, by miała "dystans do siebie" nie przyniesie żadnego (pozytywnego) skutku - pomimo swojej rozległej wiedzy i tak nie wie co to jest. W ogóle nie ma poczucia humoru, wszystkie żarty bierze na poważnie. Nie obraża się, tylko płacze. Tak dużo roni łez, że niektórzy zastanawiają się, skąd ich tyle ma. Przez to jest też bardzo małomówna - nie chce słyszeć swojego głosu przy płaczu, poza tym łatwiej jej ukryć płacz przed innymi, kiedy nie mówi nic. Bardzo dobrze pamięta każdy raz, kiedy ją ktoś rani i nie potrafi zapomnieć - wszystko się jej przypomina w koszmarach sennych, a nawet w dzień, przy psychozach.
Kiedy się ją bliżej pozna, można poznać jej prawdziwy charakter, mianowicie resztki tego, co z niego zostało. Do znajomych potrafi się czasem uśmiechnąć. Jednak dalej traktuje ich jak kogoś ważniejszego, wyższego, jakby sama była nic nieznacząca. Nigdy nie powie nic złego na nikogo, a za każdą taką myśl stworzy na swojej rączce kilka (dziesiąt) kresek. Czerwonych kresek i nie flamastrem ani kredką. Prędzej znajdzie wadę u siebie niż u innych. Nigdy też nikogo nie skrzywdzi, zrobi to samo (kreski) jak uczyni to przypadkowo lub w myślach.
Przez jej przeżycia będzie uznawała, że nie ma prawa do życia. Bardzo często boi się innych, do tego stopnia, że jeśli nie może uciec od kogoś czy się ukryć, to daje się wykorzystywać temu komuś, a nawet poniżać. Bardzo boi się czyjegoś gniewu, co również spowodowane jest wydarzeniami z jej przeszłości. Nie chcąc nikogo denerwować, pójdzie spróbować popełnić samobójstwo, kiedy kogoś rozdrażni. Jeśli ktoś zacznie się z nią kłócić (a dokładniej będzie na nią krzyczeć), to przyzna rację drugiej osobie. Bez względu na to, kto ją ma. Miyashi do tego jest nadmiernie empatyczna. Próbuje pomagać innym, ale kiedy nie będzie w stanie, coś zepsuje, czy uczyni cokolwiek innego złego, nawet przypadkowo (pamiętając, że robiła to w dobrej intencji, by pomóc), będzie miała tzw. wyrzuty sumienia, utrzymujące się latami. Pomijając ich konsekwencje, zawsze będzie ją to kuło i raniło.
Dziewczynka wstydzi się też wszystkich swoich wad i chorób, w szczególności zaburzeń psychotycznych. Zrobi wszystko, co będzie w stanie, by nikt o tym nie wiedział. Dlatego też się ukrywa, wie, że jest nienormalna, a przynajmniej za nienormalną uznawana. Wiąże się to też z jej przeszłością, była wytykana z tego powodu w szkole. Ale wciąż nie rozróżnia rzeczywistości od jej wewnętrznego świata.

Aparycja

©kamitsuruyoshi
Jest bardzo drobna, jej wzrost jest bliski 154 cm, a masa ciała wynosi niecałe 38 kg. Jej cera jest dość blada, przypomina kolorem drobno zmieloną mąkę. Przypomina, ponieważ jest trochę ciemniejsza.
Włosy sięgają jej za klatkę piersiową, są koloru brązowego. Są też delikatne w dotyku, też dzięki północnokoreańskim specyfikom, które podawano dziewczynce w ogromnych ilościach. Jak widać, zadziałały, a przynajmniej nie zaszkodziły. W miarę łatwo je rozczesać, pomimo tego, że są lekko pofalowane.
Rysy jej twarzy są tak delikatne, że naprawdę ciężko powiedzieć, że ona ma 15 lat. Nie ma na niej najmniejszej niedoskonałości poza zadrapaniami, śladami po uderzeniach i bliznami. Oczy jej są dosyć duże, z karmelowo brązowymi tęczówkami. Bardzo często są też przeszklone. Nosek jest niewielki, tak samo jak i lekko różowe usta.
Opowiadając o wyglądzie zewnętrznym Miyashi nie można pominąć kresek. Czerwonych kresek, których jest na jej ciele mnóstwo, pomijając blizny po nich, których jest tylko troszkę więcej. Najczęściej i najliczniej pojawiają się na rękach i nogach, ale też na brzuchu i szyi. Niektóre były robione mocniej, inne słabiej.

Historia

Nie jest to coś, o czym dziewczynka chciałaby mówić. Sama z własnej woli nie zrobi tego. Jednak opowiedzieć ją trzeba. A może kogoś zaciekawi?
Urodziła się ona w Japonii, pod Sapporo, nad morzem. W chwili urodzenia jej rodzice byli zaskoczeni faktem posiadania przez dziewczynkę wilczych uszu i ogona. Spowodowane to było pomyłką genetyków przy zabiegu in vitro, łącząc przez przypadek badany zwierzęcy gen i gamety rodziców dziewczynki. Lekarze chcieli się pozbyć tych cech wyglądu, ale rodzice na to nie chcieli pozwolić i czym prędzej zabrali ją ze szpitala. Miała kochających rodziców i starszych brata oraz siostrę (byli bliźniętami), którzy za nią niespecjalnie przepadali. Pomimo tego ona ich lubiła. Przez jakiś czas żyli spokojnie, jednak w wieku 7 lat Miyu zaczęła dziwnie się zachowywać - mówiła do czegoś, co nie istniało w rzeczywistości, często płakała, krzyczała słysząc coś, czego nie ma, zdarzało się, że nie przespała nocy. Rodzice byli zaskoczeni jej nietypowym zachowaniem, w szkole zaczęli ją wytykać palcami, odrzucać od siebie. W tamtych dniach straciła niemal wszystkich, jedynie nauczyciele ją tolerowali (tu też, nie wszyscy), a rodzina kochała. Psycholog szkolna poprosiła, by rodzice odwiedzili z nią psychiatrę. Pomimo tego nie zrobili tego, będąc w przekonaniu, że sami sobie poradzą - według nich pójście do psychologa było już godne pogardy. Kiedy w końcu do niego trafiła, a było to niecały rok później, gdy chciała ze sobą skończyć po raz pierwszy. Wysłano ją na miesiąc do szpitala psychiatrycznego pomimo sprzeciwu rodziców (sami by jej nie wysłali, więc trzeba było tak zrobić). Wyszła, jednak leki, które dostała, pomogły na krótki czas. Niecały kolejny miesiąc później wszystko wróciło.
Wszystkich też zaskakiwało to, że uczy się niewyobrażalnie dobrze, więc nauczyciele, zamiast sprawdzić czemu tak jest, postanowili uczyć ją coraz to bardziej skomplikowanych rzeczy, ciekawi, jak to jest możliwe. Tak doszła do poziomu, gdzie nauczyciel nic już nie może zrobić - ponad poziom studiów. Jedynie z japońskiego i angielskiego była na poziomie klasy, przez co chodziła na te lekcje ze wszystkimi. Czasami ledwo udawało jej się przez japoński (mianowicie japońską i zagraniczną literaturę piękną) zdać. Ale pomimo tego sobie dobrze poradziła. Wzięła udział w kilku konkursach krajowych i międzynarodowych (tak, nauczyciele i dyrektor chcieli wypromować szkołę z jej pomocą) - udało się jej zdobyć tytuł laureatki w połowie z nich, a finalistki w jednej czwartej. Reszty nie była w stanie napisać lub napisała ze słabym wynikiem z powodu stanu psychicznego. Przez moment sporo osób w kraju się nią zachwycało, ale bardzo szybko straciła całe zainteresowanie. Poza tym kto z niej szydził, ten dalej to robił nie zwracając uwagi na jej sukcesy w nauce.
Pewnej nocy jednak do ich domu wpadła grupa przestępców. Od jakiegoś czasu obserwowali ich i chcieli porwać już 10-letnią  dziewczynkę. Wszyscy spali, kiedy zaraz, gdy wdarli się do ich domu, zastrzelili jej ojca, potem matkę. Następnie udusili siostrę, która się obudziła. Kolejny był jej brat, którego zadźgali nożem. Tak została tylko Miyashi, bezbronna, już sierota, bez bliskiej rodziny - wtedy straciła wszystko, co miała. Następnie związali ją, zakneblowali i zakryli jej oczy. Tak wywieźli ją na lotnisko, gdzie zabrali ją do własnego samolotu. Kontroli dokumentów uniknęli w ten sposób, że nie wzywali straży granicznej, a lotnisko było przeznaczone dla lokalnego aeroklubu. Następnie zabrali ją do Korei Północnej - mieli układy z obecnym przywódcą, dzięki czemu mogła zostać tam wwieziona bez dokumentów. Na szczęście dla niej lot nie trwał długo, dość szybko wszyscy opuścili samolot. Wtedy miała być służącą jednego z północnokoreańskich dygnitarzy. Tak było przez pierwsze 3 lata – przez ten czas była zmuszana do nauki koreańskiego. Nie pozwalano jej spać, nie mogła jeść przez długi czas (jak dostawała jedzenie to czasem było to coś, co było do niego niezdatne), musiała też ciągle wykonywać wszystkie rozkazy jej "właściciela" oraz jego rodziny. Bardzo ciężko szło jej przystosowanie się do nowych warunków życia, jeszcze musiała przed wszystkimi udawać szczęśliwą i mówić, że cieszy się, że "została uratowana z rąk Japończyków". Często była też karana za to, że dostawała psychoz, chociaż tego nie kontrolowała. Można śmiało powiedzieć, że była karana za wszystko, ale wymierzenie kary zależało od nastroju i dobrej woli jej właścicieli. Ale na to drugie raczej nie było co liczyć.
Dopiero jak skończyła 13 lat to się przystosowała na tyle, by nie być tak często karaną. Jednak bardzo często obrywała za niedociągnięcia i (jakby ktoś zapomniał) za psychozy. Ataki były coraz częstsze, granica między światem psychotycznym a rzeczywistym stawała się coraz bardziej zamazana i niejasna. Miyashi bardzo często miała problemy z rozróżnieniem tego, co jest w rzeczywistości z tym, co jest wyłącznie w jej głowie. W snach (lepszym określeniem byłoby: w koszmarach) przypominały jej się wydarzenia z przeszłości, więc kiedy mogła spać, nie była w stanie. Przez to ucierpiało jej zdrowie fizyczne. Wielokrotnie bywała w szpitalu, gdzie była leczona przez zespół lekarzy Najwyższego Przywódcy KRLD - oczywiście na jego polecenie. W końcu nie chciano stracić tak niezwykłego kogoś. Ale on miał ciekawszy pomysł. Chciał zrobić z dziewczynki swoje zwierzątko, które pokazywałby innym. Tak malutka była traktowana podobnie jak w zoo. Wczesnym rankiem i późnymi popołudniami, wieczorami i nocami była u pierwotnego właściciela, a w pozostałych godzinach na specjalnej wystawie. Nie była traktowana ani trochę lepiej. Próbowano jej ukrywać wszystkie rany i blizny, wszystkim wmawiano, że to przez Japończyków. Kilka osób podejrzewało że jest inaczej - zostali rozstrzelani, a ich rodziny trafiły do obozu.
Jednak, jak to czasem z zabawkami bywa, w pewnym momencie się znudziła. Nie była zabierana na wystawy, a właściciel, uznając, że już nie spełnia swojej funkcji jak trzeba i kary nie pomagają, postanowił ją sprzedać. Kupiona została przez pewnego biznesmena z Ainelysnart. Znowu została zabrana w podróż lotniczą, ale tym razem o wiele dłuższą niż poprzednio. Jej obecny właściciel w pierwszej chwili ucieszył się, że będzie mieć taką służącą. Wszystko wykonywała idealnie, bez przedłużania czy próby sprzeciwienia się - w ten sam sposób, jak była nauczona w Korei.  Nie trzeba było długo czekać na coś złego, mianowicie kolejny nawrót psychoz. Jak częstotliwość pojawiania się ich ulegała zwiększeniu, tak ich efekty też były coraz mocniejsze. Przez to dziewczynka zaczęła popełniać coraz więcej pomyłek przy wykonywaniu rozkazów, nie mogła się skupić, a zdarzało się, że ilość kresek w jednej serii przy samookaleczaniu przekraczała 100 w tempie od 30 do ok. 70 na minutę, w zależności od tego, co się działo w jej drugim świecie. Często traciła przez to tyle krwi, że traciła przytomność, choć krew cieknąca z tych cięć dosyć szybko krzepła. Dlatego Miyu po godzinie lub kilku z powrotem była sprawna niemal tak, jak przed cięciami - tylko bolały ją pocięte miejsca. Dostawała kary, niewiele słabsze od tych u poprzedniego właściciela, ale one nie skutkowały. Wściekły właściciel wyrzucił ją ze swojego domu po niecałym tygodniu. Od tego czasu dziewczynka błąka się po ulicach, szukając chwili spokoju, czy poprzez ukrycie się, ucieczkę czy poprzez próbę skończenia ze sobą, co do tej pory nie dało nic. Tylko więcej blizn i wyśmiewanie przez postacie z jej (teoretycznie) własnego świata.

Moce, umiejętności i zainteresowania


  • Retroegzystencja – potrafi cofnąć się w czasie. Może zarówno obserwować co się w przeszłości działo, ale może też symulować co by się stało, gdyby zrobiła coś w przeszłości. Jednak zmiany nie zostają zapisane, a nieobecność dziewczynki trwa dokładnie tyle, ile jej naprawdę nie było. Może też zabrać towarzysza ze sobą. Tą mocą świata rzeczywistego do góry nogami nie przewróci. Tylko że przy jej psychicznym stanie ta moc może wywołać jeszcze większe problemy z rozróżnieniem świata rzeczywistego i urojonego. Ledwo z tymi dwoma sobie radzi, a jak jeszcze dochodzi świat przeszły (przeszłość, znaczy), to jest wielokrotnie gorzej. Nie dwa razy, ponieważ w zależności od częstotliwości cofania się do przeszłości i długości takich podróży pogorszenie jej problemu rozpoznawania może być większe. Świat urojony nie cofa się ani nie zatrzymuje przy użyciu tej mocy.
  • Pamięć hiperdźwiękowa - z pomocą tej mocy może na ciałach krystalicznych zapisywać różne informacje, które potem odczyta. Jednak przy uszkodzeniu ciała krystalicznego informacja może również zostać uszkodzona, przez co może być pofragmentowana, niekompletna, nieprawidłowo odczytana bądź niemożliwa do odczytania w ogóle.
Jest to dość niezwykłe w jej wieku, umie całą genetykę (z inżynierią genetyczną), medycynę oraz chemię. Nie ma dla niej tajemnic z tych dziedzin nauki (z wyjątkiem części medycyny, której nie miała kiedy się nauczyć lub jej nie interesowała). Jest też niezła z matematyki i innych dziedzin techniki, jak informatyka, lotnictwo czy kolejnictwo. Pomimo tego, z nauk humanistycznych nie umie wiele, nie jest w stanie zrozumieć żadnego wiersza ze sporą ilością środków stylistycznych. Wystarczy jakaś bardziej skomplikowana metafora, by usłyszeć jej niewiedzę na te tematy. Sporo rzeczy rozumie zbyt dosłownie i czasami myśli zbyt logicznie, przynajmniej dopóki nie zrozumie dlaczego coś jest takie, a nie inne.
Kocha lisy i wilki. Można powiedzieć, że do tego stopnia, że spokojnie mogłaby zamieszkać z nimi, o ile by ją przyjęły - chociaż o to raczej nie na się co martwić jeśli nie są z tych bardziej agresywnych. Jest na tyle czuła, że szybko mogłaby oswoić zwierzę, z którym się spotyka. Należy pamiętać, że nauki ścisłe (szczególnie wymienione wyżej) też są na liście jej zainteresowań. Nie można zapomnieć też o lalkach porcelanowych, z którymi spędziła tą lepszą część dzieciństwa

Przedmioty


  • Jedyne, co ze sobą ma, to malutkie, wielkością przypominające te od zapałek, pudełko z ciemnego drewna, towarzyszące jej od wczesnego dzieciństwa. W środku są dwie żyletki do golarek, jedna z nich z zaschniętą krwią na niej. Jest też jedna z temperówki. Poprzednie dwie wzięła z łazienki, kiedy przypadkiem wypadły z szafki, a trzecia wypadła gdy jej temperówka się połamała.

Ciekawostki


  • Miyashi od wczesnego dzieciństwa cierpi na zaburzenia psychotyczne (nieznana jest ich przyczyna), które objawia się tym, że Miyu widzi różne obrazy, których nie ma w rzeczywistości. Często są to osoby, które chcą ją skrzywdzić. Dziewczynka nie rozróżnia rzeczywistości od wytworów jej mózgu i obydwa "światy" się przeplatają - chociaż zdarza się, że to ten psychotyczny się silniej przebija przysłaniając rzeczywistość. Choruje też na depresję (nawracającą, bardzo często z tymi samymi objawami psychotycznymi), co dodatkowo utrudnia jej życie. Pomimo pobytu w szpitalu psychiatrycznym psychozy się znowu pojawiły, o wiele mocniejsze niż były.
  • Z powodu wykończenia jej organizmu znaczącym niedoborem snu (w najgorszym przypadku może nie spać do tygodnia, zwykle jej sen jest bardzo krótki) oraz skrajnym niedożywieniem, łatwiej zapada na różne choroby zakaźne, jak przeziębienie. Często też ciężej je wyleczyć, leczenie jest również bardziej czasochłonne.
  • Potrafi mówić w językach: japońskim, angielskim i koreańskim (północnokoreańskim). Zna również podstawy szwedzkiego i norweskiego.
  • W sytuacji, kiedy jest bardzo przestraszona czy zestresowana, przestaje mówić. Nie jest w stanie czegokolwiek powiedzieć. Zupełnie jakby straciła nagle głos, jedynie może wydawać inne dźwięki, ale wyłącznie jako reakcje na coś. Kiedy ją coś mocno zaboli to może pisnąć, ale sama z siebie nie będzie w stanie.
  • Towarzysz: Jeszcze nie ma żadnego, ale może wkrótce? Jest tak wrażliwa, że na pewno niektóre ze zwierząt by ją pokochały. A lalki z porcelany przygarnie wszystkie, jakie potrzebują kochającego kogoś.

Achievementy


KONTAKT: mywin17@live.com / GG: 24755681

6 maja 2018

Morpho Didius cz.1

    Lorem poprawił muchę, która strasznie uwierała go w szyję. Lubił muszki, jednak wcześniej rzadko kiedy je zakładał. Chyba tylko na ważne uroczystości w bibliotece. A teraz? Teraz musiał nosić je codziennie! I zawsze inną. Po wielu latach, w których artyści zmuszeni byli do ukrywania siebie i swojej sztuki w kanałach oraz partyzanckich działań malowania graffiti na nagich murach, nagle artystyczny wygląd zaczął być przesadnie wysoko ceniony. Szczególnie JEGO artystyczny wygląd. Mężczyzna wiedział, że stał się maskotką dla mediów, oficjalnym przedstawicielem podziemia, które nie respektowało żadnej władzy. Nie był przecież głuchy. Słyszał rozmowy artystów na jego temat, słyszał ciche śmiechy, przesadnie pochwalne wiersze, karykatury, widział gesty. Podziemie nie było mu przychylne, szczególnie teraz, gdy wiedziało, że przez cały czas znał szefa i nie chciał nic powiedzieć. Nie mogli znieść faktu, że Lorem dalej milczał w sprawie Założyciela. Mimo, że ten nie musiał już dłużej ukrywać swojej tożsamości. Skryba jednak nie mógł im nic powiedzieć, szczególnie właśnie teraz... bo go nie było.
  Naciągnął szelki i puścił, aż brzdęknęły głucho. Po namyśle zsunął je z ramion, dla większego SWAG-u. W tym momencie powinien przetrząsać wyspę w jego poszukiwaniu, a tymczasem stroi się jak panienka przed lustrem. Jednak było coś hipnotyzującego w tych rutynowych zabiegach, którym poddawał się ostatnio codziennie. Nie mógł też uciec od jej wzroku, niezależnie od tego, co robił. Ta kobieta przyprawiała go o dreszcze. Kathleen Gregorson, doradczyni premiera o zimnych, przenikliwych, błękitnych oczach. Zawsze przyjeżdżała osobiście, by zawieść go na posiedzenie jakiejś rady, na debatę, do studia telewizyjnego lub na sam szczyt Wieży, do premiera. Mężczyźnie czasem wydawało się, że ona go pilnuje, jak małe dziecko. Że prowadzi każdym jego krokiem. Nie było to dla niego co prawda nic nowego. Lubił, gdy się nim kieruje, jednak bardzo cenił swego pana i nie podobało mu się, że wykonuje polecenia osoby, która mogła być zamieszana w jego zniknięcie.
  Przeczesał palcami grzywkę, upewniając się, że dokładnie zakrywa poparzenia. Ludzie zawsze reagowali na nią obrzydzeniem, więc mimo że samemu Loremowi nie przeszkadzała, wolał się upewnić, że nie będzie przyciągać zdziwionych i zniesmaczonych spojrzeń do swojej osoby. Zresztą słońce za bardzo raziło jego prawe oko, by mógł sobie pozwolić na odsłanianie go. Jego pan zawsze uważał to za olbrzymi atut. Gdy wchodził z jasnego miejsca w ciemne wystarczyło, że odgarnął włosy na bok i unikał chwili akomodacjo, którą potrzebowało normalnie oko do przestawienia się na nowe warunki. Lorem nigdy mu nie powiedział, że jest ono w mroku niemal ślepe. Dużo rzeczy nie zdążył mu powiedzieć.
  Wziął głęboki oddech. Był gotowy. Spojrzał na zegarek, spoczywający nieruchomo na prawym nadgarstku. Wskazówka sekundowa przesuwała się miarowym ruchem, odmierzając sekundy do przybycia pani Gregorson. Miał jeszcze chwilę. Mógł podjąć decyzję. Uciec. Przecież już tyle razy uciekał z tego mieszkania. Był w tym dobry. Wszyscy artyści byli swego czasu dobrzy w uciekaniu. Poza nie-artystami. Tymi, którzy po złapaniu już dłużej nie zaliczani byli do żywych... Nie. Nie zrobi tego. Zadecydował, że póki co będzie tańczył, jak zagra mu ta kobieta. Będzie czekał... tylko na co?
  Rozległ się dzwonek do drzwi. Była wcześniej. Gdyby zdecydował się uciekać, zobaczyłaby, jak to robi. Powolnym krokiem ruszył w kierunku wejścia, wcale nie pragnąć stanąć twarzą w twarz z tą przerażającą osóbką.

- Więc jednak działa? - ciemnowłosa kobieta poprawiła okulary, spoglądając zza ramienia przysadzistego bruneta na panel urządzenia.
- Na to wygląda - przyznał tamten, ocierając chusteczką pot z czoła. - Udało nam się wreszcie pozbyć efektów ubocznych i wygląda na to, że maszyna jest już gotowa do użycia.
- Znakomicie... ale czy możemy dokończyć rozmowę w innej sali? - Kobieta była wyraźnie zaniepokojona i nerwowo bawiła się mankietem kitla.
- Oczywiście, pani profesor, oczywiście - zapewnił naukowiec, zamykając konsolę i odwracając się do towarzyszki. - Proszę panią przodem.
  Gdy opuścili hangar, maszyna zaczęła cicho buczeć. W pomieszczeniu pomiarowym jednak nikt nie zauważył zmiany odczytów, bo odpowiedzialny za to Luiz Neil miał ostatnio ciężki okres i znużony przyglądaniu się aparaturze po prostu zasnął. A sen, w którym się znalazł był dziwny. Znajdował się w błękitnym pomieszczeniu z niemą fontanną na środku, na którego czterech ścianach były cztery drzwi prowadzące w mrok. Wiedział co jest za tym mrokiem. Gdy opuści fontannę znajdzie się w miejscu, w którym zasady fizyki nie obowiązują. W labiryncie.

- O kurwa! - Melo Herald odskoczył, a niewielki wybuch jądrowy osmalił mu twarz i okulary laboratoryjne.
- Znowu coś sknociłeś? - Olem Herald z aptekarską starannością odmierzał krople gęstej, oleistej cieczy do probówki, pełnej turkusowej zawiesiny.
- Na to wygląda - przyznał pogodnie Melo, wycierając twarz w, już i tak brudny, fartuch. - Ale to się jeszcze może przydać. Nie wiem do czego, ale do czegoś na pewno!
- W tym tempie nigdy nie stworzysz złota. - Jego brat skrzywił się i odłożył strzykawkę z cieczą na bok. - Nie myślałeś o tym, by zmienić specjalizację? Alchemia chyb nie do końca ci leży.
- Aj tam, aj tam - mężczyzna machnął ręką, wywalając probówkę ze swoim dziełem na blat. - Ty działasz systematycznie i też nic nie masz. We dwóch pójdzie nam i tak szybciej!
- A zapisałeś, jakich składników użyłeś? - Olem był nieubłagany.
  Melo chciał coś odpowiedzieć. Już unosił rękę, by rzucić jakąś błyskotliwą i ciętą ripostę, gdy zabrzęczał głucho intercom. Obaj bracia spojrzeli na niego. Intercom rzadko dzwonił. Praktycznie... nigdy nie dzwonił. Iidel był zbyt leniwy, by go używać. Podeszli ostrożnie do urządzania i starszy z rodzeństwa nacisnął guzik. Nad skrzynką wyświetliło się logo Laboratorium: trójkątna probówka z znakiem radioaktywności, po czym poleciał z niego właściwie głos Iidela. A mówił tak:
"Raz, trzy, siedem... jesteś pewna, że to działa? Oczywiście, że nie ma ważnych przeglądów. Dotąd nie był ani razu potrzebny, więc po co... aaa, nieważne. Mówisz, że działa, tak? Ekhem." na chwilę zaległa cisza. Bracia spojrzeli po sobie. Byli zaniepokojeni. Coś na prawdę poważnego musiało się wydarzyć, skoro to cacuszko zostało uruchomione. "Ogłaszam kwarantannę. Nikt nie wchodzi, nikt nie wychodzi. Mamy wyciek gazów z sektorze 3. Koniec. Lili, możesz to teraz wyłączyć?"
- I to tyle...? - Melo wyglądał na zawiedzionego.
- Lili... Lilayane Meridian. Nie wydaje mi się, by zajmowała się jakimiś gazami. - Olem przyłożył dwa palce do brody i zmarszczył brwi. - A to znaczy... że problem jest innej natury. Nie chce, żeby jej przeszkadzano. Coś poważnego dzieje się w sektorze 3. Oczywiście, wiesz co to znaczy?
  Melo uśmiechnął się.
- Oooo, tak.
C.D.N.

23 kwietnia 2018

Od Argony - Pojedynek z Pitbullem

    Argona przekazała żetony organizatorowi.
- Więc gdzie ten twój pies? - spytał rzeczowo, ostentacyjnie rozglądając się, jakby oczekiwał, że wspomniany kundel pałęta się gdzieś w okolicy.
- Przywiozę go w umówione miejsce. Możesz mi uwierzyć, człowieku, że nie chciałbyś się z nim poznać z odległości mniejszej niż dziesięciu metrów, będąc w żelaznej zbroi. - Głos Alphy był nieco zniecierpliwiony. Chciała jak najszybciej załatwić tą sprawę i wziąć się do roboty. Była znudzona. Bardzo znudzona. Dnie spędzone na próbach ogarnięcia sytuacji spełzły na niczym i teraz miała ochotę tylko wyładować nieco energii.
- Obojętne. Tylko dotrzymaj umowy, nic więcej mnie nie obchodzi.
- Możesz być tego pewien.

  Czarny wilk stał na wyprostowanych łapach na środku ogrodzonego metalowym płotem placu zabaw. Dookoła rozentuzjazmowany tłum krzyczał, sypały się zakłady. Impreza nie była zbyt kameralna, jednak mieszkańcy otaczających teren bloków zdawali się ją ignorować. Zresztą możliwe było, że teren został odpowiednio wyciszony i zabezpieczony. W końcu często tak robili.
  Od furtki rozległ się warkot. Argona odwróciła się, by ujrzeć raczej niewielkiego, silnie zbudowanego psa, któremu z pyska ciekła piana. Pitbull nie warknął. Nie szczeknął. Jak stał, tak puścił się pełnym galopem w kierunku przeciwnika. Skoczył, a jego szczęki powędrowały do gardła wilka. Publiczność ryknęła. Oba zwierzęta potoczyły się po trawie i uderzyły o ściankę piaskownicy. Wadera, która znalazła się na dole, z całej siły odepchnęła łapami małego sukinsyna i wrzuciła go prosto do piachu. Nim się zdążył pozbierać, była już przy nim i teraz jej szczęki usiłowały wgryźć się w tchawicę psa. Pitbull wykręcił się, sypiąc naokoło piaskiem. Argona uderzyła łapą w piasek i warknęła z uciechy, gdy pył wpadł do oczu psa, który zaczął się miotać jak oszalały, próbując się go pozbyć, ocierając się o co się dało i przy okazji wcierając sobie więcej piasku w czułe miejsca. Wadera pozwoliła mu jednak męczyć się jeszcze tylko chwilę. Niedługo potem ciało psa zastygło w bezruchu, a tłum zajął się rozliczaniem swoich wielkich wygranych i dyskutowaniem o jeszcze większych przegranych. W tym zamieszaniu nikt nie zauważył zniknięcia zwycięscy.

ZWYCIĘSTWO!
Otrzymujesz z powrotem swój zastaw: 2§
Przy opuszczaniu imprezy wdałaś się w niespodziewany konflikt z jednym z bramkarzy. Tak łatwo ci tego nie zapomni. Jednak nie przejmuj się, w ciągu tygodnia ma zostać zmieniony. W ciągu tego czasu za wstęp za arenę walk będziesz musiał jednak zapłacić mu dodatkowe 2§
Zyskujesz: 2000 exp i kieł
Zaliczone

20 kwietnia 2018

Od Argony cd. Calii

    Telefon zaczął wibrować miarowo w kieszeni opartej o ścianę pokoju dziewczyny. Argona z ciekawości spojrzała na wyświetlacz by upewnić się, że dzwoniącym jest Calia. Czyli nic ważnego. Wyjrzała przez okno. W wyznaczonym miejscu nikogo nie było, zatem Szafir pewni był wciąż w drodze. Skoro dzwoni znaczy to zapewne, że ją puścili. Lub że oni dzwonią. Alpha postanowiła dać towarzyszce jeszcze piętnaście minut, po czym samodzielnie przejść do działania.
  Ale Szafir się nie pojawiała. Czarnowsłosa wzruszyła ramionami i wyszła z mieszkania uważając, by nie potrącić żadnego bibelotu i dokładnie zamykając za sobą drzwi. Spojrzała na karteczkę z adresem jeszcze raz, choć dobrze pamiętała, co jest tam napisane. Przejście na ulicę Jurija nie powinno zająć wiele czasu.
  Argona wyszła na spokojny, o tej porze, chodnik i zamarła. W jednej chwili wydarzyły się dwie rzeczy. Poczuła, jak jej się unoszą włoski na karku i przypomniała sobie słowa tamtej damy, od której otrzymała karteczkę.. Jednak pierwszy, podświadomy instynkt zadziałał szybciej, niż zdążyła sobie uświadomić, co właściwie sobie przypomniała. Uchyliła się gwałtownie, chwyciła przegub napastnika i dopiero wtedy jakby mózg powrócił do władzy nad odruchami ciała.
- Zatem jesteś wreszcie - zauważyła nijako. - Mogę wiedzieć, co planowałaś zrobić?
- A jak myślisz? - spytała Calia, wyszarpując swoją dłoń z uchwytu towarzyszki. - Wystawiłaś mnie.
- Ufam w twoje umiejętności.
  Dziewczyna się zamachnęła i plasnęła otwartą dłonią w twarz Alphy. Uderzenie aż odrzuciło głowę dziewczyny na bok.
- Zapamiętaj sobie, ktoś taki jak ty nie będzie mnie wystawiał! - powiedziała zasadniczo Szafir.
  Argona powoli odwróciła głowę i wbiła spojrzenie w towarzyszkę. Jej oko, pomimo czarnej soczewki, zalśniło złotym blaskiem i zapewne nie skończyłoby się na tym, gdyby Alpha nie była zmuszona schować swojej dumy do kieszeni. Ulicą nadchodził patrol SJEW-u.
- Wystawienie ciebie było logiczne, nie zrobiliby ci krzywdy. - Czarnowsłosa wzruszyła ramionami. Wyblakłym nagle spojrzeniem powiodła w za zbliżającym się powoli patrolem specjalnej policji.
- Liczy się reguła - oznajmiła stanowczo Calia, która nie zauważyła jeszcze nadchodzących i najwyraźniej uważała, że tą partię wygrała. I być może tak było.
  Argona bez słowa wręczyła blondynce świstek papieru.
- Musimy go poszukać - oznajmiła, a wesoło rozmawiający mężczyźni minęli obie panie, jakby ich nie zauważając. Czyżby nie zauważali ich trochę bardziej, niż powinni? Idą za róg, powiadomić patrol. Podejrzani osobnicy. Przysłać posiłki. Odbiór. - Jurija Raskolnikowa. Tu jest nalepka pandy, a to musi coś znaczyć.
- Poczekaj...
(Calia?)

15 kwietnia 2018

Od Lorema cd. Camille

    Lorem wygrzebał się spod łóżka. Kimkolwiek był przeciwnik - uciekł z krzykiem, co nieco zmartwiło mężczyznę. Prawdopodobnie przegonił waśnie jakiegoś przypadkowego fana zwiedzania opuszczonych budynków. Podszedł do ściany, w którą do połowy wbił się jego długopis. Budynek był w na prawdę kiepskim stanie i prawdopodobnie w każdej chwili...
  O takich rzeczach nie należy myśleć, wyciągając rzutkę z rozsypującej się ściany. Cegła szurnęła cicho, uwalniając się z więzów zaprawy i wypuszczając narzędzie ze swojego uścisku. Po tynku pobiegła wąska szpara, zatrzymując się dopiero kilkadziesiąt centymetrów od powały. Z cichym sykiem z sufitu posypał się pył. Nic więcej się nie wydarzyło.
  Dotąd skamieniały jasnowłosy poruszył się i ze skrzypnięciem skierował w stronę drzwi. Każdemu jego krokowi towarzyszył biały deszcz, a gdy stanął przy drzwiach dostrzegł, że rysa dotyka już niemalże stropu. Będąc już na korytarzu pomyślał o dzieciaku, którego udało mu się przestraszyć. Nie mógł być przecież niebezpieczny, skoro mężczyznę tak mocno uderzyła fala jego strachu. Powinien go poinformować, że budynek zaraz się zawali, a w razie czego pomóc, jednak nie miał pojęcia w którą stronę mógł uciec. Odetchnął i zamknął oczy. Miał nadzieję, że nie zdążył jeszcze ochłonąć i że wyczuje strzęp jego emocji zanim tamten zdecyduje się zrobić coś nierozważnego i zostanie przysypany gruzami kamienicy.
  Ku swojemu zdziwieniu nie szukał długo. Strach nieznajomego umościł sobie wygodne gniazdko w na końcu sąsiedniego pomieszczenia. Posuwając się możliwie ostrożnie i powoli Lorem zbliżył się do miejsca, z którego emanowały pulsacyjnie fale bezsilnego przerażenia. Mężczyzna wsunął się cicho i serce zabiło mu mocniej. Sam nie wiedział - z radości czy z przerażenia. Znajome, czarne włosy zakrywały jasną twarz drobnej dziewczyny. Nie widziała go jeszcze, miała zamknięte oczy. Wyglądała na załamaną, a jasnowłosy nie mógł wykonać jednego ruchu, by coś zrobić. Szukał jej, liczył, że tutaj będzie, a teraz, gdy ją spotkał nie wiedział nawet czy to ona, czy nie ona. Dwa razy otwierał usta i ponownie je zamykał, by coś powiedzieć. Wreszcie zrezygnował i zrobił jeszcze jeden krok w kierunku Camille.
  To był o jeden krok za dużo.
  Podłoga skrzypnęła przeciągle i coś zaburczało głucho. Lorem poczuł, że traci grunt pod nogami, a upragniona postać towarzyszki ucieka w górę.
(Camille?)

13 kwietnia 2018

Od Calii cd. Camille

    – Chodź – rozkazała dziewczyna, zeskakując ze stołka.
– Co? – zapytałam zaskoczona, ale Camille już była przy drzwiach.
– Chodź, nie marudź – pogoniła mnie zniecierpliwiona. Wzruszyłam ramionami i wyszłam za nią. Camille ominęła parking i skręciła w główną ulicę, nie oglądając się na nikogo. Obserwowałam ją uważnie, ale w końcu nie wytrzymałam.
– Gdzie idziemy? – zapytałam, patrząc na dziewczynę z ciekawością.
– Nie interesuj się – westchnęła w odpowiedzi. – Dowiesz się na miejscu.
Zacisnęłam usta i przez chwilę faktycznie szłyśmy w ciszy. Zaraz jednak moje wścibstwo znów dało o sobie znać.
– Camille nooo – jęknęłam. – Nie możesz mnie tak trzymać w niepewności. Dobrze wiesz, że tego nie znoszę.
Brunetka tylko przewróciła oczami. Westchnęłam ze zrezygnowaniem i rozejrzałam się po okolicy. Nie opuściłyśmy Areny Pierwszej i coraz bardziej zbliżałyśmy się do centrum. Nagle uświadomiłam sobie, że skoro Camille jest prawnikiem, a więc w pewnym sensie urzędnikiem to...
– Cam, ty wiesz że budynki władzy nie są dla mnie najodpowiedniejszym miejscem, prawda? – zapytałam z nadzieją.
– Jak to? – zdziwiła się teatralnie. – Przecież jesteś tylko "zwykłym obywatelem" – powiedziała, robiąc w powietrzu cudzysłów.
– Bardzo śmieszne – parsknęłam.
– Spokojnie, słonko. – Zaśmiała się gorzko. – Odkąd premierem został Silverlake, praktycznie nie mam wstępu do centrali.
Odetchnęłam z ulgą. Do końca drogi żadna z nas już się nie odezwała. W końcu stanęłyśmy przed wielkim budynkiem pomalowanym na biało.
– Cam? – zapytałam, gdy brunetka ruszyła po schodach w kierunku wejścia. Zatrzymała się przed znajdującym się przed wejściem terminalem, podeszła do mikrofonu, wklepała w cyfrowy czytnik jakiś kod, po czym wyciągnęła z torebki jakiś identyfikator i pokazała go do kamery.
– Bellcourt – powiedziała spokojnie. Po chwili z małego głośnika wydobył się męski głos.
– A to?
– Gość – odparła dosadnie. Przechodziłam wzrokiem od głośnika do Camille, czekając na to, co się stanie.
– Właź – odezwał się ten sam głos po chwili. – Jeżeli twój gość coś wywinie, ty za to zapłacisz, Bellcourt – ostrzegł. Camille skrzywiła się i pchnęła wielkie drewniane drzwi, które zabrzęczały, gdy mężczyzna zza głośnika odblokował wejście.
(CAM? CO KMINISZ? ;) )

11 kwietnia 2018

Walka ze zwierzęciem -> Rottweiler

    - To ma być widowisko. Ludzie mają się bawić - wychrypiał mężczyzna, po czym zaciągnął się cygarem. Poklepał palcami w stare biurko - To tylko pies. Zawszony kundel.
- Rottweiler - sprostowała kobieta, której twarz ukryta była za nikabem.
- To nie jest ważne. Ludzie mają się bawić. Na tym to polega.
- Rozumiem. Coś jeszcze?
- Tak. Walka odbędzie się jutro o dwudziestej trzeciej na Arenie Ósmej. Mój kontakt wyśle Ci dokładne wytyczne.
- Dobrze.
- Jesteś nowa w tej branży, więc zaczniemy od prostych rzeczy.
- Mhm - kobieta wstała z miejsca - Do widzenia, Vodka.
- Jestem Oddkar.
- Wszystko jedno. Do widzenia.
- Do widzenia. Powodzenia, Słowiku
***
 Camille przechyliła głowę tak mocno, że aż chrupnęły jej kręgi. W zaułku jednej z uliczek panował półcień, z okien budynków wystawały ciekawskie głowy ludzi, którzy przyszli tu oglądać rozlew krwi. Nieważne czyjej.
- Zaczynamy za dziesięć... dziewięć, osiem, siedem - Słowik dobyła niedawno kupionego noża i miała nadzieję, że jej nie zawiedzie - sześć, pięć, cztery - stanęła w pozycji niemalże bojowej. Wiele się nauczyła przez ostatnie kilka tygodni, zaczęła przykładać większą wagę do swojej kondycji i miała nadzieję, że uda jej się to wykorzystać tamtej nocy. "Za dużo nadziei, za mało pewności" pomyślała, a potem skupiła się na miejscu, z którego spodziewała się ataku - trzy, dwa, jeden. Wypuszczać!
   I prawda jest taka, że gdyby nie to, że rottweiler warczał jak porąbany, Belcourt mogłaby się pożegnać z nogą. Nie spodziewała się, że pies będzie aż tak wielki. Na szczęście w porę wycelowała kopniaka niedaleko ucha psa, po czym odskoczyła kilka kroków. Psa rozwścieczyło to jeszcze bardziej. Chcą widowiska? No cóż. Zobaczymy jak to wyjdzie. Kreatura rozpędziła się, wskoczyła na kosz na śmieci i wyskoczyła w kierunku twarzy kobiety. Ta schyliła się nieco i uniosła nóż, przez co przerył się on przez cały brzuch rottweilera. Chlusnęła na nią krew, a pies spadł na ziemię. Dla pewności wbiła mu nóż w oko, a potem wytarła ostrze o jego futro. Niespodziewanie usłyszała kolejne warknięcie. Umówili się na jednego psa. Rozwścieczona rzuciła nożem w zbliżający się cel. Nóż utkwił w gardzieli potwora. Wyjęła go ostrożnie, uważając na ostre jak brzytwy zęby drugiego rottweilera. 
- Oj Vodka, Vodka. Mnie się nie oszukuje.
Zwycięstwo!
Otrzymujesz z powrotem swój zastaw: 
Dodatkowo za oszustwo uzyskujesz od Oddkara przywilej, dzięki któremu nie będziesz musiała dawać zastawu za kolejną walkę.
Zyskujesz: 2500 exp i kieł
ZALICZONE 

Od Calii cd. Argony

    
    Obudziłam się i od razu poraziło mnie oślepiające światło. Nie wiedziałam, gdzie jestem, usłyszałam tylko jakieś szuranie, dźwięk spadającego na podłogę krzesła i szepty.
– No, no, no – usłyszałam ten sam męski głos, który pamiętałam z kawiarni. – Doigrałaś się, pchlarzu.
Zmarszczyłam brwi, próbując zrozumieć jego słowa.
– Co? – mruknęłam ze zdzwieniem. – O czym ty... Nie no serio? – parsknęłam, gdy zorientowałam się o co może chodzić mojemu nowemu (nie)przyjacielowi. – Nie jestem wilkiem – oznajmiłam pewnie. – Na szczęście – dodałam cicho.
Talizman na moim czole stał się cieplejszy i mogłam wyczuć, że mężczyzna jest zdezorientowany. Wyszeptał coś do swoich towarzyszy i zaraz odzyskał dawny ton.
– Wy wszyscy tak mówicie – rzucił oskarżycielsko. – Staniesz przed sądem!
Zaśmiałam się, co dla mężczyzny było szokujące.
– Nie, nie – wyjaśniłam z politowaniem. – Ja naprawdę nie jestem wilkiem. Wstrzyknijcie mi jakieś serum przemiany czy czego tam używacie to sami zobaczycie.
Kolejne zawahanie i szepty.
– I... Naprawdę nie masz z wilkami nic wspólnego? – zdziwił się mężczyzna.
– Czy pan mnie obraża? – Uniosłam brew. Mój rozmówca zmieszał się lekko. Zapytał o coś kogoś innego, a gdy otrzymał odpowiedź, niepewnie podszedł do światła. Wyglądał trochę tak, jakby bał się, że za chwilę się na niego rzucę. Rozpiął paski, którymi były przypięte moje ręce i podrapał się zawstydzony po karku.
– Pani rzeczy oddadzą pani przy wyjściu – powiedział, unikając mojego wzroku. – Chyba tylko... No, mogliśmy przez przypadek zgubić pani węża – wyznał, czerwieniąc się.
– Wę... A, tak – zreflektowałam się natychmiast, uświadamiając sobie, że może chodzić o Lizzy, która pewnie teraz spała sobie bezczelnie w kieszeni zabranej mi kurtki. I pewnie z jakimiś zdobyczami obok.
– No cóż, jak już go znajdziecie to odeślijcie z powrotem do mnie – poprosiłam z uśmiechem. – Do widzenia.
Mężczyzna chyba nie zorientował się, że nie podałam mu nawet swojego adresu, a ja nie zamierzałam wyprowadzać go z błędu. Odzyskałam kurtkę (z "wężem" w środku, dokładnie tak, jak podejrzewałam), broń i telefon, po czym postanowiłam skontaktować się z Argoną. Nikt nie będzie mnie tak bezkarnie wystawiał. A już na pewno nie ona.
(ARGO? :3 WYBACZ, ŻE TO TYLE TRWAŁO :/ )

9 kwietnia 2018

Od Camille cd. Lorema

    Ręka zawisła jakieś dziesięć centymetrów od klamki. Po plecach przebiegł dreszcz. W końcu przemogłam się i pchnęłam lekko drzwi. "Lorem, niech cię znajdę" błagałam w myślach, "Niech to nie pójdzie na marne". Podłoga zaskrzypiała lekko, gdy weszłam do środka. Odrzwia zatrzasnęły się za mną i to był właśnie moment, w którym miałam ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie. Będę silna. Muszę go znaleźć. Podłoga skrzypiała pod moimi nogami za każdym razem powodując zawał. Rozglądałam się gorączkowo, w poszukiwaniu czegoś, co hipotetycznie (nawet mimo swego nieistnienia) mogłoby mnie zaatakować. Powietrze było tak gęste, że ledwie mogłam oddychać. "Gdzie jesteś?" Całą mnie przeszywał zwierzęcy wręcz strach.  Weszłam po schodach i zaczęłam zaglądać do kolejnych pokoi. Jakoś przeżyłam przeciąg, który otworzył stare okno. Przeżyłam pająka-giganta, który bezczelnie pełzł w moją stronę. Przeżyłam przejście obok obrazu Tej Kobiety. Ale gdy coś świsnęło mi koło ucha... no cóż. Krzyk, który wyszedł wtedy z moich ust obudziłby ludzi z cmentarzy na całym Paryżu. Wpadłam do najbliższego pokoju, wcisnęłam się w róg pokoju, a z moich oczu płynęły łzy.
- Lor - szeptałam cicho jak modlitwę - przyjdź po mnie, proszę. Lor...  Znajdź się... Albo znajdź mnie...?
   W tym momencie stały się dwie rzeczy naraz. Włoski zjeżyły mi się na karku. Zamknęłam oczy, mając już dość otaczającego mnie świata. Miałam być silna... a wyszło jak zwykle. Cudownie.
(Loruś? Wybacz, że tak długo to trwało [i że Cam jest taka rozmemłana], ale jestem ostatnio wrakiem człowieka :"))

5 kwietnia 2018

Ogłoszenie

    Nastąpiły drobne zmiany w formularzu postaci. Dodane zostały punkty:
Pochodzenie: Kraj, region lub świat, z którego pochodzi nasza postać.
Klasa: Posiadacz zwierzęcego genu/Code:W/Nadnaturalnyczłowiek/Mutant/Posiadacz boskiej krwi/Człowiek [do wyboru do 2, jeśli się nie kłócą]
a co za tym idzie...
Moce: 
Posiadacze zwierzęcego genu - potrafią władać wybranym żywiołem, mogą posiadać do 3 umiejętności, związanych z nim. Niektóre mogą również posiadać do 2 umiejętności, otrzymanych na skutek paktu z demonem, daru od bogów czy duchów lub błogosławieństwa.
Code:W - Moce zwierzęcego genu na skutek elementów ulegają przekształceniu. Code:W posiada do 5 umiejętności, związanych z ich żywiołem, przekształconych do formy użytecznej ludziom w konkretnym celu np. do walki, do polowania na szczury, do szukania marihuany. Tracą również wszystkie dary bogów, duchów, błogosłąwieństwa i pakty.
Nadnaturalny człowiek- Do 2 mocy parapsychicznych
Mutant [efekt eksperymentów] - Do 5 mocy, zazwyczaj wzmacniających wrodzone umiejętności, odblokowujących ukryte geny lub wzmacniające zdolności fizyczne.
Posiadacz boskiej krwi - 1 dodatkowa moc swego boskiego rodzica, podczas używania której oczy postaci zmieniają barwę na złote.
Inni - inny typ postaci, wedle uznania. Do 4 mocy, zgodnych z opisem.
Proszę członków o wstawienie uzupełnienia do karty postaci pod tym postem. W najbliższym czasie będę się również zajmować poprawianiem kart postaci, zatem wszelkie inne pożądane zmiany można do mnie również tutaj zgłaszać.
~Lord Admin