Gdy niedźwiedź odszedł nie cieszyłam się. Nie miałam powodu. Obok mnie leżał nieprzytomny basior, który uratował mi życie... Muszę mu jakoś pomóc!
- Ej! Obudź się! - policzkując wilka po pysku, powoli odzyskiwał przytomność.
- Mój łeb... Co się stało? - spytał wyglądając,
choćby znów miał odlecieć.
- To nie jest teraz najważniejsze. Musimy znaleźć Dziką Orchideę.
Matka zawsze mi mówiła, że Orchidea regeneruje moc utraconą podczas walki. Oby to była prawda.
***
Kładąc basiora pod kłodą wierzby, wzięłam się za tropienie Orchidei.
- Hej... Mogę wiedzieć jak masz na imię? - nie chciałam odpowiadać na to pytanie, no ale... Może on będzie milszy od poprzedniego.
- Veela. A Ty? Jeśli już znasz moje, teraz twoja kolej. - uśmiechając się nastawiłam uszy.
- Antilqus. - po odpowiedzi zapadła kilku minutowa cisza. - Pewnie chcesz wiedzieć, jak się tu znalazłem?
- Dokładnie.
- Więc tak... Dotarłem na te tereny zaledwie 2 dni temu. Już mnie korciło, żeby wrócić do starego domu, ale wtedy usłyszałem wycie wilków. Tak się ubawiłem, że ledwo co usłyszałem twoje kro... - rozmowę przerwały nadbiegające łosie. Patrząc na Antilqusa i jednocześnie wskazując na zwierzyny, chyba wiedział o co chodzi...
(Antilqus?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz