1 września 2017

Od Camille cd. Lorema

-O cholera - wykrztusił Lorem, widząc maszynę na środku pomieszczenia. Kiwnęłam głową, nucąc cicho:
-Oto jest spółka zoo Dundersztyca - Impsum spojrzał na mnie jak na idiotkę, na co tylko wzruszyłam ramionami, uśmiechając się jak wariatka. Podszedł do nas jeden z ludzi w kitlach.
-Nie możecie tu być - powiedział, kładąc nam ręce na ramionach i popychając lekko, lecz dość wymownie w kierunku korytarza. Ale nie ze mną te numery, o nie! Przeszłam pod jego ramieniem i podeszłam bliżej machiny.
-Nie masz uprawnień! - zdenerwował się mężczyzna, podchodząc do mnie znowu i, oczywiście, wyrzucając Lorema za drzwi.
-Nie? - zapytałam, korzystając ze swoich umiejętności.
-A nie masz?
-A czy to ważne? Odpowiedz mi na jedno pytanie. Nie, na dwa pytania. Wtedy sobie pójdę.
-Pójdziesz?
-Tak. - nie wyglądał na pewnego, ale jestem baaaardzo przekonująca, jeśli chcę. Skinął głową - Co to jest.
-Maszyna.
-A dokładniej?
-Nazwaliśmy to "Nova Machina".
-Niezwykle oryginalnie - wtrąciłam - Co to robi?
-Nie mogę pani....
-No dajesz.
-Powiedzmy, żeby było obrazowo, że jest przekonujący od pani jakieś dziesięć razy bardziej. I na większą skalę. - zaklęłam cicho.
-Komu ją przekażecie?
-My? Temu, kto zapłacił.
-Szybciej... - w słowie, które wypowiedziałam tonem zimniejszym niż woda w przerębli czaiła się groźba.
-Silverlake - to słowo, choć nieco spodziewane, zadziałało na mnie jak policzek.
-Zapomnij - rzuciłam tylko, po czym wyszłam z pomieszczenia. Minęłam Lorema bez słowa, nie reagując na jego pytania i ruszyłam do swojej kajuty. Ta usiadłam na łóżku i gapiłam się w przestrzeń w bezruchu, dalej nie zwracając najmniejszej uwagi na towarzysza. Myśli pędzące w mojej głowie niczym stado antylop w ucieczce przed lwem, nie dawały mi spokoju. Co mam robić? Zadzwonić do Eliasa? Nie dzwonić? Chronić premiera? Zawracać? płynąć dalej? Mówić to Loremowi? Nie mówić? Nie. Na razie mu nie powiem. Kiedy ścierpły mi nogi wstałam i zaczęłam przechadzać się nerwowo po kajucie, dalej nie zwracając na nic uwagi. Może z tego właśnie powodu walnęłam się w szafkę. Moja wściekłość, zmartwienie i troska znalazły ujście. W odwecie kopnęłam szafkę. I jeszcze raz, powtarzając za każdym kopniakiem:
-Dlaczego... zawsze... wszystko... musi... się.... spieprzyć?!- walnęłam jeszcze kilka razy w ścianę, tym razem pięściami, powtarzając słowa jak mantrę, co poskutkowało nie tylko bólem, ale też krwawieniem. Dopiero wtedy zauważyłam, że Lorem odciąga mnie od lekko zakrwawionej ściany.
-O cholera - jęknęłam, po czym położyłam się na łóżku i zwinięta w kłębek. Łzy same pociekły mi po policzkach. Jedyne co widziałam przez mgłę łez, to twarz Lorema. I jedno było pewne. Nigdy nie widziałam go tak zszokowanego.
(Loruś? Wybacz Camille to zachowanie [wariatki], za chwilę jej przejdzie ;))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz