1 lutego 2017

Od Somniatisa cd. Tiffany

- Nowym Bethie? - spytał zdziwiony mężczyzna, a widząc jak dziewczynka potakuje, zamyślił się. - Jest... szkaradny. Nie da się tego określić inaczej. - Skrzywił się lekko. - Ale wierzę, że Argona miała swój cel w dokonaniu takiego wyboru. Szczególnie, że aktualnie sytuacja Watahy jest ciężka. 
Nie wspomniał, że sama Argona wydała mu się zupełnie inną osobą. Nie wspomniał, że martwi go, w jakim kierunku pójdzie Wataha pod takim kierownictwem. Nie wspomniał tego... nie chciał martwić dziewczynki. Lepiej, żeby nie wiedziała. 
- A swoją drogą, gdzie się włóczyłaś jak cię nie było? - spytał, jakby od niechcenia zmieniając temat.
- Pomagałam Argonie - odparła wymijająco Tiffany, a Atis nie dopytywał się o szczegóły. Skoro nie chciała mówić, to lepiej było nie wiedzieć. 
Niespodziewanie drzwi sklepu zabrzęczały cicho i Somniatis wstał od stołu.
- Klient? - spytała zdziwiona dziewczynka.
- Zaraz się przekonamy - mruknął czarnowłosy, przechodząc do części sklepowej. Tiffany bezszelestnie podążyła za nim, zatrzymując się jednak przy framudze i tylko wyglądając zza niej ciekawie.
Osobą, która weszła do sklepu był wysoki, ciemnowłosy mężczyzna w czarnym płaszczu i brązowej czapce na głowie. Somniatisowi od razu nie spodobał się jego wygląd. Dla niego, składał się wyłącznie z cienia.
- W czym mogę służyć? - zapytał profesjonalnie przybysza.
- Mój pan przysyła mnie z zapytaniem czy dalej będziesz z nami współpracował? - Jego głos był chrapliwy, jakby rzadko używany i kompletnie nie pasował do tej ponurej twarzy.
- Twój pan? - Zegarmistrz uniósł brew, jednocześnie dając pod ladą znak Tiffany by się wycofała. Wiedział już, kim jest przybysz.
- Wiesz o kim mówię. - Ten zachrypnięty głos nie miał kompletnie żadnego wyrazu. Żadnego, co tylko nadawało mu ponurego brzmienia.
- Z przykrością muszę stwierdzić, że nie wiem o czym pan mówi - oznajmił Somniatis, rozkładając bezradnie ręce. - Jeśli chodzi o  naprawianie zegarów to nie widzę, żadnych przeszkód, byśmy...
Koło ucha mężczyzny coś świsnęło i kawałek tynku odleciał ze ściany. Przybysz skorygował nieco kierunek, w którym wskazywał palcem i teraz pokazywał prosto na środek czoła Atisa.
Ten ostatni przez chwilę stał w bezruchu, patrząc w ciemne oczy cienia, po czym zanurkował pod ladę. Kolejny strzał świsnął nad jego głową, gdy obijając się o szafy wbiegł na zaplecze. Olbrzymim wysiłkiem woli i przy użyciu najtrudniejszych pieczęci zatarasował przejście wszelkiego rodzaju żelaznymi prętami i płytami, jakie w tamtym momencie przyszły mu na myśl. Upadł, prawie bez sił.
Tiffany podbiegła do niego i przykucnęła przy opiekunie.
- Czego on chce? - pisnęła.
- Jest z ZUPA'y. - Atis, wspierając się na dziewczynce, zdołał wstać. - Chyba wiesz, że byłem dilerem sztuki, nieprawdaż? Teraz zażądali ode mnie, bym opowiedział się zdecydowanie po którejś ze stron. 
Coś z dużą siłą uderzyło w żelazną przegrodę.
- Potem ci to wyjaśnię - pośpiesznie dodał mężczyzna. - W łazience jest wejście do tuneli Podziemia. Jeśli się pośpieszymy to może uda nam się go zgubić.
(Tiffany?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz