Mężczyźni zostali sami w pomieszczeniu. Somniatis milczał, czując się dość niezręcznie w obecności tego człowieka, który nawet w obliczu utraty wszystkiego zachowywał się tak spokojnie. Nie tknął nawet swojej herbaty. Władysłam również milczał, popijając powoli ciepły napój z filiżanki. Nie wyglądał na skrępowanego. Nie wyglądał nawet, jakby czekał na kontynuację tematu czy jakby myślał. Jego spojrzenie było tak puste, a magiczne oczy Somniatisa ledwie odważały się na niego spojrzeć. Patrzenie tej białej postaci w twarz wydawało się zbyt przerażające. Nie białej jak świeżo położony tynk czy śnieg, który spadł o poranku. Białej, jak bezdenna pustka jego oczu. Jak niemy anioł, który tylko na chwilę opuścił niebo. Zegarmistrz nigdy wcześniej, a prawdopodobnie też nigdy później nie widział człowieka tak białego. A przy tym o tak przerażającym wyglądzie.
Jeszcze chwilę siedzieli w milczeniu. Gdyby był tu zegar, jego tykanie stawałoby się przeraźliwie głośne. Jednak niczego takiego nie było i przez to cisza była nawet bardziej przytłaczająca. Wreszcie Atis zebrał w sobie całą odwagę, by ją przerwać.
- Nigdy nie poprosiłeś, bym zrekompensował ci się za wypuszczenie Est - zauważył powoli.
- Nie - przyznał Leniniewski spokojnie popijając herbatę. - Ale nie o to chodzi, nieprawdaż panie Tenebris?
- Szukam kogoś, myślę, że byłbyś w stanie mi pomóc... - Mężczyźnie zaschło w ustach. Nerwowo oblizał wargi. - Tiffany. Zaginęła.
- Nie przetrzymuję jej u siebie - oznajmił mężczyzna, odkładając filiżankę na spodeczek. - Ale to nie powinno cię zdziwić.
- Dlaczego Wieża? - Somniatis gwałtownie zmienił kierunek. Nie czuł się dobrze wracając do tamtych tematów przy tym mężczyźnie. Wolałby w ogóle o nich nie myśleć. Sprawiały zbyt dużo bólu.
- Jeśli chcesz odzyskać Tiffany to sądzę, że Kathleen jest odpowiedniejszą osobą. - dłoń Leniniewskiego, leżąca na stole zaczęła delikatnie stukać palcami o blat.
- Kto? - Atis zdziwił się, nie kojarzył tej osoby. Z drugiej strony nie obracał się w takich kręgach, jak były premier.
Władysław spojrzał w okno niewidzącym wzrokiem, po czym wstał.
- Przejdźmy się - zaproponował.
Czarnowłosy również podniósł się ze swojego miejsca. Jego herbata dawno wystygła, nietknięta w swojej filiżance. Wyszli z kuchni, przeszli przez salon. Gospodarz wziął coś z komody, a następnie opuścili wnętrze ciemnego mieszkania wydostali się na dwór. W chłodnym wietrze nocy
Szli powoli, znów w milczeniu. Leniniewski najwyraźniej nie kwapił się do dalszych wyjaśnień.
- A jeśli chodzi o naszą sprawę... - zaczął ponownie Somniatis.
- Rozmawiasz z martwym człowiekiem, Tenebris. - Blondyn patrzył w niebo, na którym nie było gwiazd, a Atis zastanawiał się, co zatem tam widzi. - Problemy żywych nie są moimi problemami.
- A co z ludźmi, którzy na tobie polegali? Zostawisz ich? - Zegarmistrz poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Słyszał, co się stało z zaufanymi ludźmi Leniniewskiego. Zwykle ich los obejmował więzienie lub bojkot.
Mężczyzna nie odpowiedział. W jego oczach odbiło się coś, może żal? A może tylko światło gwiazd, których Somniatis nie był w stanie dostrzec. Cisza się przedłużała.
- Dokąd idziemy? - Czarnowłosy rozejrzał się, jednak nie znał tej okolicy. Rzadko przebywał na otwartej przestrzeni. Były premier bez słowa przekazał ku niewielką karteczkę. Znajomym pismem ktoś napisał na niej tylko jedno słowo "cmentarz". Mężczyzna zmarszczył brwi. Po co Akiro miałby iść na cmentarz?
Przez większość drogi nie odzywali się do siebie. Somniatis wolał nie dopytywać Władysława o więcej spraw. Było to dość krępujące. Nie potrafił zawczasu zgadnąć, co rozmówca odpowie. I czy odpowie.
- Jeśli spotkasz się z Kathleen przekaż jej pozdrowienia ode mnie - powiedział niespodziewanie blondyn. Somniatis nie odpowiedział. Nie bardzo wiedział jak, zresztą jego myśli zaczęły już krzątać się wokół tej tajemniczej osoby, jaką była ta kobieta. W oddali widać było cmentarz.
Po kilkunastu kolejnych minutach dało się już rozróżnić sylwetki nieruchomych grobów, od postaci nieruchomego chłopaka. W oczach Akiro coś się błyszczało. Czyżby... nie. Nie możliwe. Leniniewski zatrzymał się, Zegarmistrz zrobił to samo i spojrzał na byłego premiera pytająco.
- Nie krępuj się. - Władysław zrobił zachęcający ruch ręką w kierunku Akiro. Najwyraźniej chciał, by to Somniatis porozmawiał z chłopakiem. Co wcale nie sprawiło, że czarnowłosy poczuł się lepiej. Wręcz przeciwnie.
Przełknął ślinę przełknął ślinę i ruszył dalej, pozostawiając blondyna samego. Chwilę później stanął obok Akiro i spojrzał na grób, który przykuł uwagę chłopaka. Litery już dawno zostały wytarte, nie mógł więc odczytać imienia pochowanej tutaj osoby. Spojrzał z ukosa na jasnowłosego i ku jego zdziwieniu zobaczył pozostałości łez w kącikach jego oczu. Odchrząknął, czując się bardzo niezręcznie.
- Ktoś z rodziny? - spytał cicho.
Jeszcze chwilę siedzieli w milczeniu. Gdyby był tu zegar, jego tykanie stawałoby się przeraźliwie głośne. Jednak niczego takiego nie było i przez to cisza była nawet bardziej przytłaczająca. Wreszcie Atis zebrał w sobie całą odwagę, by ją przerwać.
- Nigdy nie poprosiłeś, bym zrekompensował ci się za wypuszczenie Est - zauważył powoli.
- Nie - przyznał Leniniewski spokojnie popijając herbatę. - Ale nie o to chodzi, nieprawdaż panie Tenebris?
- Szukam kogoś, myślę, że byłbyś w stanie mi pomóc... - Mężczyźnie zaschło w ustach. Nerwowo oblizał wargi. - Tiffany. Zaginęła.
- Nie przetrzymuję jej u siebie - oznajmił mężczyzna, odkładając filiżankę na spodeczek. - Ale to nie powinno cię zdziwić.
- Dlaczego Wieża? - Somniatis gwałtownie zmienił kierunek. Nie czuł się dobrze wracając do tamtych tematów przy tym mężczyźnie. Wolałby w ogóle o nich nie myśleć. Sprawiały zbyt dużo bólu.
- Jeśli chcesz odzyskać Tiffany to sądzę, że Kathleen jest odpowiedniejszą osobą. - dłoń Leniniewskiego, leżąca na stole zaczęła delikatnie stukać palcami o blat.
- Kto? - Atis zdziwił się, nie kojarzył tej osoby. Z drugiej strony nie obracał się w takich kręgach, jak były premier.
Władysław spojrzał w okno niewidzącym wzrokiem, po czym wstał.
- Przejdźmy się - zaproponował.
Czarnowłosy również podniósł się ze swojego miejsca. Jego herbata dawno wystygła, nietknięta w swojej filiżance. Wyszli z kuchni, przeszli przez salon. Gospodarz wziął coś z komody, a następnie opuścili wnętrze ciemnego mieszkania wydostali się na dwór. W chłodnym wietrze nocy
Szli powoli, znów w milczeniu. Leniniewski najwyraźniej nie kwapił się do dalszych wyjaśnień.
- A jeśli chodzi o naszą sprawę... - zaczął ponownie Somniatis.
- Rozmawiasz z martwym człowiekiem, Tenebris. - Blondyn patrzył w niebo, na którym nie było gwiazd, a Atis zastanawiał się, co zatem tam widzi. - Problemy żywych nie są moimi problemami.
- A co z ludźmi, którzy na tobie polegali? Zostawisz ich? - Zegarmistrz poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku. Słyszał, co się stało z zaufanymi ludźmi Leniniewskiego. Zwykle ich los obejmował więzienie lub bojkot.
Mężczyzna nie odpowiedział. W jego oczach odbiło się coś, może żal? A może tylko światło gwiazd, których Somniatis nie był w stanie dostrzec. Cisza się przedłużała.
- Dokąd idziemy? - Czarnowłosy rozejrzał się, jednak nie znał tej okolicy. Rzadko przebywał na otwartej przestrzeni. Były premier bez słowa przekazał ku niewielką karteczkę. Znajomym pismem ktoś napisał na niej tylko jedno słowo "cmentarz". Mężczyzna zmarszczył brwi. Po co Akiro miałby iść na cmentarz?
Przez większość drogi nie odzywali się do siebie. Somniatis wolał nie dopytywać Władysława o więcej spraw. Było to dość krępujące. Nie potrafił zawczasu zgadnąć, co rozmówca odpowie. I czy odpowie.
- Jeśli spotkasz się z Kathleen przekaż jej pozdrowienia ode mnie - powiedział niespodziewanie blondyn. Somniatis nie odpowiedział. Nie bardzo wiedział jak, zresztą jego myśli zaczęły już krzątać się wokół tej tajemniczej osoby, jaką była ta kobieta. W oddali widać było cmentarz.
Po kilkunastu kolejnych minutach dało się już rozróżnić sylwetki nieruchomych grobów, od postaci nieruchomego chłopaka. W oczach Akiro coś się błyszczało. Czyżby... nie. Nie możliwe. Leniniewski zatrzymał się, Zegarmistrz zrobił to samo i spojrzał na byłego premiera pytająco.
- Nie krępuj się. - Władysław zrobił zachęcający ruch ręką w kierunku Akiro. Najwyraźniej chciał, by to Somniatis porozmawiał z chłopakiem. Co wcale nie sprawiło, że czarnowłosy poczuł się lepiej. Wręcz przeciwnie.
Przełknął ślinę przełknął ślinę i ruszył dalej, pozostawiając blondyna samego. Chwilę później stanął obok Akiro i spojrzał na grób, który przykuł uwagę chłopaka. Litery już dawno zostały wytarte, nie mógł więc odczytać imienia pochowanej tutaj osoby. Spojrzał z ukosa na jasnowłosego i ku jego zdziwieniu zobaczył pozostałości łez w kącikach jego oczu. Odchrząknął, czując się bardzo niezręcznie.
- Ktoś z rodziny? - spytał cicho.
(Akiro?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz