Mężczyzna wyszedł, nie do końca wiedząc, co myśleć. Ostatecznie... Akiro powiedział mu prawdę. I była ona tą złą prawdą. Tą, której czarnowłosy wcale nie chciał usłyszeć. A jednak była prawdą. Tym razem. Powinien to docenić, prawda? Mimo to był rozdarty. Być może chłopak udzielił mu swojej pomocy w zakładzie, przy poszukiwaniu winnego upadkowi oraz... podczas spotkania z Kathleen, jednak... czy to wszystko miało sens teraz, gdy wiedział, że to on za nim stał?
Stanął nad brzegiem oceanu. Był tak odległy i tak spokojny. Zupełnie inny, niż dusza mężczyzny w tamtym momencie. Somniatis zwrócił swoja uwagę na dryfującą na wietrze mewę. Cudownym byłoby oderwać się od wszystkich problemów tego świata i po prostu odlecieć. Dlaczego nie urodził się ptakiem, tylko wilkiem?
Próbował oczyścić myśli, jednak te ciągle wracały do twarzy Akiro w momencie, w którym wyznawał mu prawdę.
Mężczyzna nie wiedział, jak długo tak stał. Wtem do jego rozważań wkradła się macka prawdziwego niepokoju.
Argona będzie wściekła - przemknęło Somniatisowi przez myśl. Alpha miała ostatnio męczący okres i zapewne ta wiadomość spowodowałaby ujście wszelkich frustracji i niepowodzeń w gwałtownym wybuchu złości. I czarnowłosy wolałby, by nie wylały się one na biedną skórę Akiro. Mimo wszystko przecież...
- Somniatisie, możemy porozmawiać? - z cienia magazynu wychynęła czarna postać. Od razu ją rozpoznał. Któżto inny mógł być, jak nie ona. Mówi się "nie wywołuj wilka z lasu" i czarnowłosy miał nieprzyjemne wrażenie, że właśnie to zrobi.
- Oczywiście - zgodził się niechętnie, podchodząc do dziewczyny i zanurzając się w cieniu, który wydał mu się głębszy i bardziej lepki niż zazwyczaj. - Coś się stało?
- Tak. Dotarłam do grupy, która zorganizowała zamach na Wieżę - oznajmiła kobieta, zakładając ręce na piersi. - Zgadnij, kto nimi przewodził
Somniatis westchnął i spuścił głowę. W oczach Argony pojawił się niebezpieczny błysk.
- Wiedziałeś? - syknęła, gwałtownie chwytając go jedną ręką za klapy płaszcza i przyciągając do siebie. Była silniejsza, niż mężczyzna pamiętał, choć zauważył, że jej ręka drży z wysiłku zmuszana do ruchu tylko przez silną wolę właścicielki.
- Dzisiaj mi powiedział - wyznał, nie chcąc okłamywać Alphy. Nawet, gdyby chciał pozostać wierny przyjacielowi nie miało to sensu, skoro ona i tak wiedziała.
- Tu jesteś, Somniatisie - zauważył czyjś głos od strony morza.
Obaj rozmówcy spojrzeli w tamtym kierunku. Argona puściła frak czarnowłosego i wyciągnęła pistolet z pochwy, celując w czoło chłopaka.
- Akiro, będę cię sądzić za zbrodnie przeciwko Watasze. Możesz ze mną pójść dobrowolnie lub też otrzymać przyspieszony wyrok - powiedziała lodowato.
Somniatis zastąpił jej drogę, stając na torze kuli.
- Argono, posłuchaj... - zaczął jednak został odepchnięty przez lepką i ciemną masę w kierunku ściany magazynu. Alpha minęła go, wychodząc z cienia i robiąc krok w kierunku Akiro.
Stanął nad brzegiem oceanu. Był tak odległy i tak spokojny. Zupełnie inny, niż dusza mężczyzny w tamtym momencie. Somniatis zwrócił swoja uwagę na dryfującą na wietrze mewę. Cudownym byłoby oderwać się od wszystkich problemów tego świata i po prostu odlecieć. Dlaczego nie urodził się ptakiem, tylko wilkiem?
Próbował oczyścić myśli, jednak te ciągle wracały do twarzy Akiro w momencie, w którym wyznawał mu prawdę.
Mężczyzna nie wiedział, jak długo tak stał. Wtem do jego rozważań wkradła się macka prawdziwego niepokoju.
Argona będzie wściekła - przemknęło Somniatisowi przez myśl. Alpha miała ostatnio męczący okres i zapewne ta wiadomość spowodowałaby ujście wszelkich frustracji i niepowodzeń w gwałtownym wybuchu złości. I czarnowłosy wolałby, by nie wylały się one na biedną skórę Akiro. Mimo wszystko przecież...
- Somniatisie, możemy porozmawiać? - z cienia magazynu wychynęła czarna postać. Od razu ją rozpoznał. Któżto inny mógł być, jak nie ona. Mówi się "nie wywołuj wilka z lasu" i czarnowłosy miał nieprzyjemne wrażenie, że właśnie to zrobi.
- Oczywiście - zgodził się niechętnie, podchodząc do dziewczyny i zanurzając się w cieniu, który wydał mu się głębszy i bardziej lepki niż zazwyczaj. - Coś się stało?
- Tak. Dotarłam do grupy, która zorganizowała zamach na Wieżę - oznajmiła kobieta, zakładając ręce na piersi. - Zgadnij, kto nimi przewodził
Somniatis westchnął i spuścił głowę. W oczach Argony pojawił się niebezpieczny błysk.
- Wiedziałeś? - syknęła, gwałtownie chwytając go jedną ręką za klapy płaszcza i przyciągając do siebie. Była silniejsza, niż mężczyzna pamiętał, choć zauważył, że jej ręka drży z wysiłku zmuszana do ruchu tylko przez silną wolę właścicielki.
- Dzisiaj mi powiedział - wyznał, nie chcąc okłamywać Alphy. Nawet, gdyby chciał pozostać wierny przyjacielowi nie miało to sensu, skoro ona i tak wiedziała.
- Tu jesteś, Somniatisie - zauważył czyjś głos od strony morza.
Obaj rozmówcy spojrzeli w tamtym kierunku. Argona puściła frak czarnowłosego i wyciągnęła pistolet z pochwy, celując w czoło chłopaka.
- Akiro, będę cię sądzić za zbrodnie przeciwko Watasze. Możesz ze mną pójść dobrowolnie lub też otrzymać przyspieszony wyrok - powiedziała lodowato.
Somniatis zastąpił jej drogę, stając na torze kuli.
- Argono, posłuchaj... - zaczął jednak został odepchnięty przez lepką i ciemną masę w kierunku ściany magazynu. Alpha minęła go, wychodząc z cienia i robiąc krok w kierunku Akiro.
(Akiro?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz