18 marca 2019

Od Somniatisa cd. Akiro

    Elegancka restauracja, w której się umówili była urządzona w stylu nieco orientalnym. Na ciemnych ścianach wisiały złote podobizny bogów, których Somniatis nie poznawał oraz znaki, których transkrypcja była mu obca. Niewielkie pomieszczenie dla VIP-ów, do którego zostali zaprowadzani przez kelnera wyposażone było w niewielki, czarny stolik oraz sześć również czarnych krzeseł wyposażonych w złote poduszki, ustawionych dookoła niego. Poza tym był też parawan, odgradzający to miejsce od bardziej tłocznych części restauracji.
  Mężczyźni usiedli. Czarnowłosy poprawił krawat i nerwowo spojrzał na wyjęty z kieszeni zegarek. Zwykle nie przywiązywał wagi do czasu, teraz jednak było inaczej. Spotkanie z Kathleen Gregorson, prawą ręką premiera, napawało go przerażeniem. Nie był też pewien czy to dobrze, że Akiro jest tutaj z nim. To, co zamierzał zrobić... mogło boleśnie w niego ugodzić. Nie chciał tego, jednak nie wiedział, jak to powiedzieć chłopakowi. Ostatecznie zdecydował się zaczekać na odpowiedni moment i poprosić go, by zostawił ich samych.
  Siedzieli w milczeniu, czekając na przybycie kobiety. Akiro nie wyglądał na ani trochę spiętego, jakby takie spotkania zdarzały mu się codziennie. Cóż, może się zdarzały, skoro udało mu się załatwić audiencję u Kathleen w tak krótkim czasie. Somniatisa zaczęło wręcz zastanawiać, co takiego powiedział jego towarzysz, że zgodziła się tu przyjść. Z drugiej strony nie był pewien czy chce słyszeć odpowiedź.
  Parawan zaszurał cicho i do pomieszczenia wmaszerowała  szczupła, elegancko ubrana kobieta o... niezwykle jasnych, blond włosach, spiętych w kok i przeszywających, szarych oczach, skrytych za okularami. W dłoni trzymała czarną teczkę.
  Somniatis poderwał się gwałtownie ze swojego miejsca i uśmiechnął uprzejmie.
- Dzień dobry, pani musi być Kathleen Gregorson. Zapraszam panią do stołu. - Obszedł mebel i odsunął jej krzesło. Kobieta podeszła i usiadła, a czarnowłosy wrócił na swoje miejsce. Dłonie mu nieco drżały, gdy odsuwał swoje krzesło, by znaleźć się na przeciwko tej kobiety. Jakaś część percepcji Atisa zauważyła z goryczą, że Akiro zdawał nic sobie nie robić z obecności doradczyni i siedział wygodnie rozparty na krześle.
- Zatem pan musi być Akiro Ori - zauważyła. - Bardzo mnie pan zaskoczył tym zaproszeniem.
- Właściwie to jestem Somniatis Tenebris, a mój towarzysz - to mówiąc wskazał na siedzącego obok chłopaka - nazywa się Akiro Ori.
- A więc to tak - kobieta pokiwała głową. - Więc?
  Utkwiła wyczekujące spojrzenie w czarnowłosym. Pod jego naciskiem mężczyźnie zdawało się, że robi się coraz mniejszy. Zaschło mu w ustach.
- Zaginęła dziewczynka - zaczął. - Moja... córka. Już jakiś czas temu. Próbowałem już wszystkiego, jednak nie mogę jej odnaleźć. Być może... pani...?
  Kathleen nie drgnęła. Nie wykonała najmniejszego ruchu.
- To wszystko? - spytała po chwili, unosząc brew. - Jeśli tak, muszę się już zbierać. Nie mam zbyt wiele czasu, by marnować go na głupstwa.
  Somniatis poczuł, jak serce zaczyna mu bić szybciej. Głupstwa? Głupstwa? Zaginięcie Tiffany miało być głupstwem?
-  N-nie - wydusił wreszcie, powstrzymując się przed wybuchem. - Ma pani pozdrowienia od Władysława Leniniewskiego.
  Przez twarz kobiety przeleciał cień. Cień szczerej nienawiści. Był tylko ulotnym grymasem, jednak miał już na zawsze pozostać w pamięci Somniatisa.
- Rozumiem - powiedziała szorstko i wstała. Jej wargi zaciśnięte były w wąską linię. - Czy to wszystko, panie Tenebris?
  On również wstał. Zacisnął dłonie w pięści.
- On mówił, że pani może mi pomóc... - zaczął, jednak przerwała mu stanowczym ruchem dłoni, jakby opędzała się od namolnego komara. Ruszyła w kierunku parawanu.
- Chwila! - Somniatis prawie krzyknął. Chwycił kobietę za ramię. - Proszę. Jeśli ją odnajdziesz... ja...
  Odwróciła się i uderzyła go w twarz. Czarnowłosy zatoczył się i pewnie by upadł, gdyby nie wyrósł za nim Akiro i go nie podtrzymał.
(Akiro? Zostawiam ci zakończenie tej sytuacji^^)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz