26 sierpnia 2018

Od Camille cd. Calii

      Dobrze - zgodziłam się - to brzmi rozsądnie. Wróćmy do mnie do mieszkania - Calia skinęła głową, a ja odpaliłam samochód i wyjechałam na drogę. Prowadzenie częściowo mnie uspokajało, dlatego też, gdy dotarłyśmy na miejsce, byłam dużo mniej roztrzęsiona niż na początku drogi. Zgasiłam silnik i obie wygramoliłyśmy się z auta. Zabrałam ze sobą laptopa i po kilku chwilach już siedziałyśmy u mnie na kanapie. Znaczy właściwie ja siedziałam, bo Calia chodziła po pokoju, wydzwaniając chyba do wszystkich ze swojej książki telefonicznej i władczym tonem domagając się wysłania na jej e-maila aktów urodzenia i innych dokumentów ("I TO TERAZ ZARAZ, BO JAK NIE, TO SIĘ POLICZYMY JESZCZE"), następnie rozłączała się (byłam pewna, że gdybyśmy żyły parędziesiąt lat temu, to z pewnością rzuciłaby słuchawką), a potem dzwoniła do kolejnej osoby i zabawa rozpoczynała się od nowa. Ja z braku lepszych zajęć do roboty wstałam z kanapy i ruszyłam do kuchni, do mojego jedynego przyjaciela w ostatnim okresie (to jest ekspresu do kawy). Podstawiłam filiżankę, nacisnęłam przycisk z cudownym napisem "CAPPUCCINO" i po chwili wróciłam do salonu.
- Mam! - wykrzyknęła Calia tak nagle, że podskoczyłam niemal rozlewając na siebie gorącą ciecz. Zmierzyłam ją gniewnym spojrzeniem, jednak nie zwracała na to najmniejszej uwagi. - Dawaj laptopa! - pokazałam jej wolną ręką urządzenie na stoliku do kawy, a ona pochwyciła je i bez zbędnych ceregieli walnęła się koło mnie na kanapie. Syknęłam na nią zirytowana, jednak ponownie nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu. Zajrzałam jej przez ramię, gdy logowała się na pocztę (wcale nie podpatrzyłam jej hasła, skąąądże) i wchodziła w najnowszą otrzymaną wiadomość. Przez chwilę śledziła tekst wzrokiem. Gdy się w końcu odezwała, jej głos był pełen ekscytacji.
- Mamy to, Cam. Mamy to!
(Cal?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz