26 sierpnia 2018

Od Lucii do Jamesa

    Lucia obudziła się późno. Za późno. O tej godzinie już dawno powinna być w pracy. Nie zdziwiła się nawet, że zasnęła na kanapie przed telewizorem. Pamiętała, że o godzinie 4:05 miała oglądać powtórkę jakiegoś głupiego serialu, więc jakoś wtedy musiała zasnąć. Była wykończona zarówno psychicznie jak i fizycznie. Cała ta sytuacja z Fionnem źle na nią podziałała. Była o tym przekonana jeszcze bardziej, gdy zobaczyła na stoliku opróżnione pudełko po lodach kawowych. Natychmiast zerwała się z kanapy i pobiegła się ogarnąć. Była na siebie wściekła, dodatkowo głowa bolała ją niemiłosiernie. Wystukała krótką wiadomość do Fionna, przepraszając za spóźnienie i obiecując, że za chwilę będzie w pracy. Najwyżej nazmyśla coś o uciekających autobusach czy o czymś równie głupim. Bez znaczenia. Wiedziała tylko, że naprawdę nie ma ochoty teraz spotkać się z rudowłosym Irlandczykiem, ale nie miała wyboru. Postanowiła unikać go dziś jak ognia. Nałożyła na włosy piankę prostującą (jej wynalazku), usta pomalowała brązową pomadką (podkreślając tym samym swój beznadziejny nastrój), wybrała swoje ulubione, jedne z najwyższych szpilek (chcąc choć trochę poczuć się lepiej) i niemal w biegu zamknęła za sobą drzwi. Zdecydowała, że szybciej przejdzie na piechotę niż gdyby miała czekać na autobus, więc pewnym krokiem ruszyła przed siebie, odpalając przy tym papierosa. Zdążyła wypalić dwa, gdy znalazła się przed siedzibą Menthis Corp. Było właśnie chwilę po jedenastej. Pchnęła drzwi wejściowe przeznaczone dla pracowników, zgarnęła z szatni swój fartuch i przyczepiła do niego swój identyfikator. Ostatni raz spojrzała w lusterko. Schowała za ucho niesforny loczek, którego nakładana w pośpiechu pianka najpewniej nie dosięgnęła i paznokciem zgarnęła nadmiar szminki z kącika ust. Tak gotowa zabrała ze swojej szafki papiery (podrzucone przez Fionna z wielkim podpisem „DR PARFAVRO”) i skierowała się w stronę swojego gabinetu. Miała nadzieję, że nikt nie zauważy tego subtelnego spóźnienia i przemknie tam niezauważona. Chociaż oficjalnie była już w pracy od momentu wejścia do siedziby, nie czuła się z tym dobrze. Przechodziła właśnie obok gabinetu von Alwasa, gdy drzwi otworzyły się z rozmachem i wyszedł z nich mocno zirytowany wysoki mężczyzna… przy okazji nadeptując na jej wyciągniętą szpilkę. Zachwiał się lekko, jednak nie zwrócił na to zbytniej uwagi. Poprawił tylko płaszcz i już chciał przejść dalej, korytarzem do głównego wyjścia, gdy zszokowana do tej pory Lucia postanowiła zawalczyć o swoje.
– Przepraszam? – rzuciła protekcjonalnie. Nie miała pojęcia, kim jest ten człowiek i wiedziała, że mogła mieć problemy przez swoją arogancję, ale w tej chwili miała tak podły nastrój, że naprawdę mało ją to obchodziło. – Rodzice cię nie uczyli, żeby uważać, gdzie się stawia stopy?
Nieznajomego chyba zmroziło na chwilę, ale zaraz cofnął się kilka kroków, pochylił lekko, by lepiej widzieć jej twarz i odpowiedział dobitnie.
– Och, wybacz. Te szpilki chyba niewiele dały, bo nawet w nich cię nie zauważyłem.
Lucia otworzyła usta z oburzenia.
– No ty sobie chyba kpisz! – obruszyła się jeszcze bardziej. – Zdajesz sobie sprawę ile te buty kosztowały?
Nieznajomy zlustrował ją obojętnym spojrzeniem, wzruszył obojętnie ramionami i odpowiedział równie obojętnym tonem:
– Nie.
Chciał już odejść, zostawiając oburzoną Lucię samą, gdy zza rogu wyłonił się Fionn O’Reilly.
– James, świetnie, że jeszcze cię złapałem! – zawołał z ulgą. – Zapomniałeś podpisać… O, Lucia, cześć – powiedział zbity z tropu, gdy dobiegł do nich i zauważył jej wściekłą minę. – Coś się stało? – zapytał, marszcząc brwi.
– Nic – odpowiedziała Włoszka wyniośle. – Właśnie szłam do gabinetu. Do zobaczenia później, Fionn. Przyniosę ci tę teczkę, jak tylko skończę – odpowiedziała i, zupełnie ignorując nieznajomego, ruszyła przed siebie. Przy tym wolną ręką specjalnie odrzuciła włosy tak, by uderzyły zdezorientowanego Jamesa. Fionn chwilę przenosił nierozumiejący wzrok z oddalającej się Lucii na osłupiałego przyjaciela.
– Czy możesz mi wytłumaczyć – zaczął powoli, wolną ręką masując sobie skroń – co się tu tak właściwie między wami stało? 
(JAMES?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz