Spojrzałam na ranną. Jej rany ciągnęły się po całym ciele (o dziwo) omijając głowę.
- Więc mówisz, że nie żyje? - zapytałam lekko zawiedziona.
- Tak przypuszczam. - Odpowiedziała. - Nie mamy czasu na pogaduszki!
- Racja, chodź! - krzyknęłam i pobiegłam do swojej jaskini.
Mixi przyglądała mi się bacznie, to moja pierwsza poważniejsza akcja, ale w końcu szamanką jestem nie bez powodu.
- Połóż ją tam - Wskazałam swoje legowisko.
Przeczesałam wzrokiem półkę z medykamentami. Chwyciłam bandaż, środek odkażający, drobną niebieską fiolkę i takich samych wymiarów jeszcze pięć innych. Sprawdziłam waderze puls. Żyje, żyje ale ledwo. Chwyciłam fioletową fiolkę i wylałam jej zawartość na kawałek bandaża. Przetarłam nim ranę wilczycy. W duchu modliłam się, aby to jakoś pomogło. Sięgnęłam po następną szklaną buteleczkę, tym razem o kolorze zielonym. Płyn, który się w niej znajdował wlałam waderze do pyska. Następna była fiolka czerwona. Odkręciłam ją trochę i podstawiłam waderze pod nos. Wzięłam duży skrawek materiału i oblałam go zawartością fiolki niebieskiej. Przystawiłam do rany i zabandażowałam.
- Musimy czekać i mieć nadzieję. Choć nadzieja jest matką głupich. Znasz tą waderę? - Zwróciłam się do Kate.
(Kate?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz