13 września 2016

Od Argony - Czyżby koniec przygód z czasem?

TADRDIS miotała się na wszystkie strony, a za równo ja, jak i Doctor próbowaliśmy odciągnąć oszalałego Korsa od przyrządów nawigacyjnych. Gwałtownie wszystkim zatrzęsło i polecieliśmy na jedną z burt statku, która stała się w tym momencie naszą podłogą. Pierwszą osobą, która się poderwała z miejsca był Korso, który najwyraźniej za cel powziął sobie ucieczkę stąd. Błyskawicznie wykrzesałam z siebie energię i z podłogi wystrzeliły cienie, wiążąc basiora do posadzki z dużą siłą. Spojrzałam na swoje ręce. Znów mogę używać pełnej mocy?
~Argono, już czas.
Ten głos… poczułam ból w prawym oku. Nagle cały pojazd zmienił swoje położenie i to, co przed chwilą było podłogą, na powrót stało się ścianą. Upadłam na kratkę, tuż koło stopy Doctora. Basior pochylił się nade mną i trącił nosem.
- Wszystko w porządku? – spytał zaniepokojony.
Podniosłam się, ocierając czerwone łzy z pyska. Nie patrzyłam na basiora.
- Muszę dopełnić mojej zemsty – powiedziałam cicho. – Zabiję wszystkie wilki i obejmę władzę nad moimi terenami. Odsuń się śmiertelniku, jeśli nie chcesz do nich dołączyć.
Coś gruchnęło mocno o podłogę i jęknęło cicho za moimi plecami. Korso. Odwróciłam łeb w jego kierunku z pogardą.
- A to nie zasługuje nawet na śmierć. – Podeszłam do drzwi TARDIS i otworzyłam je na znajomy las. – Lepiej, żebyście się nie wtrącali w moje sprawy. – Wyszłam na zewnątrz. Myśl Airesu prowadziła mnie w miejsce mojego przeznaczenia.
- Argono, jeszcze jedno! – Doctor stał przy wejściu do statku kosmicznego, jakby gotów w każdej chwili do ucieczki.
- Czego? – warknęłam, gwałtownie obracając łeb w jego kierunku.
- Kiedyś… gdy już będziesz Alphą. Argona z tamtego świata uciekła i zamieszkała tutaj. Nie wiem kiedy, jednak jeśli będziesz mieć oczy otwarte to z pewnością ją znajdziesz i zabijesz. Nie może być dwóch Argon w jednej przestrzeni, bo ten świat eksp…
- Zamilcz! – warknęłam. – Dobrze wiem, co się wydarzy. A teraz znikaj stąd, pókim dobra.
Basior pokręcił smutno głową i wrócił do swojej policyjnej budki. Ale czy swojej? Czy przypadkiem tamta nie była zepsuta? Wzruszyłam ramionami i dumnym krokiem ruszyłam w kierunku Styksu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz