3 września 2016

Od Dragonixy cd. Somniatisa

Stalowy wilk patrzył na nas żółtymi ślepiami zupełnie bez emocji, co jeszcze bardziej było w nim przerażające. Napięłam wszystkie mięśnie rozpościerając skrzydła i już miałam skakać na przeciwnika, lecz Somniatis dał mi znak łapą, bym została na swoim miejscu.
- Nie chcieliśmy tu zostać długo. Szukamy drogi wyjścia - wytłumaczył powoli wilkowi. - Oni są coraz bliżej. Nie mamy zamiaru z nikim walczyć.
Metal zgrzytnął cicho gdy robot opuścił łeb i nieufnie położył po sobie uszy. Nic nie odpowiadał i nic nie robił, a nieprzyjemne uczucie lepiącej ciemności narastało. Miałam wrażenie, że zaraz zlepią mi się wszystkie wnętrzności.
- Prosimy cię, wilku! Naprawdę musimy iść! - ponagliłam błagalnym tonem.
Niespodziewanie rzucił się na mnie i musiałam jakoś się bronić. Nim Somniatis zdołał mi pomóc, udało mi się podnieść metalową kukłę krwawymi łapskami, które wydostały mi się spod żeber, po czym rzuciłam nią o pobliskie drzewo. Bez dłuższych zastanowień zaczęliśmy razem uciekać. W biegu obejrzałam się za siebie i zobaczyłam potworne cieniste wilki, które ujadały tak wściekle, że momentami brzmiały jak horda demonów. Ten widok przyspieszył mi biegu.
- Atis! - krzyknęłam. - Kim są te wilki?!
- Mówiłem ci! - warknął. - To dusze zmarłych, których napędza nienawiść! Poza tym, teraz nie ma czasu na pytania!
Dusze siedziały nam na ogonie, a nasze łapy ulegały powoli zmęczeniu. Kiedy nadzieja była już wielkości ziarenka piasku, nagle zobaczyłam ujście po swojej prawej.
- Tędy! - zawołał nagle Atis. Mówił o tym samym ujściu.
Natychmiast skręciliśmy w prawo, co trochę zmyliło ścigające nas duchy, lecz już zaraz znowu były na naszym tropie. Myślałam, że zaraz mi łapy odpadną przy samych barkach, a wyjście z lasu wydawało się oddalać z każdym krokiem. Wreszcie stwierdziłam, że mam tego dość. Bez ostrzeżenia wzbiłam się w powietrze i chwyciłam towarzysza w krwawe szpony. Dodatkowymi nowotworami odpychałam się od drzew, żeby dodać skrzydłom prędkości. W pewnym momencie złudzenie oddalającego się wyjścia zniknęło i wypadliśmy z pomiędzy drzew jak dwójka wariatów. Obydwoje padliśmy na ziemię z niesamowitą siłą, przy czym towarzyszył gruchot moich kości. Złamałam łapę. Tylko z tego zdołałam zdać sobie sprawę nim straciłam przytomność z wycieńczenia...

(Atis? ^^)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz