– Aha – mruknęłam potakująco, wkładając do buzi łyżeczkę
pełną lodów. – Dobra, słuchaj, ja się będę zbierać, mam dzisiaj nockę. – Z
niechęcią wstałam, odkładając pudełko na stolik.
– Podwieźć cię? – zapytała Cam, odruchowo już lekko się
podnosząc.
– Nie, nie, dzięki, mam stąd autobus za chwilę. – Machnęłam
ręką i sięgnęłam po buta. – Jeszcze mi się zaczniesz kazać do paliwa dokładać. –
Zaśmiałam się, na co brunetka również parsknęła śmiechem.
– Dzięki za podsunięcie tej jakże ciekawej myśli, zapamiętam
to sobie. – Camille stanęła przy mnie, zakładając ręce na piersi.
– Dobra, dobra. – Skrzywiłam się. – Trzymaj się, do potem. –
Cmoknęłam ją w policzek i wyszłam z domu. Na przystanek oczywiście musiałam
biec.
***
– No i koniec na dziś – oznajmił Steve, przecierając dłonią
zmęczoną twarz.
– Noo… i na wczoraj – westchnęłam. – Jeju a teraz dzień
wolnego, jak mi się marzy. – Zamknęłam oczy. – I do pracy dopiero jutro rano.
– Nawet nie wymawiaj tego słowa – parsknął chłopak.
– „Praca” czy „jutro”? – Udałam zdziwienie, na co zostałam
obdarzona kpiącym spojrzeniem.
– Dobra, idź przebieraj się szybko i podwiozę cię do domu.
– Pędzę, lecę. – Popatrzyłam na niego z wdzięcznością i skierowałam
się do przebieralni. Po chwili wyszłam stamtąd już w swoich ciuchach.
– Dobra, chodźmy. – Szturchnęłam blondyna w rękę, którą
podtrzymywał chwiejącą się głowę.
– Już? – Otrząsnął się. – No, to chodźmy.
Dojechaliśmy pod moje mieszkanie w zadziwiająco powolnym tempie.
Ani trochę nie zaskoczyło mnie to, że Steve odpiął pasy i razem ze mną wysiadł
z samochodu.
– Co, liczysz na darmową kawę? – Zaśmiałam się.
– Jak ty mnie znasz… – Westchnął. – Weź, pojedźmy windą,
przecież ja zaraz zasnę na stojąco.
– Właśnie widzę – parsknęłam. – Nie powiem, kto tu ma bardziej
wymagającą pracę.
– Bardzo śmieszne. Kochana, to ja tu słucham tych wszystkich
pubowych podrywaczy. „Cześć piękna, bolało jak spadałaś z nieba”? – zaczął
przedrzeźniać. – To bardziej męczące niż słuchanie zamówień. Jakby po prostu
nie można było normalnie zapytać o numer… albo imię… albo o chłopaka.
Zaśmiałam się.
– Lubisz to, co?
– Cholernie. Nawet nie wiesz, jak często mogę oglądać prywatną
komedię za friko.
Otworzyłam drzwi do domu, a Steve od razu rzucił się na
kanpę.
– Dobra, wiesz co, chyba rezygnuję z tej kawy – mruknął w
poduszki. – Zostaję tutaj.
– Chociaż buty zdejmij. – Skrzywiłam się, a w odpowiedzi
dostałam tylko potakujące mruknięcie. Pokręciłam głową z dezaprobatą, poszłam
umyć zęby i przebrać się, a potem skierowałam się do swojej sypialni. I ciepłego
łóżeczka.
***
Obudziłam się, nie do końca będąc pewnym tego, w którym
świecie się znajduję. Zdezorientowana spojrzałam na zegarek. 18:03. Mój brzuch
zaburczał, więc przetarłam twarz dłonią i, nie zwracając uwagi na rozczochrane włosy,
przeszłam do aneksu kuchennego, gdzie już krzątał się Steve.
– Cześć – powitał mnie z uśmiechem. Po jego zmęczeniu nie
było nawet śladu. Dziwny jest ten człowiek.
– Cześć, cześć. Zdjąłeś chociaż te buty? – Spojrzałam na
niego sceptycznie.
– Zdjąłem, zdjąłem. Jajecznica z cebulką, frankfurterki i
serek śmietankowy?
– Brzmi jak pyszne śniadanie na kolację, dzięki wielkie. – Uśmiechnęłam
się z wdzięcznością. – Dobra, idę się myć.
– Zrobisz potem kawę, nie?
– Jasne – przytaknęłam i przeszłam do łazienki.
Właśnie wyszłam spod prysznica, gdy usłyszałam dzwonek do
drzwi. Jeden, potem drugi.
– Steve, otwórz! – krzyknęłam w głąb mieszkania, w nadziei
na to, że chłopak mnie usłyszy. Nadstawiłam uszu i już po chwili usłyszałam
grzechot otwieranego zamka. Uśmiechnęłam się z zadowoleniem.
(CAMILLE? ZAWITAŁAŚ W MOJE SKROMNE PROGI? XD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz