– Wiesz co Cal, ja to właściwie muszę się już zbierać –
powiedział, gdy tylko udało mu się opanować atak kaszlu. Odetchnęłam z ulgą.
– Jasne jasne, nie ma problemu, leć – odparłam natychmiast.
Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo.
– Cześć – rzucił w przestrzeń, otwierając już drzwi. Uniósł jeszcze
dłoń na pożegnanie.
– Do zobaczenia. – Odpowiedziałam mu tym samym gestem.
Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, trzepnęłam Camille po
głowie.
– Au! – zaprotestowała natychmiast. – Za co?!
– Już ty dobrze wiesz za co – warknęłam, schodząc ze stołka
barowego, by posprzątać naczynia po naszej kolacji.
– Dobra, dobra. – Camille wydawała się być jeszcze bardziej rozentuzjazmowana.
– Mów jak się poznaliście. Bo na kolegę „tylko z pracy” to on mi nie wygląda.
Przewróciłam oczami i znów zajęłam miejsce na stołku
barowym, dokładnie naprzeciwko przyjaciółki. Chwyciłam w dłonie kubek z kawą i
upiłam łyk pianki.
– Bo nie jest kolegą „tylko z pracy” – przyznałam,
przedrzeźniając ją.
– No, no, mów dalej.
Zmroziłam ją wzrokiem.
– Jak będziesz mi przerywać, to cię stąd wygonię i niczego
się nie dowiesz – zagroziłam, a Camille posłusznie siedziała cicho. – No to generalnie
znamy się jeszcze z Londynu. Wiesz, chodziliśmy do jednej szkoły. Właśnie wtedy
zaczęliśmy się przyjaźnić. Planowaliśmy nawet studia na tej samej uczelni –
parsknęłam śmiechem, wspominając dawne czasy.
– Ty to pewnie psychologię, a on?
– Informatykę – odpowiedziałam, nawet nie każąc jej siedzieć
cicho. Cóż, i tak nic by to nie dało. W końcu rozmawiałam z Camille.
– I co, co?
Zaśmiałam się.
– No nic. Potem jakoś nasze drogi się rozeszły. Ja… miałam
problem z bratem. Z mamą. On znalazł sobie jakąś dziewczynę i przyjechał tutaj.
Dopiero gdy ja postanowiłam przeprowadzić się gdzieś dalej niż Anglia –
uśmiechnęłam się lekko – spotkaliśmy się, w sumie całkiem przypadkiem. Znaczy,
planowaliśmy się spotkać, ale jakoś nie wychodziło. A potem, przy pierwszym załamaniu,
jak jeszcze nie do końca wiedziałam, co ze sobą zrobić tu na wyspie i w ogóle,
poszłam do pierwszego lepszego pubu utopić smutki w… mojito – znów się
zaśmiałam – spotkaliśmy się. Pogadaliśmy trochę, potem Steve załapał, że
przecież mam doświadczenie w branży kelnerskiej – parsknęłam – a akurat szukali
dobrej kelnerki. Poszłam, dostałam tę pracę, potem Noctis, kupiłam mieszkanie…
No i dalej już jakoś poszło.
– I co? – Roziskrzone oczy Camille jaśniały jeszcze
bardziej.
– Co „co”? – zdenerwowałam się.
– No co z tą jego dziewczyną?
Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na nią zszokowana.
– C O?!
– No tą z którą wyjechał. – Camille machnęła ręką lekceważąco.
– Opowiadam ci całą historię mojego życia, a ty jedyne, o co
pytasz to co się stało z dziewczyną Steve’a?! – oburzam się.
– Już, już, spokojnie.
– Nie wiem, co się z nią stało, skąd mam to wiedzieć,
rozstali się chyba zanim tu przyjechali albo chwilę po tym, co to ma tak
właściwie do rzeczy?
– Ale rozstali się po tym jak cię spotkał?
Spojrzałam na nią podejrzliwie.
– O co ci chodzi?
Camille zaśmiała się.
– O nic – odpowiedziała radośnie. – Będziecie idealną parą.
Uniosłam oczy ku górze.
– Camille Belcourt. Zamknij się.
(CAM?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz