– Cześć – przywitał się Fionn z uśmiechem, na co pochylająca
się nad stanowiskiem chemicznym Włoszka uniosła głowę. – Mogę?
– Pewnie – przytaknęła ze zdziwieniem. – Tylko lepiej załóż okulary.
I fartuch, jeśli chcesz, żeby ten garnitur nadal był w stanie idealnym.
Irlandczyk zaśmiał się, sięgając po wyznaczony ekwipunek.
– Co robisz? – zapytał bardziej przez grzeczność niż przez
faktyczną ciekawość. Wziął do ręki jedną z probówek i zamieszał nią delikatnie,
przez co substancja zmieniła kolor na intensywnie zielony. Lucia zacisnęła mocno
usta i spojrzała na niego z dezaprobatą, starając się nie powiedzieć paru słów za
dużo. Fionn zagryzł wargę, widząc jej wzrok i odłożył probówkę na miejsce.
– Wybacz – powiedział tylko i postanowił niczego już więcej
nie dotykać. Ten gabinet był jak skarbnica tajemnic połączona z bombą zegarową.
Włoszka tylko skinęła głową. – Chciałem tylko zapytać. – Założył ręce za
plecami, jedynie na wszelki wypadek. – Wybierasz się na nasz Metnthisowo-sojuszniczy
bal, prawda?
Brunetka uniosła brwi, patrząc na jego twarz i starając się
z niej coś wyczytać. O co mu chodziło?
– Miałam zamiar – powiedziała powoli. – Ale to dopiero za
tydzień. Masz na myśli coś konkretnego?
– A nie, nie – odkaszlnął – nie, tylko sprawdzam czy nie
będziemy mieli braków w kadrze. Sama rozumiesz, słabo by wyszło, gdyby na balu
organizowanym przez Menthis… nie było Menthisu, prawda?
Lucia spojrzała na niego z powątpiewaniem. Co ten Fionn
kombinuje?
– Racja – przytaknęła ze zmarszczonymi brwiami.
– Ale sama będziesz?
– No… Raczej tak. Fionn, o co ci tak właściwie…
– Świetnie – przerwał jej, klaszcząc w ręce. – To ja idę
pytać dalej, nie przejmuj się. Miłej pracy! – Uśmiechnął się i wyszedł z jej
gabinetu z westchnieniem ulgi. Jak na razie wszystko szło po jego myśli.
(JAMES?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz