16 września 2018

Od Camille cd. Calii

        Następnego dnia wieczorem postanowiłam złożyć niezapowiedzianą wizytę Calii. Decyzja ta była spowodowana zapewne przez moją niezawodną intuicję, gdyż była to jedna z najlepszych tamtego dnia. Wpół do siódmej zadzwoniłam do jej drzwi. Jeden raz. A potem jeszcze. Opuściłam dłoń i skierowałam ją do klamki. W tym momencie odrzwia stanęły otworem, a moja dłoń zawisła niezręcznie w powietrzu. Jednak postać, która pojawiła się po drugiej stronie progu z pewnością nie należała do mojej przyjaciółki. Poczułam jak na moją twarz wypływa dwuznaczny uśmiech.
- No witam, witam - przywitałam się ze Stevem. Odsunęłam go i bez zaproszenia weszłam do mieszkania Calii. - Już ona mi się będzie tłumaczyć, oj będzie - mruczałam do siebie pod nosem, nadal uśmiechając się jak głupia. Usłyszałam, jak "kolega" Calii zamyka drzwi i idzie za mną do kuchni. Wyjęłam z szafki kubek i podstawiłam go pod ekspres do kawy. Po chwili zasiadłam przy stoliku ze swoim latte. Steve oparł się o blat w kuchni i patrzył na mnie z niechęcią.
- Czy to nie ty chciałaś mi odciąć palce? - zapytał w końcu.
- To było dawno i nieprawda - machnęłam ręką. W tej właśnie chwili do kuchni weszła Calia. Skinęłam na nią głową. Niedługo potem usiedli ze mną przy stole z kolacją. Jedli w ciszy, a ja skakałam spojrzeniem od jednego do drugiego. Gdy już skończyli i umyli naczynia, postanowiłam przystąpić do akcji:
- No, to jak się poznaliście? - Calia spojrzała na Steve'a z przerażeniem.
(Cal?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz