17 września 2018

Od Jamesa i Lucii cd. Jamesa

                   Legenda
               Lucia - James
         Spojrzenie Jamesa Von Alwasa spoczęło na kobiecie. Uniósł brew i odwrócił wzrok na przyjaciela, który już znikał w tłumie ludzi. Poczuł, jak w jego trzewiach kiełkuje irytacja, jednak wyraz jego twarzy pozostał spokojny. Usiadł obok kobiety, która udawała, że go nie zauważa, i spojrzał na nią przenikliwie. Część jej włosów była upięta, reszta spływała na ramiona. Jej sukienka miała kolor naprawdę ładnego bordo. Góra była obszyta czarną koronką. James musiał przyznać, że na czym jak na czym, ale na modzie to ona się zna.
Lucia zacisnęła mocno wargi i nie obdarzyła gościa ani jednym spojrzeniem. Już zaczynała łączyć fakty i doskonale wiedziała, dlaczego wcześniej Fionn ją tak o wszystko wypytywał. Była na niego wściekła. Naprawdę miała nadzieję, że usiądzie obok niego, jako że jest jednym z pracowników Menthisu, a tu proszę. Kątem oka spojrzała na drugi koniec stołu, gdzie dostrzegła śmiejącego się grzecznie Irlandczyka. Wstał i uniósł butelkę z szampanem, patrząc sugestywnie na stojących w rogach sali kelnerów. Ci zaczęli podchodzić do gości i napełniać stojące przed nimi kieliszki. Lucia z zaskoczeniem dostrzegła, że siedzący obok niej Anglik odmówił alkoholu skinieniem dłoni. Za chwilę Fionn postukał łyżeczką w swój kieliszek. Na sali zapanowała cisza.
- Dziękuję, że się tu zebraliście - zaczął Irlandczyk. Jego głos niósł się po sali w całkowitej ciszy. - Powiem krótko. Życzę wam i naszej organizacji owocnej współpracy! Niech to będzie wspaniały wieczór, który tylko umocni nasze więzy! - James pomyślał, że jak już on umocni więzy Fionna, to rudy się nigdy nie pozbiera, jednak uparcie wpatrywał się w twarz podstępnego "przyjaciela". Ten spojrzał na niego i tę całą Parfavro. Jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. - Wznieśmy toast za ten niezapomniany wieczór! - Powiedział tylko. Wszyscy unieśli kieliszki z alkoholem lub, tak jak Von Alwas, z wodą i już po chwili po sali rozniosło się tubalne "Za Menthis". Zerknął kątem oka na Lucią, która wysączyła łyk szampana przez zaciśnięte wargi. Ten wieczór doprawdy będzie niezapomniany.
Po zjedzeniu pierwszego ciepłego posiłku, niektórzy ludzie zaczęli podnosić się ze swoich miejsc i zajmować parkiet. Innych natomiast pochłonęła rozmowa o mniej lub bardziej sojuszniczych tematach. Lucia upiła kolejny łyk szampana, starając się jakoś zamaskować niezręczną atmosferę. Po raz kolejny spojrzała na siedzącego obok bruneta kątem oka. Speszyła się lekko, gdy ich ukradkowe spojrzenia się spotkały i niemal natychmiast wróciła do obserwowania martwego punktu naprzeciwko. W tłumie dostrzegła Fionna tańczącego z czarnowłosą dziewczyną, chyba przedstawicielką Mafii Pectis. Nagle usłyszała znaczące chrząknięcie. Z zaskoczeniem spojrzała na swojego bankietowego towarzysza. – Zatańczysz? – zapytał z pełną powagą. Uniosła brew, zaskoczona. – Oczywiście – odpowiedziała niemal natychmiast. Włoszki nigdy nie trzeba przecież namawiać do tańca. Podnieśli się więc ze swoich miejsc i powędrowali na parkiet, gdzie akurat zaczęła się jakaś walcowa piosenka. Zaczęli tańczyć, mimo wszystko starając się unikać jakiegokolwiek większego kontaktu. Lucia jednak skorzystała z okazji, że może dokładniej przyjrzeć się tajemniczemu mężczyźnie. Musiała mu przyznać, że facet miał gust. Czarny garnitur połączony z klasyczną bordową koszulą dodawał mu elegancji, ale też nie był nudny, nadawał mu swego rodzaju luzu i, o zgrozo, pomyślała, że wręcz idealnie komponował się z jej sukienką.
Von Alwasowi również nie umknął ten drobny szczegół, a gdy kątem oka zobaczył twarz przyjaciela, już wiedział, że rudowłosy nie da mu żyć. Na szczęście niepatrzenie na partnerkę do tańca było zadaniem stosunkowo prostym, gdyż kobieta, nawet na wysokich obcasach, była od niego o wiele niższa. Robił więc wszystko, by tylko nie patrzeć w jej stronę. Do czasu, aż poczuł jak na jego czarnym, świeżutko wypastowanym bucie stanęła drobna stópka w szpilce. Powstrzymał się od syknięcia i spojrzał w dół. Lucia zadarła głowę i uśmiechała się do niego triumfalnie. James musiał przyznać, że było to całkiem sprytne posunięcie.
– I pewnie nie zamierzasz mnie przeprosić, nieprawdaż? – zapytał obojętnie. Lucia spojrzała na niego chytrze i z niemałym samozadowoleniem, zresztą niezbyt dobrze skrywanym. – Oczywiście, że nie – prychnęła. – Tak przynajmniej jesteśmy kwita. Anglik jedynie wzruszył ramionami, jednak zaczął przykładać teraz coraz większą uwagę do swojej partnerki. I jej sabotażowych działań.
Poza tym jednym wyskokiem ich taniec wyglądał całkiem dobrze. Oboje znali kroki, a Lucia, mimo niechęci do mordercy krokodylich szpileczek, pozwalała się prowadzić precyzyjnemu oficerowi. Co jakiś czas zaszczycali się przelotnymi spojrzeniami. Parfavro znów zabawnie uniosła głowę, jakby chciała obserwować kandelabr wiszący na suficie, a nie Jamesa. Postanowiła reanimować konwersację. Bo przecież rozmowa również jest częścią tańca. Prawda?
– Zabiję Fionna – zaszczebiotała wesoło, na co nawet James spojrzał na nią z (umiarkowanym co prawda, ale jednak) zaskoczeniem. Niechętnie przyznał jej rację. – Pomogę – odparł zwięźle, a Włoszka spojrzała na niego z zadowoleniem. – Świetnie! – entuzjastyczne iskierki rozbłysły w jej oczach. – Twoja pomoc będzie nieoceniona. Ile wy się właściwie znacie? I skąd? – Przenikliwie spojrzała w jego oczy. A musiała przyznać, że miał naprawdę piękne oczy. Jedno cudownie niebieskie, drugie intensywnie zielone. Teraz patrzyły na nią z powagą, wręcz obojętnością. Przemknęło jej nawet przez myśl, że to przykre, że w tak pięknych oczach nie widać żadnych emocji. – Długo – odpowiedział James po chwili. – I z Menthisu. Nic szczególnego.
Lucia spojrzała na niego spode łba. James musiał przyznać, że miała naprawdę ładne, ciemne oczy. Przez jego głowę przegalopowała myśl, że gdyby malował obrazy, to chciałby je uwiecznić, jednak zamordował ją równie szybko jak się pojawiła. - A coś więcej? - zaczęła dopytywać, ale Anglik tylko wzruszył ramionami. Włoszka westchnęła. - Ja też znam go z pracy - zaczęła opowiadać niepytana - całkiem miły jest, nie? W sensie... Uprzejmy, dobry pracownik, fajny człowiek... - zamilkła na chwilę, gdy zobaczyła jak jeden z mięśni lekko zadrgał na jego twarzy. - To nie ja jestem jestem w nim zakochany, to się nie będę wypowiadać - po raz kolejny wzruszył ramionami, doprowadzając Parfavro do szewskiej wręcz pasji. Była tak zaskoczona, że na chwilę zgubiła krok.
– Nie jestem... – wypaliła natychmiast, czerwieniąc się, czego, miała nadzieję, nie było widać pod warstwą makijażu. – Jasne – skwitował jej jeszcze nawet dobrze nie zaczętą wypowiedź. Lucia wzięła uspokajający oddech. – Bardzo interesujący z ciebie człowiek – stwierdziła chłodno. – Niby taki niedostępny, a swoje wie. Chociaż i też nie zawsze, jak widać. – Na ostatnie zdanie położyła największy nacisk. – Niby taki niczym niezainteresowany, a jednak na mnie zwrócił uwagę. – Uniosła wyzywająco brwi i teraz on prawie pomylił się w tańcu. – Nieprawda – odparł, starając się brzmieć obojętnie. – Jasne – przedrzeźniła go. – Jak ty się właściwie nazywasz? James jak? Von Alwas? Hm, to pewnie twój tatuś jest moim najwyższym szefem – ostatnie dwa słowa wypowiedziała z niechęcią, której nie dało się nie zauważyć, nawet jeśli nie było się Jamesem. – Strasznie dużo gadasz – skwitował tylko, naprawdę starając się zignorować jej atak. Lucia uniosła na chwilę brwi, a James, by uniknąć kolejnego potoku słów, obrócił ją w tańcu. Jej ciemne włosy znów go uderzyły, tym razem jednak przypadkowo, ale Włoszka i tak uśmiechnęła się triumfująco, czego jednak Anglik już nie dostrzegł. – Chociaż trzeba ci przyznać – zaczęła ponownie, gdy stała już przodem do swojego partnera – że gust masz naprawdę niezły. A ode mnie tego często się nie słyszy.
James skinął głową, ciężko powiedzieć czy na znak uznania komplementu czy może obojętności. Prawdę mówiąc ta kobieta była irytująca i głośna, jednak Von Alwas musiał przyznać, że również docenia jej gust. Nie powiedział jednak nic i wciąż prowadził nadal zarumienioną jak prawdziwy włoski pomidor Lucię. Niedługo później walc skończył się. James ukłonił się teatralnie i odszedł w kierunku stolika bez słowa. Po chwili podszedł do niego O'Reilly. Widziała, jak rudowłosy coś mówi, jednak chirurg pozbawia go tchu celnym kuksańcem w żebra. Lucia ledwie powstrzymała się od parsknięcia śmiechem. Dziwny ten Von Alwas, oj dziwny.
(Lucia, Twoja kolej)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz