– Zatańczymy? – zapytał z tym swoim uroczym uśmiechem. Lucia
zawahała się chwilę. Z jednej strony chciała pokazać temu głupiemu von
Alwasowi, że nie chce od Fionna niczego więcej poza przyjaźnią (co, oczywiście,
nie było prawdą, ale nikt nie miał prawa o tym wiedzieć) i była zwyczajnie zła
na Irlandczyka, z drugiej jednak strony… jej wyobraźnia kreowała wiele wersji
tego tańca. Czemu by nie spełnić chociaż jednej?
– Ewentualnie – odpowiedziała chłodno i podała mu swoją
dłoń. Okręcił Lucię ze śmiechem, a gdy piosenka trochę się ustabilizowała,
położył dłoń na jej talii. Włoszka za wszelką cenę starała się zignorować
tłukące się w jej brzuchu motyle.
– Co masz taką minę? – zaśmiał się Fionn. Wzruszyła ramionami.
– Jestem na ciebie wściekła – stwierdziła, choć i to powoli
stawało się nieprawdą. Patrząc na niego, nie dało się chować urazy. Co innego
niż z tym całym von Alwasem. Irlandczyk był ciepłą i kochaną osobą w ogóle, a w
porównaniu do zdystansowanego Anglika… cóż, tu właściwie nie było żadnego
porównania. Lucia zastanawiała się, jakim cudem oni się w ogóle przyjaźnią.
– Za cóż to? – W oczach Fionna pojawiły się wesołe iskierki.
Właściwie, nie zniknęły od momentu, w którym bal rozpoczął się na dobre, a
ludzie bawili się coraz lepiej.
– Za to, że próbujesz mnie pogodzić – skrzywiła się z obrzydzeniem
– ba, nawet zaprzyjaźnić z tym… Jamesem
von Alwasem.
Fionn zaśmiał się jedynie w odpowiedzi. Żeby tylko wiedziała,
jak on zamierza między nimi namącić.
(JAMES?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz