Dzień zapowiadał się bardzo słonecznie. Wstałam o piątej rano, musiałam się przygotować. Zrobiłam sałatkę owocową i postawiłam na stole. Złapałam leżącą obok torbę. Niczego nie zapomniałam? A no tak! Jeszcze karteczka. Wyjęłam z kieszeni kawałek papieru i ołówek z torby. Zaczęłam ładnie i starannie pisać:
"Sis muszę wyjechać na jakiś czas, z tydzień mnie nie będzie. Muszę pozałatwiać sprawy na arenie 1. Wiesz, kupić jakiś ładny materiał i inne tego typu rzeczy. Do zobaczenia
~Elizabeth"
Położyłam kartkę na stole i wyszłam z domu. To była tylko wymówka... po ostatniej kłótni chciałam na razie usunąć się z drogi mojej sis, robiłabym tylko problemy.
***
Kiedy miałam już wejść do miasta przypomniało mi się o moich znakach. Wyjęłam z torby dwa plastry. Dobrze, że sobie przypomniałam, bo byłby problem. Zakleiłam plastrami świecące plamki na moich rękach i ruszyłam dalej. Jeżeli się nie pośpieszę to nie zdążę na pociąg i będzie wtedy po ptakach! Zaczęłam iść szybkim krokiem w stronę stacji kolejowej, była strasznie daleko, a sama jazda trwała ponad godzinę. Czeka mnie ciężki dzień...
***
Otworzyłam oczy. Usłyszałam głos automatu, czy czego tam oni używają, że jestem na miejscu. Wstałam z siedzenia i ruszyłam w stronę wyjścia z wagonu. Pociąg zahamował gwałtownie, ledwo utrzymałam się na nogach. Weszłam po stopniach w górę i zobaczyłam wyjście po lewej stronie. Stałam sama, gdy do środka weszli pasażerowie, wyszłam na zewnątrz trzeba tu uważać, podobno czasami tłumy są tak wielkie, że mogą cię porwać do środka i nici z wysiadki. A kiedy jest tak ciepło jak dziś i w wagonie przebywa, aż tyle osób to nie jest wcale przyjemnie. Rozejrzałam się dookoła mało osób tu przyjeżdżało, ale bardzo dużo osób chciało stąd odjechać. Wcale im się nie dziwię, sama nie wiem czemu wybrałam to miejsce. Dobra, nie mam czasu na myślenie, muszę lecieć do hotelu, a potem lecę na miasto.
***
No cóż i co ja mam teraz robić? Muszę tu teraz siedzieć cały tydzień, to sobie nagrabiłam... Może pójdę do pobliskiej kawiarenki? No cóż, na zakupy nie mam ochoty to zwiedzę okolicę. Ruszyłam w kierunku małej kawiarni którą zauważyłam na rogu. Nagle zderzyłam się z kimś i upadłam na ziemię.
- Oj... przepraszam pana najmocniej. - Zaśmiałam się nerwowo.
(Prosze Pana? Coś mi ostatnio nie idzie ;D A kiedykolwiek dobrze mi szło? XD)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz