- Jade! Wstawaj! - powiedział kobiecy głos zza drzwi - Musisz jeszcze roznieść dzisiejszą gazetę!
No tak. Zapomniałam.
Wstałam szybko i popatrzyłam się na zegarek. 6:02. Przewróciłam oczy. Codziennie od dwóch miesięcy wstaję o tej głupiej godzinie żeby rozwieść głupie gazety. Przynajmniej dobrze płacą.
Wstałam szybko i otworzyłam drzwi.
- Cześć Daisy... - powiedziałam do kobiety stojącej w drzwiach.
- No w końcu! No i zobacz dziecko jak ty wyglądasz, no! Włosy w nieładzie! Tsk, tsk... - powiedziała kobieta. Jest w średnim wieku, zawsze uśmiechnięta. No, nie licząc poranków, kiedy Daisy ma zły humor. Prowadzi również małą kafejkę "Delicja" w arenie 1, w której pracuje codziennie po szkole.
- Przepraszam! Już się ubieram i idę do pracy! - szybko zamknęłam drzwi, wiedząc jaka będzie reakcja Daisy, gdy się spóźnię. Ale i tak, Daisy była jedną z milszych kobiet jakie kiedykolwiek poznałam i jej ufam, a moje zaufanie jest bardzo ciężko zdobyć.
Poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Zobaczyłam tam dziewczynę z bladą twarzą, wielkimi zielonymi oczami i burzą ognistych włosów. Nigdy nie rozumiałam czemu mają taki specyficzny kolor, nigdy ich nie farbowałam. Nawet nie wiem jak wyglądali moi rodzice. Pamiętam tylko moją małą siostrę. Bo wiecie, cierpię na amnezję wsteczną. Nie wiem nic o mnie i wydarzeniach z mojego życia sprzed 10 roku życia, tylko to, że kocham ogień. Czy to nie jest dziwne...? Czuję się bez tych 10 lat trochę... pusta. Tak, myślę, że to jest dobre określenie.
No ale cóż, że się tak wyrażę "życie".
Szybko ściągnęłam z siebie piżamę i wskoczyłam pod prysznic. Gdy wyszłam szybko opatuliłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Podeszłam do szafy i wyjęłam czarną koszulkę z napisem "Fire and Blood", czerwoną spódnicę w szkocką kratę i moje ulubione wysokie, zielone tenisówki. Przed wyjściem włożyłam na nos swoje okulary, pobiegłam truchtem do aneksu i na szybko zrobiłam sobie tosty na drogę. Pożegnałam się z Daisy, poszłam po mój rower i już byłam w drodze.
---
Objeżdżam już dwudziesty ósmy dom rozdając gazety, jeśli dobrze liczę. Poprawiłam moją torbę na ramieniu i szybko podeszłam do dzwonka ostatniego już domu. Nacisnęłam guzik licząc na to, że ten ktoś jest w domu i że nie muszę się liczyć z jakimś starym prykiem.
Gdy zobaczyłam otwierające się drzwi od razu przyjęłam na twarzy firmowy uśmiech i zaczęłam mówić już na pamięć zapamiętaną formułkę.
- Dzień dobry! Dziękujemy za złożenie zamówienia prenumeraty gazety "Hustle"! Mam nadzieję, że zostaniesz z nami dłużej! - zamknęłam oczy i przekrzywiłam głowę nadal mając na twarzy firmowy uśmiech, szef mówił, że to zawsze działa na klientów.
(Ktokolwiek?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz