- Podziękuję. - Skrzywiłam się lekko. Nie przepadałam za papierosami. Zapach nikotyny lub dymu zbyt łatwo zwracał na siebie uwagę. A poza tym co to za przyjemność dławić się trucizną? Nigdy nie zrozumiem palaczy. - Ale nie krępuj się.
Chłopak wzruszył ramionami i wyją z paczki jednego szluga. Chwilę potem zaciągał się już cuchnącym dymem, roztaczając nieprzyjemną aurę... palącego bisha. To ten typ chłopaka, który jest przystojny i doskonale zdaje sobie sprawę, jak to wykorzystać. I mówię to jako osoba, z pewnym doświadczeniem miłosnym.
- Więc? Co taki wsiok robi w wielkim mieście? - spytałam, nie bez pogardy w głosie.
- Nic specjalnego, spaceruję, podziwiam, to naprawdę niesamowite, że odkąd mieszkam na Arenie 6 nigdy nie widziałem tyle świń w jednym miejscu.
Świnie. Cóż, wielu z nich zapewne je przypominało... jednak zbyt często były to tylko pozory. Nie. Na Arenie 1 niewiele było tłustych wieprzy, zdolnych tylko do obżerania się. I dlatego moja praca tutaj jest taka trudna.
- Świnie nie są tak nieprzewidywalne i niebezpieczne. - Zwęziłam oczy w wąskie szparki, pochylona nad parującym napojem. - Bardzo potulnie idą na rzeź.
- Oczywiście, jesteś specjalistą. - Spojrzałam na chłopaka nieprzychylnie, a on uśmiechnął się. Jego kawa stała na ławce, stygnąc.
- Lepiej wypij, nim będzie kompletnie zimna - powiedziałam z przekąsem. - Na tym świecie tylko dwie rzeczy są gorsze od smaku papierosów - odchody i zimna kawa.
(Jacob? No niech ci będzie, pal sobie ;) I wybacz, ale nie jestem w stanie dorównać Ci długością wypowiedzi XP)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz