Skoczyłem na Arenę 1. Nie przepadałem za tłumem, ale uwielbiałem spacerować przez te wszystkie alejki między kawiarenkami i cukierniami, wołającymi bilbordami i cudownymi zapachami. Poza tym wpadłem na popołudniową 'pustą' godzinę, kiedy to wszyscy oddawali się urokom parującej kawy i ciasteczek, a po ulicach przechadzały się jedynie pojedyncze osoby. Mnie oczywiście nie było stać na te wszystkie pyszności, zadowalałem się zapachem. To mi w sumie nie przeszkadzało. Miałem ochotę zacząć biegać dookoła i krzyczeć 'Kocham zapach ciasteczek! Uwielbiam je!'. Powstrzymałem się. Strażnicy zwracali uwagę na takie 'dziwne' zachowania, nie wiem, co złego jest w okazywaniu emocji, ale tym na górze najwyraźniej to nie pasuje. A dziadek zawsze powtarza: 'Świrowanie zostaw świrom, a jak chcesz wydziwiać, to w domu, jak nikt nie patrzy'. Zazwyczaj po tych słowach mrugał porozumiewawczo, co sugerowało, że on sam także czasami daje się porwać emocjom. Cóż, przynajmniej wiem, po kim to mam. Oczywiście, nie zawsze tak mam, po prostu ostatnio nie dogaduję się z talizmanami, zwłaszcza z Meesterskap, która zazwyczaj w takich sytuacjach mnie uspokaja. Tym razem jednak musiałem coś zrobić, więc podniosłem z ziemi przypadkowy kamyk i rzuciłem w latarnię. Ułamek sekundy później usłyszałem zadowalający dźwięk tłuczonego szkła. Odwróciłem się na pięcie odmaszerowałem niespiesznym krokiem. Parę alejek dalej skręciłem na jakąś ulicę o mały włos nie wchodząc pod samochód. Rozdrażniony kierowca walnął pięścią w klakson, warknął coś i odjechał.
- Nie jesteś z miasta, co?- usłyszałem czyjś głos tuż obok.
(Ktoś, coś?)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz