12 października 2013

Od Argony - Airesu

(c.d tego)
- To prawdziwa historia. Zdarzyło się to jeszcze za czasów rzędów na terenie watahy mojego pra, pra, pra i... tak dalej dziadka Astarotha, gdy wilki jeszcze wierzyły w przesądy - stwierdziłam beznamiętnie - A było to w ciepły letni wieczór nocy Świętojańskiej. 
Grupka wilków zebrała się przed Północną Puszczą, by szukać w niej kwiatu paproci, który ponoć temu, kto go zje daje nieśmiertelność.
 Przed wejściem uzgodnili, że jeśli ktokolwiek znajdzie kwiat to zawoła resztę, by przynajmniej mogła na niego spojrzeć. I ruszyli w las. Każdy w inną stronę. Szukali długo. Minęła 9, 10, 11. Coraz bliżej była północ, z której nastaniem magiczny kwiat miał zniknąć.
Wreszcie, tuż przed północą, jeden z poszukiwaczy (jego imię brzmiało chyba Arksiel) krzyknął triumfalnie. Znalazł to czego szukał.
Tak jak się umówili zwołał kolegów wyciem. Zaczekał, aż wszyscy przyjdą i pokazał im znalezisko. Pozostali członkowie wyprawy byli nieco zawiedzeni, ale tylko przez chwilę, bo Arksiel postanowił podzielić się kwiatem z przyjaciółmi.
Tak też zrobili. Każdy dostał małą ćwiartkę kwiatu. Na trzy cztery wsadzili je do pysków i połknęli…
- Ale Argono, to przecież miał być horror! – zaprotestowała Nikola (tak w duszy nazywałam Nikoyakę)
- Spokojnie, jeszcze się nie rozkręciłam – ucięłam dyskusję i kontynuowałam – Połknęli i… nic. Zgodnie stwierdzili, że to jakaś lipa i zaczęli wracać do swoich nor. Po drodze żartowali z kwiatu.
Nagle jeden z nich krzyknął z przerażeniem. Pozostali zapytali go o co chodzi. Tamten wskazał tylko łapą jedno drzewo, konkretnie to co wisiało na jego gałęzi…


Pozostali również krzyknęli. Owym „czymś” było zmasakrowane ciało białego wilka, z uciętą łapą, wydłubanych, skrytych pod opaską oczach i zwisającym na żyłach sercem.

- O Zeusie – zaklął ktoś
I wszyscy jak jeden mąż odwrócili się i uciekli. Rozproszyli się na wszystkie strony świata. Biegli w panice, co chwila wpadając na drzewa i potykając się o kamienie. Arksiel jako najszybszy z nich pierwszy dotarł do skraju puszczy. Już chciał uciec, gdy drogę zastąpił mu ten sam wilk, którego wcześniej widział wiszącego na drzewie.
~ Oddaj!
Wrzasnął przeraźliwie, tak że basiorowi zrobiło się ciemno przed oczami.
~ Oddaj! Oddaj!
Wrzeszczało doprowadzając Arksiela do bólu głowy. Basior chwycił się za uszy, ale to nie pomogło.
~ Oddaj moje…!
Duch nie dokończył tylko skoczył na basiora i pazurami wyrwał mu oczy. Potem chwycił wyjącego z bólu wilka i rozpruł mu brzuch. Chwycił za falki wewnątrz i zaczął je rozciągać po okolicy. Na ten moment nadbiegli pozostali.
Przystanęli widząc martwego kolegę i białego potwora nad nim. Zjawa poniosła pysk, w którym nadal trzymała flaki basiora. Jej oczy zaświeciły się…
Następnego ranka zwiadowca natrafił na ciała wszystkich uczestników wyprawy. Wszystkie były w nie lepszym stanie niż ciało znalazcy kwiatu… Śmierć tej grupki przypisuje się duchowi Airesu, co w języku demonów oznacza Bezoki.

(Nikoyaka?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz