Kafejka była... nieprzyjemna. No weźcie, ludzie, jak już organizujecie tajne głosowanie, to moglibyście zrobić to w miejscu, gdzie nie śmierdzi zdechłymi myszami. Wydęłam policzki i zaczęłam stukać palcami w blat stolika. Rozejrzałam się, patrząc na twarze innych ludzi. Właściwie, nie było wiele do oglądania. Większość miała na sobie maski różnego rodzaju. Generalnie połowa wyglądała, jakby właśnie urwała się z karnawału w Wenecji, a druga połowa - z horroru o klaunach. Niecierpliwie spojrzałam na zegarek. Głosowanie powinno zacząć się trzy minuty temu. Najwyraźniej organizatorzy gustują w dramatycznych pauzach. Nagle obok mnie usiadła bardzo dobrze mi znana osoba.
- Spóźniłeś się - oznajmiłam chłodno, w duchu jednak ciesząc się, że nie zostałam sama.
- Dlatego oni się spóźniają - odparł Steve poważnie, nie patrząc mi w oczy. - Nie chcieli zacząć beze mnie.
Parsknęłam śmiechem. Siedzieliśmy obok siebie, czekając na rozwój wydarzeń. Po chwili światła zgasły, uciszając zgromadzonych. Nic nie było widać, gdy nagle z głośników zaczął wydobywać się komunikat:
"Witamy wszystkie szumowiny Ainelysnartu na tajnym głosowaniu!" - głosił syntezator mowy - "Liczymy, że pomożecie nam zmienić wyniki wyborów na... odpowiednie."
Przełknęłam nerwowo ślinę i chwyciłam przyjaciela za rękę, mocno ją ściskając. Nienawidzę politycznych gierek. To moje najbardziej znienawidzone zlecenia. Polityka... to niebezpieczna działka. Tam kłamią i kręcą bardzo niebezpieczni i wpływowi ludzie. Jeden fałszywy ruch i możesz nie dożyć następnego dnia.
"Nie przejmujcie się, kochani" - głos w głośnikach zmienił się na normalny. - "To nie jest jedyne głosowanie, a nas, organizatorów, nie ma tu z wami. Szpiedzy premiera, możecie już rzucać robotę. Nie uda wam się nas znaleźć" - oznajmił ktoś wesoło. - "Najemnicy, głosujcie w imieniu swoim i swoich najemców! Nie przewidujemy zagrożenia. Wasze głosy są bezpieczne. Wy jesteście bezpieczni. Na tyle, na ile być możecie."
Po ostatnim zdaniu zapadła głucha cisza, a po chwili naprzeciwko tłumu pojawiły się dwa hologramy. Jeden przedstawiał premiera Leniniewskiego. Drugi - kandydata Silverlake'a. Nagle rozległ się strzał i pierwszy hologram zniknął na chwilę, po czym znowu się pojawił.
- Jeden strzał to jeden głos - wyjaśnił Steve cicho. - Podliczają to pewnie jakimś algorytmem komputerowym, dlatego nikogo tu nie ma. To głosowanie może być również jedną wielką ściemą - powiedział nieprzekonany.
- Ale nie jest - odparłam dobitnie. Mój przyjaciel zawahał się chwilę, ale zaraz skinął głową. Po kafejce rozchodziły się strzały, ale nikt nie przychodził interweniować.
- Chyba trzeba strzelić - bardziej zapytałam niż oznajmiłam.
- Inaczej będziemy się wyróżniać - przytaknął Steve, wyjmując pistolet. Ja zrobiłam to samo. Wyciągnęłam rękę i zamknęłam oczy, celując mniej więcej pośrodku hologramów. Niech się dzieje, co chce. A gdy już stąd wyjdę, zadzwonię do Argony. To nie na moje nerwy.
(Argo? ^^ Dałaś mi scenę w pociągu, to masz scenę ze śmierdzącej kafejki ;D)
Wataha
pierwotni mieszkańcy
liczebność: 18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz