23 października 2017

Od Somniatisa cd. Est

  Od momentu, kiedy TO się wydarzyło Somniatis poruszał się jak we mgle. Jego wzrok szwankował, nie chcąc pokazywać ani prawdy, ani rzeczywistości. Ciągle powracał do cieni, pojawiających się znikąd obok tej jasnej dziewczyny. Już samo to, że nie dopuszczano go do dziewczyny wytrącało go z równowagi. Czuł przerażającą, dojmującą bezsilność. Miotał się to tu, to tam, poszukując kogoś, kto mógłby zaprowadzić go do Est, jednak żelazne drzwi, za którymi zapewne została zamknięta Est w podziemiach tego laboratorium, tuż obok celi Nightmare'a, wciąż pozostawały dla niego zamknięte. 
  Premiera nie widział, odkąd WTEDY zabrał go helikopter, a samego czarnowłosego wpakowano do wojskowego vana transportowego, odciągając od, miotającej się wśród spowijających ją mroków, Est. Halszbiet również tam z nim była, jednak po przybyciu do laboratorium gdzieś zniknęła. Ta dziewczyna miała więcej koneksji, niż ktokolwiek inny z wilczym genem, kogo znał Atis. Mężczyźnie pozostawało więc jedynie czekać. Nieznośne, wypełnione bezczynnością oczekiwanie w tych kilku pomieszczeniach, do których otrzymał dostęp. Nędzne posiłki, które odbierał na stołówce tylko po to, by pogrzebać w nich widelcem i stały nadzór, jednego czy dwóch czujnych SJEWowców stały się jego codziennością.
  Wreszcie, któregoś z jednakowych dni, niczym duch zmaterializowała się przed nim Halszbiet. Wyglądała na rozradowaną i tryskającą energią, podczas gdy na twarzy Somniatisa widać było tylko zmęczenie, a rozburzone włosy przywodziły na myśl zastygłą ropę. Czarnowłosy grzebał leniwie w talerzu, na którym znajdowała się niezbyt smacznie wyglądająca papka z ziemniaków, mięsa i surówki.
- Będziesz mógł się zobaczyć z Est! - oznajmiła pogodnie. - Nie było łatwo, ale wychodziłam dla ciebie wiz... Co, nie cieszysz się?
  Na twarzy mężczyzny nie drgnął ani jeden mięsień.
- Skoro zmienili zdanie to pewnie coś ode mnie chcą. - Mówiąc to podniósł bystre, przenikliwe spojrzenie na Halszbiet i błyskawicznie chwycił ją za rękaw. Ta, próbując ją cofnąć odsłoniła gołą skórę i zimno z dłoni Somniatisa spłynęło na ciepłą skórę białowłosej.
- Nikt, kto próbował się nią zająć nie przeżył - odparła Halszbiet. - Ale z tego co wiem, jesteście blisko, więc pomyślałam, że może ty coś z niej wyciągniesz.
- Jestem wdzięczny za szczerość. - Atis uśmiechnął się słabo i puścił dziewczynę. Wstał. - Pozbędę się jedzenia i mnie do niej zaprowadzisz, dobrze?
- To było nie miłe - mruknęła, nico nadąsana białowłosa, rozcierając lekko zaczerwieniony nadgarstek.
- Wybacz, jestem trochę zmęczony - rzucił mężczyzna, oddalając się w kierunku kosza na odpadki.
***
- To tutaj? - spytał Somniatis stając przed masywnymi, stalowymi wrotami, zamykanymi przez skomplikowany mechanizm - niczym sejf. Halszbiet pokiwała głową, a strażnik, który im towarzyszył wpisał jakiś kod na niewielkiej klawiaturze, a gdy wrota zostały uchylone, zaprosił gestem czarnowłosego do środka.
  Gdy mężczyzna był już w środku, drzwi zamknęły się za jego plecami, zostawiając go sam na sam z Est i jej demonami.
  Dziewczynka nie poruszyła się, choć przecież musiała słyszeć, jak wszedł. Mechanizm nie należał do cichych. Na twarzy Atisa pojawił się ból. Co oni jej zrobili. Już wiele czasu minęło, odkąd ostatni raz widział człowieka w takim stanie.
- Est, to ja... - powiedział podchodząc powoli do dziewczynki i kucając przy niej.
  Zdeformowane cienie, zatańczyły na ścianach, a czarnowłosy mógłby przysiąc, że słyszy, jak szepcą złośliwie między sobą. - Est... 
  Dotknął jej delikatnie, a białowłosa powoli, jakby wychodząc z letargu odwróciła się w jego kierunku. Zmęczona i wymizerowana twarz Somniatisa odbijająca się w jej oczach wydała się nagle zdrowa i wypoczęta, gdy mężczyzna spojrzał na jej wyniszczoną duszę. Kompletnie odjęło mu mowę. Jedno było pewne - moc, którą nosiła w sobie Est, przytłaczała dziewczynę, a on... czy była droga, by ją uleczyć? Czy był sposób, by ulżyć jej w cierpieniu?
- Tiss... - powiedziała słabym, zachrypniętym głosem. Te wszystkie dni, które Atis samotnie spędzał w laboratorium, ona jeszcze bardziej samotna spędzała tu, powoli tracąc energię na rzecz otulających ją cieni.
  Rozległ się szyderczy chichot, a w powietrzu zapłonęła kula czarnego ognia, by zaraz zgasnąć.
- Zaczekaj chwileczkę - szepnął do niej delikatnie mężczyzna, gładząc ją po policzku. Wstał i zebrał energię w zesztywniałych palcach.
  Pomieszczenie zaroiło się od niewielkich, błękitnych pieczęci, które z cichym skwierczeniem wypaliły w ścianach czarne symbole. Śmiechy demonów ucichły. Żadnemu demonowi nie jest do śmiechu, gdy zostanie złapany w pułapkę. Zewsząd rozległy się za to wściekłe, ale niegroźne syki. Potworny taniec został przerwany. Z cichym pyknięciem pojawiła się para czarnych kul, jednak to było coś, czemu Atis nie mógł zaradzić nie wiedząc, czym są.
- Nie powinieneś być... - wyszeptała Est, podnosząc się nieco.
  Czarnowłosy szybko ukląkł przed nią i stworzył w dłoni chusteczkę.
- Cicho, cicho... - zamruczał delikatnie, ocierając jej twarz z czarnej ropy. - Już wszystko dobrze, jestem przy tobie.
(Estu? ^^ Jak sytuacja dalej się rozwinie?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz