30 października 2017

Od Lorema cd. Camille

  Camille... dziewczynka... jej słowa coraz bardziej zdawały się tracić sens i Lorem zastanawiał się, czy nadal myśli racjonalnie. W normalnych warunkach nie wahałby się nad wykonaniem jej planu. W ciągu tego krótkiego czasu zdążył oswoić się z myślę, że dziewczyna jest sprawnym przywódcą, jednak teraz nie był pewien czy gdy przyjdzie co do czego będzie w stanie sobie poradzić. A sam obawiał się, że nie da rady uporać się z machiną. No i, co gorsza, przebywanie w tamtym laboratorium i na niego mogło sprowadzić obłęd. Mężczyzna nie był pewien, dlaczego Cam została dotknięta w ten osobliwy sposób przez urządzenie, a on nie. A mogło być tak dlatego, że on przebywał tam krócej lub... mógł być na to bardziej odporny. Jakby na to nie patrzeć, jego organizm był na prawdę silny.
  A z drugiej strony... jakie mieli inne wyjście? Francja. To słowo brzmiało dobrze w uszach Lorema, jednak bez sprawnej Camille i tak będzie miał problem z dogadaniem się po francusku. On ledwo mówił po angielsku! Westchnął, rozluźniając cały grzbiet i lecąc kilka centymetrów w dół. Spojrzał na grzebiącą nerwowo w torbie dziewczynkę. Dobrze widział, że coś niedobrego dzieje się z jej uczuciami. Jej ból stawał się bolesny wręcz dla niego, jednak nie miał pojęcia, jak sobie z tym radzić.
- Dobrze - zadecydował wreszcie nie wiedząc, co innego mógłby postanowić. Myślenie o wyłamywanie się spod rozkazów było dla niego raczej czymś nowym i nie do końca wiedział, co z nim zrobić.
  Jednak to słowo nie oderwało dziewczynki od jej rzeczy. Zdawała się go nie słyszeć, pogrążona we własnym wnętrzu. Lorem poczuł ukłucie w piersi. Wstał z posłania i nie zważając na protesty dziewczynki podniósł ją z łatwością i posadził na jej łóżku. Uklęknął przed dziewczynką i patrząc poważnie w malutkie oczka powiedział:
- Musisz się wyspać.
- Ale jest jeszcze wceśnie! - Nawet skarga Camille zabrzmiała bardziej dziecięco, niżby oboje chcieli.
- Jesteś zmęczona. - Głos Lorema stał się cichy i głęboki, przyjemny, jakby na granicy cichego pomruku. Położył jej dłoń na czole i delikatnie pchnął na posłanie.
  Gdy wstał dostrzegł, że faktycznie zasnęła. Ułożył ją w nieco wygodniejszej pozycji i przykrył kołderką. W tamtym momencie zrozumiał, że cokolwiek się nie stanie, już nigdy nie uwolni się od magii tej dziewczyny. Uśmiechnął się lekko ze smutkiem, po czym wyszedł z pokoju. Rozejrzy się trochę, żeby Cam mogła potem ułożyć plan włamania. Może uda mu się zdobyć jeszcze jakieś ciekawe informacje odnośnie obiektu? 
- What are you doing here? - zapytał stanowczy, męski głos. Lorem odwrócił się błyskawicznie, a jego dłoń mechanicznie sięgnęła do kieszonki, w której zwykle znajdowały się długopisy. Jednak żadnego tam nie znalazwszy wpatrzył się w wrogo wyglądającego żołnierza, uzbrojonego na dodatek w karabin. Najwyraźniej wartownik. Czyli jednak jakichś mają? Nieee... raczej był po prostu kimś z personelu. W końcu lotniskowiec powinien się roić od amerykanów. To i tak cud, że dotychczas nie trafili na nikogo podczas ich małych eskapad.
- Tojlet... - odpowiedział Lorem.
- Don't you have a helicopter for a while?
  Helikopter. Jasnowłosy dopiero teraz przypomniał sobie o zaoferowanym przez kapitana przelocie. Wygląda na to, że czas się skończył. Odwrócił się gwałtownie i pognał z powrotem do pokoju. Wojskowy coś za nim krzyknął, jednak Lorem nie rozumiał, a zresztą... to nie było już dłużej ważne. Musieli zająć się sprawą Camille teraz. Teraz albo nigdy.
(Camille? Kłopoty, kłopoty XD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz